Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2012, 19:06   #17
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Srokata szantrapa darła się tym głośniej, im wyżej wspinała się dziewczyna. Shannon trochę się obawiała, że jeśli ptaszysko założyło rodzinę na szczycie kolumny, trzeba będzie stoczyć z nim mały pojedynek. Każda zdobycz warta była jednak ryzyka. Na szczęście obyło się bez problemów. Sroka poprzestała na obrzuceniu intruza zrozumiałymi tylko dla siebie obelgami i groźbami, po czym wykonawszy kilka ciasnych kółek nad głową wspinającej się wytrwale Shane, odfrunęła na bezpieczną odległość, by z innej kolumny dawać głośny wyraz swojemu oburzeniu. Teraz Shan mogła spokojnie wdrapać się na szczyt i podziwiać widoki.

Obrzuciła teren bacznym spojrzeniem. Wszystko mogło mieć jakieś znaczenie. Konstrukcja zbudowana była na planie koła. Jedynie w miejscu, gdzie znaleźli Matta znajdowały się resztki jakiejś przybudówki w formie czworoboku. W zasadzie większa kupa gruzu mocniej porośnięta zielskiem, której prawdziwe kształty tak naprawdę dostrzec można było jedynie z lotu ptaka. Być może to ona w przeszłości, jako jedyna była pokryta dachem. Kolumny sterczały z kamiennej posadzki jakby dla ozdoby, bo z pewnością nigdy nie podtrzymywały dachu. W innym przypadku plac byłby zasypany jego resztkami. Chyba że dach był tylko nad kawałkiem. Coś jak muszla koncertowa. Albo drewniany. Chociaż wtedy i tak by zostały resztki belek podtrzymujących strop.
Ciut dalej znajdowało się to coś, co mogło być studnią. Wydawało jej się, że nawet widzi jeden ze słupów, które kiedyś mogły podtrzymywać kołowrót.

Rond i Arivald snuli się w tę i wewtę przeszukując skraj lasu. Wyglądali stąd jak białe robaczki. Kev dłubał coś w pobliżu jednej z kolumn. Dokładnie za nią, więc niewiele stąd widziała. W ogóle niewiele było stąd widać. Las był zbyt wysoki, by przebić się wzrokiem dalej niż wierzchołki najbliższych drzew. Szkoda, bo miała nadzieję, że uda jej się choć w przybliżeniu określić jaki kierunek powinni obrać, jeśli przyjdzie im się stąd ruszyć. Teren wprawdzie opadał w jedną stronę, ale tylko na niewielkim odcinku. Potem znowu się wznosił ukazując jedynie szczyty drzew. Nic dziwnego, że poczuła się odrobinę zawiedziona. Musieli liczyć na łut szczęścia. Skoro jednak znaleźli resztki ludzkich budowli, to i ich budowniczy, a raczej ich potomkowie, gdzieś być musieli. Nie była to zatem bezludna wyspa. Przynajmniej kiedyś.

W gnieździe za to odkryła coś interesującego. Wprawdzie nie były to składniki na jajecznicę, ale świadczyły o dobrym guście projektanta, który zadbał, by gniazdko spodobało się przyszłej pani srokowej. Wśród błyszczących nitek wyprutych pewnie z jakiejś ozdobnej tkaniny, kawałków lusterka, kilku metalowych kółeczek o niewiadomym przeznaczeniu i kościanego guzika wydłubała kilka prawdziwych skarbów. Przeliczyła zdobycz.
Takich monet nigdy w życiu nie widziała, ale potrafiła odróżnić niektóre metale od innych. Dwie złote monety i siedem srebrnych. Prawdziwy majątek dla kogoś, kto paraduje z gołym tyłkiem. Podobnie jak spory kolczyk z oprawionego w srebro kamyka wyglądającego jej na szlachetny i obrączka. Na tyle gruba, by twórca mógł wygrawerować na niej napis. Włożyła ją na palec napis postanawiając odszyfrować dopiero na stabilnym gruncie, a kolczyk zawiesiła tam, gdzie było jego miejsce. Dobrze, że miała dziurki w uszach, bo poza monetami niewiele mogłaby już zmieścić w ustach, a rąk potrzebowała do zejścia na ziemię. Już miała wracać kiedy jeszcze coś błysnęło tęczowo w jej polu widzenia. Mało nie udławiła się pieniędzmi, kiedy zobaczyła co to było. Upchnęła w policzku ostatnie już znalezisko, by czym prędzej dotrzeć na dół. Do przyjemności to nie należało, toteż szybko pozbyła się zawartości ust, kiedy tylko dotknęła stopami ziemi.

Ze skarbami w dłoni ruszyła w stronę Kevina, który - jak sugerowały jego słowa - znalazł coś ciekawego. Omal nie zderzyła się z wyłażącym zza krzaka Arivaldem.
- Znalazłeś coś? - zapytała na wszelki wypadek.
Wzruszył tylko ramionami odgarniając gałęzie zarośli długim kijem i zaglądając w gęstwinę.
- Na razie nic - mruknął.
- Wydawało mi się, że kawałek za tym murkiem, gdzie znaleźliśmy Matta jest jakaś stara studnia. Gdybyś szedł w tamtą stronę mógłbyś zerknąć, czy jest tam woda? Przydała by się - poprosiła. - Ja tylko pójdę sprawdzić, co kombinuje Kevin.
Nie sądziła, że zajmie jej to więcej czasu, niż się spodziewała.

- Zobacz co znalazłam. - Pomachała przed oczyma Kevina swoim znaleziskiem.
- Kapitalistka - odparł, kręcąc z podziwem głową. - Ja też coś znalazłem, tylko jeszcze nie wiem, co - odparł.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline