Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2012, 23:44   #2
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Gościńcem maszerowało dziecko. Dziewczyna, piętnaście - siedemnaście lat. Coś takiego. Ubrana w ciepły płaszcz, odpowiedni na zimową porę. Na stopach wojskowe skoczki, na dłoniach czarne, plecione rękawiczki, a na plecach plecak turystyczny. też czarny. Wciąż była zmarznięta po tym jak wykąpała się w strumieniu, nieopodal drogi, toteż widok karczmy bardzo ją ucieszył. Jednak poszła tam dopiero w drugiej kolejności. Najpierw targ. Sprzedała na nim zestaw srebrnych sztućców które wzięła z domu właśnie w tym celu. Rodzice mieli większe zmartwienia na głowie niż widelce... Dokładnie to “gdzie jest Anna! O boże, o boże... pierworodna nam uciekła z domu!” czy jakoś tak. Więc nie miała większych wyrzutów sumienia przed zabraniem zastawy. W sumie to przed ucieczką (nie podobało jej się to słowo... przecież się zwyczajnie spakowała i wyszła) też nie, ale to już inna historia.

Siadła przy barze.
- Gorącej herbaty proszę... - złożyła zamówienie
Barman bez słowa postawił jej kufel, wsypał dwie stołowe łyżki suszonych liści czegoś i zalał wrzątkiem.
- Dziękuję. - kiwnęła głową i zapłaciła. Ogrzewała dłonie o gorący napój, trzymając kubek przez zdjęte rękawiczki by jej nie poparzył i wdychała gorące opary. Gdy już zrobiło się miło i przyjemnie zdjęła płaszcz ukazując workowatą, bezbarwną, bezosobową bluzę. Chwyciła uchwyt kufla, odwróciła się opierając łokciami na ladzie i rozejrzała po otoczeniu. Szybko wyłapała umorusane, zakrawawione dziewcze. Tak, wygląda na to, że to dla tej dziewczyny przybyła taki kawał drogi.
- Bawiłaś się kiedyś czymś takim? - zapytała beznamiętnie, stając obok. Miała plecak zawieszony na jednym ramieniu, podtrzymywany lewą ręką (w której trzymała też płaszcz, także przewieszony przez ramię) a w prawej trzymała kufel z herbatą.
Dziewczyna nie ufnie spojrzała na postać, która stanęła obok niej. Zbolała twarz, wpatrzyła się w niewiele starszą dziewczynę. Nabrała przez to śmiałości. Takiej, jaką można nabrać do koleżanki.
- Niee... - pokręciła przecząco głową - Nigdy... Aż tak to widać?
- Jeśli się przyjrzeć... a przyciągasz spojrzenie. Mogę się przysiąść?
Skinęła głową na potwierdzenie.
Dziewczyna rzuciła płaszcz na krzesło i sama zajęła miejsce naprzeciw.
- Ania jestem. Ania Czarnecka, a ty?
- Lisa... - powiedziała niepewnie
Anna kiwnęła głową
- Jesteś tu sama?
- Tak... Miałam... Wypadek. Ja i mój opiekun.
Anna kiwnęła głową. Odwlekając o kilka sekund pytanie "czy nic się nie stało", na tyle długo by mieć czas na dojście do wniosku, że zdecydowanie się stało.
- Masz jakieś pieniądze?
- Nie mam - zorientowała się że Hamilton musiał je zabrać, i za nie kupić jej amunicję - Może jakieś drobniaki w bagażach, ale nie w walucie tego Królestwa.
Anna westchnęła boleśnie. Dwie sekundy trwała z zamkniętymi oczami i spuszczoną głową.
- Schowaj to i chodź. - kiwnęła głową aby poszła za nią
- Nie wiem czy powinnam... - powiedziała, patrząc jak ta chwyta płaszcz - Dokąd?
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Musisz się umyć. Najlepiej wykąpać. Inaczej jeszcze uznają cię za żebraczkę i strażnicy do tyłka się przyczepią. Nie komentuj i korzystaj puki jestem w dobroczynnym nastroju. - uśmiechnęła się zachęcająco
Westchnęła i poszła za swoją wybawicielką z puszczoną głową, widać nie lubiła darowizn. Była dumna, Lisa powinna sama na siebie zarabiać w tym wieku.
- Jak tylko znajdę kantor, oddam Ci wszystko co do joty.
Anna wzruszyła ramionami już w marszu, nieporadnie niosąc płaszcz i plecak. Nie miała zamiaru bawić się w wygodne układanie tego wszystkiego dla tych kilku metrów.
- Chciała bym wynająć pokój i aby dostarczono tam balię z gorącą wodą, jakieś ręczniki i środki czystości. - zwróciła się do karczmarza
Karczmarz popatrzył na dziewczyny, uśmiechną się dziwnie rubasznie po czym zerknął na cennik i podliczył - Osiemset czterdzieści pięć rolów. Anna kiwnęła głową. Coś tam się łudziła, że będzie taniej, ale nie narzekała. Odliczyła kwotę i położyła na ladzie.
- Weź klucz. Mi rąk brakuje. - poleciła Ania i obie poszły na piętro.

Po kwadransie przyszła woda. Drewniana balia, uszczelniona silikonem, wyheblowana bardzo dokładnie aby nikt sobie nie wbił drzazgi gdzie nie trzeba.
- Duża dziewczynka jesteś, nie potrzebujesz mojej asysty. - machnęła Anna w reakcji nieokreślone zachowanie Lisy, wyraźnie świadczące o tym, że głupio jej, tak po prostu, zamknąć się w łazience.
Gdy czternastolatka zamknęła drzwi Anna westchnęła i zdjęła z siebie bluzę. Miała pod nim pancerz skórzany, wyraźnie wzmocniony kilkoma blachami, sądząc po sztywności niektórych elementów. Zdjęła go kawałek po kawałku. Ułożyła go na łóżku. Z plecaka wyciągnęła naramienniki do kompletu i je też położyła na adekwatnym miejscu.


- Już skończyłaś? - zapytała nie podnosząc spojrzenia znad karwasza który konserwowała. O pancerz i broń trzeba dbać. Tak nauczyły ją elfy. Odpowiedziało jej jakieś jęknięcie, czy westchnięcie które miało być przytakujące. - Świetnie. Też z dobrodziejstw mydła. - Tym razem Anna zamknęła się w łazience i zanużyła w, już tylko, ciepłej wodzie. W stosie ubrań, obok balii miała większość swoich pieniędzy, ale zostawiła też sakiewkę na łóżku. Na widoku. Po prostu sprawdzała czy tej małej można ufać... między innymi.

Godzinę potem obie zeszły na kolację. Jako, że Anna nie zamierzała znosić jej gapienia się w to jak ona je, to jej też postawiła porcję. Z resztą... ile może jeść czternastolatka? Na deklarację o tym, że to też zostanie jej zwrócone znów wzruszyła ramionami i skwitowała słowami “mi taki układ pasuje”.
 
Arvelus jest offline