Roxie wciągnęła się na dach składziku i przez chwilę leżała przyciśnięta do dachu oddychając głośno. Starała się uspokoić ciało i umysł, ale to było trudne. Bała się. Jak nigdy w życiu. Strach przepełniał każda komórkę jej ciała, ale nie paraliżował, przeciwnie dawał silę i energię. Pompował adrenalinę do żył.
Podniosła głowę i wyjrzała, ostrożnie. Niepotrzebnie, wiedziała ze widok padającego pana Richardsa będzie się jej śnił po nocach. Już zawsze. Z trudem powstrzymała wymioty, przycisnęła policzek do chropowatej papy i przez chwile oddychała głęboko. Spokojnie. Spokojnie. Dasz radę.
Bill odszedł, była względnie bezpieczna. Nie mogła jednak zostać na tym dach na zawsze.. szaleniec odszedł, może zejść i zabrać rower, odjechać, sprowadzić pomoc…. A może jednak zostać na dachu? Poczekać, aż on odejdzie… Ale kiedy odejdzie? Jak zabije ich wszystkich? Jeśli pojedzie, może uda się kogoś uratować, a tak... skazuje ich na śmierć.
Spokojnie. Spokojnie. Nie nakręcaj się. Nie ty biegasz z siekierą.
Przypominała sobie trening z udzielania pierwszej pomocy, jaki przechodzili w szkole. ‘Pamiętajcie” – mówił szkolący ich przystojniak – „Wasze życie jest najważniejsze. Nie podejmujcie działań, które wasz narażają. Cóż z tego, ze kogoś uratujesz, jeśli sam zginiesz? „ Tak. Podjęła decyzję.
Odczeka jeszcze chwilę, aż Bill oddali się wystarczająco daleko, a dopiero potem zejdzie i zabierze rower. Zostanie na razie na dachu.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |