Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2012, 18:32   #38
Sileana
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Expectations

Przejście fali uderzeniowej zniosła gorzej niż rzucona na ścianę Tarzanka, bo ta podniosła się jak gdyby nigdy nic, wydudliła butlę Malibu i poszła w tango. Helena patrzyła za nią, obiecując sobie nigdy z nią nie zadrzeć. Dziwa zdawała się być niezniszczalna.
Helena za barem nic nie widziała, zbyt zajęta wydłubywaniem szkła z włosów i rąk, ale kiedy niedobici klienci tłumnie ruszyli przez powybijane szyby, nie wahała się długo. Szarpnęła tylko szufladę kasy, zabrała cały dzienny utarg, bo po pierwsze, pieniądze się przydadzą, a po drugie, Paddy i tak wisiał jej tygodniówkę.

Najpierw ruszyła z tłumem, ale bardzo szybko odbiła, bo jej celem był dom, a nie obwieszczenie sensacji całemu miastu. Do mieszkania, zajmowanego wraz z Lizzie, nie miała daleko, ale na wszelki wypadek kluczyła, by nie doprowadzić nikogo do dziewczyny i nie narażać jej na żadne przesłuchania.

Dotarłszy do domu, spokojnie i metodycznie zamknęła drzwi na wszystkie trzy zamki, zasunęła sztabę i łańcuch. Ta część należała do jej codziennego rytuału powrotu i nie wzbudzała większych emocji. Dopiero kiedy ściągnęła z szafy walizę, wrzuciła do niej kilka sztuk ubrań, opatrzyła ramiona polewając je wodą utlenioną, a potem jak gdyby nigdy nic, zasiadła do komputera. A wszystko to w całkowitym milczeniu.

Lizzie bardzo głupia nie była, a poza tym miała nieograniczone pokłady wrodzonego wścibstwa, zatem podeszła cichutko za plecy współlokatorki i zajrzała jej w monitor. Zobaczyła tam rozkład pociągów z Chicago do Nowego Jorku.
- Dostałaś jednego klapsa za dużo i jednak zdecydowałaś się na Broadway?
- Nie, moja ciotka umarła na atak serca. - Odparła Helena beznamiętnie.
Lizzie wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowała. Wymruczała tylko jakieś kondolencje, ale z zastanowieniem i raczej nieprzekonująco. Wróciła na swoje łóżko, owijając się kocem.
- Mówiłaś, ze nie masz rodziny...
- To tylko daleka krewna, ale nie wypada, żebym nie pojechała.
- Taniej byłoby samolotem. I wygodniej.
- Boję się latania. - „A bilety są imienne.”

Helena nie oderwała ani na chwilę wzroku od monitora, odpowiadając na pytania półsłówkami i chcąc jak najbardziej zniechęcić Lizzie do rozmowy. Musiała się skupić, ostatecznie nie codziennie człowiek włamuje się do akt rządowych. Już wiedziała, że będzie musiała uruchomić swój osobisty program ochrony świadków. Znowu. Pięć lat jej się udawało, a teraz wszystko spieprzone przez paru durniów, którym się zachciało zabawiać w jej restauracji.

Oczywiście, wcale nie zamierzała jechać do Nowego Jorku, ostatecznie zbyt blisko do Detroit. Nie, ona pojedzie kompletnie w drugą stronę. Lawrence, Kansas. Zadupie jak każde inne. Ale zadupie poza zainteresowaniem wszelkiego rządowego i mutanciego ścierwa. Nada się na jakiś czas.
I na pewno nie żadnym publicznym środkiem transportu. Miała swój samochód, najzwyklejszą Toyotę GT 86, kupioną dawno temu na wszelki wypadek, teraz tylko stojącą w wynajętym garażu.

Trochę odłożonej, a trochę ukradzionej gotówki pozwoli jej przeżyć jakiś czas, jeżeli tylko będzie trzymała głowę nisko, a potem znajdzie pracę, tym razem jako kto wie? Może Greer Grant?

Musiała się trzymać, przynajmniej zewnętrznie, chociaż jedyne na co miała ochotę, to zwinąć się w kłębek i płakać tak długo, aż potopi swoich oprawców. Wyjedzie i zacznie wszystko od nowa. Po raz kolejny. Może tym razem szczęście się do niej uśmiechnie...
 
Sileana jest offline