Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2012, 16:28   #67
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Siggi

Drużyna, która udała się do kopalni stała zdyszana na leśnym trakcie. Krasnolud zaczął nieco mamrotać:
- A tam. Przecie ten szlachcic taki ciężki być nie może. W końcu człowiek. Pewnie tutaj możemy bezpiecznie odpocząć. Szczurki są tchórzliwe, jak ich nie ma wielu to za nami pewnie nie pobiegły. Nigdy nie atakują, jeśli nie mają przewagi.
- Jesteś pewny Mogundzie? Wydawało mi się jakbym słyszał jeszcze chwilę temu jakieś kroki za sobą. - powiedział szlachcic zerkając w stronę, z której przybiegli.
- A... co się przejmujesz. Słyszysz swoje serce jak bije, a nie kroki. Jakby były za nami to już dostalibyśmy po bełcie czy czymś gorszym.
Los w Starym Świecie zawsze lubił platać figle. Krasnolud jak na zawołanie usłyszał strzał. Złapał się za pierś, która zaczęła obficie krwawić. Muszkiet spaczeniowy miał potężny zasięg. Jak widać szczurza inżynieria doganiała tę krasnoludzką, o ile nie była bardziej skuteczna ( i ryzykowna zarazem). Ten dzień należał jednak do pechowych.
Mogund upadł na kolana i nie mógł złapać oddechu. Patrzył się jak krew cieknie spod jego ubrania. Po chwili upadł i skonał.
Świst. Siggi zdążył się odsunąć. Nóż do rzucania o dziwnym kształcie wbił się w plecy Edmundusa. Przebił jego płuca. Szlachetka dusił się. Zamiast powietrza, nabierał do płuc krwi.
Mieszkaniec Nuln nie miał wiele do myślenia. Wziął nogi za pas. Wiał przed siebie w obawie o swoje życie. Mimo zmęczenia jego nogi nie odmawiały posłuszeńtwa. W życiu Siggi tak szybko nie uciekał. Po kilku minutach jednak padł na ziemię. Zadyszany odwrócił się jakby za nim biegło stado szczuroludzi. Nikogo jednak tam nie widział. Wrócił do miasta. Kolejny dzień, kolejna flaszka musiała utopić te wrażenia.

Nathander

Postanowił do końca dnia zdobyć nieco informacji. O cyruliku dowiedział się niewiele. Wszystko jednak jakoś dziwnie nie pasowało. Spora część ludzi klęła na niego. Bo skąpiec, bo negocjuje ceny podczas zabiegów, bo ogólnie był z niego kawał skurwiela. Podobno jednej osobie poczas upuszczania krwi mówił, że jak nie zapłaci podwójnie to nie zatamuje krwawienia. Czyżby Herr Brudder odgrywał jakiś teatrzyk?

Mężczyzna na targu, z którym Nathanderowi bardzo dobrze się rozmawiało nieco zmieszał się gdy usłyszał o jakimś spotkaniu na cmentarzu. Popatrzył w niebo, podrapał się po głowie i powiedział:
- A no panie, ja żem słyszał, że to jakieś tydzień temu ktoś jakiś grób otworzył i ciało ukradł. Grabaż panie jest u nas ślepy prawie, a jak się go pyta ile trumna stoi to odpowie, że dziękuje, że się dobrze czuje. Taki dziadek. Sympatyczny bardzo, ale stary. Trzeba by nowego grabarza w mieście. Ale to spotkanie dziwne mnie martwi. Może to jakieś martwiejce chcą wzywać?! - ostatnie pytanie wypowiedział ze strachem. Zagryzł wargi i popatrzył na strażników.
- Oby patrole były tej nocy czujne.

Gdy Nathander wrócil do świątyni kapłani odprawiali nabożeńswo. Niczego o Eryku ani o braciszku się nie dowiedział. Coś jednak wywołało uśmiech na jego twarzy. Kaplani w sali, w której wszyscy jedli rozmawiali o kulcie Rannalta. Podobno w Bretoni narodził się jego syn. Plotki głoszą, że jest dzieckiem zrodzonym z dziewicy, który ma uwolnić kult jego ojca od prześladowań. Wszyscy zaśmiali się słysząc tę opowieść.

Nastał późny wieczór. Nathander udał się do oberży, aby tam sprawdzić jak idzie jego eksperyment. Wyglądało na to, że maść działa. Mężczyzna, który wczoraj poważnie oberwał tym razem sprowadzil do parteru dwóch napastników. Gdy Nathander zbliżył się do lady, gdzie ten jegomość właśnie zamiawał piwo usłyszał jak mówi:
- Nie wiem co mnie tak podniosło na sile, ale chce tego więcej.

Kot, który był cały czas w stajni czekał tam na Nathandera. Chłopak stajenny wypuścił go z klatki i głaskał siedząc i doglądając koni. Futrzak gdy ujrzał nadchodzącego mężczyznę podbiegł i zamruczał. Zaczął się ocierać o nogę Nathandera jakby prosił o jedzenie.

Aldric i Siegfried

Eryk poprosił obydwu mężczyzn do siebie. W swojej celi wypisał stosowne dokumenty.
- Pamiętaj Siegfriedzie. Nie możemy popadać w skrajności. Jeśli będziemy żądni krwi tak samo jak chaoci, to staniemy się tak samo barbarzyńscy i niegoni prawa do życia jak oni. Wiem, że sprawa ta wiele dla ciebie znaczy, jednak nalegam, dyskrecja. - powiedział spokojnie łowca.
Następnie rzekł:
- Jutrzejszego dnia ten cały Wiktor z ratusza ma iść razem z krasnoludzkim inżynierem w stronę kopalni, która ma być przywrócona do pracy. Dobrze byłoby wykorzystać tę sytuację i pośledzić tego jegomościa. Ja wtedy postaram się dowiedzieć czegoś w ratuszu. Na ten moment idźcie i odpocznijcie. Musimy dokladnie przemyśleć nasze plany.
 
Aeshadiv jest offline