Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2012, 00:23   #19
pawelps100
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Kiedy Joachim stanął przed Kurtem, przez chwilę stał, oceniając jego wygląd. Szukał zwłaszcza jakichś subtelnych znaków, które świadczyłyby o jego wierze w Nurgle’a. Ciekaw był także jego ogólnej kondycji i zdrowia.

Gdy już zbliżył się do niego, nie wyciągnął mu dłoni na powitanie- nie mógł ryzykować zarażenia, gdyby naprawdę był Nurglitą. Zamiast tego uśmiechnął się i powiedział:
- Witaj. To ty jesteś Kurt? Jak tak, to miło mi cię poznać.
Potem Von Saathof przystanął, czujnie oceniając jego reakcję. Chciał zobaczyć, czy jest on zdenerwowany, odprężony, albo czy jakieś inne uczucia chodzą mu po głowie.

Kurt był dość młodym i niebrzydkim mężem. Joachim krótką chwilę oceniał jego wygląd i fizyczne warunki, lecz ostatecznie nie mógł stwierdzić jakiejś widocznej choroby, czy też oznak służby mrocznej potędze. Chłopak miał na szyi bliznę od poparzenia, jednak nie mogło to wskazywać jednoznacznie na bycie Nurglitą.
-Witaj nieznajomy. Czy to nie ciebie spotkaliśmy wcześniej na szlaku?- odrzekł nieco zdziwiony zainteresowaniem jego osobą. Z pewnością mało kto go zagadywał. Po za lekkim zdziwieniem człek nie zachowywał się jakoś zbyt dziwnie, ot zareagował zupełnie zwyczajnie.

- Tak, to właśnie mnie spotkaliście na szlaku niedawno. Cóż, teraz wypełniłem swoje zadanie i mogę powoli wracać. Słyszałem, że jesteś strażnikiem dróg- to prawda? Bo jak tak to zastanawiam się co tutaj robisz. Wiesz, ostatnio na drogach nie jest bezpiecznie... Ale kiedy było ?- spytał retorycznie Joachim, cały czas czujnie obserwując Kurta.

-Tak. Jestem strażnikiem dróg...- zamilknął na chwilę zaś jego mina świadczyła o tym, że nie jest pewien, czy powinien coś więcej powiedzieć -Chodźmy na spacer. Wyprostuję nogi.- rzekł po czym wstał. Dwójka mężczyzn odeszła kilka metrów od obozu.
-Mój ojciec był w posiadaniu zakazanych ksiąg o nekromancji. Nie był w stanie z nich korzystać, ale wystarczyło to by... Spłonął na stosie. Ja zaś oddałem się służbie Imperium, by odzyskać honor mej rodziny wzniosłymi czynami.- wyjaśnił wzruszając ramionami.

Sytuacja zaczęła się robić coraz ciekawsza. Mimo to Joachim przystanął i powiedział:
- Twoje słowa są bardzo odważne. Ledwo mnie znasz, przyjechałem tu z nikąd, a ty wyjawiasz mi tajemnicę, za którą wielu łowców czarownic spaliłoby cię na stosie, nawet jak nie brałeś bezpośrednio w tym udziału. Dlaczego mi to powiedziałeś ?

-To nie tajemnica. Sigmaryci puścili mnie wolno... Puścili to złe określenie... Wygnali mnie, lecz nikt na szczęście mnie nie pokarał za grzech ojca.- wyjaśnił.

- Cóż, jestem rad, że taki człowiek jak ty umknął śmierci. Jestem także pewien, że na pewno uda ci się nie zboczyć ze ścieżki prawości, a podrożując po kraju znajdziesz wiele okazji do walki z pomiotem zła.- powiedział Joachim, a po chwili już kończąc dodał:
- A teraz mi wybacz przyjacielu, ale muszę cię opuścić, bo jeszcze przed wyruszeniem muszę się spotkać z kapitanem tego oddziału. Powiedz mi tylko, czy zostaniesz jeszcze wśród tej grupy przez jakiś czas? Bo jakbyś został, to jeszcze moglibyśmy porozmawiać później.

-Nigdzie się nie wybieram.- odrzekł lekko zdziwiony pytaniem, wszak był na służbie a nie dorabiał sobie na boku jak zwykły najemnik -Przyjdź, chętnie porozmawiam. Mało kto się do mnie odzywa. Mają mnie tu za dziwaka.- wzruszył obojętnie ramionami.

***

Dowódca grupki siedział wygodnie przy ognisku dojadając kawał suszonego mięsa. Jego wzrok był skupiony gdzieś na oddali ale kiedy Joachim się do niego zbliżył ten potrząsnął głową i uśmiechnął się.

-Zamyśliłem się he he...- zarechotał przyjaźnie -No i jak? Odpoczął?- spytał.
- Tak, zdecydowanie udało mi się odpocząć. A to wszystko dzięki twojej gościnności- dodał z uśmiechem, a po chwili podjął:
- A jak tam wasze poszukiwania, panie? Udało się wam coś znaleźć. Jak nie, to myślę, że być może znam odpowiedź na to pytanie. Niedawno widziałem tutaj jakiegoś wędrownego magika, który podobno błąka się po okolicy. Wie pan, magia i te sprawy to wszystko jest podejrzane- nigdy nie wiadomo, co to może być za typ. Tym bardziej, że tacy wichrzyciele i mąciciele to generalnie wrogowie Sigmara są !- mówił ze swadą Joachim.
- Cóż, nie lubię takich jak on, bo szczerze powiedziawszy to kto lub? W każdym razie musiałem się upewnić co to za jeden. A umiem czytać, to tamten sprezentował papiery na legalne czarostwo= tfu! Mam nadzieję że Imperator pójdzie po rozum do głowy i zakaże tego bluźnierstwa.
W każdym razie pomyślałem sobie że to może on? Ale nie jestem pewien, nie pytałem go o to bo się trochę bałem. A kto by się nie bał? Pan jako człowiek doświadczony na pewno wie coś na ten temat- a przynajmniej wnioskuję tak z pana wyglądu.
W każdym, razie wracając do tematu, może tamten magik odpowiada za te światła? Dobrze by było go zapytać, ale nigdy nie wiadomo gdzie się takiego spotka. Ostatnio go widziałem wczoraj wieczorem kilka godzin jazdy konno stąd.
I jeszcze przepraszam, że tak mielę ozorem, ale pomyślałem sobie, że jak to ten magik za tym stoi, to dobrze by było, gdyby pan o tym wiedział- dzięki temu być może pan i pańscy ludzie nie błąkaliby się po wzgórzach i marnowali swój czas i siły ganiając za urojonym zagrożeniem. A taka sytuacja nie byłaby dla pana miła, prawda panie oficerze ?


-Dobra, co pan wiesz?- spytał zaintrygowany człek -Jak tamten wyglądał? Nosił jakieś charakterystyczne symbole? Przedstawiał się? Cokolwiek co mogłoby nam pomóc?-

-Obawiam się, że nie mogę wam pomóc zbytnio. Pamiętał, że miał dziwne, złote albo trochę jaśniejsze szaty. Co do symboli to nie przypominam sobie nic konkretnego, co by przykuło moją uwagę. Jeśli zaś chodzi o przedstawianie się, to nie chciał- twierdził że to nie mój interes- w sumie mu się nie dziwię, a dokument tylko ogólnie mówił, że osoba mająca go przy sobie może uprawiać magię- nie był on imienny, co było trochę dziwne .Zatrzymał się przy mnie tylko na jakiś kwadrans, gdy odpoczywałem, a potem pojechał w swoją stronę, na południe. Ale też wspominał, że nie zostanie na długo w okolicy. Żałuję, że nie mogę być bardziej pomocny, ale ci magicy przyprawiają mnie o dreszcze.

Na tym stwierdzeniu Joachima skończyła się rozmowa. Najwyraźniej kapitan nie był przekonany o przyjęciu bajki kultysty za fakt, ale trzeba było to sprawdzić. Już wkrótce cały obóz miał ruszać w drogę, a tym razem von Saathof chciał towarzyszyć żołnierzom. Najpierw chciał uzyskać zgodę kapitana, a w razie jej braku miał zamiar trzymać się w oddaleniu, ale tak, aby grupę było widać.
Cały ten dzień chciał jeszcze spędzić na obserwacji żołnierzy, zwłaszcza zaś Kurta i kapitana- najważniejsze były poczynania kapitana, a konkretnie czy uwierzył w matactwa kultysty czy nie. Dopiero na podstawie informacji uzyskanych przez dzień obserwacji Joachim mógł zrealizować jeden z dwóch wariantów rozwiązania obecnego problemu.
 
pawelps100 jest offline