Dhampir zdecydował nieco zwolnić tempo. W ostatnich dniach miał aż nadto wrażeń, rajd w klasztorze i bliskie spotkania z sukubem dnia następnego a zaraz potem leczące czary kapłana, miały specyficzny wpływ na Dona. Na wierzchu trzymał się jakoś, ale w środku wszystko było wywrócone do góry nogami. Musiał wziąć na wstrzymanie i znał doskonały na to sposób. Z sakiewki Priscilli zostało 200 sztuk złota, dobrze że chociaż tyle, nie miał zamiaru mieć do nikogo zbyt wielkich pretensji, przynajmniej czuł się swoim starym sobą. Skorzystał z dnia wolnego, czekały go zakupy, towarzyszył Jasperowi w spieniężaniu łupów.
Nieduża drewniana skrzynia zawierała wszystko czego potrzebował w tym momencie. Igły, noże, nici, kordonki i wszystko co było potrzebne do tego, by zamienić wygarbowaną skórę w coś pożytecznego. Obok niego leżał też zapasik skór, który miał pójść na fanty dla kasyna. Nie do końca miał ochotę na dzielenie się z przybytkiem, ale efekty zdawały się tego warte, na dodatek pozwoliłoby mu to uspokoić nieco myśli. Jego nadzieje na spokojny dzień strzaskał Dojan, gdy wręczył mu notatkę, po tych blisko dziesięciu latach w Riddleport dhampir uznawał brak wiedzy o Rozpruwaczu z Jabola niemalże za ignorancję, chociaż może była to tylko regionalna atrakcja. Trzy dni i stos skórek później miał już wszystko poukładane w głowie, na rękach nosił obecnie śliczne rękawiczki z wężowej skóry własnej roboty. Z sukubem miał zamiar dać sobie spokój, co do notatki Rozpruwacza miał plan, ale nie palił się z jego wykonaniem, mógł poczekać. Ruszył na poranną odprawę do Saula.
Nowiny faktycznie były dość smutne. Przynajmniej dla krasnoluda, dla właściciela kasyna i reszty były pocieszające o tyle że nikt ich nie zdzielił w głowę. Zastanowił się nieco nad tym co przed chwilą usłyszał.
- Mimo że masz solidny skarbiec, puściłeś Larura nocą z 500set sztukami złota, które miał dostarczyć rano? Jeśli nawet je dostarczył, to Lymas może się wykpić i powiedzieć że ciągle czeka na ratę, zwłaszcza jeśli pracuje dla Zinchera. Jeśli nawet nie jest dobrze opłacony, to mógłby pójść na taki układ, byłby do przodu o jedną sporą ratę tak czy siak. Możemy go sprawdzić, ale ta sprawa śmierdzi, jak już go znajdziemy i ustalimy co się stało, z następną taką ratą lepiej wyślij kogoś poza brodaczem. - ostatnim słowom starał się nadać lekki ton, by nieco podnieść nastroje obsługi, osobiście jednak zakładał najgorsze. Krasnoluda w formie karmy dla ryb i złoto w kieszenie Lymasa bądź Zinchera.
Ruszył wraz z resztą w kierunku ulicy Szczurzej, całkowicie zasługiwała na swoją nazwę, było to jedno z tych miejsc, gdzie szczury polowały na koty. Wyłącznie nocą jedynie dlatego że zdążyły nabrać manier. Przystanęli przed kamieniczką, wyglądając dość malowniczo. Don nacisnął głębiej swój kapelusz i przyjrzał się okolicy, jednocześnie słuchając Tadeusa.
- Zincher nie pokazałby się tu raczej osobiście, tak samo jak Saul nie przynosił tu złota sam. Tylko umówione spotkania, więc może go w ogóle nie być w biurze. Proponuję wejście tyłem. Który ma obrotny język w gębie? Jak ja zagadam do tej pijawy to zatrzaśnie mi drzwi na nosie szybciej niż powiecie "sól". - prawie wyszło mu wypowiedzenie na głos cudzysłowów.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |