Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2012, 09:24   #11
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Pik-ik-cha czuł się zagubiony. Ilość pojęć, nazw, zjawisk jakie były mu obce sprawiały, że nie był pewny, jak zazwyczaj. Świat w którym się znalazł był zupełnie inny niż pustynie Athasu na których się wychował. Nie chodziło tylko o architekturę, czy różnorodność ras. Największy problem dla thri-kreen stanowił zasady, jakim ten świat się rządził.
Pik-ik-cha hamował swe instynkty i starał się ostrożnie podejmować decyzje i działania.

Tajemniczy osobnicy, którzy go tu sprowadzili mieli nad nim znaczną przewagę. Chcąc nie chcąc Pik-ik-cha musiał się im podporządkować. Jak każdy thri-kreen szanował g’tok-hoz. Jednak jego czujność była wzmożona i uważnie śledził każdy ich ruch.

Po opuszczeniu domu kota i księgi, cała grupa udała się poprzez ulice tego ogromnego miasta do dzielnicy Urzędników. To słowo źle się kojarzyło modliszkowatemu, ale swoje obawy zachował dla siebie.
Nie były to jak się niestety ostatnie zjawiska, którymi zaczął zamartwiać się thri-kreen. Okazało się bowiem, że za pomocą magicznego klucza wyruszają w podróż poprzez portal.
Pik-ik-cha nie ufał magii, ani tym którzy się nią posługują. To właśnie przez magów, jego świat pogrążył się w agonii. To magia zniszczyła żyzne ziemie Athasu, zmieniając je w suche i piekielnie gorące pustynie.
Niestety Pik-ik-cha nie miał wielkiego wyboru. Jeżeli chciał wrócić do domu musiał wypełniać polecenia małej rudej istoty i księgi.

Po przejściu przez portal trafili do miasta o bardzo symetrycznej i regularnej budowie.
Księga poprowadziła ich przez prawie niczym nie różniące się ulice wprost pod dom swego stwórcy.
Niestety okazało się, że to miejsce w żaden sposób nie przypomina siedziby mag. Pik-ik-cha uznał to za dobry znak, a zapachy które unosiły się z wnętrza budynku tylko go w tym utwierdziły.

- Nie wygląda na maga - stwierdził odkrywczo Ingvar. Z tego co zdążył zauważyć mag powinien mieć powłóczyste szaty i spiczastą czapkę. Mężczyzna wcinający jabłko nie miał spiczastej czapki, oczywistym więc było, iż nie parał się czarodziejstwem. Chyba, że to był jakiś podstęp mający na celu ich zmylić.
- Ale skoro już tu jesteśmy to chętnie wrzuciłbym coś na ząb.
-Masz jakiś specyficzny gust, drogi kliencie?-spytał handlarz.- Mam tu mięsa z różnych gatunków stworzeń, wszystkie świeżo wędzone na jałowcowych brewionach. Z prawdziwego jałowca, a nie tych podróbek planarnych.
- Masz mięso renifera? Albo niedźwiedzia?
-Jakaś konkretna część? Ponoć łapy niedźwiedzie są najlepsze.-rzekł z uśmiechem sprzedawca podążając do zawieszonego na sznurku z powały wędzonego mięsiwa.
Wikinga wyraźnie zdumiała odpowiedź handlarza. Nie sądził by tamten rzeczywiście miał w swym składzie mięsa tych zwierząt.
- Nie wydaje mi się, by tutaj żyły niedźwiedzie. Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie.-
sprzedawca zdziwił się jego słowom.-Oczywiście że mam mięso niedźwiedzia. I rzeczywiście, niedźwiedzie nie żyją w okolicy. Ale mam dostawców, którzy dla mnie polują na różnych planach.
Czułki thri-kreen poruszały się jak szalone. Ilość zapachów i informacji z nimi płynących była oszałamiająca. Pik-ik-cha poczuł głód, choć jeszcze przed chwilą nie miał ochoty na jedzenie.
Aromaty płynące ze sklepu były oszałamiające i niezwykle kuszące.
- Ty mhieć mhmięssso crodlu - rzekł thri-kreen do sprzedawcy - Cho zza nieh chsieć?
Modliszkowaty nabrał wielkiej chęci na kawałek świeżego mięsa. Aromaty pobudziły jego receptory i obudziły głód. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że to był sklep. W sklepie trzeba było kupować, a thri-kreen nienawidził tego typu sytuacji. O wiele bardziej wolał przez kilka dni uganiać się za zwierzyną. To było prawdziwe tikchak.
-Eeee.. pewnie. Mięso crodlu... też.- rzekł nieco zdezorientowany sprzedawca. Zamyślił się licząc pod nosem.-Pięć sztuk srebra za pół kilograma, chyba że to jakieś rzadkie... to wtedy drożej. Pokaż może które to te crodlu?
Faerith bezradnie spojrzała na kota, gdy donośnie zaburczało jej w brzuchu. Oczywiście, miała ze sobą podstawowe zapasy - zanim się znalazła w tym dziwnym miejscu, zamierzała przez kilka dni ukrywać się w lesie, ale też w planach miała polowanie, więc nie zabierała ze sobą mięsa. Inna sprawa, że nie miała czasu na pakowanie...
Na myśl o mięsie ślinka napłynęła jej do ust, ale nie była pewna, czy jej na taki luksus wystarczy pieniędzy. Zapach jednak był tak kuszący, że postanowiła zaryzykować. Intensywne mruczenie trzymanego w objęciach kota przypomniało jej, że te zwierzęta też uwielbiają mięso... Nachyliła się więc i wyszeptała pytanie prosto do kociego ucha: masz ochotę na kawałek?
- Z chęcią.-odparł kot "uśmiechając się”.
Thri-kreen wskazał pazurem kawałek mięsa wiszący z dalszym kącie:
- Tho - powiedział.
Cena mu zdecydowanie nie odpowiadała, ale wcale nie zamierzał jej zapłacić. Przyjął charakterystyczną postawę, gdy tikchak opierało się głównie na wywieraniu psychicznej presji i gadaniu. Dwie dolne kończyny oparł o biodra, a górnymi zaczął gestykulować. Jego czułki skierowane były w stronę rozmówcy. Thri-kreen starał się wybadać tego człowieka, poznać jego emocje i uczucia. Zapach jaki wydzielał jego pot był dziwny. Stały i niezmienny. Pik-ik-cha nie mógł go w żaden sposób zidentyfikować, ani określić. Sprzedawca był istotą niewątpliwie tajemniczą i być może niebezpieczną. Thri-kreen podwoił swoją czujność.
Zapachów jednak nie poczuł, ani potu. Ten sprzedawca w ogóle nie wydzielał zapachów, co przypominało nieco...kota, który z nimi podróżował. Sprzedawca podszedł do kawałka mięsa i zdjął je z haka. -Należy się pięć sztuk za pół kilko, więc dziesięć za kilogram.
Wiking prychnął słysząc cenę podaną przez handlarza. Nie żeby znał się na mięsiwach i ich cenach - w jego świecie zazwyczaj się wymieniano miast płacić złotem. Ewentualnie zabierało się to co chciało.
- Zdzierstwo. Za taką cenę wolałbym sam upolować tego crodla.
W pierwszej chwili Pik-ik-cha poczuł, że znowu przegrywa. Przegrywa przez brak znajomości świata w którym się znalazł. Już chciał zacząć się targować ze sprzedawcą, gdy nagle znalazł niespodziewanego sojusznika. Wysoki mężczyzna o blond włosach wyraził precyzyjnie jego poglądy.
- Zgatza sssię - mruknął unosząc w górę zaciśniętą pięść prawej górnej kończyny, co miało wyrażać uznanie wobec swego nie oczekiwanego sojusznika - Crodlu tho łatfy tik-gak. Thy tikchak na crodlu? - spytał wysokiego blondyna.
Thri-kreen spojrzał na niego i liczył, że dalej będą razem prowadzić walkę z nieuczciwym sprzedawcą. Wojownik jednym zdaniem zyskał w oczach modliszkowatego o wiele więcej, niż mógłby zdziałać wielogodzinnymi dysputami.
- Jasne. Uwielbiam tikchak na crodlu - odparł wojownik z niezachwianą pewnością siebie. Nie wiedział co oznacza “tikchak”, ani czym jest to “crodlu”, ale gdyby wiedział na pewno, by to zrobił. Chyba.
Pik-ik-cha widząc niepewną minę mężczyzny mruknął:
- Tikchak - polofanie. Sabić sfierzynę. Ieść. - wyjaśnił najlepiej, jak umiał - Ty tobry łofca.
- Najlepszy - potwierdził Ingvar, kiwając głową.
- Tobry. Nailepssszy tho ia. - skomentował thri-kreen uderzając się lewą kończyną w pierś.
- Jeszcze się przekonamy - odparł wiking. Przecież jakaś modliszka nie mogła być lepszym myśliwym od niego, prawda? Owszem, wśród jego ludu było kilku... no, całkiem sporo lepszych łowców, lecz nie słyszał o owadzie, który byłby w czymś lepszy od człowieka z północy.
W odpowiedzi thri-kreen tylko uderzył kilka razy żuchwami o siebie i wlepił wzrok w wysokiego mężczyznę.
-Nie ode mnie to jednak zależy. Ceny za mięso są odgórnie ustalane w Automacie.-wzruszył smętnie ramionami sprzedawca, przerywając rozmowę wikinga i Thri-kreena. - Każda cena za każdy towar jest odgórnie określana i odstępstwo od urzędowej ceny jest karane. Tak samo jak dawania jałmużny większej lub mniejszej od wyznaczonego przedziału wartości. Jak i żebranie w miejscach i porach nie wyznaczonych przez specjalny załącznik. Prawa w Automacie regulują każdy aspekt życia. Ale pewnie o tym wiecie. W końcu wypełnialiście papiery wjazdowe w odpowiednim urzędzie, prawda?
-O tak, tak... No... tylko tyle tych regulacji. Trudno wszystkie spamiętać.-wtrącił się Jysson machając nerwowo ogonem.
Księga tymczasem mruczała cicho do siebie. -Ojej, ojej, ojej.
Widać nieobecność jej stwórcy w miejscu w którym powstała, było sytuacją przekraczającą jej możliwości zrozumienia. Sam kot też nie bardzo wiedział, co uczynić walcząc po trochu z przeważającą w nim obecnie kocią naturą, która tłumiła pierwotną duszę.
Thri-kreen spuścił głowę i zrobił pół kroku w tył. Uznał, że to polowanie zakończyło się swoistym patem. Choć nie dostał tego, co chciał nie mógł sam przed sobą przyznać, że poniósł kolejną porażkę w tak krótkim czasie. Wiedział już, że będzie musiał teraz o wiele ostrożniej dobierać słowa i podejmować wszelkie działania. Świat w którym się znalazł był dla niego całkowicie obcy i egzotyczny.
- I cho teras? - syknął w stronę kota.
Wyglądało na to, że ich pracodawcy byli zaskoczeni obrotem sprawy i nikt nie wiedział, co dalej robić.
- Itziemy gtzie intziei? Czzzy mhmamhmy sszukać tutai?
- Ten handlarz nie wygląda na maga. Już to mówiłem - wtrącił blondyn.
- Na pefno tzifnie pachnnie. - dodał modliszkowaty - I cho talej? - spytał ponownie kota.
- Powinniśmy... szukać dalej? Automata nie jest aż taka wielka.- stwierdził Jysson, choć bez przekonania w głosie.

Dla thri-kreen takie stwierdzenie, to było za mało. Sam nie zamierzał nigdzie ruszać, a tym bardziej na poszukiwania maga. Jego pracodawcy i jednocześnie g’tok-hoz, przywódcy ich małego roju, coraz bardziej tracili w oczach modliszkowatego.
G’tok-hoz powinien wiedzieć, gdzie i jak poprowadzić swoich ludzi. Jak nimi kierować i wydawać polecenia. Ci dwaj dziwni osobnicy wyglądali na taki, co sami nie bardzo wiedzą, co mają robić.
Thri-kreen postanowił poczekać i obserwować. Jego czerwone oczy lustrowały otoczenie, a szczególnie kota i księgę. Czułki poruszały się nieustannie wyłapując otaczające go zapachy i dźwięki. Thri-kreen uczył się nowego świata i czekał na rozwój wypadków.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline