Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2012, 10:19   #53
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
-Ciekawe czy przewidział, że sam zgarnie wszystkie te przedmioty? Nie zamierzał tu nic zostawiać, z całym szacunkiem dla staruszków. Nie miał oczywiście pojęcia, czym był ten posążek, ale skarby były warte decyzji o przejściu tego toru przeszkód. Aby jednak nie pozostawiać toru przeszkód zupełnie bez nagród, pozostawił tu swój obecny łuk.
Był jeszcze jeden problem - jak wrócić, nie pozostawiając jednocześnie maszynerii wyłączonej. Zbliżył się do niej, przyglądając się i próbując zatrzymać. Wyglądało na to, że wystarczyłoby wyjąć kryształy.

Musiał szczerze przyznać, że obecnie zupełnie się na tym nie znał. Maszyneria zdawała się być jakimś techno-magicznym konstruktem stworzonym w sposób, którego nie był w stanie zrozumieć.
Nawet dokładna analiza run opisujących zapewne funkcjonalność poszczególnych części (a może i stanowiąca ostrzeżenia dla użytkownika) nie dała mu żadnych odpowiedzi. Jedyne co wydawało się logiczne to niemożliwość kontynuowania pracy bez kryształów, które bez wątpienia były źródłem energii. Wszystko wskazywało na to, że nie były przymocowane na miejscu, jedynie wsunięte.
- Kto do diabła wymyśla takie maszynerie? Nie wierzę, że sam to kiedyś zrobiłem...
Zaczynał gadać do siebie, co było złym objawem. Kryształy miał zamiar wyjąć, ale owinął dłoń i chwycił w nią sztylet, najpierw delikatnie dotykając, a potem równie delikatnie napierając na kryształ, starając się go wysunąć.

Po ostrzu sztyletu przeszło nieznaczne wyładowanie magicznej energii po czym kryształ wyskoczył ze swojego miejsca. Maszyna zachrobotała ostatni raz i jej praca ustała. Z rur dał się słyszeć głośny syk jakby wyraźnie spadło budowane w środku ciśnienie. Sam kryształ, podobnie jak ten drugi, który pozostał w maszynie, nadal lśnił jasnym różowo-fioletowym światłem. Wydawało mu się, że ustały też rozbrzmiewające w oddali dźwięki wirujących kukieł z pałkami, jednak z takiej odległości nie był tego w stanie jednoznacznie potwierdzić. Kulki pozostały wewnątrz mechanizmu, nic więc nie wyszło z planu. Nie przejął się tym zbytnio, pozostawiając jednak kryształ wyjęty. Gdy staruszkowie będą chcieli się posprawdzać, w co wątpił, to będą mogli to uruchomić. A on nie miał pojęcia co mógłby zrobić z kryształami, prócz sprzedania ich, więc pozostawił je tu. W sumie całkiem dobra kryjówka.
Ruszył do wyjścia, mając zamiar zamknąć za sobą tylko zabezpieczone drzwi i ponownie włożyć do mechanizmu ogłuszającą strzałę.

Z powrotem nie miał żadnych problemów. Znał już drogę, a większość co bardziej wymyślnych pułapek nie funkcjonowała bez energii z dziwnego urządzenia. Gdy wyszedł z treningowego korytarza do głównej sali opery powitał go podekscytowany malec.
- Mistrzu, musisz coś zobaczyć! Znalazłem coś wspaniałego! Na pewno cię zainteresuje!
Poprowadził go do wyjścia, pokazujać mu bezpieczną drogę przez nadal działające w tej części kompleksu pułapki. Łotrzykowi było to na rękę, w końcu sam ich zupełnie nie pamiętał. Opuścili operę kierując się ku ruinom dziwnego, obłego budynku. Bryła domu mimo pomniejszych zniszczeń wydawała się nadal nienaruszona i zdecydowanie inspirowana pustynnymi pałacami z południowych krain. Obecnie budulec był jednak sczerniały i popękany, tak że zlewał się z innymi ruinami opuszczonej dzielnicy.

David mrugnął. I omal by tego nie zauważył. Po oświetlonych jedynie księżycowym światłem dachach coś przemknęło. Coś jakby plama ciemności... lub cieni. Przepłynęła niczym powiew wiatru między jednym dachem, a drugim zmierzając w kierunku, z którego przybyli.
- Mistrzu? - mały najwyraźniej niczego nie zauważył. Nadal wskazywał mu odnaleziony budynek. - Mistrzu to loża Pathfinderów, na pewno cię to zainteresuje, chodź, chodź - nalegał.
- Uważaj. Coś tu jest, prócz nas.
Ruszył jednak za chłopakiem, obserwując tylko otoczenie ze zwiększoną uwagą. Nie miał pojęcia, czy jakaś zwykła broń mogła im w razie czego pomóc, dlatego lepiej było zachować pełną koncentrację.
Malec słysząc ostrzeżenie natychmiast zamarł. Najwyraźniej dobrze wiedział, iż jego mistrz nie obawiałby się bez powodu. Widząc jednak, iż David podejmuje spacer jakby nic się nie stało, postanowił przyłączyć się do przedstawienia.
- Pamiętam jak bardzo ta organizacja cię interesowała, dlatego pomyślałem, że się ucieszysz - wytłumaczył subtelnie sondując wzrokiem okolice. - Niestety poza ładnym widokiem frontu nic prawie nie zostało. W środku wszystko złupione i zniszczone...
Czymkolwiek był cień na dachach, nie pozostał po nim żaden ślad. David prawie natychmiast stracił go z oczu.
- Rozumiem, że dokładnie wszystko sprawdziłeś?
Nawet mimo braku pamięci, loża go interesowała za sprawą snu, ruszył więc ponownie we wskazanym kierunku.
- Kiedy ją odnalazłeś?
Mały pół-elf uśmiechnął się, dostrzegając, iż i jego mistrz trochę się rozluźnił, najwyraźniej zagrożenie minęło. Wprowadził go do środka, do przestronnej sali przyjęć. Na ścianach nadal wisiały ślady po wielkich obrazach i egzotycznych gobelinach, z sufitu smutno zwisały mosiężne łańcuchy trzymające kiedyś zapewne wytworne kryształowe kandelabry. W rogu pokoju dostrzegli też ślady płaskorzeźby przedstawiającej kiedyś jakiś garunek nieznanego im wielkiego gada z karkiem pokrytym ostrymi, kostnymi wypustkami.
- Parę tygodni temu, mistrzu. Na ulicy podsłuchałem rozmowę dzieciaków - zaznaczył ostatnie słowo, jakby wyraźnie odcinając się dojrzałością od swoich rówieśników. - Ponoć ojciec jednego z nich wiele lat temu służył tu jako lokaj, gdy jeszcze nie przepędzono stąd samych Pathfinderów i nie zniszczono tych wnętrz, bał się jednak ich tu przyprowadzić twierdząc, że to przeklęte miejsce.
David mocno starał się utrzymać koncentrację i uważnie słuchać malca jednak dzień pełen trudów i jego nadal nie zagojone do końca rany dawały mu się we znaki.
- Znalazłeś tu coś ciekawego? Miałem ciężki dzień a jutro nie zapowiada się lepiej, dlatego nie chciałbym spędzać tu za dużo czasu. Nawet ja muszę czasem odpocząć - uśmiechnął się lekko, jednym kącikiem ust.

Mały pokręcił przecząco głową.
- Tylko jeszcze więcej podobnych płaskorzeźb i zniszczonych pomieszczeń, myśłałem że mimo wszystko się ucieszysz, mistrzu...
Wyraźnie spochmurniał i opuści głowę, zawiedziony, iż jego niespodzianka najwyraźniej nie zrobiła na Davidzie wrażenia.
- Ucieszyłem się, i pewnie przyjrzę się temu dokładniej, ale w dzień, gdy się wyśpię. Tobie też to radzę, nie wychylać się nigdzie.
Poczekał aż chłopak odejdzie, a potem sam skierował się do wynajętej kamienicy.

Wrócił późno w nocy z ledwością odnajdując właściwą drogę w ogromnym mieście. Głośne chrapanie Yalona, słyszalne nawet na dole w holu zagłuszyło jego kroki i dźwięk otwieranych przez niego drzwi. Z tego, co słyszał wszyscy z jego towarzyszy spali w swoich pokojach, co po wszystkich ostatnich wydarzeniach niewątpliwie było dobrym znakiem. Nareszcie nikt się nie zgubił, ani nie narobił sobie kłopotów. Mająć tę uspokajającą świadomość usnął prawie od razu. Ciężko było martwić się za wszystkich.

Z rana przy śniadaniu rozmowa niemal natychmiast zeszła na jego temat.
- No to gadaj - wskazał go sztućcem Yalon. - Co to za znajomek? Pomoże nam jakoś? Co robiłeś w nocy?
- Przegapiliście wczoraj niezłe przedstawienie - Betty najwyraźniej miała na myśli jego i Drusille. - Gdy ten barbarzyńca... - stuknęła Yalona w ramie. - wreszcie zaciągnął mnie na tę swoją wymarzoną egzekucje okazało się, że nic z niej nie będzie, znaleziono bowiem niedaleko następne zmasakrowane zwłoki.
- Też żem o tym słyszał! - obudził się Bimbała. - Ponoć nieszczęśnika zostawiono podwieszonego pod dachem, a przynajmniej to co z niego zostało... W kuluarach opery był to bardzo popularny temat ploteczek. - oznajmił grajek dumnie, prezentując nowy, drogowyglądający surdut. - Prawie zagłuszył powszechny zachwyt nad naprawdę przezacną realizacją Ostatniego Marszu Sukkubów. Mistrz van Hahn doprawdy przeszedł samego siebie! Dramatyczne staccato towarzyszące agonii Julii było czymś, czego miasto nie zapomni przez wiele dni! - orzekł natrafiając na zupełne niezrozumienie grupy.
- Ponoć wszędzie na ulicy leżały jego wnętrzności... - spróbował zrezygnowany, zmieniając taktykę.
- Ta - przytknęła Betty. - Gdy tam z ciekawości przyszliśmy było już jednak posprzątane. Ponoć ofiarą był jakiś wędrowny kapłan Iomedae nakłaniający ludzi do postawienia się kultowi Asmodeusa... Jak można być tak durnym...
- A ponoć to miało być na odwrót, że ten skazaniec miał zabijać tych, co byli związani z kultem.
Sprawa była dziwna, ale to nie było istotne. Na razie musiał martwić się czymś innym, więc jeszcze przed ogólnym spotkaniem przekazał znalezione przedmioty Drusilli, prosząc o ich sprawdzenie pod magicznym kątem.
- Mój znajomek? - udawał lekko zaskoczonego. - To w sumie żaden znajomek, bo go nie pamiętam za bardzo. Chciał się chyba tylko przywitać, bo nie mam pojęcia po co innego ciągał mnie po mieście. Zdaje się, że niedługo powinniśmy ruszać.
Zbył to lekko, bo i prawdy mówić wciąż nie zamierzał. Języki części grupy były dla niego wciąż zbyt niebezpieczne. Za to skierował ostatnia kwestię do dziewczyn, to miało w sumie dotyczyć ich trójki.

Betty i Yalon zachichotali. Najwyraźniej mieli swoją własną teorię na temat wczorajszego spotkania i powodów, dla których łotrzyk wrócił dopiero po tak znacznym czasie. David spojrzał na Drusillę, a ta jedynie uśmiechnęła się niewinnie wzruszając ramionami.

Przed wyjściem udali się jeszcze we dwójkę do pokoju czarodziejki, gdzie ta rozłożyła wcześniej przedmioty.
- Nie miałam zbyt dużo czasu, a w przypadku tych rzeczy sprawa wydaje się bardzo skomplikowana - rzekła przepraszająco. - Wydaje się, że rzucono na nie dodatkowy czar mający utrudnić wykrycie ich magicznej energii. Jedyne statuetka nie jest nimi objęta, niestety nie byłam jeszcze jednak w stanie poznać hasła aktywującego, wiem jedynie, iż zaklęta w niej jest potężna magia ochronna. - usiadła ciężko na łóżku ze smutną miną. - Czasem myślę, że się do tego nie nadaje... nie skończyłam żadnych magicznych szkół, nigdy nie wiem jak się do tego zabrać, wydaje mi się, że marnuje daną mi moc... - załamała ręcę, odkładając z rezygnacją posążek na łóżko. - Czy dostałeś te rzeczy od tego chłopca? Widziałam dzisiaj z rana siniaki na twojej głowie... - delikatnie chwyciła go w objęcia - Ty naprawdę nie potrafisz na siebie uważać, co? - uśmiechnęła się ciepło.

Przerwała im Betty stająca gniewnie w drzwiach.
- Pssst! Nie czas na umizgi, powiedziałam mojemu chłopu, że znikamy ino na parę godzin, by odwiedzić tutejsze ogrody, więc musimy się spieszyć! Swoją drogą, widzieliście tę mgłę? Będziemy mieli szczęście jeśli nie zabłądzimy i nie wpadniemy do morza!

Szybko opuścili kamienicę kierując się ku północnym dzielnicom. Planując mieli nadzieję, iż wyruszając w dzień będą tam bezpieczniejsi jednak gęsta, mleczna mgła powodowała, iż można by ich tam bez problemu zamordować na parę kroków od obsadzonej strażnicy i nikt by tego nie zauważył. Dotarcie na miejsce zajęło im grube trzy godziny, w czasie których David starał się kierować głównie słuchem, omijając wszystkie burdy, krzyki i wrzaski pijanych zbirów. W taką pogodę z pewnością wielu z nich czuło się bezkarnych.

W końcu jakimś cudem dotarli do budynku z szyldem silnej, męskiej ręki dzierżącej piłę. Weszli do środka wymieniając przy drzwiach szeptem ustalone hasła. Dziewczyny były wyraźnie poddenerwowane i spięte, była to decydująca chwila, od której zależało, czy zostaną powitani jako przyjaciele, czy wzbudzą podejrzenia i dadzą się wprowadzić w śmiertelną pułapkę. Drusilla mocniej ścisnęła jego dłoń.

W końcu zaprowadzono ich do tamtejszego majstra i wskazano miejsca przy stole. David nie mógł nie zauważyć licznych ciemnych postaci poruszających się w mroku za jego plecami.
- Wszystko zostało przygotowane na waszą misję. - rzekł w końcu niski, łysiejący mężczyzna, wyglądający trochę na gnoma, obracając w dłoniach dużą, rzeźbioną fajkę. - Jednak pojawiły się niespodziewane okoliczności. Thrune znacznie wzmocnili kontrole na wszystkich wyjściach z miasta, również ludzi wchodzących na statki sprawdza się ponadprzeciętnie pilnie. - W takich warunkach nie możemy pozwolić wam na dalszą podróż - orzekł stukając fajką o stół, by wytrząsnąć z niej pozostałe ziele. - Doniesiono nam, że może to mieć coś wspólnego z poszukiwaniami jakiegoś zbiegłego kapłana Asmodeusa. Nie wiemy jednak nic więcej. W interesie nas wszystkich jest więc dowiedzieć się kim jest i dlaczego go szukają. - wytłumaczył, wyciągając zza pazuchy kapciuch z nowym zielem. - Wiem, że to nie wasze zadanie, ale tak, czy inaczej będzie musiało zostać załatwione, nim dane wam będzie kontynuować podróż. Nasłałem już na to swoich ludzi, więc możecie po prostu poczekać.

Davidowi, po ostatnich przeżyciach, daleko było do zdenerwowania. Nikt tu nawet nie zachowywał się wrogo, czy bardziej podejrzliwie, niż powinien, bez obaw ścisnął więc dłoń Drusilli. Sam był pewien, ze takie spotkania były dla niego kiedyś niemal codziennością, a zapewne nawet takie znacznie niebezpieczniejsze. Wcześniej nie rozmawiał za dużo z dziewczynami, przecież on sam polegał głównie na intuicji. Teraz zaś odezwał się jako pierwszy, niemal znudzonym tonem. Niemal.
- Pewni jesteście, że to przez kapłana, a nie tego, co łazi po mieście i morduje? - spojrzał tamtemu w oczy. - Może zwyczajnie jego wiara nie była zbyt gorąca. Dla mnie to najważniejszą kwestią byłoby raczej wypędzenie takiego z jego kryjówki, czy obchodzi nas mocno, kim jest? Jeśli wciąż wierzy w swojego boga, to nie jest przyjacielem.
Celowo nie zamierzał mówić ile wie, niedobrze byłoby zostać w jakiś sposób oskarżonym, albo podejrzewanym. Te informacje mogą przynieść im później.
- Czy wiecie już cokolwiek?

- Tylko tyle, ile właśnie usłyszeliście. - zaczął pakować ziele do fajki. - Jeśli dowiemy się już czego od niego chcą zdecydujemy, czy nie można go przypadkiem jakoś wykorzystać. Może poznał o jeden sekret za dużo? Jeśli odkryjemy gdzie jest i okaże nam się niepotrzebny to postaramy się wystawić go władzom.
Pyknął dwa razy dla próby upewniając się, że wszystko w fajce jest na swoim miejscu.
- Co zaś tyczy się mordercy to raczej jest on Thrune na rękę. Dopiero wczoraj dowiedziałem się, że kapłan Asmodeusa, którego wcześniej zamordowano, miał trochę bardziej... liberalne poglądy... Szlachcice, którzy zginęli jeszcze wcześniej również nie byli obecnej władzy zbyt przychylni. - popatrzył na przybyłych. - Nie zrozumcie mnie źle, z pewnościa nie byli rewolucjonistami i nie mieliśmy z nimi żadnych kontaktów, mogli być jednak niewygodni. W gruncie rzeczy taki dobór ofiar jest dość niespodziewany... w Westrcrown mamy dość długą tradycję tajemniczych zniknięć i bestialskich morderstw, obecna seria wydaje się jednak dawać do myślenia.
- Czy taki niespodziewany.... możliwe, ale nie jest przypadkowy. No nic, moja znajomość tego miasta jest trochę za niska, ale rozejrzymy się w swoim zakresie - zdawało się, że wiele się tu i tak nie dowiedzą. A i swojej wiedzy nie chciał zdradzać zbyt szybko. - Jak przekazujemy wieści? Spotkania tutaj nie wydają się bezpieczne, przynajmniej nie powtarzane regularnie.
- Żaden ze sposobów nie będzie bezpieczny. - orzekł jego rozmówca zapalając wreszcie fajkę z westchnieniem triumfu. - Gdy czegoś się już dowiecie i tak wpierw będziecie musieli przesłać tę wiadomość do nas, my będziemy musieli porównać ją z doniesieniami naszych agentów, ustalić dalszą strategię i dopiero potem odesłać wam odpowiedź. Pełno możliwości przechwycenia informacji o nas, o was i o waszej misji. Po prostu tu przyjdźcie. Tu przynajmniej mamy kontrolę nad tym, co zostanie powiedziane. Od razu, gdy się czegoś dowiecie, lub za cztery dni, gdy nie.
Davidowi się to niezbyt podobało. Dziś była dodatkowo mgła, ale jak często mogli liczyć na takie udogodnienia? Było bardzo dużą luką, że nie wypracowali przez tyle czasu żadnych skutecznych metod komunikacji, pośredników i miejsc. Gdyby ktoś obserwował to miejsce to mógłby wywnioskować cholernie dużo.
- Pojawi się ktoś od nas lub my sami. Do przekazania informacji niepotrzebna jest osobista wizyta. Jeśli będą potrzebne ustalenia to co innego.
Spojrzał jeszcze na dziewczyny, ale on sam nie miał już nic do dodania. Był lekko zawiedziony skutecznością i jakością tego wywiadu, ale może to tylko złe pierwsze wrażenie.

Dziewczyny wydawały się wyraźnie zamyślone. Może i początkowo chciały coś powiedzieć, ale dyskrecja Davida dała im do myślenia. Gdy wyszli ze środka i odeszli na przyzwoity dystans od budynku Betty nie wytrzymała:
- Myślicie, że to ten nasz kapłan? A mówiłam, że ten mój durny chłop miast urządzać szopkę powinien go po prostu zatłuc...
- Nie ma co teraz ząłować - odparła Drusilla. - Wtedy było to najlepszym wyjściem. Tylko jak sobie teraz z tym poradzimy? Miasto jest ogromne, mógł pod osłoną nocy przycumować gdzieś łodzią i po prostu zniknąć.
- Kapłan kapłanem, jak mocno ufacie naszemu wywiadowi? - David przeszedł od razu do rzeczy. - Jakoś mało wiedzą i mało mogą, skoro tamci szukają tylko samotnego kapłana. Jak trójka wędrowców może go ukrywać, pod spódnicami czy co? Przecież nie są w stanie wszystkich sondować czymś poważniejszym, jak czarami, ludzi jest za dużo. Ja bym się chętnie dowiedział, czy to tylko jego szukają, czy ma to na dodatek coś wspólnego z tymi morderstwami. Nie chciałem na razie zdradzać się z jakąkolwiek wiedzą, przyjdzie na to czas, gdy dowiemy się czegoś więcej.
Mężczyzna miał ochotę zacząć od Koterii, jedynego jego źródła informacji w tym mieście, ale na razie nie mógł tego zrobić.
- Cholerna mgła, często tu taka jest? Przeszedłbym się posłuchać plotek, dużo takowych w karczmach czy porcie. Co wy na to? Od czegoś trzeba zacząć, a z założonymi rękami chyba nie chcemy siedzieć.

Dziewczyny wyglądały jakby odebrały krytykę wywiadu jako własną porażkę.
- Andoran istnieje od niecałych czterdziestu lat. Ci, którzy służą w wywiadzie to w większości ochotnicy... - wytłumaczyła Drusilla, trochę unikając jego wzroku.
- Taa, skrytobójcy, oszuści i wprawni zdrajcy wrócił do Cheliax, gdy tylko dano im jako alternatywę życie w państwie rządzonym przez lud. - podsumowała z przekąsem Betty. - No i mamy teraz to, co widać... Ale na mnie już pora - rzekła pospiesznie. - Odprowadźcie mnie do granic tego rynsztoka, bo muszę wrócić do chłopa nim zacznie węszyć i wpakuje siebie albo nas w jakieś kłopoty. - rozejrzała się po mgle . - Cholera, też nie słyszałam, by tu taka bywała - rozłożyła bezradnie ręce.
- Może moglibyśmy... - wpadła na pomysł Drusilla. - przekazać reszcie potrzebę odnalezienia kapłana, bez tłumaczenia im całej reszty. Mogliby nam pomóc w poszukiwaniach i nie musielibyśmy się tak kryć...
David nie zwrócił większej uwagi na to, że wzięły jego uwagę mocno do siebie. Za to uśmiechnął się półgębkiem.
- Nie macie się co tłumaczyć, to nie wasza wina. Za to możemy zostać najlepszymi szpiegami ze spektakularnymi sukcesami...
Zaśmiał się cicho, rozluźniony, choć mgła zmuszała do jednoczesnego zachowywania podstawowej czujności.
- Powiedzenie naszym kompanom o kapłanie wydaje się oczywiste, nie widzę powodu by to kryć. W końcu te dokładne poszukiwania to problem dla wszystkich. Szkoda, że na razie nie mamy punktu zaczepienia. To co, port? Czy jakieś inne pomysły? Więcej wiary w siebie, jesteś zdolna i inteligentna!
Przytulił ją po tych oczywistych komplementach i pocałował. A poszukiwania... od czegoś musieli zacząć. David chętnie odszukałby chłopaka lub poszedł do miejsca, które mu wskazał poprzedniego dnia, ale w tej mgle nie był pewien, czy ma jakieś szanse tam trafić.
 
Sekal jest offline