Rudowłosa dziewczyna patrzyła się na górala jakby ten spadł z nieba albo plunął z ust fajerwerkami. Dziwnie mało miał ten człek rozeznania i pomyślunku jak na czarownika.
- Głupiś - rzekła, ocierając twarz z wody. - Przy ognisku usiądziesz już jako niewolnik. Twój wybór - urwała pas materiału od opończy i obwiązała mocno jego dłoń.
Góral zwilżył trawione widać gorączką wargi i wymamrotał.
- To było jakiś czasu temu. Na wiosnę, może później - mówił trochę nieskładnie.
- Na rynku u podnóża twierdzy Cameth Brin w Rhudaurze... podczas dorocznego festynu ku czci króla Ermegila Kamienne Ramię widziałem coś podobnego. Znaczy nie jestem pewien czy miedziana bransoleta była identyczna, może jedynie wzór był podobny. Pewien kupiec z Angmaru zachwalał swe towary. Nie spamiętam jak się zwał... Mówił jednak, że sprzedaje łupy po schwytanych niewolnikach...
Modron przykucnęła bliżej, i niemo poruszała wargami, powtarzając i starając się zapamiętać obce nazwy, rozważając sobie w milczeniu słowa górala.
- Dobrze. Dziękuję ci - stwierdziła wreszcie krótko i wstała. Urwała od opończy khazada kolejny skrawek materiału, po czym stanęła za góralem.
- Zaboli - ostrzegła, po czym zaparła się kolanem o jego łopatkę i wyrwała strzałę, by zaraz opatrzyć ranę.
- Teraz słuchaj - powiedziała twardo, dociągając wiązania.
Przyłożył jej pięścią między oczy, kiedy kończyła mówić, zerwał się i uciekł. Ręki nie szczędził... dla Modron wpierw rozbłysły wszystkie gwiazdy, jakie ręka Eru umieściła na niebie, potem pod córą Beorningów rozjechały się nogi, a na końcu zalała się krwią. Podniosła się wreszcie i złapała dech na tyle, by móc krzyczeć.
- UCIEKA! UCIEKA!
Wyrwała strzałę z kołczana i jęknęła, bo skutki niespodziewanej po rannym sile ciosu dały o sobie znać, zachwiała się i nogi rozjechały się jej na błocie.
- Uciekł, tam! - wskazała kierunek, i otarła sobie rozkwaszony nos skrajem opończy, zanim skoczyła za zbiegiem. |