"Żyję... Tak, chyba żyję. Śmierć jest pewnie mniej bolesna..." Victor skrzywił się i z trudem podniósł się z ziemi, zdrętwiałą dłonią strzepując liście które przykleiły mu się do policzka. Całe ciało było zdrętwiałe, jakby przeciążone... Wzmocnienie mięśni, wizja, kręgi szyjne, kark a nawet uszy piekły go nieznośnie przy każdym ruchu. Ale żył.
Odruchowo jeszcze obmacał tors, twarz, ręce i nogi, by finalnie sprawdzić swój ekwipunek. I był. Niewielki ale wystarczający. Dwa półautomaty S&W, amunicja, nóż, kastet... No i nienaganny garnitur, który Dust założył dla niepoznaki na akcję. W sumie, wyszedł z całej zawieruchy obronną ręką. Gdyby nie stało się... TO, byłby teraz obecny na sali wykładowej w bardzo wielu kawałeczkach. A tak to Angel Wing sam posłał się na tamten świat, nie zabierając przy okazji nikogo. "Rufus się wścieknie. Sukinsyn miał być żywy..." łowca nagród z roztargnieniem przejechał dłonią po szczęce i dopiero wtedy zainteresował się ludźmi z którymi trafił do tego... LASU?! Cholera, przecież w promieniu dwustu kilometrów od Berlina nie ma lasów!
Lockerby westchnął, wstając na równe nogi. Bolało go całe ciało. Mógł powiedzieć że bolą go wszczepy, ale na jedno by wyszło. -Hmmm... Jest tu jakiś miejscowy? Bo wiecie, mam ważną sprawę w Berlinie i muszę się tam możliwie szybko dostać...- badawczo spojrzał po twarzach zebranych i powoli zaczęło do niego docierać że to pytanie mogło nie mieć za dużo sensu, zwłaszcza biorąc pod uwagę z jaką egzotyczną bandą miał tu do czynienia. Co gorsza wszyscy wyglądali na równie zdezorientowanych. -I czyje to dziecko?!- dodał po chwili, zirytowany. Ręką wskazał na płaczącą smarkulę.
__________________ Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Ostatnio edytowane przez Makotto : 04-11-2012 o 14:01.
|