Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2012, 19:52   #61
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Terry nie była silna. O ile nie dostała satanistycznego spida opętania to nie powinno być z nią zbyt dużych problemów. Próbuję zabrać jej kij i jak będzie świrować to dostanie nim w głowę. Zabieram jej kij bardzo szybko, na słuch mi się nie rzuciło, więc jak będzie gadać jak nieopętana to jej nie uderzę. Gorzej jeżeli to jej szaleństwo to reakcja na coś za moimi plecami. Gówniana sprawa. No cóż, zabieram kij, sprawdzam jej reakcję, jak świruje to dostanie w łeb i nieprzytomną zostawię tutaj. Może Bill pomyśli, że jest martwa i ją zostawi. Następnie wracam na dach. Słaby plan, ale na szybko nie umiem wymyśleć innego. Jeśli po zabraniu kija Terry nie będzie świrować to jej wskażę dach mając nadzieję, że zrozumie i ruszy się w tamtym kierunku. Ogólnie nie będzie mi się podobało jeśli będzie biegła za mną i pozwolę na to wyłącznie jeśli będzie gadała do rzeczy. Jak będzie milczała to dostanie w łeb. Proste.
 
Anonim jest offline  
Stary 03-11-2012, 23:15   #62
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Roxie wciągnęła się na dach składziku i przez chwilę leżała przyciśnięta do dachu oddychając głośno. Starała się uspokoić ciało i umysł, ale to było trudne. Bała się. Jak nigdy w życiu. Strach przepełniał każda komórkę jej ciała, ale nie paraliżował, przeciwnie dawał silę i energię. Pompował adrenalinę do żył.

Podniosła głowę i wyjrzała, ostrożnie. Niepotrzebnie, wiedziała ze widok padającego pana Richardsa będzie się jej śnił po nocach. Już zawsze. Z trudem powstrzymała wymioty, przycisnęła policzek do chropowatej papy i przez chwile oddychała głęboko. Spokojnie. Spokojnie. Dasz radę.

Bill odszedł, była względnie bezpieczna. Nie mogła jednak zostać na tym dach na zawsze.. szaleniec odszedł, może zejść i zabrać rower, odjechać, sprowadzić pomoc…. A może jednak zostać na dachu? Poczekać, aż on odejdzie… Ale kiedy odejdzie? Jak zabije ich wszystkich? Jeśli pojedzie, może uda się kogoś uratować, a tak... skazuje ich na śmierć.

Spokojnie. Spokojnie. Nie nakręcaj się. Nie ty biegasz z siekierą.

Przypominała sobie trening z udzielania pierwszej pomocy, jaki przechodzili w szkole. ‘Pamiętajcie” – mówił szkolący ich przystojniak – „Wasze życie jest najważniejsze. Nie podejmujcie działań, które wasz narażają. Cóż z tego, ze kogoś uratujesz, jeśli sam zginiesz? „ Tak. Podjęła decyzję.

Odczeka jeszcze chwilę, aż Bill oddali się wystarczająco daleko, a dopiero potem zejdzie i zabierze rower. Zostanie na razie na dachu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 04-11-2012, 15:18   #63
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Terlnis
Washington trzymał mocno, coraz mocniej. Terlnis szarpał się, ale na niewiele się to zdało. Wręcz przeciwnie, każdy jego ruch sprawiał, że napastnik coraz więcej zyskiwał i coraz pewniej trzymał jego nogę. Woda w której byli zanurzeni tylko jeszcze bardziej utrudniała poruszanie się i walkę.
Washington dział pewnie i metodycznie. Terlnis nie miał szans przeciwstawić się jego jego sile.
Ból w nodze był nie do wytrzymania.
Kolejne szarpnięcie sprawiło, że chłopak upadł. Runął jak długi w wodę. Napastnik tylko na to czekał. Rzucił się do szyi Terlnisa niczym dzikie zwierzę. Bojowy okrzyk, jaki wydobył się z jego ust niósł się echem po jeziorze.
Wielkie dłonie Washingtona zacisnęły się na szyi nastolatka. Mężczyzna zaczął go dusić i zanurzać mu głowę w wodzie. Śmierć zajrzała Terlnisowi prosto w oczy i był to widok przerażający.


Luther „GoGo” Cottonfield
Pierwszy szok minął dość szybko. Luther widział w swoim krótkim życiu wiele i potrafił radzić sobie w ekstremalnych sytuacjach. To, co prawda była naprawdę popierdolona i przypominała mu sceny z horrorów klasy “B”, ale w sumie niewiele to zmieniało.
Co za różnica, czy członek wrogiego gangu, wściekły policjant, czy szalona laska, chce cię zabić. Liczy się tylko chęć i umiejętność przeżycia.
Luther zdziwił się swoją siłą, ale zdał sobie szybko sprawę, że to może być jego karta przetargowa w walce o życie.
Zamierzał po raz kolejny zaatakować obłąkaną dziewczyną. Nie chciał jednak jej zabić. Mimo dramatyzmu sytuacji, morderstwo było ostatnią rzeczą jaką chciał mieć na swoim koncie.
Wymierzył więc kolejny cios wiosłem prosto w wyciągnięte ręce. Gdy dziewczyna zawyła z bólu, wyprowadził drugie uderzenie w nogi. Usłyszał trzask łamiącej się gości i po chwili nastolatka upadła na ziemię. Wyjąc z bólu dziewczyna, odwróciła głowę w stronę Luthera. Chłopak ujrzał w jej oczach nie zmierzony ból i smutek.

Wyglądało to tak, jakby wraz z pojawienie się bólu szaleństwo, które ją ogarnęło zniknęło.
Chłopak poczuł w sercu dziwny niepokój.
Nie miał jednak on czasu analizować swoich uczuć. Za plecami usłyszał przerażające charczenie Terlnisa, którego dusił pan Washingtona.
Chłopak ruszył biegiem w tamtą stronę, ale za nim zdołał zadać cios opiekunowi obozu było już za późno. Terlnis przestał się ruszać. Jego ręce unosiły się swobodnie na powierzchni wody.
Mimo to Luther wyprowadził cios i uderzył Washingtona w skroń. Mężczyzna porażony siłą ciosu, poleciał na lewą stronę wzbudzając fontannę wody.

Kathy Brown
Kathy stała, jak zahipnotyzowana. Lśniące oczy siedzącego na przeciwko chłopaka, kompletnie ją obezwładniły. Nie miała siły się ruszyć. Jej mózg wręcz krzykał:
RUSZ SIĘ!
Ciało jednak pozostawało nie ruchome. Nie drgnął ani jeden mięsień. Kathy była przerażona, ale z jej ust nie wydobył się choćby najmniejszy dźwięk.
Nawet gdy chłopak rzucił się na nią, milczała. Wpatrywała się tylko wielkimi oczami w napastnika, który obalił ją na ziemię i zaczął okładać pięściami.
Kolejne ciosy spadały na jej głowę. Raz za razem, pięści chłopaka rozbijały jej twarz. Poczuła krew i trzask pękającej kości w nosie. Dopiero wtedy krzyknęła, a wraz z nią krzyknęli inni.
Pisk i wrzask zagłuszył agonalne jęki Kathy Brown.

Carter
Carter był wycieńczony. Szarpanina z panem Newmanem mocno dała mu w kość. Na dodatek szalony staruszek zmiażdżył mu krtań. Cud, że jeszcze żył. Każdy oddech sprawiał mu ból.
A teraz jeszcze to...
Terry patrzyła na niego obłąkanym wzrokiem, ściskając w dłoniach sękaty kij.
Carter wierzył, że dziewczyna nie oszalała, nie dała się opętać tej chorej indiańskiej muzyce. Wierzył i miał nadzieję.
Podszedł ostrożnie do dziewczyny i błyskawicznym ruchem wyszarpał jej z rąk kij.
O dziwo Terry nawet nie drgnęła. Dalej tylko wpatrywała się tępym w wzrokiem w swego chłopaka.
Carter chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Rzucił się biegiem w kierunku domków.
Wdrapał się ostatkiem sił na dach jednego z nich i czekał.
Czekał i obserwował. Terry nadal stała w tym samym miejscu. Nie drgnęła ani o milimetr. Carter nie chciał nawet myśleć, co też dzieje się w tej chwili w jej głowie.

Magdalene „Maddie” Colt
Maddie miała stracha. Niby nadała sygnał mayday. Niby ktoś go odebrał. Jednak świadomość, że nie został on potraktowany zbyt poważnie ciążyła dziewczynie niczym kamień. Może i by powtórzyła wezwanie, ale pod drzwiami domku pojawił się spaślak z siekierą.
Dziewczyna nie zwlekała i czym prędzej wyszła z domku przez okno. Chwilę tylko zastanawiała się, gdzie ma teraz iść. Dach wydał się jej najodpowiedniejszym i najbezpieczniejszym miejscem w tej chwili. Wdrapała się na dach ostatkiem sił. Złamana ręka pulsowała nieznośnym bólem. Maddie położyła się na plecach i obserwowała okolicę. Na sąsiednim dachu zauważyła inną dziewczynę. To była... Tak to była ta panienka z bogatego domu, Roxie Heart. Nigdzie jednak nie było widać autobusu.
Co ona robi?
Ta wariatka schodzi z dachu. Czy nie wie, że w pobliżu jest ten świr?

Roxie Heart
Roxie odczekała, aż morderca z siekierą oddali się z zasięgu jej wzroku i wtedy ześlizgnęła się z dachu. Na ziemi nie czuła się jednak już tak pewnie. Mimo, że Billa nie widziała, to sama świadomość, że jest w pobliżu mocno ją paraliżowała. Rozglądając się czujnie podeszła do okna i zaczęła wdrapywać się do środka. Dopiero będąc w środku zastanowiła się jak wydostanie rower na zewnątrz. Przez okno na pewno się nie zmieści, a drzwi do składziku były zamknięte.

WSZYSCY
Nagle zapanowała kompletna cisza.
Nieustanne bicie w bębny i indiańskie zawodzenie zniknęły, jak ucięte nożem.
Cisza, jednak która nastała była równie niepokojąca. A może nawet bardziej niepokojąca niż poprzedni zgiełk, gdyż nie wiadomo było czego się po niej spodziewać.
Czy to już koniec tej koszmarnej nocy, czy może rozpoczyna się jej dopiero kolejny rozdział?
Nikt tego nie wiedział.
Teraz, gdy wszystko umilkło i gdzieś zniknęło szaleństwo, które opanowała obóz ciężko było podjąć decyzję, co dalej robić.
Gdy nad głowami wisiała im siekiera mordercy działali instynktownie. A teraz niepewność krępowała ich ruchy.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 04-11-2012 o 15:20.
Pinhead jest offline  
Stary 10-11-2012, 10:59   #64
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
GoGo opuścił wzrok i wiosło. Nie chciał patrzeć w twarz lasce, która przed chwilą tak okrutnie potraktował. Ale czy miał wybór? Czy miał jakikolwiek wybór?

Spojrzał na nieruchome, pływające w wodzie ciało.

- Jesteście pojebani! - wyrzucił z siebie czarny chłopak cały strach, gniew i przerażenie.

Do kogo krzyczał, ciężko było powiedzieć.

Luther otrząsnął się. Podbiegł do nieprzytomnego Washingtona i wyciągnął go, nie bez trudu, z wody. Potem to samo zrobił z ciałem Terlnisa.

Więcej zrobić nie mógł.

Wstał na nogi, ujął wiosło w garść i obserwował okolicę. Nadal potrzebował kogoś, kto pomoże mu z łodzią. A teraz na dodatek, przez dziwaczny, altruistyczny wybryk, na dodatek miał mokre do kolan spodnie.

- Oh, zamknij się! - rzucił gniewnie do jęczącej białej laski. - Trzeba było, kurwa, nie zaczynać z GoGo, głupia, biała cipo!

Miał dość. Zagubiony, przerażony, potrafił jak na razie jedynie wyrzucać swój gniew na wszystko i wszystkich wokół.

- Zamknij się, bo cię uciszę! - groźnie podniósł pagaj w górę.

Nie miał zamiaru jej bić. Nie stanowiła już zagrożenia. Wręcz przeciwnie. Potrzebowała pomocy. Ale Luther nie wiedział, jak mógłby jej pomóc. Więc psioczył i wyzywał. Logika zaczerpnięta z jego dzielnicy.
 
Armiel jest offline  
Stary 10-11-2012, 23:34   #65
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Znowu przecisnęła się przez okienko do składziku. Rower stał tam, gdzie go widziała wcześniej. Przez okno go nie wydostanie, była tego pewna, ledwie sama się zmieściła… Drzwi były zamknięte, pamiętała kłódkę, Bill jej nie ruszył. W sumie szkoda, mógłby zadziałać coś pożytecznego. Zdziwiła się, ze takie myśli przychodzą jej do głowy… zabójca odszedł, na chwilę chociaż i to przywróciło dziewczynie jasność myślenia. A może chodziło o ciszę, która nagle zapadła? W sumie powinna się zastanawiać, dlaczego, ale nie myślała o tym.

Zaczęła rozglądać się po składziku. Podeszła do roweru i na wpół niosąc, na wpół ciągnąc dosunęła do drzwi. Starała się nie rozbić zbyt wielkiego hałasu. Narzędzia... potrzebowała czegoś, czego dało by się użyć jako łomu. Powoli przesuwała rzeczy, szukając podłużnego kawałka metalu, może śrubokrętu, klucza francuskiego.

Jak znajdzie, to wyjdzie przez okno i postara się, od zewnątrz, usunąć kłódkę, lub podważyć skobel. Otworzy drzwi, zabierze rower i sprowadzi pomoc. Uda się jej.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 11-11-2012, 19:30   #66
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Trzymałem się dachu leżąc na nim. Obserwowałem wszystko i nasłuchiwałem, ale byłem gotów zamknąć oczy i zatkać uszy, gdyby bębny i przeklęte obrazy wróciły. A wrócą. Byłem tego pewien i postanowiłem to przeczekać. Plan wcale się nie zmienił. Wciąż był taki sam. Pomogłem Terry na tyle na ile mogłem, ale teraz musiała już sobie radzić sama. Nie mogłem jej przecież tu zabrać. Do tego ta uszkodzona krtań. Nikogo nie ostrzegę, nawet jej... czy jednak, gdybym mógł krzyczeć to bym wydał swoją pozycję? Na to pytanie już nie poznam odpowiedzi, bo zostałem pozbawiony tego wyboru. Po prostu będę tu leżał czekając na śmierć albo wschód słońca. Światło rozwieje wszystkie strachy i będzie można stąd iść. Tak po prostu. Spodziewałem się Billa na dachu. Spodziewałem się, że nagle siekiera wbije się w moje plecy, gdy zakradnie się do mnie niczym nindża. Spodziewałem się śmierci, ale ona nie przychodziła. Wciąż żyję. I postaram się Przetrwać To!
 
Anonim jest offline  
Stary 11-11-2012, 23:21   #67
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Cisza. Cisza pogrążonego w mroku lasu była przejmująca. Gdzieś w oddali słychać było nawoływanie puchacza, a delikatny wiatr kołysał koronami drzew.
Cisza paraliżowała, jeszcze mocniej niż strach. Nie wiadomo było przecież, gdzie czai się ten cholerny grubas z siekierą.

Luther „GoGo” Cottonfield
Luther wyciągnął oba ciała z wody. Wyglądało na to, że Terlnis nie żyje. Washington oddychał powoli, ale najwyraźniej był nieprzytomny. GoGo nie zamierzał bawić się w pierwszą pomoc i wybudzać mordercy.
Przez chwilę zastanawiał się, co powinien zrobić. Cisza, jaka nastała także jego w jakimś stopniu paraliżowała. Był sam i ta samotność go przerażała.
Nie mógł pomóc dziewczynie, którą w samoobronie musiał zmasakrować. Był wściekły na siebie i cały świat.
- Ooooo - usłyszał w pewnym momencie za swoimi plecami. To pan Washington dochodził do siebie.
- Coo się stało? - zapytał mężczyzna łapiąc się za głowę. Spojrzał na Luthera i powtórzył pytanie.
Chłopak jednak nie zdążył odpowiedzieć, gdyż najpierw ciszę przerwał metaliczny łoskot, a po chwili wrzask jakieś dziewczyny.
- Arrrgghh!

Roxie Heart
Roxie ponownie znalazła się wewnątrz składziki. Poruszała się cicho i ostrożnie. W żadnym razie nie chciała zdradzić swojej pozycji i narazić się na atak potwornego grubas. Jak najciszej wyciągnęła rower i przeniosła go pod drzwi. Te na jej nieszczęście nadal były zamknięte. Musiała znaleźć, coś czym będzie mogła wyłamać kłódkę, bądź zawias. Kilka chwil poszukiwania po omacku i w końcu udało jej się znaleźć krótki kawałek metalowego pręta. Nie wiedziała, co to było i do czego mogło służyć i w sumie nie było, to tak ważne. Najważniejsze, że z jego pomocą będzie mogła wyłamać zamek.
Odchyliła lekko drzwi i wsunęła pręt w powstałą szczelinę. Po chwili naparła z całych sił na pręt licząc, że zdoła tą dźwignią wyważyć drzwi.
Nie pomyliła się. Co prawda nie udało się od razu za pierwszym razem, ale za trzecim już tak. Drzwi stały otworem. Dziewczyna wychyliła się ostrożnie i rozejrzała wokół. Wyglądało na to, że droga była wolna. Nigdzie nie zauważyła spaślaka z siekierą, ani innego oszalałego uczestnika obozu. Wyprowadziła rower na zewnątrz i wskoczyła na niego. Naparła na pedały z całej siły i ruszyła w kierunku bramy. Chłodny wiatr rozwiewał jej włosy i osuszał pot z twarzy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ze strachu i wysiłku jest cała spocona.
Udało jej się. Teraz pomknie przez las i sprowadzi pomoc. Co prawda jazda przez pogrążony w ciemności las ją przerażała, ale lepsze to niż uciekać przed psycholem w skórzanych majtkach i siekierą w dłoni.
Była już za bramą, gdy nagle coś uderzyło w rower i mocno im wstrząsnęło. Uderzenie było na tyle silne, że Roxie nie zdołała zapanować nad rowerem i upadła. Boleśnie przytarła sobie łokcie i kolano. Odwróciła głowę, by spojrzeć co uderzyło w rower.
Z przerażeniem stwierdziła, że obok wywróconego roweru leżała siekiera z długą rączką. Wbiła się ona w szprychy i mocno wykoślawiła koło. Siekiera leżała zaledwie półtora metra od niej.
Natomiast w jej stronę biegł dyszący niczym parowóz, wściekły Bill.

Magdalene „Maddie” Colt
Maddie wdrapała się na dach i odpoczywała korzystając z chwili ciszy, jaka nagle nastała. Zdawała sobie sprawę, jak wszyscy inni obozowicze, że to nie koniec koszmaru, który się im przytrafił. To była jedynie przerwa i pewnie lada moment całe szaleństwo rozpocznie się ze zdwojoną siłą.
Leżąc na dachu obserwowała, jak Roxie wślizguje się do składziku. Po krótkim czasie dziewczyna wyszła z budynku. Nie dość, że wyszła drzwiami, to jeszcze prowadząc rower.
Rozejrzała się uważnie, czy jej nic nie grozi. Maddie zrobiła to samo, ale ani jedna, ani druga nic nie zauważyła.
Gdy dziewczyna upewniła się, że nie ma nikogo w pobliżu wsiadła na rower i ruszyła w stronę bramy.
Maddie obserwowała jej jazdę, gdy nagle zauważyła, że z mroku wyłonił się oślizgły grubas. Zanim jednak zdążyła krzyknąć, Bill uniósł wysoką swoją siekierę i cisnął nią w kierunku odjeżdżającej Roxie.
Maddie usłyszała, jak jej koleżanka upada, a ohydny grubas dysząc ciężko biegnie w jej kierunku.
W tym samym momencie, gdzieś od strony głównego placu rozległ się przeciągły krzyk, jakieś dziewczyny.
- Arrrgghh!

Carter
Carter leżał na dachu i nie zamierzał się stąd ruszać, dopóki Bill nie zacznie się na niego wdrapywać. W swoim mniemaniu zrobił wszystko, by pomóc Terry. Był jednak, jak każdy w sumie człowiek, egoistą i wolał ratować swoje życie niż pomagać innym.
Miał chytry plan, że przetrwa to całe szaleństwo. Wystarczyło przecież przeczekać tylko do świtu i koszmar się skończy. Każdy koszmar kończy się przecież wraz z pierwszymi promieniami słońca. A do świtu nie zostało przecież dużo czasu. Tylko dwie, może trzy godziny.
Carter jednak zdawał sobie doskonale sprawę, że w tych warunkach te dwie, czy trzy godziny mogą i zapewne będą ciągnąć się w nieskończoność.
Cisza, jaka teraz nastała prędzej, czy później się skończy. I stanie się to na pewno lada moment. Tak to przecież działa. Chwila spokoju, by szaleństwo mogło uderzyć ze zdwojoną siłą.
Carter leżał i obserwował okolicę. Terry nadal stała na środku placu tak, jak ją zostawił. Nie poruszyła się ani o milimetr. Stała, jak jakiś pieprzony posąg. Carter czuł, że jej dusza jest już nie do uratowania. Żal mu było dziewczyny, ale nie zamierzał ryzykować życia, by jej pomagać.
W pewnym momencie zauważył, że jakiś czubek wychodzi z bezpiecznego domku, gdzie ukryła się część obozowiczów.
Chłopak, który otworzył drzwi wychylił głowę i przez jakiś czas obserwował okolicę. Gdy upewnił się, że jest bezpiecznie wyszedł na zewnątrz. Wraz z nim wyszło trzech innych gości. Przykurczeni, jakby pochylenie się miało uczynić ich niewidzialnymi ruszyli w biura i domku opiekunów.
Wtedy w tej samej chwili wydarzyły się dwie rzeczy. Rozległ się jakiś metaliczny hałas, gdzieś od strony bramy do obozu i w tym samym momencie z gardła Terry wydobył się przeciągły, niemal bojowy okrzyk.
- Arrrgghh!
Dziewczyna biegła wprost na trójkę chłopaków, którzy bezmyślnie wyszli z bezpiecznego domku.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 16-11-2012, 15:11   #68
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Krzyk wprowadził Luthera w chwilę konsternacji. Wzbudził ponownie lęk. To był paskudny krzyk. Z rodzaju tych agresywnych, szaleńczych i obłąkanych. Z dolnej skali skurwysyństwa. Niedawno GoGo nasłuchał się takich krzyków i jak na jedną noc miał ich dosyć.

Nie widział co działo się na terenie obozu, skryte w ciemnościach, ale założył, że nic dobrego. Mocniej ścisnął wiosło w rękach.

Dopiero po chwili zorientował się, że pan Washington zadał mu pytanie. Spojrzał na opiekuna i zrobił przerażoną minę.

- Nie ma czasu na wyjaśnienia! - wykrzyknął, nawet nie siląc się na dramatyzm. - Niech mi pan pomoże zwodować łódź.

GoGo podjął decyzję. Dorosły mężczyzna pomoże mu znaleźć się na wodzie. A kiedy będzie już siedział w łodzi gotowej do odpłyniecia Luther miał dalszy plan.

Wtedy wstawi opiekunowi gadkę. Coś w stylu:

- Niech pan pójdzie poszukać innych. Ja poczekam w łodzi.

Powinno zadziałać, bo co jak co ale kitować to GoGo potrafił. Nawijał makaron na uszy, jak spasiony Włoch spaghetti na widelec. A kiedy Washington odejdzie, GoGo odpłynie. Ostatnim, czego sobie życzył chłopak, było współdzielenie łodzi z pojebanym, białym fiutem, który przed chwilą utopił jego kumpla.

Może nie był świetnym wioślarzem, ale miał zamiar oddalić się, zatrzymać gdzieś na łodzi i przeczekać do rana. Walił to. Niech spasiony białas z siekierą oraz inne ześwirowane białe czubki mordują się do ostatniego. On przeczeka do świtu na jeziorze. Raczej nie sądził, by któryś ze świrów znalazł go tam po ciemku, kiedy zachowa ciszę. Zresztą, wrzeszczące czubki nie wyglądały na takich, co poradziliby sobie z wiosłowaniem.

A co jeśli Washinton zwoduje go i nie będzie chciał pójść poszukać innych. Trudno. Wtedy znów przyda się stare, dobre wiosło.

Walić to. GoGo chciał żyć, a bezkres jeziora w tej chwili wydawał mu się najlepszą szansą na to.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 16-11-2012 o 15:15. Powód: literówki i ubarwienia tekstu.
Armiel jest offline  
Stary 18-11-2012, 16:34   #69
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Była bezpieczna.



Była bezpieczna. Tak po prostu. Pierwszy raz dzisiejszego dnia nikt nie dyszał jej w kark chęcią mordu. Miała ochotę zaśpiewać pieśń dziękczynną, ale wepchnęła sobie pięść do ust, żeby przypadkiem nie wydać żadnego dźwięku.

Podniosła na chwilę głowę, by zorientować się w sytuacji. Ta dziwna, rozmodlona jałówka z ojcem bogatszym od Onassisów, jak-jej-tam, Roxie, właśnie została dorwana przez Billa. Cóż, Maddie nigdy jej specjalnie nie lubiła, bo wszystko, na co ona musiała ciężko pracować, Roxie dostawała od tatusia, a na dodatek nie dawała się sobie podlizać. Co prawda nie życzyła jej śmierci, ale skoro już i tak... Przynajmniej zwiększa się jej szansa na dobry start po liceum.

TFU! Nieprawda! Pomodliła się żarliwie, wstawiając się za nią u Boga. Bogata czy nie, też miała prawo żyć! Dlatego też Maddie obserwowała ją z wielką nadzieją na wygraną dziewczyny.

A potem jeszcze coś się zadziało na placu. No, ale ich było trzech, a tamta wariatka jedna. Bez przesady, gdyby Maddie chciała się dołączyć, to byłoby niehonorowe, prawda. Dlatego też odwróciła głowę i wpatrzyła się w Roxie, starając się tak ustawić, by nie być widoczną z żadnego punktu.

Pomyślała, że to prawie jak na „Evil dead”, tylko takie... prawdziwe.
 
Sileana jest offline  
Stary 18-11-2012, 23:06   #70
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Cichutko, najciszej i najostrożniej jak umiała wyprowadziła rower. Rozejrzała się dookoła, skoczyła na sidełko i popedałowała ile sil w nogach. Perspektywa jazdy przez ciemny las nie była pociągająca, ale nie miała wyboru. Jak najdalej od tego grubasa tego przeklętego miejsca!

Przejechała kawałek, pęd powietrza upajał, rozwiewał jej włosy i dodawał nadziei. Byle mocniej, byle dalej... nagle coś uderzyło w koło – jakaś wystająca gałąź? – Roxie nie utrzymała roweru i przekoziołkowała. Zapiekła starta skóra na łokciach i kolanach, ale doznanie szybko minęło, przytłumione innym, znacznie bardziej przerażającym – grubas biegł w jej stronę! Roxie poczuła, jak strach podchodzi jej do gardła, ale pobudzona ruchem adrenalina ciągle buzowała w jej żyłach.

Zerwała się na nogi i dopiero teraz zauważyła, co zastopowało rower. W wygiętych szprychach zobaczyła siekierę, siekierę na długiej rączce, własności tego świra… który zbliżał się do niej, dysząc obrzydliwie. Jak rozjuszony wieprz. Nie namyślała się długo, doskoczyła do roweru, złapała za trzonek i pociągnęła go w swoją stronę ostrym szarpnięciem. Nie zostawi siekiery temu wieprzowi!

Zabierze ją i ucieknie w las. Była o zwinniejsza od spaślaka, na pewno szybsza, łatwiej jej będzie przeciskać się między drzewami. Bez trudu da radę biec , nawet całkiem długo. Postara się być cicho. A kiedy go zgubi – ukryje się i poczeka do świtu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172