Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2012, 17:50   #14
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Już zbliżali się do miasta, gdy z bramy wyszła jakaś procesja. Trzydziestu – na oko – ludzi, z czego duża część odziana... obrzędowo? Wystrojeni w wilcze skóry, wyglądali, jakby mieli uczestniczyć w jakimś pogańskim rytuale. W środku pochodu byli też ich towarzysze... ale w tej chwili obchodzili caliszytę jeszcze mniej niż piasek z wydm pustyni Calima. Rozdzielili się z własnej woli. Chcieli eskortować Papuszę – wbrew rozsądkowi i wbrew całemu światu – więc sami byli sobie winni. Bo pewnie za Papuszę mieli ginąć.

- Musimy zejść im z drogi zanim i nam przydzielą takich słodkich strażników i wyprowadzą w pole nad własny grób. Na mój znak ruszymy w te zarośla... – pierwsza odezwała się Noa, przedstawiając wcale kuszącą perspektywę ucieczki.

Tyle, że caliszyta nie widział, aby jaskrawo ubrany Yagar wtapiał się w skąpe zarośla. Nie sądził też, aby jemu udało się bezszelestnie zniknąć w gęstwinie. Noa miała szansę – z nich wszystkich, to ona najwięcej czasu spędziła w dziczy... ale na licho miałoby mu zależeć, żeby to akurat Noa przeżyła? A poza tym, miał dojmujące przeczucie, że uciekając przed tymi kultystami, zrobiliby błąd. Nie, by Pesarkhal wyznawał się cokolwiek na zwierzęcych kultach. Wiedział tylko to, co mógł wywnioskować każdy – kultyści naśladowali zwierzę. Drapieżnika. Wilka.

A tu już porównanie miał. Jego ojciec, Ralan el Pesarkhal miał psa łownego. Zwierz towarzyszył mu od zawsze – miał go jeszcze, gdy sprawował urząd sułtana Manshaki. Stary Sejfadyn poważnie już niedomagał i rzadko widział łowy – a jeszcze rzadziej syl-pasza puszczał go na jeńców. Pies rozleniwiał się coraz bardziej, zawsze miał zadyszkę, gdy niewolnicy wyprowadzali go na zewnątrz... ale zawsze łapał trochę tchu, gdy wietrzył panikę. Mógł być stary, mógł gubić wszędzie sierść, lecz nadal podrywał się do pościgu, gdy ktoś nierozsądnie próbował przed nim uciekać. Sam Bahadur, gdy tylko dorósł do wieku męskiego, również gustował w zbiorowych polowaniach – a jeszcze nie dostrzegł nigdy, aby którakolwiek sztuka zwierza zignorowała czmychnięcie ofiary.

I był pewien, że jeśli skoczą w krzaki, mieszkańcy wnet złamią szyk i rzucą się za nimi. Nawet, jeśli na początku nie zamierzali ich łapać. A było ich zwyczajnie zbyt dużo i zbyt dobrze znali teren, aby mieli jakiekolwiek szansę uniknąć łapanki na ichniej ziemi.

- Nie – Potrząsnął głową. – Musieli nas zauważyć. Jeśli zaczniemy uciekać, natychmiast pobiegną za nami. Powoli, dopóki nas nie ścigają.

Spojrzał spode łba na czerwonego czarnoksiężnika. Zastanowił się szybko, czy w kompetencje maga opłaca się cokolwiek wierzyć.

- Jeśli będą ścigać, Yagarze, podpal krzaki za nami – syknął do niego ostatecznie – Powinno dać nam czas.

- Jeśli to przeżyjemy, bądźmy w pobliżu. Cokolwiek chcą jej zrobić... – wskazał podbróbkiem w stronę gromady. - Wywoła chaos. Popłoch. A lepszej okazji mieć nie będziemy.
 
Velg jest offline