Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2012, 16:38   #11
 
Raster's Avatar
 
Reputacja: 0 Raster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Rodnon leżąc rozglądał się po okolicy „Gdzie ja jestem, to jest ten inny świat do którego się przenieśliśmy?” Spojrzał na siebie, „No świetnie, nawet nie mam ubrania”. „A gdzie moi towarzysze?„ Głowa nadal go bolała. „No tak jak zawsze, jak są mi potrzebni to znikają”. W oddali zobaczył goły tyłek Shannon. „No świetnie wyglądamy jak dzikusy”
- Hej, dzikusko – krzyknął w jej stronę ale go nie usłyszała, rozchylała krzaki i przedzierała się przez nie. Westchnął „Czy nie widzą, że tu jestem?”. Zrezygnowany wstał na równe nogi wytrzepując się z ziemi i krzaków. Poszedł w ślad za Shannon. Gdy wreszcie ją zobaczył stojącą razem z Kevinem nad ciałem Matta, nie uwierzył własnym oczom. Jego przyjaciel umierał. Stał bez słowa pozwalając mu na wypowiedzenie ostatnich słów. Po czym pomógł Kevinowi usypać grób z kamieni. Chmury zbierały się na niebie, spojrzał w górę.
- Trzeba znaleźć coś do ubrania – powiedział i poszedł rozejrzeć się po okolicy szukając każdego przydatnego przedmiotu jaki można tu było znaleźć.
 
Raster jest offline  
Stary 01-11-2012, 18:52   #12
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Podobno ciężka praca jest dobra na wszystko. Stwierdziła, że faktycznie. Szczególnie na rozładowanie niektórych stanów emocjonalnych. Fakt - mogła jak większość bab usiąść i wylewać potoki łez. Ale to nie bycia babą uczył jej Matt. I nie tak chciała uczcić jego pamięć. Może jeszcze kiedyś będzie miała lepszą okazję. Wtedy będzie sobie mogła pozwolić na kobiecą słabość. Teraz trzeba wziąć się w garść.

Podzielili się. Może to nie było zbyt rozważne, ale w ten sposób mieli większe szanse, że cokolwiek znajdą. Chociaż właściwie żadne z nich tak naprawdę nie wiedziało czego szukać. Chyba każdy miał jakieś własne priorytety, a już na pewno zbyt dużo zagadek do rozwikłania.

W czasie pracy przy usypywaniu grobu dla Matta miała okazję przyjrzeć się pozostałej trójce z towarzystwa. Różnili się bardzo. Milczący miedzianowłosy drągal Rond. Jego marudne i biadolące przeciwieństwo - Arivald. Choć wyższy nawet od Ronda, nie wydawał się być typem wojownika. Choć dość szczupły w stosunku do wzrostu, wykazywał jednak drobne zaniedbania pod względem osobistej kultury fizycznej. Coś jakby lekko zachwiane proporcje między objętością klatki piersiowej i nieco niższych partii ciała. No i ostatni z nich, Kevin. Odkąd się tu obudzili, to właśnie z nim nawiązywała najlepszy kontakt. Sporo niższy od pozostałych wydawał się mieć najwięcej energii. Wszędzie go było pełno. Miała niejasne przeczucie, że nie bez przyczyny wciąż przyciągał jej wzrok. I to nie tylko z powodu błękitu oczu i bystrego spojrzenia, męskiej kwadratowej szczęki oraz całkiem przyjemnego w odbiorze... całokształtu. Coś jej podpowiadało, że powinna go mieć na oku, jeśli, w sensie ogólnym, chcieli unikać kłopotów. Może to te jego blizny? Chcąc nie chcąc świadczyły o dość ciekawej przeszłości.

A co mogła stwierdzić przyglądając się sobie, na co poświęciła trochę czasu w trakcie przeszukiwania ruin? Na pierwszy rzut oka nic specjalnego. Jednak pod względem kilku starych, zabliźnionych dziur w skórze, było z niej ziółko nie lepsze od Kevina. Najgorsze, że dzieje owych ubytków w ciele tonęły w białej jak mleko mgle w jej umyśle.

Drażniło ją to niemiłosiernie. I nie pierwszy raz się dzisiaj na tym złapała. Parę razy zacisnęła w pięści i rozprostowała palce. Dłonie, trochę pokaleczone teraz i upaprane w ziemi i kamiennym pyle także nosiły ślady niezbyt delikatnego obchodzenia się z ostrymi i ciężkimi przedmiotami. Z chęcią sprawdziłaby co potrafią. Kilka szybkich ciosów wymierzonych w wyimaginowanego przeciwnika przeplatanych blokami i unikami przekonało ją, że jednak coś w tym jest. Nie musiała kombinować. Kolejność ruchów następowała płynnie i całkowicie intuicyjnie. Powinna się jeszcze upewnić.

- Chcesz potrenować? - usłyszała niespodziewanie za sobą i aż podskoczyła zaskoczona.
Reakcja nastąpiła zupełnie odruchowo.
Kevin w ostatniej chwili zablokował cios, który mógłby na zawsze rozwiać jakiekolwiek marzenia o przyszłym ojcostwie.
- Całkiem nieźle - powiedział, nie zamierzając okazać prawdziwych uczuć. - Co w ciebie wstąpiło, morderczyni?
- Nic. - Pierwsze zaskoczenie szybko z niej wyparowało. - Chcę coś sprawdzić - bąknęła niewinnie, ale oczy jej podejrzanie błyskały.
- Diabełek. Jak zawsze - skomentował Kevin. Nawet nie wiedział czemu, miał wrażenie, że podobne potyczki już toczyli. I fizyczne, i słowne.
Dziewczyna wyciągnęła dłoń w jego stronę i i bez słowa, za to z zadziornym uśmieszkiem na ustach wykonała znany mu skądś, przyzywająco zachęcający gest.
- Jakie miłe zaproszenie - z kpiącym uśmiechem powiedział Kevin. - Ale może poczekamy, aż znajdziemy jakieś kimona? W tym stroju ci do twarzy, ale niektórych chwytów nie można wykonywać.
- Za dużo gadasz - syknęła. - Broń się!
- Jak sobie życzysz, milady.

Gdyby ktoś miał okazję obserwować starcie, prawdopodobnie przez dobry moment z trudem nadążałby za błyskawicznymi ruchami ramion przeciwników w prawdziwym młynie bloków ciosów i uników. Z walecznego zapamiętania wyrwał ich zdziwiony głos Arivalda.
- Pogłupieliście oboje?
Spojrzeli po sobie i jak jeden mąż zmienili taktykę odwracając się do nowego, wspólnego wroga.
- O nie, nie, nie. - Ari zapobiegawczo cofnął się o kilka kroków. - Nic z tego. Mnie w to wariactwo nie wciągajcie. Nie przeszkadzajcie sobie. - Odwrócił się i ostrożnie wyszukując w zielsku miejsc do postawienia stopy podreptał swoją drogą, jak najdalej od nawiedzonej pary.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 01-11-2012, 19:23   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Jak nie urok, to sraczka.
Tego typu stwierdzenie może było różnie zinterpretować. To akurat było związane nie z przerwanym nagle treningiem, a z nagłą zmianą pogody. Nie dość, że było zimno, to jeszcze - jakby mało było przyjemności - nadciągnęły chmury. Nawet w solidnym płaszczu na grzbiecie nie byłoby to zbyt przyjemne, a teraz, gdy byli jedynie w strojach urodzinowych, lekko nadszarpniętych wiekiem i przygodami, mogło się to źle skończyć.
- Wróćmy do poszukiwań - zaproponował. - Jeśli zacznie padać, to chyba będziemy musieli zbudować szałas.
I zakopać się w liściach, jak jeże, dodał w myślach.

Teoretycznie przynajmniej mogła to być świątynia. Sądząc po wyglądzie, ostatni wyznawca tego bóstwa zmarł wiele lat temu. Wśród drzew i krzewów prowadząca tu droga, jeśli kiedykolwiek była, zniknęła. Może zasypana ziemią? A może nigdy jej nie było, a świątynia była ukryta przed wzrokiem niepowołanych osób?.
Próba wyszukania płyty różniącej się od innych wyglądem, kolorem czy wzorkiem spełzła na niczym. Jeśli któraś kryła wejście do podziemi, to Kevin nie potrafił jej znaleźć. Wszystkie szczeliny były tak samo wypełnione ziemią i porośnięte trawą.
Może któryś głaz?

Chodził od głazu do głazu, od płyty do płyty, od kolumny do kolumny. I wreszcie...
Znajdujące się na wysokości oczu na wpół zatarte obrazki były, jak mu się zdawało, piktogramami. Może kiedyś były kolorowe, ale czas, wiatr i woda rozprawiły się bezlitośnie i z kształtami, i z kolorami. Jeden symbolizował ziemię, grunt, glebę. Drugi jakieś szaty czy ubiór, a trzeci kojarzył się z pchaniem czy wciskaniem. Miał popchnąć kolumnę?
Nieco poniżej obrazków znajdował się otwór o średnicy mniej więcej trzy centymetry. Trochę za gruby, jak na włożenie palca. Zresztą... i tak nie był na tyle głupi, by ryzykować stratę kawałka kończyny.
- Coś znalazłem - powiedział do pozostałych.
Teraz trzeba było znaleźć kawałek kija. Na szczęście las był o parę kroków. No i pod nogami było wiele dość ostrych kawałków kamieni. Po chwili w rękach Kevina znalazł się metrowej długości, dość gruby kij.
Wystarczyło teraz podejść do kolumny, włożyć kij, nacisnąć... I patrzeć pod nogi.

Kij był na tyle gruby, że się nie mógł złamać i na tyle cienki, że wszedł w otwór bez problemów. Przez sekundę Kevin zastanawiał się, czy czasem nie trzeba kija użyć do obrócenia kolumny, ale tę możliwość zostawił na później.
Pchnął. Poczuł, że coś stawia opór, więc popchnął jeszcze raz, z całej siły.
Początkowo nic się nie działo, ale chwilę później coś skrzypnęło, Zgrzytnęło. Jedna z płyt o prostokątnym kształcie uniosła się lekko wzdłuż jednego z krótszych boków. Przeciwległy koniec odrobinę się zapadł.
Kevin wnet znalazł się przy płycie i pieczołowicie zaczął oczyszczać jej otoczenie. Shane chwyciła kawałek kamienia i przyklęknęła z drugiej strony. Po chwili krawędzie płyty oczyszczone były z resztek ziemi i roślin.

Kevin włożył kij w odsłoniętą przed chwilą szczelinę i zaczął podważać płytę.
- Może ktoś z was naciśnie z tamtej strony? - spytał, gdy jego wysiłki nie przyniosły powodzenia. Nacisnął mocniej, a kij, złośliwy niczym typowa rzecz martwa, pękł z trzaskiem.
- Jeśli się nie da zrobić, to weź większy młotek - mruknął.
- Poczekaj chwilę - powiedziała Shannon. - Zaraz ci coś przyniosę. Nie młotek, żeby nie było wątpliwości.
Po chwili w dłoniach Kevina znalazła się solidna gałąź.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-11-2012, 00:12   #14
 
Kardan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kardan nie jest za bardzo znany
Arivald rozejrzał się po otoczeniu i zobaczył Shannon przedzierającą się przez krzaczory. „Co ona tam kombinuje” –pomyślał –„Kevin też czegoś szuka, o co chodzi. Podejdę do nich, bo się jeszcze biedaczki beze mnie pozabijają w tej gęstwinie.” Ari spróbował wstać, ale nogi odmówiły posłuszeństwa, porozcierał je przez chwilę i spróbował jeszcze raz, teraz się udało. Lekko się chwiejąc szedł do miejsca, gdzie zniknęła Shannon. Gdy dotarł do krzaków zauważył stopy, zdecydowanie ludzkie stopy, to bez wątpienia. „Ten to ma płaskostopie” –przyszło mu to do głowy jakoś samoistnie, ot takie skrzywienie zawodowe. Jednak, kiedy już spojrzał do kogo te kończyny należały i w jakim ten ktoś jest stanie poważnie się przeraził. Od razu przypadł do Matta i usłyszał ostatnie słowa.

- Oni... - przerwał. - Reszta... gdzie oni?

Arivald patrzył jak jeden z jego najlepszych przyjaciół odchodzi, tylko dlaczego? Nie widać było żadnych ran, a z gorączki też się nie zwijał, więc co? Zaraz, zaraz coś mu świtało, coś o sercu. No tak Matt miał słabe serce i żył dzięki maszynce, którą mu wszczepiono. Jak ona się nazywała, rozpalnik, rozżarznik, nieeeeee, może odwiertnik, nie chyba też nie. Mniejsza z tym, teraz należało godnie go pochować, więc cały swój wysiłek włożył nie w myślenie, a w pomoc Kevinowi.

Kiedy wszystko było już gotowe, po chwili zadumy rozeszli się, Ari właściwie krążył tylko bez celu w te i we wte po świątyni. Nagle usłyszał dziwne odgłosy i gdy wyjrzał zza kolumny, zobaczył okładających się pięściami przyjaciół.
-No świetnie tylko tego brakowało –rzucił pod nosem -Pogłupieliście oboje –dodał głośniej. Jednak gdy obrócili się w jego stronę, stwierdził, że ma chyba lepsze rzeczy do roboty niż rozwodzenie się nad ich głupotą.
O nie, nie, nie. – cofnął się zapobiegawczo o kilka kroków. - Nic z tego. Mnie w to wariactwo nie wciągajcie -Nie przeszkadzajcie sobie. - Odwrócił się i odszedł w stronę ruin, by dalej dreptać w kółko i zastanawiać się, czy to na pewno nie był rozkracznik.
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...
Kardan jest offline  
Stary 02-11-2012, 09:11   #15
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Początkowo snuli się po ruinach, jak zjawy zanim każdy obrał jakiś system. Widziała, jak Kevin zabiera się za obmacywanie górujących nad gruzami kolumn. Co on tam widział? Podeszła do jednej z nich. Składały się z kamiennych bloków osadzonych jedne na drugich. Czas zrobił swoje i spojenia, dodatkowo rozsadzane przez czepiające się ich pnącza, mocno się powykruszały tworząc w niektórych miejscach spore szczeliny. To naprawdę wyglądało dość zachęcająco.
Poza tym przy okazji przyjrzała się też owym pnączom. Zmarszczyła brwi sprawdzając wytrzymałość i elastyczność ulistnionych gęsto pędów. Wydawały się dość mocne. Przypominały ni to bluszcz, ni to chmiel. Coś pomiędzy. Gdyby tak się tym owinąć w niektórych wystawionych na widok publiczny miejscach, nie musiałaby szczuć chłopaków swoją golizną. Może dałoby się z nich nawet upleść coś konkretnego. Na razie jednak odłożyła ten eksperyment na później. Teraz kusiło ją coś innego, a spódniczka z zielska tylko przeszkadzałaby we wspinaczce.


Wprawdzie kolumny były prawie o połowę niższe od otaczającego ich lasu, ale jako, że las był iglasty, więc drzewa raczej nie nadawały się do zdobywania. Jedyny nieco powykrzywiany, potężny dąb rosnący na skraju, pierwsze gałęzie miał mocno poza zasięgiem jej rąk. Może gdyby któryś z chłopaków posłużył jej za drabinę dosięgnęłaby najniższych konarów, ale z tym mogła się także jakiś czas wstrzymać.

Zerknęła w górę. Raz kozie śmierć. Jeśli nie spróbuje, nigdy się nie dowie, a miała wrażenie, że wie co robi. Właśnie podciągała się na drugi krąg kolumny wyszukując oparcia dla palców stóp i dłoni, kiedy coś zatrzepotało nad nią wydając dzikie wrzaski. Ki czort?! Mało nie zeskoczyła z powrotem na dół. Przywarła mocniej do kamiennego bloku i zadarła głowę. Na wierzchołku lądowało właśnie jakieś ptaszysko. Trochę podobne do sroki. Może tylko ciut większe. Za to dziób mu się nie zamykał podobnie, jak jego kuzynkom ze świata, z którego przybyli.
Heh! Ptaszysko mogło mieć tam swoje gniazdo. To mogło stanowić drobny problem, ale z drugiej strony... Shane wyszczerzyła się na myśl o jajecznicy. Poza tym pamiętała, że krukowate mają pewne brzydkie skłonności i czasem lubią kolekcjonować drobne błyszczące przedmioty. Może i tutaj obowiązywała ta zasada? Ciekawe co mogłaby znaleźć w skarbczyku takiego “ptaszka”?

Na tych rozmyślaniach dotarła prawie do połowy wysokości kolumny. Przez chwilę podziwiała panoramę i wydawało się jej, że pod girlandą innego rodzaju pnączy widzi jakiś niewysoki kolisty murek wystający ponad grunt. Coś, jak wymurowana z kamieni cembrowina. Studnia? Zbyt wiele szczęścia, choć zdobycie wody było priorytetem. Jeśli jej nie znajdą, będą chyba musieli nałapać deszczówki.
To by była jedyna dobra strona psującej się już od jakiegoś czasu pogody.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 02-11-2012 o 12:24.
Lilith jest offline  
Stary 03-11-2012, 12:42   #16
 
Raster's Avatar
 
Reputacja: 0 Raster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Rondon ruszył na poszukiwanie jakiś ubrań czy chociaż szmat, w tym czasie rozglądając się dookoła, to na chmury to na horyzont, „jesteśmy w górach” – stwierdził w myślach. Lubił góry, szczególnie ich majestatyczny wygląd, lecz nie żywił tego samego uczucia co do wspinania na nie, od tego znacznie bardziej lubił morze, jego cichy spokojny miarowy dźwięk fal ocierających się o piasek. Właśnie tak rozmyślał gdy tu nagle w jednej chwili jego punkt widzenia się zmniejszył do jakiegoś punktu niziołka, a konkretnie wpadł w dziurę której nie zauważył, a dokładnej to wpadła mu tam noga. Otarł sobie dłonie o krzaki, które rosły naokoło niej. Przechylił się i wyszedł z dołka. Żadnych szmat do ubrania nie znalazł.
 
Raster jest offline  
Stary 03-11-2012, 19:06   #17
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Srokata szantrapa darła się tym głośniej, im wyżej wspinała się dziewczyna. Shannon trochę się obawiała, że jeśli ptaszysko założyło rodzinę na szczycie kolumny, trzeba będzie stoczyć z nim mały pojedynek. Każda zdobycz warta była jednak ryzyka. Na szczęście obyło się bez problemów. Sroka poprzestała na obrzuceniu intruza zrozumiałymi tylko dla siebie obelgami i groźbami, po czym wykonawszy kilka ciasnych kółek nad głową wspinającej się wytrwale Shane, odfrunęła na bezpieczną odległość, by z innej kolumny dawać głośny wyraz swojemu oburzeniu. Teraz Shan mogła spokojnie wdrapać się na szczyt i podziwiać widoki.

Obrzuciła teren bacznym spojrzeniem. Wszystko mogło mieć jakieś znaczenie. Konstrukcja zbudowana była na planie koła. Jedynie w miejscu, gdzie znaleźli Matta znajdowały się resztki jakiejś przybudówki w formie czworoboku. W zasadzie większa kupa gruzu mocniej porośnięta zielskiem, której prawdziwe kształty tak naprawdę dostrzec można było jedynie z lotu ptaka. Być może to ona w przeszłości, jako jedyna była pokryta dachem. Kolumny sterczały z kamiennej posadzki jakby dla ozdoby, bo z pewnością nigdy nie podtrzymywały dachu. W innym przypadku plac byłby zasypany jego resztkami. Chyba że dach był tylko nad kawałkiem. Coś jak muszla koncertowa. Albo drewniany. Chociaż wtedy i tak by zostały resztki belek podtrzymujących strop.
Ciut dalej znajdowało się to coś, co mogło być studnią. Wydawało jej się, że nawet widzi jeden ze słupów, które kiedyś mogły podtrzymywać kołowrót.

Rond i Arivald snuli się w tę i wewtę przeszukując skraj lasu. Wyglądali stąd jak białe robaczki. Kev dłubał coś w pobliżu jednej z kolumn. Dokładnie za nią, więc niewiele stąd widziała. W ogóle niewiele było stąd widać. Las był zbyt wysoki, by przebić się wzrokiem dalej niż wierzchołki najbliższych drzew. Szkoda, bo miała nadzieję, że uda jej się choć w przybliżeniu określić jaki kierunek powinni obrać, jeśli przyjdzie im się stąd ruszyć. Teren wprawdzie opadał w jedną stronę, ale tylko na niewielkim odcinku. Potem znowu się wznosił ukazując jedynie szczyty drzew. Nic dziwnego, że poczuła się odrobinę zawiedziona. Musieli liczyć na łut szczęścia. Skoro jednak znaleźli resztki ludzkich budowli, to i ich budowniczy, a raczej ich potomkowie, gdzieś być musieli. Nie była to zatem bezludna wyspa. Przynajmniej kiedyś.

W gnieździe za to odkryła coś interesującego. Wprawdzie nie były to składniki na jajecznicę, ale świadczyły o dobrym guście projektanta, który zadbał, by gniazdko spodobało się przyszłej pani srokowej. Wśród błyszczących nitek wyprutych pewnie z jakiejś ozdobnej tkaniny, kawałków lusterka, kilku metalowych kółeczek o niewiadomym przeznaczeniu i kościanego guzika wydłubała kilka prawdziwych skarbów. Przeliczyła zdobycz.
Takich monet nigdy w życiu nie widziała, ale potrafiła odróżnić niektóre metale od innych. Dwie złote monety i siedem srebrnych. Prawdziwy majątek dla kogoś, kto paraduje z gołym tyłkiem. Podobnie jak spory kolczyk z oprawionego w srebro kamyka wyglądającego jej na szlachetny i obrączka. Na tyle gruba, by twórca mógł wygrawerować na niej napis. Włożyła ją na palec napis postanawiając odszyfrować dopiero na stabilnym gruncie, a kolczyk zawiesiła tam, gdzie było jego miejsce. Dobrze, że miała dziurki w uszach, bo poza monetami niewiele mogłaby już zmieścić w ustach, a rąk potrzebowała do zejścia na ziemię. Już miała wracać kiedy jeszcze coś błysnęło tęczowo w jej polu widzenia. Mało nie udławiła się pieniędzmi, kiedy zobaczyła co to było. Upchnęła w policzku ostatnie już znalezisko, by czym prędzej dotrzeć na dół. Do przyjemności to nie należało, toteż szybko pozbyła się zawartości ust, kiedy tylko dotknęła stopami ziemi.

Ze skarbami w dłoni ruszyła w stronę Kevina, który - jak sugerowały jego słowa - znalazł coś ciekawego. Omal nie zderzyła się z wyłażącym zza krzaka Arivaldem.
- Znalazłeś coś? - zapytała na wszelki wypadek.
Wzruszył tylko ramionami odgarniając gałęzie zarośli długim kijem i zaglądając w gęstwinę.
- Na razie nic - mruknął.
- Wydawało mi się, że kawałek za tym murkiem, gdzie znaleźliśmy Matta jest jakaś stara studnia. Gdybyś szedł w tamtą stronę mógłbyś zerknąć, czy jest tam woda? Przydała by się - poprosiła. - Ja tylko pójdę sprawdzić, co kombinuje Kevin.
Nie sądziła, że zajmie jej to więcej czasu, niż się spodziewała.

- Zobacz co znalazłam. - Pomachała przed oczyma Kevina swoim znaleziskiem.
- Kapitalistka - odparł, kręcąc z podziwem głową. - Ja też coś znalazłem, tylko jeszcze nie wiem, co - odparł.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 03-11-2012, 22:43   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zgrzyt towarzyszący otwieraniu klapy świdrował uszy i, zapewne, alarmował wszystko co żyło w promieniu paru setek metrów. Parę ptaków zerwało się z wierzchołków drzew, oburzonymi głosami dając wyraz swemu niezadowoleniu.
Wbrew podświadomym oczekiwaniom Kevina nie było to wejście do krypty. Gdy ciężka płyta w końcu podniosła się, oczom patrzących ukazała się skrytka. Dość pokaźna, zawierająca skrzynię, czy też raczej kufer. Ciężkie było paskudztwo, o czym Kevin przekonał się osobiście, usiłując wyciągnąć znalezisko na powierzchnię. A nie dość, że ciężkie, to jeszcze dość gładkie i z uporem wartym lepszej sprawy wyślizgiwało się z dłoni.
Ale od czego są przyjaciele. Wspólnym wysiłkiem udało się wytargać skrzynkę z dołu i postawić ją na kamiennych płytach,
Metalowy, prostopadłościenny kufer, sejf - można by rzec, nie posiadał zamka, ani nawet dziurki od klucza. Widocznej przynajmniej. Całość sprawiała wrażenie jednolitej bryły. Jedna tylko strona, która sądząc po położeniu skrzyni w skrytce była górą, ozdobiona była rysunkami przypominającymi piktogramy z kolumny.
- Pewnie znów gdzieś trzeba coś wetknąć i nacisnąć - stwierdziła Shan.
Problem polegał na tym, że nie bardzo było gdzie cokolwiek wetknąć. Pozostawało spróbować użyć subtelnego nacisku.
Gdzieś w pamięci Kevina kołatały opowieści o skrytkach, pułapkach i różnych niemiłych niespodziankach. Ostrza wyskakujące nie wiadomo skąd i odcinające palce nieostrożnego osobnika, wysuwające się zatrute igły, trujący gaz. Co prawda skrzynia wyglądała jak monolit, ale pozory mogły mylić. W końcu nikt nie napisze “Uwaga, pułapka!” Żeby chociaż wiedzieć, gdzie jest przód, a gdzie tył. Może zgodnie z ułożeniem piktogramów.
- Shan, mogłabyś zobaczyć, czy w tej drugiej części nie ma czasem instrukcji obsługi? - zażartował.

Na wszelki wypadek stanął w takim miejscu, gdzie nie mogłyby go trafić ewentualne wyskakujące z boków skrzynki igły czy ostrza, a potem zaczął naciskać znajdujące się na skrzyni piktogramy. Na początek w kolejności sugerowanej przez układ obrazków na kolumnie.

Wnet okazało się, że nie chodzi tutaj o wciskanie. Prosty mechanizm prowadnic pozwolił, po krótkim kombinowaniu, odkryć, w jaki sposób zmieniać kolejność piktogramów. Ustawienie ich w kolejności identycznej, jak na kolumnie zaowocowało szczękiem, dziwnym sykiem i... wreszcie możliwością swobodnego uchylenia wieka. A w środku znajdywały się same skarby.

- Popatrz... - Kevin nie mógł uwierzyć własnym oczom. - Zestaw młodego skauta...
W skrzyni, prócz na oko nie nadgryzionego zębem czasu ubrania, był porządny nóż, okuta żelazem pałka, nieduży toporek i worek, którego zawartość Kevin ostrożnie wysypał na kamienną płytę.
- Ożeszty! A myślałam, że cudów nie ma - Shannon aż sapnęła z wrażenia.
- No i co ty na to? - zwrócił się do Shannon.
- Podzielisz się ciuchami? - spojrzała niepewnie. - Nie będziesz taki...
- Niechętnie - odparł szczerze. - Wolę cię taką... naturalną, ale nie zostaniemy tu do końca życia, a między ludźmi... No nie wiem. Chyba w tym świecie nie chodzi się nago. Poza tym robi się zimno. No a przede wszystkim bym się czuł dziwnie, gdybym się ubrał, a ty nie.
- Wiesz, są jeszcze Rond i Ari - przypomniała mu na wszelki wypadek.
- Dla wszystkich nie starczy - stwierdził Kevin. - Będziemy mieć ogień, to nie zamarzniemy. A potem... Poszukamy cywilizacji i postaramy się coś zorganizować.
- Ciekawe czy to będzie coś warte - zastanowiła się głośno Shane oglądając swoje monety.
- W naszym świecie tak - uśmiechnął się Kevin.
- Nie chodzi mi o wartość historyczną czy muzealną, a bardziej praktyczną - westchnęła dziewczyna.
- Nie to miałem na myśli - odparł. - Przymierz. - Podał jej koszulę. Sam wciągnął spodnie.
- Co tak wzdychasz? - Obejrzała się na niego, zawiązując ostatnie troczki.
- Ja? - zdumiał się Kevin. - To ty wzdychałaś przed chwilą. Chociaż troszkę mi żal.
- Koszuli? - Zmarszczyła brwi.
- Widoków, moja droga. Widoków - odparł Kevin. - To miło popatrzeć na piękne dzieło natury.
Nie był pewny czy zdawała sobie z tego sprawę, ale widok jej miny był wart każdej ceny.
- A ja wolę cię chyba w spodniach - odparła po chwili, kiedy udało jej się wreszcie zamknąć usta, a oczy wróciły do normalnego rozmiaru.
Rozłożył bezradnie ręce, a potem podał jej pas i nóż.
- Trzymaj.
W kilka chwil przydługa i dość obszerna koszula zmieniła się w kusą sukienkę.
Kevin uśmiechnął się szeroko. W tej wersji Shane też wyglądała ciekawie.

- Proponowałabym złożyć wszystkie nasze majętności do wspólnej sakiewki - zaproponowała dziewczyna. - Mam nadzieję, że nie masz problemów z hazardem? - spojrzała na niego z udawaną podejrzliwością.
- Nic o tym nie wiem - zapewnił ją Kevin. Co, oczywiście, o niczym nie świadczyło. Cała czwórka miała pewne kłopoty z pamięcią.
- Jako najlepiej ubrany osobnik w naszym gronie - z udawaną powagą mówiła Shane - będziesz musiał dokonać ewentualnego zakupu dla reszty towarzystwa. Będziesz też siłą rzeczy odpowiedzialny za kontakty dyplomatyczne z tutejszą społecznością.
- Ja? - Kevin był wyraźnie zaskoczony. - Jesteś pewna, że...
- No chyba nie chcesz wysłać półnagiej dziewczyny jako posłańca do barbarzyńców z innego wymiaru - wyszczerzyła się uprzejmie.
- Może i racja... - Kevin pokiwał głową. - Mój błąd. - Uderzył się w piersi. - Półnagie, śliczne dziewczyny wysyłało się zwykle w charakterze prezentu - dodał.

Wkładał właśnie wysokie buty, gdy z zarośli dobiegł krzyk Ariego.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-11-2012, 20:58   #19
 
Kardan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kardan nie jest za bardzo znany
Arivald przedzierał się przez krzaki, mamrocząc pod nosem. Albo mu się wydawało, albo Shannon niosła w rękach złoto, nie to pewnie już mu odbija. Skąd złoto na tym pustkowiu? A propos pustkowia Arivald właśnie dochodził do wniosku, że...

-AAAAAAAAAAUUUUUUUUUUUOOOOOOOOOOOAAAAAAAAAAAAAAAAAA AUUUUUUAAAAAIIIIIIOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOAAAAAAAAA AAAAAAAAAAAAAAAAUUUUUUUUUUUUEEEEEEEEEEEEEEEEE… BUM

-Yyyyyyy… co się stało? Gdzie ja jestem? Co, kolejne czasowo-wymiarowe przenosiny? Ciemno jakoś. O, światełko w tunelu! Juuuż idęęęę. Ups, to chyba do góry, zaraz czy w niebie jest w ogóle góra i dół? Aułć! Chyba nie jestem w niebie, nie, zdecydowanie nie, w niebie nie boli, a mnie boli tyłek. I do jasnej madonny, mocno!

Ari lekko przesunął się i zobaczył powód swojego problemu: wylądował na nożu, oczywiście na rękojeści, bo w przeciwnym wypadku po okolicy rozbrzmiałby drugi krzyk. Podobnie byłoby gdyby wylądował na ułamanej kości obok.

-Zaraz, zaraz kość? Skąd tutaj kość? Hmmm… Wygląda na piszczel- Ari podsunął się do niej- ciekawe, bardzo interesujące, tylko czyja?- obkręcił głowę i zobaczył również obkręconą głowę, tylko że trochę bardziej i właściwie nie głowę, a czaszkę.
-Ups, nieprzyjemnie. Ciekawe ile leży? Tak na oko, to nie ma już tkanek miękkich, ale widzę jeszcze chrząstkę i więzadła, wiec pewnie coś w granicach 5-10 lat.

W tym momencie poczuł dotyk na łydce. Obrócił się i ujrzał ładnego, okrąglutkiego robaka.

-AAAAAAAAAAAAAAAUUUUUUUUUUUUAOOOOEEEEEEEEEEIIIIIEEO AOOOOOOOEOOOOOOOOOOOOOOOAAAAAAAAAAAAAAA

Gdy krzyk przestał już brzmieć, Arivald, cudownie wyleczony ze wszystkich bóli, drapał paznokciami o ścianę, jakby chciał zrobić dziurę.
-POMOCY, wydostańcie mnie stąd, tylko szybko, raz raz, no ruchy, SZYBCIEJ!!!
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...

Ostatnio edytowane przez Kardan : 07-11-2012 o 21:06.
Kardan jest offline  
Stary 09-11-2012, 19:27   #20
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Wrzask umilkł nagle, jak ucięty nożem. Shannon poderwała się z ziemi spoglądając w kierunku, gdzie, jak jej się wydawało, widziała przed chwilą Arivalda buszującego w chaszczach. Nie dostrzegła go nigdzie.
- Jasny szlag! Co tam się stało?
Kevin uniósł głowę, spoglądając w tę samą stronę co Shane.
- Trzeba sprawdzić - powiedział, podnosząc się z kolan. Ruszył szybko w kierunku krzyku, na wszelki wypadek zabierając ze sobą pałkę.
Shane, nie mając pojęcia w co się pchają, nie miała zamiaru ruszać w ślad za przyjacielem nieodpowiednio uzbrojona. Szkoda było zostawiać zgrabnego toporka, a potem żałować, że się go nie wzięło. Chwyciła go więc niemal odruchowo, już w biegu.
- Gdzie on się podział? - zapytała zdezorientowana nieco dziewczyna.
- Ari? - zgoła niepotrzebnie spytał Kevin. Krzyk był przeraźliwy, ale głos dało się rozpoznać.
- Mam nadzieję, że go nic nie zeżarło. - W jej głosie zabrzmiał szczery niepokój. - Poczekaj. Ostrożnie.

W końcu nie wiedzieli, co tam mogą zastać. Albo kogo? Lepiej by było, gdyby jednak sprawcami wrzasków Ariego nie byli jacyś miejscowi. Pewniej chwyciła stylisko toporka ważąc go w dłoni. Nie powinni byli się rozdzielać. Oby Ari, ani żadne z nich, nie musiało odpokutować tego błędu. Martwiła ją długa cisza, która zapadła po urwanym krzyku. Wtedy jednak usłyszeli kolejny niemal histeryczny, choć dziwnie stłumiony wrzask.
- Jakby spod ziemi - stwierdziła ze zdumieniem Shane i niemal natychmiast zreflektowała się o co w tym może chodzić.
- Gazu Kev! Chyba wiem gdzie jest. - Tym razem, to ona ruszyła biegiem w stronę starej studni, słysząc jęki dochodzące ich gdzieś z głębi i bojąc się czy aby zdążą na czas.
- Tam! - Wskazała Kevinowi zarośniętą bluszczem okrągłą dziurę w ziemi okoloną pozostałościami cembrowiny.
Dopadli jej razem. Od razu zdarła z otworu zasłaniającą niemal prześwit warstwę splątanych pnączy i powojów.
- Ari?! Jesteś cały? - rzuciła wgłąb pytanie, które wydało jej się priorytetem.
Światło padło na dno studni i na twarz starającego wydostać się z niej mężczyzny. Twarz tak zabawnie przerażoną, że Shan nie była w stanie powstrzymać się od uśmiechu.
- Co ty tam robisz na miłość boską? - Usiłowała zachować powagę.
Kevin szturchnął Shane pod żebro. Sytuacja, z tej strony przynajmniej, wyglądała na zabawną, ale Ari mógł mieć do tego inne podejście. Jak wiadomo, wszystko zależy od punktu widzenia.
- Jak tam już jesteś, to może się dokładniej rozejrzysz? - zaproponował. - Ja w tym czasie wrócę po linę. Będzie łatwiej cię wyciągnąć.

Gdy Kevin wrócił, trzymając w dłoni zwiniętą linę, Shane klęczała tuż obok krawędzi studni i konferowała z Arim.
Jakoś udało jej się uspokoić go na tyle, że był w stanie odstąpić od upartego zdzierania paznokci o kamienną cembrowinę przy akompaniamencie lamentowania o natychmiastowe wyciągnięcie go z tego dołu pełnego plugastwa wszelkiego. Jednak nie dał się namówić na przeszukanie studni.
- Nie dotknę tego. Nie ma mowy - zapierał się. - Wyciągnijcie mnie! Przyjaciele... - dodał z pretensjami.
- Nie bądź... - Shane nie dokończyła. - To dobry, porządny nóż. Przecież nie możemy go nie zabrać. Zdajesz sobie chyba sprawę, że on nam może jeszcze życie uratować? - starała się nie wrzasnąć. - Bierz go w tej chwili!
- No dobra, dobra...
Ari wziął nóż, jakby ten był kolejnym, tyle że większym i bardziej obrzydliwym robalem.
- Łap!
Nóż poszybował w górę. Na szczęście nie trafił tych, co stali przy studni, ani też nie wrócił na dół.
- Tu już nic nie ma! - stwierdził autorytatywnie Ari. - Dawaj tę linę!
- Rozejrzyj się. Jeśli są resztki łuku, to musiał mieć też strzały. Groty by się musiały zachować. - powiedziała nad wyraz opanowanym tonem. - Chyba nie boisz się paru kości? - spytała.
- Chcesz wiedzieć, co tu jest, to sama zejdź, miłośniczko starych gnatów - burknął Ari. - Tu się wszystko rusza od robactwa. Ohyda - wzdrygnął się z odrazą.
- Przecież cię nie zjedzą - warknęła w odpowiedzi.
- Jemu to powiedz - odpowiedział z pretensją mierząc upapranym palcem w doczesne szczątki lokatora studni.
Shane wzniosła na moment oczy ku coraz ciemniejszemu niebu.
- To wyłaź - warknęła - zanim zacznie padać i się nam utopisz.
- No przecież od pół godziny o niczym innym nie marzę! - kwiknął rozpaczliwie.

Kevin opuścił linę. Po chwili Ari był na powierzchni i gwałtownie otrzepywał się ze wszystkich śmieci i nieproszonych lokatorów, którzy uczepili się go podczas niepodzianej wizyty.
- Poczekaj jeszcze chwilę z tą liną - Shan poprosiła Kevina, który już zabierał się do zwijania sznura. - Może spróbuję przeszukać tego pana. A nuż ma jeszcze coś ciekawego.
- Jak sobie życzysz - odparł Kevin. - Tylko sobie nie upapraj sukienki - dodał.
W kilka chwil zsunęła się po linie. Przeszukiwanie resztek zmurszałej odzieży i sprzętu umarlaka dało jednak mizerne efekty - zaledwie kilka nadgryzionych rdzą grotów.
- Rzuć naszą skarbonkę - poprosiła. - Albo nie! Nie potrzeba - zmieniła zdanie i wrzuciła zdobycz za dekolt. Zaciśnięty mocniej pas z nożem, wspaniałomyślnie podarowanym jej do kompletu przez Kevina zatrzymał ją na właściwym miejscu. Po kilku kolejnych chwilach była na powierzchni, wytrząsając żelastwo spod rozluźnionego pasa.
- Skąd macie te wdzianka? - spytał Ari, który od dłuższej chwili przyglądał się Kevinowi, a potem i Shannon.
- Okradliśmy stracha na wróble - mruknął Kevin. - Znaleźliśmy skrytkę - powiedział.
- A dla mnie? - spytał Ari.
- Nie starczyło - odparł Kev, nieco mijając się z prawdą. Został jeszcze płaszcz, ale dla dwóch osób - Ariego i Ronda - było tego za mało.
- Przestańcie gadać o modzie - wtrąciła się, dość gwałtownie, Shannon - tylko bierzcie się do roboty. Zaraz lunie. Znieście jakieś liście, paprocie, póki są suche. Schowamy się pod jakąś niską a rozłożystą jodełką. Zbudujmy coś w rodzaju ścianki od nawietrznej, żeby się osłonić od wiatru i zacinającego deszczu. A Kev nam pokaże, jak się za pomocą krzesiwa rozpala ognisko. Tylko przynieś tutaj to wszystko, co znaleźliśmy - dodała.
- Tak jest, pani dyrektor! - odparł Kevin, zastanawiając się, skąd wytrzasnął to określenie.
 
dzemeuksis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172