Baltazar, Dojan, Don
- Nie mamy wyboru, choć wątpię aby w tym stanie Don się zgodził. - westchnęła
Samaritha.
- Nie masz jakiegoś czaru, który by go spętał? - spytała
Baltazara, ale zaraz machnęła ręką.
- Dobrze, może ja coś mam... - zaczęła się zastanawiać.
- Przykro mi, że tyle to kosztuje... ale rozumiecie przecież... - zaczął
Padrick.
- Nie tłumacz się, Padrick. Takie rzeczy kosztują i nie ma sensu tłumaczyć ceny. - przerwał mu wyglądający jak niedźwiedź kapłan.
- Chodźmy. - odrzekła
Samaritha mając już plan w głowie.
- Uśpię go. Samaritha weszła do pokoju
Dona jako pierwsza. Nie marnowała czasu. Mistyczne symbole pojawiły się w powietrzu gdy zaczęła wypowiadać słowa zaklęcia. Srebrny pył owinął
Dona, którego oczy zamknęły się a umysł powędrował w krainę snów.
Baltazar podszedł do nocnego stolika, na którym leżała sakiewka. Wyciągnął z niej 800 sztuk złota i podał kapłanowi.
Arnando Rolf, kapłan Cayden Cailean, wyciągnął swój, woreczek z diamentowym pyłem, który rozprowadził po ciele dhmapira, i zaczął czytać zaklęcie. Diamentowy pył zaczął lśnić niczym gwiazdy na firmamencie aż wreszcie zgasły gdy kapłan wypowiedział ostatnie słowo zaklęcia i zwój pochłonęły błękitne płomienie.
- Udało się. - stwierdził i otarł pot z czoła. Zaklęcie było wysokiego poziomu i wymagało dużego skupienia.
- Polecam się na przyszłość, również jeśli macie ochotę na zacny trunek. A teraz - bywajcie. - kapłan wyszedł z pokoju a następnie z kasyna.
***
Wieczór przyszedł szybko.
Dojan przez większość czasu pracował na swoim nowym terenie budowy, czy może renowacji? W każdym razie był zajęty i niewiele rzeczy go przejmowało.
Tak jak przepowiedział
Saul, wieczorem mnóstwo gości zjawiło się w Złotym Goblinie.
Don, Baltazar i
Dojan byli dosłownie oblegani przez gości. Co chwila ktoś podchodził i pytał o klasztor, pytał gdzie nauczyli się tego co potrafią, paru chciało zostać ich czeladnikami. Cały czas towarzyszył im
Saul, który zapewniał gości, że nadchodzi nowa era dla Riddleport.
Zabawa trwała w najlepsze, nie nawet żadnych bójek - obecność drużyny, która rozgromiła gang przynajmniej na dzisiaj była wystarczającą ochroną.
- No kochani, muszę iść przenieść złoto do skarbca, nie dajcie się zjeść fanom! - zaśmiał się radośnie
Saul. Dzisiejsze zarobki zapowiadały się znakomicie.
- Może trochę wyśmienitego wina dla naszych bohaterów? - zza pleców trójki wyłoniła się kelnerka o niezwykłej urodzie. Co więcej jej kostium był w dużo lepszym stanie niż u reszty kelnerek. Był tak dobry, że niemal prawdziwy.
Baltazar perception check: 20! + 5 = 25! Krytyczny sukces Baltazar szeroko otworzył oczy. To nie był kostium.
-Ah- sukkub odłożyła tacę i klasnęła radośnie dłońmi -
Wspaniale, właśnie tego się po tobie spodziewałam. - uśmiechnęła się, pokazując perlisto białe ząbki.
- Chciałam przyjść cię pochwalić, Don. Naprawdę dobrze się sprawiłeś, choć troszkę ci pomogłam... mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, hmmm? - spytała głosem tak niewinnym jak dziewicy przed nocą poślubną.
- Oh i nie martwcie się, nie przyszłam was zabić. Mogła bym, obawiam się. Jesteście wciąż tak śmiesznie słabi... mogłabym nawet... zasugerować ludziom w kasynie, że ich okradacie i powinni was pozabijać... - na chwilę zamyśliła się.
- Ale nie, nie tym razem. - uderzyła lekko swoją dłonią o policzek, jakby chciała się obudzić.
- Nie, nie tym razem. Ale może wkrótce... zobaczymy co możesz zrobić kapłanie. Oh tak, bardzo jestem ciekawa co możesz zrobić. Udało ci się nawet przekonać do siebie moją panią... byłam pod wrażeniem. Ciekawa jestem co jeszcze możesz. - oblizała wargi.
- Szkoda, że do nas nie dołączyłeś. - westchnęła zawiedziona. -
No ale jeszcze się spotkamy. A więc do zobaczenia.- rzuciła trójce spojrzenie pełne pasji, cofnęła się o parę kroków i zniknęła w tłumie.
Zagrak
Kiedy krasnolud ustalił już wszystko z bardem, barman w końcu miał chwilę aby porozmawiać z nim sam na sam w nowym pokoju
Zagraka.
- A więc, czego chcesz? Płatność z góry, od 10 do 100 sztuk złota - zależy od informacji. - rzucił rzeczowo. Nie był już tą samą osobą co wcześniej w barze, był teraz biznesmenem.
Wysłuchał pytania, zastanowił się chwilę.
- To niewiele. 10 sztuk złota wystarczy. - odpowiedział.
Zagrak dał mu złoto.
- Lugarius i ta dziewczyna... tak byli tu. Przyszli w nocy, zjedli. Nie widziałem twarzy dziewczyny i nie miałem okazji się jej przyjrzeć. Po jedzeniu pogadali trochę z łowcami niewolników i wyszli. Słyszałem, że kupił jeszcze parę dziewczyn i ruszył w stronę Łatwego Pieniądza. Śliska sprawa, ale nic nadzwyczajnego. Wziął tam podobno łódź, ale nie wypłynął z Riddleport. Zniknął gdzieś w okolicach Nabrzeża. Jasper
Jasper poszedł za
Roderikiem. Dom, do którego go zaprowadził był domem średnio zamożnego kupca. Była to prosta budowa z paroma ozdobnymi elementami jak na przykład zdobienia w kształcie driad na drzwiach i oknach, czy kwiaty na parapecie. Nie wyglądało to na targ niewolników, ale w środku wszystko stawało się jasne. W środku, za ladą stała gruba baba. Miała rude włosy i zielone oczy, które przejawiały bystry umysł. We włosach miała czerwone wstążki, na palcach złote pierścienie, a na szyi parę naszyjników - od takich z muszelek po takie z czystego złota.
- Patty, mamy klienta. Pokaż no nasze cukiereczki. - rzucił
Roderik.
- Oby lepszy niż ten poprzedni. Jego bidulka nie wyglądała najlepiej, i choć to towar - to o towar trzeba dbać. Ta jego w kajdanach wyglądała na zagłodzoną. - prychnęła ze złości.
- Nie gadaj tylko ruszaj się gruba locho. - odsyknął
Roderik.
- Już, już. - machnęła ręką.
Po chwili
Jasper mógł wybierać między tuzinem niewolnic. Były różnych narodowości, budowy ciał i wieku. Nie było jednak wśród nich
Erin.