Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2012, 09:24   #11
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Pik-ik-cha czuł się zagubiony. Ilość pojęć, nazw, zjawisk jakie były mu obce sprawiały, że nie był pewny, jak zazwyczaj. Świat w którym się znalazł był zupełnie inny niż pustynie Athasu na których się wychował. Nie chodziło tylko o architekturę, czy różnorodność ras. Największy problem dla thri-kreen stanowił zasady, jakim ten świat się rządził.
Pik-ik-cha hamował swe instynkty i starał się ostrożnie podejmować decyzje i działania.

Tajemniczy osobnicy, którzy go tu sprowadzili mieli nad nim znaczną przewagę. Chcąc nie chcąc Pik-ik-cha musiał się im podporządkować. Jak każdy thri-kreen szanował g’tok-hoz. Jednak jego czujność była wzmożona i uważnie śledził każdy ich ruch.

Po opuszczeniu domu kota i księgi, cała grupa udała się poprzez ulice tego ogromnego miasta do dzielnicy Urzędników. To słowo źle się kojarzyło modliszkowatemu, ale swoje obawy zachował dla siebie.
Nie były to jak się niestety ostatnie zjawiska, którymi zaczął zamartwiać się thri-kreen. Okazało się bowiem, że za pomocą magicznego klucza wyruszają w podróż poprzez portal.
Pik-ik-cha nie ufał magii, ani tym którzy się nią posługują. To właśnie przez magów, jego świat pogrążył się w agonii. To magia zniszczyła żyzne ziemie Athasu, zmieniając je w suche i piekielnie gorące pustynie.
Niestety Pik-ik-cha nie miał wielkiego wyboru. Jeżeli chciał wrócić do domu musiał wypełniać polecenia małej rudej istoty i księgi.

Po przejściu przez portal trafili do miasta o bardzo symetrycznej i regularnej budowie.
Księga poprowadziła ich przez prawie niczym nie różniące się ulice wprost pod dom swego stwórcy.
Niestety okazało się, że to miejsce w żaden sposób nie przypomina siedziby mag. Pik-ik-cha uznał to za dobry znak, a zapachy które unosiły się z wnętrza budynku tylko go w tym utwierdziły.

- Nie wygląda na maga - stwierdził odkrywczo Ingvar. Z tego co zdążył zauważyć mag powinien mieć powłóczyste szaty i spiczastą czapkę. Mężczyzna wcinający jabłko nie miał spiczastej czapki, oczywistym więc było, iż nie parał się czarodziejstwem. Chyba, że to był jakiś podstęp mający na celu ich zmylić.
- Ale skoro już tu jesteśmy to chętnie wrzuciłbym coś na ząb.
-Masz jakiś specyficzny gust, drogi kliencie?-spytał handlarz.- Mam tu mięsa z różnych gatunków stworzeń, wszystkie świeżo wędzone na jałowcowych brewionach. Z prawdziwego jałowca, a nie tych podróbek planarnych.
- Masz mięso renifera? Albo niedźwiedzia?
-Jakaś konkretna część? Ponoć łapy niedźwiedzie są najlepsze.-rzekł z uśmiechem sprzedawca podążając do zawieszonego na sznurku z powały wędzonego mięsiwa.
Wikinga wyraźnie zdumiała odpowiedź handlarza. Nie sądził by tamten rzeczywiście miał w swym składzie mięsa tych zwierząt.
- Nie wydaje mi się, by tutaj żyły niedźwiedzie. Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie.-
sprzedawca zdziwił się jego słowom.-Oczywiście że mam mięso niedźwiedzia. I rzeczywiście, niedźwiedzie nie żyją w okolicy. Ale mam dostawców, którzy dla mnie polują na różnych planach.
Czułki thri-kreen poruszały się jak szalone. Ilość zapachów i informacji z nimi płynących była oszałamiająca. Pik-ik-cha poczuł głód, choć jeszcze przed chwilą nie miał ochoty na jedzenie.
Aromaty płynące ze sklepu były oszałamiające i niezwykle kuszące.
- Ty mhieć mhmięssso crodlu - rzekł thri-kreen do sprzedawcy - Cho zza nieh chsieć?
Modliszkowaty nabrał wielkiej chęci na kawałek świeżego mięsa. Aromaty pobudziły jego receptory i obudziły głód. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że to był sklep. W sklepie trzeba było kupować, a thri-kreen nienawidził tego typu sytuacji. O wiele bardziej wolał przez kilka dni uganiać się za zwierzyną. To było prawdziwe tikchak.
-Eeee.. pewnie. Mięso crodlu... też.- rzekł nieco zdezorientowany sprzedawca. Zamyślił się licząc pod nosem.-Pięć sztuk srebra za pół kilograma, chyba że to jakieś rzadkie... to wtedy drożej. Pokaż może które to te crodlu?
Faerith bezradnie spojrzała na kota, gdy donośnie zaburczało jej w brzuchu. Oczywiście, miała ze sobą podstawowe zapasy - zanim się znalazła w tym dziwnym miejscu, zamierzała przez kilka dni ukrywać się w lesie, ale też w planach miała polowanie, więc nie zabierała ze sobą mięsa. Inna sprawa, że nie miała czasu na pakowanie...
Na myśl o mięsie ślinka napłynęła jej do ust, ale nie była pewna, czy jej na taki luksus wystarczy pieniędzy. Zapach jednak był tak kuszący, że postanowiła zaryzykować. Intensywne mruczenie trzymanego w objęciach kota przypomniało jej, że te zwierzęta też uwielbiają mięso... Nachyliła się więc i wyszeptała pytanie prosto do kociego ucha: masz ochotę na kawałek?
- Z chęcią.-odparł kot "uśmiechając się”.
Thri-kreen wskazał pazurem kawałek mięsa wiszący z dalszym kącie:
- Tho - powiedział.
Cena mu zdecydowanie nie odpowiadała, ale wcale nie zamierzał jej zapłacić. Przyjął charakterystyczną postawę, gdy tikchak opierało się głównie na wywieraniu psychicznej presji i gadaniu. Dwie dolne kończyny oparł o biodra, a górnymi zaczął gestykulować. Jego czułki skierowane były w stronę rozmówcy. Thri-kreen starał się wybadać tego człowieka, poznać jego emocje i uczucia. Zapach jaki wydzielał jego pot był dziwny. Stały i niezmienny. Pik-ik-cha nie mógł go w żaden sposób zidentyfikować, ani określić. Sprzedawca był istotą niewątpliwie tajemniczą i być może niebezpieczną. Thri-kreen podwoił swoją czujność.
Zapachów jednak nie poczuł, ani potu. Ten sprzedawca w ogóle nie wydzielał zapachów, co przypominało nieco...kota, który z nimi podróżował. Sprzedawca podszedł do kawałka mięsa i zdjął je z haka. -Należy się pięć sztuk za pół kilko, więc dziesięć za kilogram.
Wiking prychnął słysząc cenę podaną przez handlarza. Nie żeby znał się na mięsiwach i ich cenach - w jego świecie zazwyczaj się wymieniano miast płacić złotem. Ewentualnie zabierało się to co chciało.
- Zdzierstwo. Za taką cenę wolałbym sam upolować tego crodla.
W pierwszej chwili Pik-ik-cha poczuł, że znowu przegrywa. Przegrywa przez brak znajomości świata w którym się znalazł. Już chciał zacząć się targować ze sprzedawcą, gdy nagle znalazł niespodziewanego sojusznika. Wysoki mężczyzna o blond włosach wyraził precyzyjnie jego poglądy.
- Zgatza sssię - mruknął unosząc w górę zaciśniętą pięść prawej górnej kończyny, co miało wyrażać uznanie wobec swego nie oczekiwanego sojusznika - Crodlu tho łatfy tik-gak. Thy tikchak na crodlu? - spytał wysokiego blondyna.
Thri-kreen spojrzał na niego i liczył, że dalej będą razem prowadzić walkę z nieuczciwym sprzedawcą. Wojownik jednym zdaniem zyskał w oczach modliszkowatego o wiele więcej, niż mógłby zdziałać wielogodzinnymi dysputami.
- Jasne. Uwielbiam tikchak na crodlu - odparł wojownik z niezachwianą pewnością siebie. Nie wiedział co oznacza “tikchak”, ani czym jest to “crodlu”, ale gdyby wiedział na pewno, by to zrobił. Chyba.
Pik-ik-cha widząc niepewną minę mężczyzny mruknął:
- Tikchak - polofanie. Sabić sfierzynę. Ieść. - wyjaśnił najlepiej, jak umiał - Ty tobry łofca.
- Najlepszy - potwierdził Ingvar, kiwając głową.
- Tobry. Nailepssszy tho ia. - skomentował thri-kreen uderzając się lewą kończyną w pierś.
- Jeszcze się przekonamy - odparł wiking. Przecież jakaś modliszka nie mogła być lepszym myśliwym od niego, prawda? Owszem, wśród jego ludu było kilku... no, całkiem sporo lepszych łowców, lecz nie słyszał o owadzie, który byłby w czymś lepszy od człowieka z północy.
W odpowiedzi thri-kreen tylko uderzył kilka razy żuchwami o siebie i wlepił wzrok w wysokiego mężczyznę.
-Nie ode mnie to jednak zależy. Ceny za mięso są odgórnie ustalane w Automacie.-wzruszył smętnie ramionami sprzedawca, przerywając rozmowę wikinga i Thri-kreena. - Każda cena za każdy towar jest odgórnie określana i odstępstwo od urzędowej ceny jest karane. Tak samo jak dawania jałmużny większej lub mniejszej od wyznaczonego przedziału wartości. Jak i żebranie w miejscach i porach nie wyznaczonych przez specjalny załącznik. Prawa w Automacie regulują każdy aspekt życia. Ale pewnie o tym wiecie. W końcu wypełnialiście papiery wjazdowe w odpowiednim urzędzie, prawda?
-O tak, tak... No... tylko tyle tych regulacji. Trudno wszystkie spamiętać.-wtrącił się Jysson machając nerwowo ogonem.
Księga tymczasem mruczała cicho do siebie. -Ojej, ojej, ojej.
Widać nieobecność jej stwórcy w miejscu w którym powstała, było sytuacją przekraczającą jej możliwości zrozumienia. Sam kot też nie bardzo wiedział, co uczynić walcząc po trochu z przeważającą w nim obecnie kocią naturą, która tłumiła pierwotną duszę.
Thri-kreen spuścił głowę i zrobił pół kroku w tył. Uznał, że to polowanie zakończyło się swoistym patem. Choć nie dostał tego, co chciał nie mógł sam przed sobą przyznać, że poniósł kolejną porażkę w tak krótkim czasie. Wiedział już, że będzie musiał teraz o wiele ostrożniej dobierać słowa i podejmować wszelkie działania. Świat w którym się znalazł był dla niego całkowicie obcy i egzotyczny.
- I cho teras? - syknął w stronę kota.
Wyglądało na to, że ich pracodawcy byli zaskoczeni obrotem sprawy i nikt nie wiedział, co dalej robić.
- Itziemy gtzie intziei? Czzzy mhmamhmy sszukać tutai?
- Ten handlarz nie wygląda na maga. Już to mówiłem - wtrącił blondyn.
- Na pefno tzifnie pachnnie. - dodał modliszkowaty - I cho talej? - spytał ponownie kota.
- Powinniśmy... szukać dalej? Automata nie jest aż taka wielka.- stwierdził Jysson, choć bez przekonania w głosie.

Dla thri-kreen takie stwierdzenie, to było za mało. Sam nie zamierzał nigdzie ruszać, a tym bardziej na poszukiwania maga. Jego pracodawcy i jednocześnie g’tok-hoz, przywódcy ich małego roju, coraz bardziej tracili w oczach modliszkowatego.
G’tok-hoz powinien wiedzieć, gdzie i jak poprowadzić swoich ludzi. Jak nimi kierować i wydawać polecenia. Ci dwaj dziwni osobnicy wyglądali na taki, co sami nie bardzo wiedzą, co mają robić.
Thri-kreen postanowił poczekać i obserwować. Jego czerwone oczy lustrowały otoczenie, a szczególnie kota i księgę. Czułki poruszały się nieustannie wyłapując otaczające go zapachy i dźwięki. Thri-kreen uczył się nowego świata i czekał na rozwój wypadków.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 06-11-2012, 16:09   #12
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Xan starał się nie zabierać głosu, gdy perspektywa odnalezienia celu znacznie się od nich oddaliła. Świat - czy to ten, z którego pochodził, czy ten, w którym własnie się znajdował - funkcjonuje według kilku bardzo prostych zasad. Niektóre z nich mówią, że pajda chleba upada zawsze na stronę posmarowaną masłem, choć to jeszcze nie stanowiło problemu. Inną sprawą było to, że ludzie których się szukało w zasadzie nigdy nie znajdowali się w miejscu, w którym teoretycznie powinno się ich znaleźć. Zwykle powodowało to, że proste zadania nagle stawały się znacznie trudniejsze.

Xan westchnął. Prawdę mówiąc, nie był nawet zdziwiony

- Spróbujmy wspólnymi siłami zdecydować, które miejsce jest dla nas najbardziej nieprzyjemne i niebezpieczne, a w dodatku szanse znalezienia tam Heirona powinny być bliskie zeru. Następnie od razu się w to miejsce udajmy, bo pewnie właśnie tam będzie się znajdował. - Rzekł do siebie, pod nosem.

Zresztą reszta raczej nie zwróciłaby na niego uwagi, nawet gdyby powiedział to głośno. Teraz targowali się ze sprzedawcą... W sumie, może tak było i lepiej? Ktoś przecież musiał dowiedzieć się gdzie mogą znaleźć Heirona po to, żeby mogli go tam nie znaleźć...

Potem elfka jako jedyna podała dość sensowny pomysł. Tak, gdyby mogli sprawdzić w jakichś danych miejsce pobytu Heirona, to być może byłoby prawdziwe, zwłaszcza przy skrupulatności mieszkańców Automaty, którą dostrzegał na każdym kroku.

Był z tym jednak inny problem. Ktokolwiek w tym mieście zbierał i gromadził takie informacje był urzędnikiem. A urzędnicy mają to do siebie, że nie przekazują informacji byle komu - a w tym miejscu na pewno zarządają jakiegoś upoważnienia czy dowodu, że mamy prawo do otrzymania tej informacji.

A gdyby ktokolwiek wykonał obraz obecnej grupy Xana, z pewnością w każdym urzędzie zostałby on oznaczony tekstem w stylu "Tym ludziom POD ŻADNYM POZOREM nie należy udzielać żadnych informacji. Udawaj że ich nie widzisz, jeżeli się zorientują - udawaj, że nic nie wiesz. A tak najlepiej to połóż na okienku tabliczkę "zaraz wracam" i idź na kawę. Albo zjedz obiad. Albo wróć do domu i skoś trawnik. Uwierz mi, nikt się nie przejmie".

Jednak elfka mimo to go zaintrygowała. Nie tylko była jedną z niewielu rozsądnych osób w ich grupie, to, cóż... była elfką. Xan starał się nie być uprzedzony względem tej dziwaczniejszej części swojej drużyny, ale jednak lepiej się czuł w towarzystwie kogoś, kto w ogólnym rozrachunku miał te części ciała, które trzeba i to w dodatku tam, gdzie trzeba... Ba, o niektórych z jego towarzyszy można było powiedzieć, że w ogóle nie mieli ciała...

Ciekawe, jaki był swiat, z którego pochodziła. Może powinien z nią porozmawiać, kiedy wszystko się trochę uspokoi? Jak do tej pory i tak nie miał okazji, od spotkania przy targowisku cały czas się przemieszczali.
 

Ostatnio edytowane przez Issander : 06-11-2012 o 16:15.
Issander jest offline  
Stary 06-11-2012, 20:33   #13
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
po gwiazdkach c.d. części wspólnej :)

Korzystając z faktu, że niosła w ramionach jedyne dostępne jej źródło wiedzy o tym dziwnym świecie, w którym się znalazła, półelfka postanowiła dowiedzieć się - i zrozumieć jak najwięcej.
Zaczęła od wyjaśnienia kwestii podstawowej...
[i]- Co to jest Wieloświat?
- Wieloświat to określenie miejsc takich jak to Koło Planów. Składa się on na plany Zewnętrzne i plany Żywiołów... i inne plany i półplany. Każdy wieloświat tak naprawdę jest wielkim skupiskiem różnych światów powiązanych z jednym lub wieloma planami materialnymi i... ogólnie mówiąc tu lądują wszelkie istoty myślące po śmierci. To miejsce gdzie przybywają zmarli. Ale nie tylko... stąd pochodzą żywioły i zwykle tu jest też kolebka światów i dusz. Koło Planów nie jest jedynym Wieloświatem, ponieważ istnieją i inne połączone z tym poprzez plany przechodnie i chyba... Limbo. - zaczął wyjaśniać Ydemi, choć jego słowa jedynie gmatwały zrozumienie sytuacji, więc dziewczyna spróbowała od drugiej strony.
- Jak się można tu dostać i czy można się dostać przez przypadek? Jak mogę wrócić z powrotem do domu? Do Haven... to na Krynnie...
- Przez przypadek i poprzez portale, no i za pomocą potężnych zaklęć. -
zaczął wyliczać kot. - I interwencji bogów... tak, to są najczęstsze sposoby.
Jakim cudem ona się tu znalazła? Przypadkowe otwarcie portalu stworzonego przez tego podskakującego starca w kapeluszu? Tylko po co miałby ją tu wysyłać? To nie miało sensu... Faerith zastanawiała się przez dłuższą chwilę próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. Przypomniało jej się, że w rozmowie z tym dziwnym robalem kot wspomniał o jakichś dziwnych istotach... chyba Czuciowcach, cokolwiek to znaczyło.
[i]- Kto to są ci Czuciowcy i gdzie można ich znaleźć? Oni będą w stanie mi pomóc?
- Stronnictwo Doznań, to jedna z Frakcji z Sigil. Trochę bractwo filozoficzne, trochę siła polityczna miasta. Nie bardzo pamiętam ich życiowej drogi i przesłania. Ale to akurat ma małe znaczenie. Członkowie tej Frakcji przemierzają całe multiuniwersum w poszukiwaniu nowych silnych doznań i doświadczeń. – rzekł Jysson pomrukując od czasu do czasu. - Jeśli ktoś mógł dotrzeć do twego świata i wróciwszy zostawić tego świadectwo, to właśnie jeden z nich.

Dziewczyna westchnęła i w zamyśleniu podrapała kota za uchem, na co odpowiedział mruczeniem i wysunięciem pazurów. Dobrze się czuła w jego towarzystwie... ale nadal niewiele wiedziała.
- Co zamierzasz zrobić po oddaniu Księgi stwórcy? - zapytała po kolejnej długiej przerwie.
-Wrócić na Ziemie Bestii. Tam teraz należę. Oranci tacy jak ja nie mogą w nieskończoność przebywać poza swym planem.- rzekł kot w odpowiedzi.
- Oranci?
- Oranci, oczekujący... to zmarli, tacy jak ja. Czasami zachowują swą pierwotną postać. Czasami... cóż... ich postać diametralnie się zmienia. Tak jak w moim przypadku.
- rzekł w odpowiedzi kot. - Wszystko zależy od tego, gdzie trafią po śmierci.

Półelfka westchnęła i zdecydowała, że nie będzie zadawać kolejnych pytań. Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiała. Znajdowała się w świecie, do którego niemal niemożliwym jest się dostać a jeszcze mniej możliwym wrócić tam, skąd się przybyło, z kotem, który jest zmarłym z jeszcze innego świata. Mają dostarczyć gadającą księgę do jej stwórcy, żeby kot mógł wrócić i spokojnie umrzeć. W zamian za to dostaną pieniądze i - jeśli się uda, może znajdą kogoś, kto pomoże jej wrócić do domu. Jej... i tej gadającej modliszce. Bo reszta wydawała się wiedzieć, co mają ze sobą później zrobić...

Faerith nie czuła się tu dobrze. W tym dziwnym świecie, wśród dziwnych, obcych istot. Marzyła o powrocie do domu. Do przytulnej dziupli w lesie pełnym znajomych zapachów i odgłosów. Brakowało jej tu przestrzeni, czuła się osaczona przez Zasady i Reguły, gubiła się wśród światów i pojęć, których nie rozumiała. O których istnieniu do tej pory nie wiedziała i była pewna, że większość mieszkańców jej świata nigdy się nie dowie. Nikt mi nie uwierzy - przemknęło jej przez myśl - jeśli w ogóle uda mi się wrócić. Ta druga myśl została natychmiast przegnana, ale gdy raz już się pojawiła, przyczaiła się gdzieś na dnie swiadomości, czekając na kolejną okazję...

***

Dość szybko i bez przeszkód dotarli do miejsca, w którym powinni spotkać Heirona. Powinni... ale nie spotkali. Cóż, jednak są podobieństwa między światami. W żadnym nic nie może pójść zgodnie z planem - pomyślała z przekąsem. Sklep znajdujący się w miejscu byłej pracowni maga był oczywistym źródłem informacji... a tymczasem dwóch z towarzyszących jej osobników kłóciło się o cenę mięsa. Wspaniale, na pewno w ten sposób szybko się wszystkiego dowiedzą...

Półelfka obrzuciła tylko zdegustowanym spojrzeniem kłócących się... samców. Zasady, to zasady - aż zbyt jasno wytłumaczono jej to w dzieciństwie. Dość brutalnie. Elfy z Qualinostu nie znosiły łamania zasad, a ona niestety była takim przypadkiem - owocem złamania zasad przez jej matkę... Przez lata spędzone na ulicach Haven doskonaliła umiejętność oceny, co i przy kim można a czego nie. To miejsce okazało się bardzo specyficzne. Jeśli faktycznie zasady były tak szczegółowe, jak to przedstawił sprzedawca, to lepiej było się do nich dostosować. Ostatecznie nie szukali tu kłopotów.
Faerith przyjrzała się wystawionym kawałkom mięsa i z niepokojem stwierdziła, że w większości nie potrafi powiedzieć, z jakich zwierząt mogłyby pochodzić. Stwierdziła więc, że najbezpieczniej będzie zdać się na handlarza.
- Dla mnie będzie wędzony królik, Thandolu - powiedziała głośno, po czym zwróciła się do rudzielca - a dla Ciebie, Ydemi?
-Królik brzmi smacznie.- stwierdził po krótkim namyśle kot.
Kiedy zapłaciła, rozejrzała się jeszcze raz po wnętrzu sklepu, szukając ewentualnych śladów po poprzednim lokatorze. Wyglądało na to, że na facetów po prostu nie można liczyć - żaden nawet się nie zainteresował brakiem maga (poza stwierdzeniem oczywistego faktu), za to kłótnią jak najbardziej...
- Nie wiesz przypadkiem, gdzie możemy znaleźć Heirona? Powiedziano nam, - tu dziewczyna zerknęła z widocznym przekąsem na Księgę - że mieszka tutaj, ale najwyraźniej tak nie jest... długo masz tu swój sklep?
-Och, szukacie Heirona?- sprzedawca zamarł na moment i kiwając na boki głową mówił.- [i]On tu już nie pracuje od jakiegoś czasu.[/II]
Przygotowawszy dwa kawałki wędzonego mięsa rzekł.- Sztukę srebra za każde pół kilo królika, daje dwie sztuki.
Po czym wrócił do tematu.-Niecały miesiąc temu spakował swoje rzeczy i sprzedał mi ten lokal.
- A nie wiesz może dokąd poszedł lub kto mógłby to wiedzieć? - zapowiadało się na dłuższe poszukiwania zamiast szybkiej misji kurierskiej...
-Cóż... Nie wiem. Chyba nie opuścił miasta.-odparł Thandol, drapiąć się po karku.-Może odwiedza jeszcze swoje ulubione miejsca. Kto wie...
Wzmianka o czarodzieju zwróciła uwagę genasiego na toczącą się rozmowę (temat mięsa niezbyt go interesował, chociaż zapach jałowca był nowy i przyjemny). Może czas było dorzucić swoje trzy miedziaki.
-Skoro w Automacie wszystko jest odnotowywane to pewno jakiś... urząd może nam powiedzieć czy Heiron jest w mieście i gdzie mieszka. Nie powinniśmy odwiedzić jakiegoś.. yy.. ratusza? Na pewno mamy tam coś do załatwienia. - Thaeir miał nadzieję, że ktoś podchwyci jego pomysł poszukiwań maga oraz odczyta aluzję do rejestrowania pobytu. Nie podobała mu się biurokracja ale wyobrażał sobie, że jej lekceważenie tutaj może mieć nieprzyjemne następstwa.
-Oficjalnie to mieszkał... tu.- rzekła księga odzywając się po chwili.-Acz pomysł by zajrzeć do rejestrów wydaje się interesujący i warty wzięcia pod uwagę.
- Ja bym poszedł do jakieś tawerny - stwierdził po chwili namysłu wiking. Nie podobała mu się perspektywa grzebania w jakiś papierach. Najchętniej napiłby się piwa! - Żeby popytać o tego gościa, którego szukamy - dodał, widząc spojrzenia towarzyszy.
-Mial jedną, taką ulubioną.- stwierdził nagle sprzedawca, coś sobie przypominając.-”Boska Maszyna”, karczma prowadzona przez niziołka o imieniu.. imieniu... imieniu. Nie pamiętam. Ja tam rzadko zachodzę, ale Heiron tam się stołował, a może i stołuje nadal.
Półelfka spojrzała na blondyna z niedowierzaniem w oczach.
- Może jednak pójdziemy zapytać oficjalnie? - mówiła cicho, żeby sprzedawca nie słyszał jej słów - Jeśli mamy tu pobyć dłużej, a na to się właśnie zanosi, to lepiej przestrzegać lokalnych praw. Takich jak wypełnienie papierów wjazdowych w lokalnym urzędzie... Zgodzisz się ze mną Ydemi...? Jeśli wszystko jest tu tak uregulowane to gdzieś powinna być informacja, kiedy i dokąd przeprowadził się Heiron. Czy został tu - w Automacie, czy może wypełnił papiery wyjazdowe, które zapewne trzeba wypełniać przy wyjeździe, z których dowiemy się, dokąd się udał.
-Automata to miasto pełne praw. Co jednak nie oznacza, że wszystkie te prawa są przestrzegane przez wszystkich. - rzucił enigmatycznie w odpowiedzi kot.
- Kogo obchodzą jakieś papiery? Mam dość ksiąg - tu rzucił jednoznacznym spojrzeniem na Księgę - idę do karczmy. Kto chce niech idzie ze mną. Poczekamy tam na was.

Faerith kiwnęła tylko głową w odpowiedzi i powiodła wzrokiem po pozostałych, czekając na ich deklaracje. Doskonale zdawała sobie sprawę, że powinni sprawdzić wszystkie miejsca, gdzie mogliby się czegoś dowiedzieć a w mniejszych grupach zrobią to szybciej. Gdyby tylko nie czuła się tu tak zagubiona...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 08-11-2012, 15:10   #14
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Nie podobało mu się, że kot i księga kompletnie go zignorowali. Ale przecież nie będzie się kłócił ze zwierzęciem i gadającym przedmiotem, prawda? To byłoby poniżej jego godności.
Mimo tego, poważnie potraktował swoją rolę ochroniarza. Szedł z boku kolumny, uważnie przyglądając się otoczeniu, gotów w każdej chwili dobyć swojego dwuręcznego miecza i posiekać zagrożenie na kawałki. Profilaktycznie rzucał złowrogie spojrzenia na prawo i lewo, odstraszając potencjalnych bandytów i kieszonkowców.
- Słyszałem o nich - rzekł, na wzmiankę o "Zaborcach". - Dużo ich w Ysgardzie - dodał lakonicznie. Gdyby interesowały go takie rzeczy jak filozofia mógłby uznać, że program "Przeznaczonych" niezwykle mu odpowiada. Właściwie to zachowywał się jak jeden z nich. Tak jak oni, uważał, że najlepszym sposobem na uniknięcie porażki, jest bycie dostatecznie silnym, by odeprzeć atak - Niebezpieczna banda.

Podczas podróży miał przez Sigil miał nieco czasu, by przyjrzeć się swym towarzyszom. Naprawdę, pierwszy raz podróżował z tak dziwną kompanią! Kot, księga, modliszka, elfka, niebieskoskóry, przedziwny kolos i człek. W dziwacznych szatach, więc zapewne parał się magią.
Na razie zbyt krótko podróżowali, by mógł wyrobić sobie o nich jakieś zdanie. Nieważny był wygląd, ważne były czyny. Mimo tego uważnie przyglądał się Pik-ik-cha, niebieskoskóremu i tej przedziwnej istocie. Może to był olbrzym? Chyba jednak nie, wyglądał zbyt dziwnie. Magowi również zbytnio nie ufał, lecz przynajmniej wyglądał jak człowiek. Natomiast elfkę uznał za najmniejsze niebezpieczeństwo - Liosafar byli przychylni ludziom, chyba że ktoś ich zdenerwował.

Wzdrygnął się na widok portalu. Odkąd trafił do sfer zdarzało mu się już kilka razy przechodzić przez portale (w końcu musiał jakoś trafić do Sigil, prawda?), lecz nie oznaczało to, że je lubił. To było strasznie dziwne... w jednej chwili znajdowało się w jednym miejscu, a krok później można było być już setki kilometrów dalej. Ba! Można się było znaleźć w innym świecie!

Blondwłosy wojownik przeszedł przez portal jako pierwszy, gotów bronić "oddziału" przed czającymi się tam niebezpieczeństwami. Ku swojemu niezadowoleniu (a zapewne ku uciesze reszty), nie było tam nic z czym mógłby walczyć. Znalazł jedynie kolejne miasto, pełne tak samo wyglądających ulic i budynków. Całe szczęście, że chociaż niebo było normalne.
W przeciwieństwie do przybyszów odwiedzających to miejsce. Wieloświat nie przestawał go zadziwiać. Widział już dzisiaj gadającego kota, gadającą księgę, gadającego robala, a teraz miał przyjemność ujrzeć człowieka z głową psa. Pewnie też gadał.
- Czym jest ta Wojna Krwi? - Zapytał, nagle zainteresowawszy się rozmową. Wojna... tak, to było coś ciekawego. Na wojnie przydałaby się jego siła i miecz.
- Wojną totalną. Baatezu i Tanar’ri toczą ją od wielu wieków wybijając się na dziesiątkach planów po których przebiega front. To konflikt którego skali nie da się objąć rozumem i jedna z najgorszych możliwych wojen. Ale tylko trep dobrowolnie się w nią pcha. Tam łatwo zginąć i to w nieprzyjemny sposób. I więcej można stracić nic zyskać. Nie wierz naganiaczom, których czasem można spotkać w Sigil. Od Wojny Krwi... najlepiej trzymać z dala. To nie jest konflikt przynoszący chwałę i zysk, tylko ból i śmierć.-odparł smętnie kot rozglądając się bacznie. -Nigdy nie zawieraj umów z czartami, to jak zakładanie sobie kajdan na ręce. Ale ja ci tego nie mówiłem.
- Nie słyszałem o Baatezu i Tanar’ri. Co to za ludy?
- Czarty, biesy, piekielniki... stwory z niższych planów. Demony i diabły, no i yugolothy. Różnie je zwą, ale demony i diabły dzieli spór ideologiczny. I nienawiść. Gdyby nie mieli siebie nawzajem, pewnie by bili się z kim popadnie. Yugolothy z nich są najgorsze, walczą po obu stronach zarabiając na tej wojnie...i... -kot ucichł na moment. Znów rozejrzał się nerwowo. - Pewnie dbają o to, by się nie zakończyła zwycięstwem jednej ze stron. Wojna Krwi ma swój filozoficzny powód, ale kto by się tam przejmował ideologiami. Po prostu obie strony się nienawidzą i starając się nawzajem zmieść siebie z Wielkiego Koła. I nie walczą czysto...o nie... To naprawdę krwawa i brutalna wojna, gdzie każdy chwyt jest dozwolony. Zwłasza ten poniżej pasa.
Mężczyzna przez chwilę nic nie mówił, zajęty “przetrawianiem” zdobytych informacji. Trochę za dużo było tego na raz, musiał to sobie poukładać.
- A nie macie tu innych wojen? - Zapytał po chwili namysłu. - Takich, w których można zdobyć łupy i chwałę?
- Nie. Za to sporo w takich, w których można postradać życie, zdrowie, a czasem i rozum...O.. Piekielne Pola Bitewne Acheronu są właśnie takie. Tam każdy bije się z każdym. Z wyjątkiem goblinów i orków, te piorą się między sobą. - rzekł w odpowiedzi Jysson.- Ogólnie niewiele planów zewnętrznych jest bezpiecznych.
- W Ysgardzie wygląda to podobnie. Wieczna walka. Podobało mi się tam, przynajmniej na początku. Potem się znudziłem. Ileż razy można pokonywać tych samych przeciwników? - Wiking roześmiał się głośno, szczerząc białe zęby.
- Nie.. to nie ma nic wspólnego z Ysgardem. W Acheronie się i ginie lub wariuje. Prędzej czy później. To walka bez przerwy, bez odpoczynku... - Kot miał najwyraźniej inne zdanie. - Obłęd to ostateczny koniec na tym planie...i dla śmiertelników i oczekujących.
- Skąd kot wie takie rzeczy?
-Pani kotów obdarzyła mnie pewną wiedzą, abym dobrze mógł wykonać jej zadanie. W ten sposób wiem co nieco o planach, by nie poleźć tam gdzie nie powinienem. Acheron to miejsce które powinienem omijać z daleka..
- Wydajesz się być przydatny. Gdy już dostarczymy Księgę wezmę cię na swoją wyprawę - oznajmił zwierzakowi, nie przestając się uśmiechać. Najwidoczniej miał dobry humor... Ktoś uważny mógł zauważyć, że wiking szybko zmieniał nastroje.
- Gdy skończymy tę misję, wracam na Ziemie Bestii. I tak już długo odwlekam powrót. Pani Kotów może być z tego powodu niezadowolona. - odpowiedział Jysson.
- Pewnie nawet tego nie zauważyła. Mogę się założyć, że ma całą bandę gadających kotów. A ja nie mam ani jednego... - Wiking zrobił minę, która chyba miała być smutna. Niezbyt mu to wyszło - trudno udawać smutek z twarzą zawodowego zabijaki.
- Nie jestem kotem. Bardziej... tym z kim walczyłeś w Ysgardzie.- odparł zwierzak po chwili namysłu. - Kiedyś.. miałem dwie chwytne łapy, ale z czasem... Jeśli nie pojawiasz się w odpowiedniej postaci na danym planie, to z czasem ją zyskujesz. A tracisz umiejętności, wiedzę, wspomnienia. Tak to jest z oczekującymi.
- Zdążyłem zauważyć. Mój najlepszy przyjaciel rzucił się na mnie gdy walkiria sprowadziła nas do Ysgardu. W głowie była mu tylko walka. Ja po śmierci pewnie też tam trafię... Ale jakoś zbytnio mi się nie śpieszy...
 
Wnerwik jest offline  
Stary 08-11-2012, 16:50   #15
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
W trakcie rozmowy o mięsach Thaeir miał trochę czasu na przemyślenie ostatnich wydarzeń. Dotarło do niego, że nawet się nie przedstawił (tylko owad to zrobił) chociaż matka zawsze powtarzała mu “nawet plugawa salamandra mówi swoje imię i nie ważne czy spotyka się z kalifem czy pomywaczem”.
Postanowił naprawić gafę i gdy odeszli kawałek od handlarza powiedział zwracając się do równie zamyślonych towarzyszy:

- Tak w ogóle to nazywam się Thaeir, jestem z Cytadeli z Lodu i Stali.
-ym.. To miasto na Planie Powietrza... -
dodał przypominając sobie, że jego towarzysze to głównie pierwszaki.
-Tam rzeczywiście wszyscy latają ? Na tym planie?- spytał z ciekawości Ydemi.
-Nie, nie wszyscy. Ja na przykład nie latam. Ale wtedy trudno się żyje, nawet w miastach.
- Ingvar. Ingvar Varsson. - Przedstawił się barbarzyńca. Jego towarzysze powinni wiedzieć jak ma na imię, by mogli sławić jego odwagę w swoich opowieściach. - Pochodzę z północy, z krainy morza i lodu. - Widząc, że najwyraźniej nie wiedzą gdzie dokładnie znajduje się ta północ, dodał: - To daleko stąd. W Midgardzie.
- Faerith - przedstawiła się krótko dziewczyna, zakładając za uszy swoje kasztanowe włosy. Nie miała nazwiska, którym mogłaby się pochwalić ani pochodzenia, które jej się po prostu wyrzekło... - mój dom to lasy pod Haven. Na Krynnie.
-Kreator Efemery - powiedział golem idealnie opanowanym głosem. - Tak nazwali mnie stwórcy i jest to zarówno moje imię jak i przeznaczenie. - Nie dodał nic więcej sądząc, że taka informacja powinna wystarczyć do jego identyfikacji.
- Nie rozumiem. Jak imię może być przeznaczeniem? Skąd jesteś? - zaciekawiła się półelfka.
-Imię nie jest przeznaczeniem.-Konstrukt tłumaczył powoli starając się ważyć każde słowo. -Moje przeznaczenie definiuje moje imię. Zostałem stworzony aby być kowalem efemery. Jestem Kowalem Efemery. To moje imię i przeznaczenie. Są jednym. Eberron. Taką nazwę nosi świat w którym zostałem stworzony.
- Kowalem... czego? Kto Cię stworzył?
Tu konstrukt zamarł na chwilę, jakby się namyślał... Nie potrafił w tej chwili określić dokładnie swego stwórcy.
-Dogada się z modronami, bez dwóch zdań. Gada jak potłuczony, tak jak i one.-mruknął bardzo cicho i bardzo dyskretnie kot.

Ia Pik-ik-cha - powtórzył swoje imię modliszkowaty - Ia łofsa, nomhmat i folny obyfatell Athasu.
Nazwy i miejsca o których mówili jego towarzysze nic mu nie mówiły, podobnie, jak terminy używane przez kota. Wyglądało na to, że obłąkani mnisi żyjący na pustyniach mieli rację. Istniało wiele światów, innych od spalonego słońcem Athasu. Thri-kreen był ciekawy tych innych miejsc, ale i tak nadal marzył o tym by wrócić do siebie. Wydawało się jednak, że może to być niezwykle trudne zadanie.
- Cho tho Krynn, Mitgart, Plan Pofitrza? - zapytał zaciekawiony.
Dziewczyna spojrzała bezradnie na pytającego.
- Krynn to... mój świat - powiedziała po prostu - Mój dom. Dopóki nie wpadłam tutaj, nie miałam pojęcia, że istnieją inne światy. Czy potrafisz powiedzieć, czym jest Athas?
- Athas, tho mooi tomhm - odparł krótko thri-kree, po czym dodał - Sfiat, gtzie rzątzą czarownicy - tyrani, gtzie trzeba falczyć, by być folnym. Gtzie mhmaghia sniszczyła piękno i naturę, obracając fszystko w popiooł. Tho iest Athas
-Nie rozumiem jednego... dokąd dusze z Krynnu i Athasu idą po śmierci ciała, jeśli... wasze światy istniały samodzielnie ?- spytał zaciekawiony kot.
- Po śmhmierci nie mhma nic - odparł thri-kreen - Choć niektórzy twiertzą, że toosze zmhmarłych idą do Dej lub Kano. Tylko to bajki. Po śmhmierci, nie mhma nic.
- Po zniszczeniu ciała nie może istnieć wola. Jeśli ciało zostanie naprawione, wola może powrócić.
Kot.. zaśmiał się. Choć to nie było możliwe Ydemi w kociej postaci śmiał się.- Nie ma nic. A to? Zawsze jest coś po śmierci. Krąg życia i śmierci... Inaczej druidzi by nie mogli reinkarnować, gdyby nie było nic.
Faerith zastanowiła się i skinęła głową.
- Krąg życia... tak, mnie też tego uczyła matka. Po śmierci nasze dusze łączą się z bogiem a ciała trafiają do ziemi, wspomagając nowe życie.
- Bstoory - warknął thri-kreen, ale szybko pożałował swoich słów. Jeszcze tydzień temu naśmiewał się z pustelników, którzy głosili wiarę w inne światy, a teraz sam był w jednym z nich. Może i te bajki o wędrówce duszy były prawdą. Kto wie?
- Jeśli zginęło się w walce trafia się do Ysgardu, co dzień ucztując, walcząc i chędożąc dziewki - wtrącił z niezachwianą pewnością wiking. - Szczerze powiedziawszy, to ja tam zbyt wielu dziewek nie widziałem oprócz walkirii...
-To chyba nie byłeś dostatecznie długo tam, albo dostacznie głęboko. Ponoć w czeluściach ziem Ysgardu roi się od drowek.- wtrącił gadatliwy kot.
- Drowek? To rodzaj krasnoludzkich kobiet?
-Takie czarne elfy o białych włosach.-odparł kot mrucząc.-Krasnoludki też tam są. W Ysgardzie
- Czarne elfy? To muszą być svartálfar! Ale one mieszkają w Svartalfheimie, a nie w Ysgardzie...
-Yggdrasil nie leży w tym Kole Planów. A może jest tylko bajką dla dzieci? Tak czy siak, twoja wiedza o zaświatach Ysgardu jest... cóż... niezupełnie zgodna ze stanem faktycznym.-odparł w odpowiedzi Jysson.

- A iak mhmożna fętrofać pomhmiętzy śfiatami? - zmienił temat, by zatuszować swój błąd.
-Portale na planach przechodnich... od groma portali na planie astralnym, eterycznym i planie cienia. Można też zanurzyć w dalekim Limbo, ale to wyprawa dla prawdziwych twardzieli lub prawdziwych szaleńców, a poza tym... portale. Takie jak ten, którym przeszliśmy lub... bardzo potężna magia pozwalająca przeskakiwać pomiędzy planami.- wyjaśnił szybko Jysson.
Thri-kreen zamyślił się i potarł brodę prawą kończyną.
- Tylko ia nie fchotziłem w portal. Iak, fięc snalasłem się w Sigil?
-Epicka magia...epicka psionika... efekty uboczne takiej na przykład wysokiej magii elfów, potrafią nieźle namieszać w pobliskich wymiarach.- kot rozważył na głos sytuację.
Thri-kreen nie ufał kotu i nie wierzył w jego odpowiedź. Najpierw mówił on o portalach, a teraz bajdurzył o magii i efektach ubocznych. Swoje wątpliwości jednak modliszkowaty zostawił dla siebie. Uważnie tylko obserwował i słuchał słów kota, którego nadal uważał za gadający kawał mięsa. Gadający i wykształcony kawał mięsa.
- To mamy ten sam problem - westchnęła dziewczyna - Nie dość, że coś mnie w jakiś sposób bez pytania przeniosło... tutaj, to jeszcze nie wiadomo czy uda mi się wrócić. - wyraźnie posmutniała.

- Czy jest tu gdzieś jakieś miejsce, gdzie są lasy? - zwróciła się do kota. Jeśli nie uda jej się wrócić do domu, to może jakoś się tu urządzi... przy odrobinie szczęścia.
-Od groma lasów. Całe plany porośnięte drzewami i puszczami. Od niebezpiecznego Shurroku i Ziem Bestii po leśne ruczaje Arvandoru i Amorii.- mruknął kot po zastanowieniu.Spojrzawszy na półelfkę spytał.-Zostawiłaś tam męża, dzieci?
- Matkę. - Faerith odwróciła wzrok - Jakie to w ogóle ma znaczenie? Tam był... jest... mój dom. Dom... - powtórzyła z naciskiem - i jedyna osoba na całym świecie, której na mnie zależało, która kochała mnie taką, jaką jestem i której nawet nie mogę powiedzieć, że nic mi nie jest... serce jej pęknie - ostatnie słowa wypowiedziane przez łzy były słyszalne właściwie tylko dla niej.
- Żyjesz! - rzucił modliszkowaty - Tho ssię liczy. Mhmoosisz falczyć i żyć talej
Zaskoczona spojrzała na “gadającego robala”. Miał rację. Oczywiście, że miał. Póki żyła, póty miała nadzieję. Nie pamiętała, kto i kiedy jej to powiedział, ale to nie miało znaczenia. Ta... modliszka o dziwnie brzmiącym imieniu... ten... łowca, był rozsądniejszy, niż można by wnioskować po jego powierzchowności.
- Co do tęsknoty za matką rozumiem. Więzy rodzinne są ważne, ale dom... dla kota dom jest tam gdzie postawi swoje cztery łapy.- stwierdził ze stanowczością Ydemi.
- Problem polega na tym, że nie jestem kotem - dziewczyna była już trochę naburmuszona, choć w sumie nie miała powodu, żeby się złościć akurat na kota - Czuję, że jestem związana z moim domem, lasem, w którym znałam wszystkie drzewa, każdy krzaczek, kamyk i wszystkie zwierzęta. Rozumiałam wszystkie znaki, jakie mi dawały. A tu? Wszystko jest obce... i nie ma nikogo, kto mógłby mnie nauczyć tego świata.
-Świata najlepiej uczyć się samemu. Poznawać, odkrywać... to czyni życie ciekawszym i intensywniejszym. Bardziej ekscytującym... choć, co ja tam o tym mogę wiedzieć. Jestem kotem i w sumie jestem martwy.-mruknął w odpowiedzi Ydemi.
- Kot ma rację - przytaknął Ingvar - nowe światy to nowe walki do stoczenia!
- Czy ja wyglądam na wojowniczkę? - żachnęła się półelfka - Jestem tropicielką, łuk służy mi tylko do polowań a walczyć umiem... bo mnie lud mojej matki odrzucił i musiałam nauczyć się bronić. W końcu uciekłam, bo ileż można walczyć?
- Walczyć można, i trzeba, cały czas. Całe życie jest walką. - Blondwłosy wojownik pokręcił głową. - Chociaż pewnie wy, elfy, nie musicie się tym przejmować...
- Zgatza ssię. - syknął thri-kreen na potwierdzenie słów wikinga.

-To pewnie jakaś dramatyczna opowieść pełna tajemnic? Zawsze takie lubiłem.- kot wpatrywał się ślepiami w twarz półelfki ciekaw szczegółów.
- Nie jestem elfką - spojrzała na blondyna jeszcze mokrymi zielonymi oczami - Moim ojcem był człowiek. Wojownik, rycerz w lśniącej zbroi. Naobiecywał mojej matce czego tylko sobie zażyczyła, po czym zostawił. Jestem jedyną pamiątką po nim. - zamilkła, po czym zmieniła temat - Dlaczego uważasz, że elfy nie mają się tym przejmować? Walką?
- Elfy pochodzą z Alfheimu. To boska kraina, władana przez Freja. Każdy to wie... - Mężczyzna przyjrzał jej się z podejrzliwością. Czyżby ta kobieta tylko podszywała się pod elfa? Właściwie, to nic o nich nie wiedziała. Miała tylko spiczaste uszy i nawet nie bił od niej niezwykły blask.
-Nie... Zwyczajne elfy pochodzą z różnych miejsc i żadnym z nich nie jest Alfheim... Elfy które pochodzą stamtąd... są po części orantami, po części.. wiedza darowana mi przez Panią Kotów nie obejmuje tego tematu. Ale elfy Freyi są czymś więcej niż elfami.-zaprzeczył kot.
- Czyli są inne elfy niż Liosalfar i Svartalfar? - Wiking wyglądał na zdziwionego, ale chyba jakoś to przeżył. W ciągu ostatnich chwil dowiedział się tylu różnych, dziwacznych rzeczy, że już przestał się tym przejmować. Skoro istniały gadające zwierzęta to dlaczego miałoby nie być innych rodzajów elfów?
Thri-kreen tylko słuchał dyskusji o elfach. Aż go korciło, by zabrać głos w tej sprawie, ale wolał nie zdradzać swoich poglądów na temat tej rasy.
- Nie wiem o czym w ogóle mówicie - Faerith słuchała tej wymiany zdań zdezorientowana do granic możliwości - Lud mojej matki pochodzi z Krynnu, z Qualinostu. Żyją w tym samym świecie co ja... tylko mają Zasady i Reguły. Ja jestem pogwałceniem tych reguł. Wolę udawać, że jestem człowiekiem, oni mnie przynajmniej akceptowali... choć na swój sposób.

- Nie jesteś człowiekiem. Masz spiczaste uszy. Tak samo jak karzeł nie może być człowiekiem, ani olbrzymem. - zaprzeczył jasnowłosy.
-Ona jest mieszańcem... Wielu jest takich mieszańców w Kole Planów. Akurat półelfki tak się nie wyróżniają. Szkoda, że nie widzieliście wiedźmiego pomiotu...- kot odruchowo się wzdrygnął.-To dopiero paskudy.
- Może mi jeszcze powiesz, że istnieją półkrasnoludy? - Ingvar się roześmiał. Jego kompani najwyraźniej próbowali sobie z niego robić żarty, ale im się nie dał! Przejrzał ich podstęp!
-Półkrasnoluda... to chyba nie ma. Półgnoma zresztą też... Choć kto wie? Wiedza moja jest ograniczona.-mruknął cicho kot.
- Uszy można schować pod kapturem albo we włosach - dziewczyna powoli miała dość tej rozmowy. Czemu się tak przyczepili do jej uszu? - Nie wybierałam sobie ani ojca, ani matki. Jestem pół elfem, pół człowiekiem. Jako dziecko nie różniłam się niczym od innych elfów. Z wiekiem zupełnie przestanę się różnić od ludzi. Zostaną mi tylko spiczaste uszy.
- Nie martw się... elfko. Każdego ocenia się po jego czynach, a nie po urodzeniu. Loki był bogiem, ale podczas Ragnarok będzie walczył przeciwko innym bogom. - Wiking pokiwał w zadumie głową, po czym podrapał się po brodzie, jakby sobie coś przypominając. - No, właściwie to był olbrzymem. Można się było tego po nim spodziewać.
- Powiedz to elfom Qualinesti w moim imieniu. - mruknęła. Dała sobie spokój z tłumaczeniem wojownikowi swojego życiowego dramatu. Miał swoje zdanie i chyba nikt go nie zmieni. Będzie musiała się przyzwyczaić do tego, że nagle została elfką.
- Ty im powiedz. Jeśli nie jesteś wystarczająco silna, by to zrobić to najwyraźniej nie zasługujesz na miano elfa.- Potężny mężczyzna prychnął. Gardził słabością. Jeśli ktoś był zbyt słaby, by bronić swojej racji... to najwyraźniej jej nie miał.
- Trochę ciężko się rozmawia z kimś, kto widzi w Tobie jedynie piętno niewłaściwego urodzenia. Nie zrozumiesz tego... Nie jestem wojowniczką. I nie zależy mi na tym, żeby uważano mnie za elfa. Od nich nie dostałam nic. - musiała solidnie zadrzeć głowę, gdy podeszła blisko do blondwłosego mężczyzny i spojrzała mu w oczy - Nie chcę być elfem. Żałuję, że ich krew płynie w moich żyłach. Kiedyś... kiedyś o tym marzyłam... ale teraz już nie. Jeśli uważasz, że jest to przejaw słabości, proszę bardzo. Dla mnie to nie ma znaczenia.
- Kiedyś. Teraz idziesz własną drogą. Jak ja. To nie jest słabość. - Wojownik ponownie się uśmiechnął. Przecież wiadomo, że on nie ma w sobie ani grama słabości, prawda?
-Faerith. Moi przodkowie zostali stworzeni dla wojny. Teraz wojna się skończyła. Oni istnieją dalej chociaż nie są potrzebni. Szukali miejsca dla siebie ale go nie znaleźli. Teraz tworzą swoje miejsce własnymi siłami.
- Każdy jest Kowalem własnego losu... - zakończyła sentencjonalnie dziewczyna i aż sama pokręciła głową. Dlaczego akurat teraz przypominają jej się tę bzdurne powiedzenia? Wzruszyła ramionami i spojrzała na pozostałych - To co robimy teraz? Rozdzielamy się?
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 08-11-2012 o 16:54.
Quelnatham jest offline  
Stary 08-11-2012, 17:40   #16
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pomysły na dalsze działania były dwa, toteż drużyna ochroniarzy podzieliła się na dwie grupy. Faerith, Thaeir i Xan ruszyli do budynku urzędu ignorując ciche marudzenie kota. Jyssonowi z jakiegoś powodu pomysł wypełniania papierków jakoś się nie podobał. Co było tym dziwniejsze, że za życia był przecież urzędnikiem czy też rachmistrzem.
Kota dodatkowo drażnił dwunożny pieszczoszek Xana.


Pochodzący z Sigil lim-lim upodobał sobie ogon zwierzaka i co jakiś czas podskakiwał próbując capnąć za niego zębami.
Wędrując przez miasto cała trójka mogła się przekonać jak różna jest Automata od miast, które widzieli. Nawet Thaeir zauważył oczywiste różnice. Po pierwsze było tu czysto, o wiele czyściej niż w jego rodzinnym mieście. I znacznie czyściej niż w Sigil, gdzie nawet ścieki wykazywały pewne oznaki życia wywołane dużym nagromadzeniem różnego plugastwa.
Genasi nieraz słyszał opowieści iż w Sigil z czasem pozostawione sobie śmieci ożywały i atakowały przechodniów, by ich opętać... Dotąd wkładał takie opowieści między bajki do straszenia ciołków. Teraz nie był już taki... pewien.
Było też ciszej i spokojniej. Nie było takiego hałasu jak na Wielkim Bazarze w Sigil ani tłoku. Przechodnie szli spokojnie i w ciszy... W idealnym porządku trzymając się swoich stron drogi. Także i trójka wędrowców nieświadomie przyjęła ten zwyczaj.
Może rzeczywiście był to wpływ Mechanusa na miasto, jak to twierdził kot. W końcu było to miasto brzegowe i stąd było ledwo parę kroków, do tej sfery absolutnego prawa i porządku.
Dosłownie kilka kroków.
Brama do Mechanusa składała się z metalowego dysku leżącego na ziemi i pionowego zębatego koła z nim połączonego. Koło obracało się powoli obracając tym samym dysk. Wedle słów kota wystarczyło wskoczyć na dysk by pojawić się gdzieś w Mechanusie.Dostać się do tamtej sfery było bardzo łatwo. To powrót nastręczał kłopotów.
Przy owej bramie kręciło się parę mrówkocentaurów dowodzonych przez osobnika w hełmie i z dzidą.


Na ich widok Ydemi bardziej wtulił się w półeflkę mówiąc.-Formici, tych też lepiej unikać. To bardzo agresywna i ekspansywna rasa gotowa ginąć za kolonię. Ich mrowiska są miejscem w którym łatwo skończyć w roli niewolników pozbawionych woli.
Jakkolwiek przy owej bramie do Mechanusa było kilku strażników, to jednak nie byli bardzo zainteresowani wtrącaniem się w sprawy mrówkocentaurów. Podobnie jak Ydemi Jysson.
Spojrzał na budynek obok bramy.-Lepiej chodźmy tam, nie traćmy czasu, bo w urzędzie stracimy go sporo.

Urzędnicy zajmowali kilka budynków otaczających bramę do Mechanusa i obecność kota w drużynie okazała się niezwykle użyteczna z tego powodu, że owe budynki były identycznie. Więc ciężko było określić, który powinni odwiedzić. W środku był... chaos.
Ludzie i nieludzie żwawo przemierzali korytarze tam i z powrotem. Każdy niósł ze sobą stos papierów, lub co najmniej kilka ksiąg. Petenci siedzieli przed biurkami urzędników, bądź stali do nich w kolejkach, bądź wypełniali jakieś papiery. To co rzucało się w oczy to nagromadzenie podobnych do siebie istot, które miały identyczny gust jeśli chodzi o ubrania. Sporo takich osobników było w Automacie, ale tam mieszali się z innymi przybyszami, przez co nie rzucali się tak w oczy, ale tu … dominowali.
Ten sam krój i te same kolory szara szata po kostki , ozdobiona czerwonymi wstawkami i przepasana w pasie białą szarfą. Ydemi oczywiście znał odpowiedź na to. -Zdecydowana większość oczekujących przynależnych do Automaty ubiera się w ten sam sposób. Jak to mówią.. Jedna szata, jeden umysł.
Dla Faerith to miejsce przypominało jej wyobrażenie wnętrza Góry Nieważne, legendarnej siedziby gnomów. Również dla niej legendarnych istot, bo żadnego jeszcze nie widziała.
Chaos pod pozorami porządku, bajzel ubrany w pozy racjonalności, brakowało tylko wybuchów i latających w powietrzu małych istotek krzyczących o przełomowych odkryciach.

Po chwili dla trójki bohaterów rozpoczęło przejście przez biurokratyczne piekło. Najpierw zgłoszenie przybycia... po odstaniu w kolejce pół godziny. Wypełnianie formularzy, odpowiadanie na szczegółowe, acz pozbawione sensu pytania. Jak na przykład.” -Czy jadłeś w swoim życiu rybę. I czy po jej zjedzeniu odczuwałeś sensacje żołądkowe?”
Jak się okazywało, nawet na zjedzenie ryby lub sera trzeba mieć było pisemne zezwolenie. Związane z tym, że niektórzy źle znoszą trawienie określonych pokarmów.
Po wypełnieniu kilkunastu papierów wjazdowych, formularzy i uzyskaniu kolejnych zezwoleń, mogli wreszcie spytać o to gdzie mieszka Heiron i... dostali kilkanaście kolejnych formularzy do wypełnienia i najważniejszy dokument. “Uzasadnienie pytania o informacje nie tajne, acz związane z obywatelem nr. 2455 znanym jako Heiron Życiodawca.”
Dokument ten zawierał szereg dziwacznych paragrafów, odnośników które kot poradził zignorować. Najważniejsze bowiem znajdowało się na dole.
A było to proste pytanie.
“Dlaczego chcesz uzyskać informacje na temat miejsca pobytu wyżej wymienionej osoby. Uzasadnij swoją potrzebę pisemnie w co najmniej dziesięciu zdaniach.”
Widocznie twórca dokumentu uznał, że powód który da się uzasadnić w mniejszej liczbie zdań nie jest dostatecznie ważny, by go brać pod uwagę.

Cała trójka trafiła do pomieszczenia służącego za mały magazynek. Stała tam duża stara szafa zdobiona ornamentem winorośli i małymi krasnoludami. Oraz ustawiono tu sterty czystego papieru przeznaczonego do zużycia. Był też stół i krzesła. Na stole kałamarz. Nie pozostało nic innego tylko pisać to uzasadnienie.


Drużyna “dowodzona” przez Ingvara śmiało przemierzała ulice miasta idąc do karczmy zwanej “Boska Maszyna”. W końcu tam ponoć stołował się Heiron.
Ingvar mógł się czuć dumny w roli przywódcy... choć fakt, że jego drużynę stanowiły najbardziej enigmatyczni z całej grupy osobnicy, trochę mogło psuć mu humor.
Wędrując ulicami miasta, ekipa mogła narzekać na nudę i monotonię. To miejsce było o wiele bardziej spokojne od Sigil. Bardziej ciche i monotonne. Mniej tu było dziwadeł, za to więcej ludzi i elfów oraz innych śmiertelnych ras. Wielu ubrane w monotonne szare szaty z czerwonymi wstawkami przepasane białymi szarfami.
Co nie znaczy że i tu nie trafiały się dziwne stworzenia, jak choćby nieduże pudełkowate mechanizmy.


Na sześciennym korpusie znajdowały się dwoje oczu i szerokie usta, do tego były jeszcze małe skrzydełka i patyczkowate nóżki i rączki. Na widok Kreatora Efemery popadły w ekscytację, po czym... znienacka zamarły popadając w stupor. Ten stan trwał chwilę, po której stworki straciły zupełnie zainteresowanie bratnim konstruktem i ruszyły zwartym szykiem w jedną z uliczek.

“Boska Maszyna” od razu spodobała się Ingvarowi. W przeciwieństwie do reszty miasta nie było tu uporządkowania, za to było o wiele więcej gwaru i życia.


Nic dziwnego, większość jej biesiadników stanowili osobnicy tacy jak trójka awanturników i ich księga. Byli gośćmi i przybyszami w Aautomacie. Boska Maszyna miała niski strop, oraz w większości: niewielkie stoły i krzesełka. Była przeznaczona głównie dla niskich ras, gnomów i niziołków. Ironią losu więc był fakt, że akurat ci goście byli nieliczni.
Co pewnie nie martwiło jednak gospodarza, wszak pieniądze nie mają płci i rasy.
A gospodarzem był ruchliwy niziołek o imieniu...


Tourlac, który podbiegł do wchodzącej trójki podróżników i z góry ich przepraszając zaprowadził do stolika. Przepraszał bowiem z tego powodu, że stolik był w rozmiarze nieco małym dla nich. Niemniej zapachy z kuchni świadczyły, że posiłek w tym miejscu wart małych niedogodności.
Jednakże trojka ochroniarzy nie przybyła tu jeść, tylko zasięgnąć języka. Na szczęście mimo ich braków talentu w dyplomacji udało się im podłapać nieco śpiewki na temat “krwawnika Heirona”.
Jak się okazało “Heiron nie płynął za bardzo z władzami w jednej łodzi, jego interesy nie były do końca legalne... i miał kilka kufrów poukrywanych w całej Automacie. Nie żeby byl kandydatem na bezlistne drzewko, ale wiadomo... przy tylu nakazach i zakazach ciężko któregoś z nich nie złamać.”
Niektórzy twierdzili że Heiron opuścił już Automatę, ale ogólnie uważało się że nadal gdzieś siedzi.
Za bardzo przyrósł zadkiem do miasta, by je opuszczać. Taka była opinia większości.
“Pewnie okantował jakiegoś wysoko postawionego kiepa wśród Guwernatów, więc się przyczaił by nie płacić muzyczki...” cokolwiek to miało znaczyć.
Gdy przysiedli się znów razem, by omówić to co usłyszeli.. okazało się że zebrali podobne plotki. Choć trzeba było przyznać iż dzielny barbarzyńca z Ysgardu zebrał ich najwięcej.
Gdy tak wymieniali uwagi Pik-ik-cha zwrócił uwagę na czerwonoskórą kobietę.


o ostrych rysach twarzy, licznych tatuażach i zakręconych nieco rogach na głowie. Oraz o mocnym siarkowym zapachu. Niby nic niezwykłego, na pewno mniej dziwna od pudełkowatych stworów które napotkali po drodze tutaj. Niemniej przyciągnęła uwagę three-krina, bo od dłuższego czasu gapiła się na Kreatora Efemery. Zbyt długo, by można to było brać za zwykłą ciekawość.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-11-2012 o 17:52. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 08-11-2012, 20:28   #17
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Wszystko to zaczynało Xana denerwować. Wiedział, oczywiście, jak działają urzędy. Spodziewał się tego, co zastał w środku. Jednak nie uchroniło go to od rzadkiej ochoty przyłożenia komuś w twarz.

Wreszcie przebrnęli przez niemal wszystkie niezbędne etapy. Dostali ostatni głupi formularz do wypełnienia... Xan miał zamiar jakoś się odpłacić urzędnikom pięknym za nadobne. Ale co miał zrobić? Napisać dziesięć takich samych zdań, każde różniące się jednym wyrazem? To by było dziecinne, no i mogło sprawić, że nie otrzymają odpowiedzi...

Wpadł na o wiele lepszy, wręcz diabelski pomysł. Złapał więc szybko za rękę tego, który wręczył mu formularz.

- Przepraszam... Mam problem z ostatnim pytaniem.

- Jaki?

- Nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć... Nie posiadam odpowiednich definicji. Żeby móc odpowiedzieć na to pytanie w stu procentach precyzyjnie - a podejrzewam, że to jest właśnie ode mnie oczekiwane - musiałbym otrzymać... pomyślmy... normy definiujące następujące słowa: "chcieć", "informacje", "miejsce", "osoba", "zdanie". Oprócz tego kopie uchwał regulujących wpływ szyku zdania na podtekst, normę ilości ironii na długość tekstu. Jeszcze potrzebowałbym instrukcji dla apriorystów, gdyż jak widzę formularz ten jest domyślnie skonstruowany z aposteriorystycznego punktu widzenia... Następnie niezbędna byłoby udostępnienie wewnętrzych regulacji na temat jakości papieru, atramentu, pracy urzędników, długości dozwolonych przerw, czarności kawy, nieświeżego oddechu petentów... - Xan z satysfakcją obserwował jak twarz urzędnika robi się coraz bardziej blada na wyobrażenie sobie ilości pracy, jaka go czeka. Co jak co, ale urzędnicy najbardziej bali się właśnie pracy. Wreszcie uznał, że osiągnął odpowiedni efekt. - Ach, ale przecież widzę, że pan taki zapracowany... Może po prostu zamiast tego powie mi pan, gdzie znajdę Heirona?
 
Issander jest offline  
Stary 08-11-2012, 21:01   #18
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Faerith już po pierwszym formularzu zgłupiała do reszty, nie mówiąc już o którymś z kolei - bardzo szybko straciła rachubę, ile tego było. Pytania, pytania, pytania... Jedne tylko głupie, inne bardzo głupie a wszystkie jej zdaniem niepotrzebne. Tylko, że sama się o to prosiła... więc ze stoickim spokojem wypełniała kolejne papiery, starając się puszczać mimo uszu kocie "a nie mówiłem" i pamiętać, po co to robi. Podeszła do tego jak na tropiciela przystało, z cierpliwością i spokojem. Trzeba było, trudno. Jakoś to przeżyje. Nie mogła tylko wyjść z podziwu, że w tym chaosie cokolwiek dało się załatwić. Wszyscy wyglądali, jakby byli dokładnie na swoim miejscu, chociać jej się wydawało, że nikt nad tym nie panuje. Aż dziwne, że spod żadnego stołu nie wyskoczył gnom wrzeszczący na całe gardło "Eureka!"...

W końcu zadali odpowiednie pytanie w odpowiednim miejscu i dostali ostatni formularz do wypełnienia, a w nim... Uzasadnij swoją potrzebę pisemnie w co najmniej dziesięciu zdaniach?
Półelfka spojrzała ponuro na urzędnika. Po tej piekielnej ilości pytań - i odpowiedzi - miała pustkę w głowie. Żeby wyszło jej 10 zdań musiałaby chyba pisać każde słowo osobno. Chcę. Znaleźć. Heirona. Gdyż. Dzięki. Temu. Będę. Mogła. Wrócić. Do. Domu. Proszę, nawet 11 zdań... pomyślała z przekąsem i już miała siadać do pisania, kiedy towarzyszący jej człowiek zatrzymał odchodzącego już urzędnika i zasypał całą serią pytań.

To było genialne.
Absolutnie genialne.

Faerith z przyjemnością obserwowała zmieniające się kolory na twarzy urzędnika, choć jej twarz w tym momencie wyrażała jedynie troskę. Stojąc obok mężczyzny kiwała głową potakująco, gotowa w razie potrzeby zadać od siebie kolejnych kilka pytań... Lepsze to, niż pisanie wypracowań...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 08-11-2012, 23:46   #19
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Po rozmowie z handlarzem drużyna rozdzieliła się. Było to najrozsądniejsze wyjście, jeżeli mieli szybko odnaleźć maga. Jedna grupa ruszyła do Rejestrów, a druga do karczmy, którą ponoć często odwiedzał Heiron.
Thri-kreen nie przepadał za karczmami. Miał z nimi głównie złe wspomnienia i skojarzenia. Z dwojga złego wolał karczemny gwar niż wyprawę do jakiegoś Rejestru. To drugi od razu skojarzyło mu się z rozrośniętą biurokracją w Draj, czy też Raam i tyranią królów czarowników.
Ruszył, więc wraz z Kreatorem i Ingvar do lokali zwanego "Boska Maszyna"
Pik-ik-cha zdążył polubić wysokiego wojownika, ale jego zapędy przywódcze i wysokie mniemanie o sobie śmieszyły thri-kreena. Ingvar może i był dobrym wojownikiem, jak na człowieka, ale z modliszką nie miał się co porównywać. Mimo to, to właśnie jego Pik-ik-cha darzył, jak na razie największą sympatią i szacunkiem.

“Boska Maszyna”
Lokal okazała się zbudowany dla istot o zupełnie innych gabarytach niż ich trójka. Właściciel był gnomem i stworzył karczmę z myślą o istota charakteryzujących się podobnym wzrostem, czyli bardzo niskim.
Mimo to w lokalu przebywały najróżniejsze istoty. Wszyscy wyżsi niż gnomi gospodarz siedzieli z kolanami pod brodą i głową nisko spuszczoną.
Miejsce to, bardzo przypominało Thri-kreenowi miasta i gospody na Athasie. Tutaj i tam panował gwar głośnych rozmów, unosił się zapach alkoholu i pieczonego mięsa. Tutaj i tam spotykali się przedstawiciele najróżniejszych ras, by przy kuflu czegoś mocniejszego wymienić się informacjami, czy też ubić interes.
Ich trójka również ruszyły wypytywać o maga Heirona. Wkrótce każdy z nich zebrał informacje i razem zasiedli przy jednym stole, by omówić kto czego się dowiedział. W pewnym momencie Pik-ik-cha zauważył czerwonoskórą kobietę wpatrująca się w Kreatora.
Jej dziwne zachowanie wzbudziło jego zainteresowanie. Wpatrywała się ona zadecydowanie zbyt długo w jego towarzysza, by uznać to za normalną ciekawość. Zdaniem thri-kreena w Kreatorze nie było nic niezwykłego na tle innych obecnych tu ras.
Bez słowa wstał i zbliżył się do kobiety.
- Ty? - zaczął Pik-ik-cha - Ty źle patrzeć. Cho ty chsieć?
Starał się by w jego słowach nie było agresji, ale zachowanie kobiety zdecydowanie nie przypadło mu do gustu.
- Ty też nie patrzeć ładnie, ale ja się ciebie nie czepiam.- burknęła w odpowiedzi kobieta.
Thri-kreen zmierzył kobietę wzrokiem, a jego czułki drgały nerwowo. Starał się on wyłapać feromony jakie wydzielało ciało kobiety. Choć widział tę istotę pierwszy raz w życiu, to próbował po jej zapachu poznać emocje, jakie teraz nią kierowały.
- Thak - przyznał Pik-ik-cha, ale w jego głosie nie było przyznania się do winy, czy też żalu, a jedynie stwierdzenie faktu - Czemhmoo ty interessofać ssię, mhmooi g, towarzyszem? Ty go znać?
-Czemhmo wy ssię interessofać Heironem, wy go znać ?- odparła pytaniem na to pytanie kobieta wyraźnie przedrzeźniając thri-kreena. Widać jego obcesowość działała jej na nerwy.
Thri-kreen wbił w kobietę wzrok i przez długą chwilę nie odpowiadał na jej pytanie.
- Ty mhmieć cięty jęssyk. Ty ssię nie bać Pik-ik-cha. Ty otfażna. Ia szookać Heirona, bo tho mhmoie zatanie. Ty wietzieć, go on iest?
- Ty nie powiedzieć jakie to zatanie.- rzekła krótko kobieta.
-Ty wietzieć, gtzie iest Heiron - modliszkowaty zdanie to wypowiedział twierdząco, gdyż w tym momencie nie ulegało dla niego wątpliwości, że kobieta znała maga i wiedziała gdzie on przebywa - Ia mhmooszę go otnaleść i przekassać informhmację. Ieśli ty wietzieć, gtzie on iest, to pofietzieć Pik-ik-cha.
-Nie powiedziałam, że wiem gdzie on jest.- odpowiedziała wojowniczka szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu. -Informacje nie ty jeden chcesz przekazać. Nie jest cieniem, że nie tylko wy szperacie za Heironem. Inni też chcą przekazać informacje... kosą między żebra.
- Ia nie chcieć go sabić. Ia mhmooszę mhmoo przekasać informhmację oraz przesyłkę. Ieśli ty wiedzieć, gtzie on iest, to powietzieć Pik-ik-cha. Tho ważne.
-Jaką przesyłkę?- spytała kobieta.
- Tho arcyważne. Ia mhmieć dla Heirona rzeczy, które on stforzyć. On ie mhmoosi mhmieć, to fażne. Fskaż, gtzie on iest. - powtórzył z naciskiem thri-kreen.
-Nie tu. Za dużo ślepi, za dużo uszu.- kobieta wstała kończąc rozmowę i ruszyła do wyjścia z karczmy.
Pik-ik-cha spojrzał na swych towarzyszy i machnął obiema prawymi kończynami i wydał komendę:
- Sssa mhmną!
Pierwszy raz od kiedy opuściła Athas czuł się pewny siebie i na swoim miejscu. Wykazał inicjatywę i przejął dowództwo nad grupą. W końcu jego działania przyniosły mały, bo mały, ale jednak sukces.
Mimo to Thri-kreen był świadom, że to może być zasadzka. Z tego co mówiła kobieta wielu najemników polowało na maga i nie po to, by oddać mu cokolwiek, ale by go zabić. Pik-ik-cha był więc ostrożny. Ścisnął mocniej swoją gythka i ruszył za kobietą.
Wychodząc zaczął się zastanawiać, czy ich pracodawcy nie są przypadkiem jednymi z tych, którzy chcieliby śmierci Heirona. Nie wątpliwie trzeba to było zbadać, a kobieta mogła okazać się w tym niezwykle pomocna.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 09-11-2012 o 19:09. Powód: uzupełnienie i poprawa stylu
Pinhead jest offline  
Stary 10-11-2012, 14:05   #20
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
"Boska Maszyna"

Widząc, że thri-kreen z kimś rozmawia, wikiński wojownik rzucił okiem w jego kierunku, popijając przyniesione przez niziołka piwo. Zmrużył oczy przyglądając się rozmówczyni owada. Rogi, czerwona skóra... Już sam wygląd kobiety klasyfikował ją jako podejrzaną. Nie potrafił jej skojarzyć z żadnym stworem z opowieści... ale przecież to samo mógł powiedzieć o swych towarzyszach czy tych dziwnych kwadratach, prawda?
Mimo tego coś wisiało w powietrzu... Barbarzyńca był w każdej chwili gotów zerwać się z ławy i dobyć topora przytroczonego do plecaka. Niestety, jego dwuręczny miecz był zbyt długi, by machać nim w tak ciasnym pomieszczeniu.
Wbrew jego oczekiwaniom czerwonoskóra po prostu wyszła, a modliszkowaty dał im znak, by poszli za nim.
- Chodźmy - rzucił do stworzenia, które przedstawiało się jako "Kreator Efemery". Miano stanowczo zbyt dziwaczne dla prostego barbarzyńcy. Nie mógł zrozumieć co oznaczało to miano.
- Musimy uważać. To pewnie pułapka - dodał teatralnym szeptem, szczerząc przy tym zęby.
 
Wnerwik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172