Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-10-2012, 01:52   #11
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Dzień chylił się ku końcowi. Ocaleni najemnicy po podzieleniu się na dwie grupy przeżyli go na jakże odmienne i kontrastujące ze sobą sposoby.
Nikt z nich nie podejrzewał, że każdy ich ruch obserwowany jest przez władców tego świata. Obserwowany i oceniany.
Już niedługo miały zapaść wyroki, które zaważą na życiu i losie najemników.

Chui, Atuar
Czas w celi płynął wolno. Bardzo wolno. Kolejne minuty i godziny dłużyły się coraz bardziej. Elfka i kapłan nie myśleli na razie o ucieczce. Ich sytuacja była co prawda nie zbyt wesoła, ale w ich przekonaniu daleka od tragicznej.
Wraz z nastaniem nocy w celi zrobiło się całkowicie ciemno. Na szczęście Papusza była spokojna i spała wtulona w ramiona elfki.
Zachowanie dziewczynki dla obojga najemników znaczyło zupełnie co innego. Chui odbierała to jako dobry omen i znak, że nic im nie grozi. Papusza wszak często wyczuwała niebezpieczeństwo i ostrzegała ją przed nim. Atuar z kolei przeczuwał, że nietypowe jak na Papuszę zachowanie, zwiastuje tylko jeszcze większe kłopoty.

Ciemność pokryła świat i wnętrze ciasnej celi. Zrobiło się zimno i wilgotno. Oślizgłe opary mgły wdzierały się przez szpary w drzwiach. Sunęły one wolno i budziły irracjonalne lęki. Atuar wyczuwał w tej dziwnej wszechobecnej mgle, coś niepokojącego i groźnego. Nie potrafił dokładnie tego zidentyfikować, ale był przekonany że jej pojawienie się nie zwiastuje niczego dobrego.
Na domiar złego, gdzieś w oddali rozległo się przeciągłe wycie wilków. Zawodzenie to i warczenie towarzyszyło jeńcom przez całą noc. Słychać je było raz bliżej, raz dalej, ale ciągle było obecne.


Yagar, Noa, Bahadur

Pozostała trójka najemników spędziła noc w o wiele przyjemniejszych warunkach. Thorvid udostępnił im wspólną salę w karczmie oraz przyniósł ciepłe koce. Zauroczeni gościnnością i uprzejmością mieszkańców Kleimgard, zapomnieli oni nawet o warcie. Lęk i niepokój odeszły, gdzieś przecz. Ciepły kąt i pełny brzuch sprawiły, że najemnicy poczuli się bezpieczni, jakby byli w domu.

Noc minęła spokojnie. Bardzo spokojnie.
Jedynie Yagar miał nieprzyjemny sen, który sprawił że obudził się on niewyspany i z bólem głowy. W śnie mag błądził po rozległej pustej łące. Gdzie nie gdzie tylko rosły wysokie topole. Wszystko otulone było nieprzeniknioną mgłą, zimną, wilgotną i oślizgłą. To właśnie, gdzieś pośród tej mgły czai się ktoś, kto cały czas obserwował maga. Yagar mimo, że przeszedł wiele mil, nikogo nie znalazł. Był sam zupełnie sam.

Nazajutrz elfka i krasnolud przywitali podróżników gorącym posiłkiem i ciepłym słowem. Na najemników czekały już także przygotowane zapasy włożone w płócienne worki. Znajdował się w nich świeży chleb, suszone mięso i mała beczułka piwa. Zapasy nie były duże, ale spokojnie powinny starczyć na dwa, trzy dni.

Po śniadaniu najemnicy pożegnali się z mieszkańcami Kleimgard i wyruszyli w kierunku drugiej wioski. Nikt ani słowem nie wspomniał o wczoraj omawianym zleceniu. Sprawa została postawiona wystarczająco jasno, by do niej nie wracać.

Chui, Atuar
Gdy tylko pierwsze promienie słońca pojawiły się w celi, najemnicy przebudzili się. Nadal nikt do nich nie przyszedł. Byli zziębnięci i głodni. Czy to możliwe, żeby rada tak długo debatowała na ich temat? Czy może już dawno zadecydowano o ich losie, ale nikt nie zamierzał ich o tym poinformować.

Po przebudzeniu Papusza pierwszy raz od pojawienia się na wyspie przejawiała objawy lęku i niepokoju.
- Zimno mi - odezwała się ni to do Chui, ni to do Atuara - Jak długo tu będziemy?
- Nie wiem - powiedziała smutno elfka.
- To złe miejsce. Miałam straszny sen. Wszędzie widziałam wilki. Wilki, które szarpały mięso. Ludzkie mięso - dodał po chwili - I widziałam jego - dziewczynka wskazała kapłana - Walczył z wielkim czarnym wilkorem. Nie wiem, kto wygrał, ale widziałam krew. Wszędzie krew.

Ponure wizje Papuszy przerwało pojawienie się strażników. Przynieśli oni jedzenie oraz kubeł z wodą.
- Przygotujcie się - rzekł mężczyzna - Zjedźcie to i obmyjcie się. Niedługo spotkacie się z radą.
Posiłek był prosty, ale smaczny. Pół bochenka chleba oraz garnuszek omasty ze skwarkami.

Po godzinie strażnik wrócił i w asyście trzech swoich kolegów odprowadził jeńców przed oblicze rady.
Spotkanie wyglądało identycznie, jak poprzedniego dnia. Cała piątka siedziała na swych miejscach i przez długą chwilę wpatrywali się w najemników.
- Rada podjęła decyzję - rzekła w końcu niewidoma staruszka - O waszym dalszym losie zdecyduje bóg Wilk. Zostaniecie doprowadzeni przed jego oblicze i to on wyda na was wyrok.
- Nie wiecie nawet jaki was zaszczyt spotkał - odezwał się wódz wioski - Wiedzcie, że byłem za tym, aby zgładzić was na miejscu. Istnieje jednak przypuszczenie, że możecie się okazać dla nas przydatni. By się jednak o tym przekonać musimy poradzić się boga Wilka. To jego wola wskaże nam, co mamy z wami uczynić. Odprowadźcie ich.

Na zewnątrz chaty czekał już spory orszak. Na jego czele stał Isztvan trzymający kostur na którego szczycie widniała wyrzeźbiona podobizna wilka. Oprócz kapłana w orszaku znalazło się też około dwudziestu mieszkańców przystrojonych w wilcze skóry oraz dziesięciu uzbrojonych mężczyzn. Twarz każdego z nich ozdobiona była przez krwawą bliznę.
Chui, Atuar i Papusza zostali wprowadzeni w sam środek grupy.
Isztvan, kapłan boga Wilka stanął przed nimi i rzekł:
- Oto dzień próby. Dzień sądu. Składamy was los na ręce świętego. Tego, który włada puszczą. Tego, którego serce nie zna strachu. Tego, który kroczy dumnie pośród wszelkich stworzeń. To on zadecyduje o waszym losie. Będzie pokorni i nie okazujcie lęku. Niech wasze serca będą czyste i bez skazy.
Isztvan sięgnął do skórzanego woreczka wiszącego mu przy pasie. Dwoma wskazującymi palcami zamoczonymi w jakieś wonnej maści, narysował na na czołach całej trójki, jakiś symbol.
- Ruszajmy! - krzyknął.

WSZYSCY
Yagar, Noa, Bahadur zbliżali się właśnie do Farhgard, gdy zza jej bram wyszła dość duża procesja. Na jej czele szedł siwy starzec o mocnej budowie ciała. Ubrany był w płaszcz ze skóry niedźwiedzia i wilka. W marszu wspomagał się pokręconym, drewnianym kosturem.
Za nim w zwartej grupie szło kilkanaścioro kobiet i mężczyzn ubranych w wilcze skóry. Po bokach procesji szło po pięciu mocarnych wojowników o twarzach oszpeconych krwistymi bliznami. Pośrodku zaś tej grupy szli, przytłoczeni przez napierający na nich tłum Chui, Atuar i Papusza.
Procesja zmierzała do lasu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 02-11-2012, 19:53   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Atuar bywał już w ciekawszych miejscach, niż ta niby-cela. Tu nie było nawet porządnej pryczy.
Gdyby nie kilka worków, z których dało się sporządzić prowizoryczne posłanie, kapłan spędziłby noc siedząc na jednej ze skrzynek, trzęsąc się z wszechobecnego zimna i od wdzierającej się do celi wraz z mgłą wilgoci. A tak... gruba warstwa worków, płaszcz w charakterze kołderki. Co prawda na wspólnym posłaniu i pod wspólnym kocem byłoby cieplej, ale cóż... Przedstawiona Chui propozycja wzajemnego ogrzania się nie spotkała się na szczęście z odmową ze strony elfki.
Ponure wycie wilków, jako dodatek do zimna i mgły, nie sprzyjały spokojnemu pogrążeniu się w objęciach snu, ale w jednak końcu i Chui, i Atuarowi udało się zasnąć.

Ranek był tak samo zimny, jak wieczór czy noc.
- Dzień dobry - rzucił Atuar pod adresem Chui, która również się już obudziła. Tylko Papusza jeszcze spała, jakby niepewna przyszłość nie robiła na niej żadnego wrażenia.
Dopiero później, gdy się już obudziła, wspomniała o dręczących ją snach.
- Śniły ci się wilki, bo wyły przez całą noc - wyjaśnił, uspokojenie dziewczynki pozostawiając w gestii jej gorliwej opiekunki.

Rozprostowawszy zesztywniałe kości (i rozgrzawszy się nieco gimnastyką poranną) podszedł do drzwi, zastanawiając się, czy nie zacząć w nie stukać. Aż tak mu się nie spieszyło do ponownego spotkania z radą, ale siedzieć tu na głodniaka, nie wiadomo jak długo...

Rozważania na temat “Walnąć w drzwi czy nie walnąć” przerwało pojawienie się strażnika. Obsługa najwyższych lotów to nie była, ale i tak lepsza, niż poziom lokalu, w którym musieli spędzić noc. Na bezrybiu, jak mówią...
- Ty pierwsza - zaproponował elfce skorzystanie z porannej “kąpieli”.
Sam w tym czasie zamierzał otrzepać się nieco z kurzu i śmieci, których pełno było w piwnicy, a które z uporem czepiały się jego odzienia. Nie chciał, stojąc przed radą, wyglądać jak ostatni dziad.

Wyrok rady był, jak się wydawało, nieodwołalny i Atuar nie zamierzał z nikim na temat jego zasadności dyskutować. Lepsze było spotkanie z bogiem Wilkiem, niż próba wydostania się z wioski po trupach mieszkańców różnej maści. Jeśli zaś chodziło o serce czyste, to we dwójkę mieli większe szanse, niż gdyby towarzyszyła im Noa. Czego jak czego, ale czystego serca to zarzucić jej nie można było.
No ale i tak pozostawał problem z Papuszą. Dziewuszka pełna demonów mogła nie podpadać pod kategorię “czyste serce”.

A co do maści... Atuar był pewien, że błędem byłaby próba starcia symbolu, który Isztwan wymalował im na czołach. Co to miało oznaczać, skoro wyglądało ja jakiś dzbanek z kółkiem w środku, tego nie wiedział, ale był pewien, że się dowie. Jak na razie najważniejsze było to, że mają broń. Co było wyrazem albo pewności siebie, albo głupoty tubylców.

Ledwo wyszli poza palisadę (a raczej zostali wyprowadzeni) na zewnątrz w oczy Atuara wpadli pozostali członkowie ich wspaniałej drużyny.
- Oby tylko nie zechcieli rzucić się nam na pomoc - szepnął do Chui.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-11-2012, 00:22   #13
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
"Noa! Zawiodłaś! Zawiodłaś swoją panią i swoje plemię! Jesteś pomyłką! Klątwą naszych wrogów! Nie obroniłaś go... Zawiodłaś. Pozostawiłaś. Od tej pory każdy Twój oddech jest jedynie marnotrawstwem powietrza..."
Zerwała się nagle z posłania, odrzucając na bok śmierdzący potem koc. Ciężko dysząc chwyciła za ułożony pod ręką nadziak po czym ze wzrokiem mordercy-psychopaty zlustrowała wypełniony poranny, wątłym światłem pokój, przeznaczony im na miejsce odpoczynku.
Echo słów, które z pewnością były jedynie tworem jej wyobraźni, jeszcze prze chwilę zagłuszało ciche pochrapywanie Bahadura czy też Yagara. Najwidoczniej nawet tutaj - na krańcu świata (a może i jeszcze dalej?) gniew jej ojca miał wystarczającą moc by ją odnaleźć. Nawet zza grobu. Ba! Wydawał się tak prawdziwy, tak doniosły jakby staruszek stał tuż obok niej i wydzierał mordę prosto do jej ucha... "Skurwysyn..."- przecież i tak nie poznała swej babki.
"Głośnyś jak na zimne truchło..."- pomyślała z niesmakiem odkładając na bok ostrze. "Nie lękaj się o Ashraka... Nie pozostawiłam go i nie pozostawię. Znajdę drogę... Choćbym miała podryfować tam na kawałku drewna!"

Oczywistym stało się, że chudy pies trącał swoją kościstą dupą nadzieje na dalszy sen. Zresztą, jakby zmęczeni nie byli ostatecznie w ich sytuacji było to jedynie marnowanie czasu. Zakładając rzecz jasna, że żaden z towarzyszących jej panów nie chciała pozostać w tej norze nazywanej "wioską" i przy pomocy jakiejś cycatej dziewki dorobić się no jakiego własnego... Paskudztwa. Chociaż pod czachą musieli mieć nasrana, chyba nie aż tak.
Pierwszy, poranny głód postanowiła osłabić nieco kilkoma, soczystymi wszami. Trzeba było przyznać, że akurat te stworzonka potrafiła "sobą" wypasać niczym pokrzepiająca serce swego świniopasa maciora. Zawsze trzaskały przyjemnie pod zębem uwalniając na język niezrównany bukiet smaków! A i piekące uczucie gdzieś nad uszami traciło na sile. W takiej sytuacji było to tym bardziej ważne, iż pozwalało zastanowić się nad sprawą kapłana.
Zdarzało już się jej zabijać za kilka okrągłych monet w Amn. Jednak nie dostojników, ludzi ważnych dla swojej społeczności. Chodziło raczej o co najwyżej czeladnika rzeźnika czy innego obszarpańca, który postanowił umoczyć nie w tej pannie co trzeba. Na takich wystarczyło zaczaić się w ciemnym zaułku, odczekać aż będą wracać po ciężkim dniu... I bach! Czasami myślała, że trudniejsze do zabicia niż te mazgaje starające się pozbierać z bruku własne jelita i upchnąć je z powrotem do dziury w brzuchu, byłby dzieciaki z części miasta, w której przyszło jej mieszkać z Ashrakiem.
Przywołując te rozgrzewające serce wspomnienia chwyciła za ocalałe strzały i torbę z jej "zabawkami". Cała spuścizna Akish skryta w jednej, żałośnie poszarpanej, szmacianej torbie. Ostrożnie odkręciła pojemniczek ze zwierzęcym łojem nasączonym trutką, po czym jedna po drugiej wysmarowała nim groty ocalałych strzał. Niewiele tego było, jednak któregoś dnia mogło od takiej zależeć jeszcze jej życie... A tym samym życie Ashraka.

***

- By mnie kto drągiem popieścił...- mruknęła wpatrując się beznamiętnie w zbieraninę, jaka wyłoniła się zza bram otoczonej palisadą wioski. Zwolniła kroku wytężając jednocześnie wzrok. "Jest by go pies chędożył fałszywy kapłan... Jest też nasza matczyna elfka ze swoją pijawką..."odliczyła w myślach. Wyglądało na to, że mieszkańcy tej wioski byli grupą o wiele lepiej zorganizowaną (przynajmniej w tropicielki mniemaniu) i w bardziej rozgarnięty sposób podchodzącą do obcych... Sama jakoś nie mogła sobie wyobrazić by Akish, jej własne plemię, tak przyjaźnie powitało całkowicie obcych ludzi o bladych ryjach, prosząc o "ciekawe opowiastki"... Po co prosić skoro można takiego usadowić w kadzi nad ogniskiem i zmusić do opowiastek, czekając aż mięso odejdzie od kości?
Tutaj jak widać ich "towarzyszy" postanowili wziąć pod straż i kto wie... Może teraz prowadzą ich do czegoś jak kadź z wodą? Albo prosto na ruszt?
- Najpierw jakieś licho wyprowadza nas z płonącego okrętu i głębin oceanu, a teraz dostajemy to.- trąciła łokciem Yagara, wskazując jednocześnie swym podbródkiem na jegomościa z kosturem. - To miał być kapłan wilczego boga, ta? Więc jeśli w tej chwili się na takiego nie gapimy musi być to jaka jego męska nałożnica.
Nie czekając reakcji Yagara i Bahadura rozejrzała się dookoła. Miejsce które mogło im zapewnić najpewniejsze schronienie - las znajdował się zbyt daleko. Jeśli mieli przy sobie łuk bądź kusze z łatwością zdołaliby ich dogonić i ustrzelić jak kulawych żebraków ulic Athkatli.
"Las...Las...Las. W lesie niemal zawsze coś się czai. I nawet z najwyższej wieży nie zajrzysz do jego serca!"- mogli zatem to wykorzystać. Zmyślenie na biegu opowiastki godnej ich przygodzie ze skurwiałym elfem-kapitanem nie powinno być trudne... Może bandyci? Albo mieszkańcy Kleimgard maszerujący na nich? Tak...W to mogliby uwierzyć. Mogliby ale chyba nie im...
Noa popatrzyła wpierw po sobie a następnie po każdym z towarzyszy. Raczej nikt wypchnięty spomiędzy bioder swej matki na tej wyspie nie uwierzyłby, że są tutejsi. Ba! W to, że choć nie są tutejsi nie przypadkiem jest ich tutaj obecność. Wytatuowany i zakolczykowany jegomość w czerwonej kiecy... Czerwonej! Ulubiony kolor ulicznic. Bahadur, który choć również obdarzony orientalną urodą już na pierwszy rzut oka wydawał się tak inny niż ona.
I oczywiście ostatecznie sama Noa: śmierdząca, ubrana w szmaty i obwieszona czaszkami..."Psia mać, z tym akurat mogłabym się wpasować"
- Yagar...- mruknęła wpatrzona w nadchodzącą grupę, układając dłoń na nadziaku.- Nie wiem w co się wpakowali, ale obchodzi mnie to mniej niż los sierot z Athkatli... Musimy zejść im z drogi zanim i nam przydzielą takich słodkich strażników i wyprowadzą w pole nad własny grób. Na mój znak ruszymy w te zarośla...-skinęła delikatnie głową w bok.- Jakby rozsypali tam cztery skrzynie klejnotów. Jestem w stanie zniknąć w tym lesie jak szlachcianka w rynsztoku jeśli uda mi się tam dotrzeć... Lepiej żeby i wam się udało.-
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 04-11-2012 o 00:29.
Mizuki jest offline  
Stary 05-11-2012, 17:50   #14
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Już zbliżali się do miasta, gdy z bramy wyszła jakaś procesja. Trzydziestu – na oko – ludzi, z czego duża część odziana... obrzędowo? Wystrojeni w wilcze skóry, wyglądali, jakby mieli uczestniczyć w jakimś pogańskim rytuale. W środku pochodu byli też ich towarzysze... ale w tej chwili obchodzili caliszytę jeszcze mniej niż piasek z wydm pustyni Calima. Rozdzielili się z własnej woli. Chcieli eskortować Papuszę – wbrew rozsądkowi i wbrew całemu światu – więc sami byli sobie winni. Bo pewnie za Papuszę mieli ginąć.

- Musimy zejść im z drogi zanim i nam przydzielą takich słodkich strażników i wyprowadzą w pole nad własny grób. Na mój znak ruszymy w te zarośla... – pierwsza odezwała się Noa, przedstawiając wcale kuszącą perspektywę ucieczki.

Tyle, że caliszyta nie widział, aby jaskrawo ubrany Yagar wtapiał się w skąpe zarośla. Nie sądził też, aby jemu udało się bezszelestnie zniknąć w gęstwinie. Noa miała szansę – z nich wszystkich, to ona najwięcej czasu spędziła w dziczy... ale na licho miałoby mu zależeć, żeby to akurat Noa przeżyła? A poza tym, miał dojmujące przeczucie, że uciekając przed tymi kultystami, zrobiliby błąd. Nie, by Pesarkhal wyznawał się cokolwiek na zwierzęcych kultach. Wiedział tylko to, co mógł wywnioskować każdy – kultyści naśladowali zwierzę. Drapieżnika. Wilka.

A tu już porównanie miał. Jego ojciec, Ralan el Pesarkhal miał psa łownego. Zwierz towarzyszył mu od zawsze – miał go jeszcze, gdy sprawował urząd sułtana Manshaki. Stary Sejfadyn poważnie już niedomagał i rzadko widział łowy – a jeszcze rzadziej syl-pasza puszczał go na jeńców. Pies rozleniwiał się coraz bardziej, zawsze miał zadyszkę, gdy niewolnicy wyprowadzali go na zewnątrz... ale zawsze łapał trochę tchu, gdy wietrzył panikę. Mógł być stary, mógł gubić wszędzie sierść, lecz nadal podrywał się do pościgu, gdy ktoś nierozsądnie próbował przed nim uciekać. Sam Bahadur, gdy tylko dorósł do wieku męskiego, również gustował w zbiorowych polowaniach – a jeszcze nie dostrzegł nigdy, aby którakolwiek sztuka zwierza zignorowała czmychnięcie ofiary.

I był pewien, że jeśli skoczą w krzaki, mieszkańcy wnet złamią szyk i rzucą się za nimi. Nawet, jeśli na początku nie zamierzali ich łapać. A było ich zwyczajnie zbyt dużo i zbyt dobrze znali teren, aby mieli jakiekolwiek szansę uniknąć łapanki na ichniej ziemi.

- Nie – Potrząsnął głową. – Musieli nas zauważyć. Jeśli zaczniemy uciekać, natychmiast pobiegną za nami. Powoli, dopóki nas nie ścigają.

Spojrzał spode łba na czerwonego czarnoksiężnika. Zastanowił się szybko, czy w kompetencje maga opłaca się cokolwiek wierzyć.

- Jeśli będą ścigać, Yagarze, podpal krzaki za nami – syknął do niego ostatecznie – Powinno dać nam czas.

- Jeśli to przeżyjemy, bądźmy w pobliżu. Cokolwiek chcą jej zrobić... – wskazał podbróbkiem w stronę gromady. - Wywoła chaos. Popłoch. A lepszej okazji mieć nie będziemy.
 
Velg jest offline  
Stary 08-11-2012, 00:08   #15
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Ciemno, zimno, nudno, samotnie. Czas płynął powoli, jakby naigrywając się z ich marnego losu. Chui zazdrościła Papuszy, której w końcu udało się zasnąć. Dla niej sen nie nadchodził. Podobnie jak dla Atuara. A gdy ten objął ją ramieniem, nie protestowała. Resztę nocy spędziła w stanie między marą a jawą, co i raz budząc się i rozglądając z niepokojem po pomieszczeniu.

***

- Atuar ma rację. To był tylko zły sen – odparła uspokajająco kobieta. –Tylko zły sen.
A przynajmniej taką miała nadzieję. Już raz dziewczynka miała proroczy sen. A ten w szczególności jej się nie podobał. Jednak nie mogła po sobie pokazać, że się boi. Nie, gdy musiała wypaść przekonująco przed małą. Teraz jej odczucia się nie liczyły. Żeby odciągnąć Papuszę od ponurych myśli i choć trochę ja rozgrzać, zaczęły towarzyszyć kapłanowi w ćwiczeniach.

***

Bóg Wilk. Czyli jednak. Nagła bladość na jej twarzy świadczyć mogła o tym, co Chui przeżywała. Tylko dlaczego ten cały bóg miałby karać ich za coś, czego nie zrobili? Długoucha chwyciła się tej myśli. Nie miała innego wyboru. Musiała być silna dla niej. Dla dziewczynki.

***

Widok pozostałej trójki zaniepokoił kobietę.
-Oby – odmruknęła Atuarowi. – Jeśli tu podejdą, to ich też złapią.
Nie mogła jednak niezauważenie dać im znaku, by się nie zbliżali. Byli zbyt daleko…
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 08-11-2012, 14:21   #16
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
- Po co mi iluzje? Nędzne sztuczki, dobre dla objazdowych czarowników z marnym talentem - pomyślał niegdyś Yagar, zastanawiając się nad swymi magicznymi studiami. Po co znikać przeciwnikowi z oczu skoro można go spopielić kulą ognia? Teoretycznie prawda.
Gorzej jeśli jesteś z dwójką niemagicznych towarzyszy naprzeciw bandy fanatyków z wilczym kapłanem na czele. Przydałoby się ukryć, prawda? Ciekawe jak, skoro nie potrafisz stać się niewidzialny, a twoje kolorowe wdzianko jest widoczne z daleka?!

- Kapłani. Plwam na tych oszustów - rzekł do Noi. Jak większość osób pochodzących z Thay nienawidził kapłanów, a także bogów których czcili. Byli tylko zwykłymi marionetkami istot, które pragnęły zawładnąć światem.
- Dobra. Wycofamy się powoli, a gdyby ktoś próbował nas ścigać to przekona się o potędze mych czarów - stwierdził z wyższością w głosie, jakby zupełnie nie zauważając, że jest jedynie biednym wyrzutkiem w obcym kraju. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest cholernym pyszałkiem, lecz on po prostu znał swoją wartość.
Gdyby rzeczywiście ktoś próbował ich ścigać Yagar zamierzał go poczęstować kulą ognia (no dobra, ciśnie ją gdzieś obok, by odwrócić uwagę), a następnie rzucić na siebie i swych towarzyszy zaklęcie o nazwie "przyspieszenie". Wrogowie, gdyby się zbliżyli, mieli zostać spowolnieni, a następnie spopieleni, jeśli będzie istniała taka możliwość. W razie gdyby wilczy kapłan zamierzał czarować, Czerwony Czarodziej miał na podorędziu rozproszenie magii, by skontrować zaklęcie.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 08-11-2012, 18:35   #17
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Chui, Atuar
Procesja podążała w milczeniu. Obecność pozostałych członków ekipy wcale nie dodawała elfce i kapłanowi otuchy. Wręcz przeciwnie, byli pewni, że ich pojawienie się wróży kolejne kłopoty.
O dziwo, jednak ani stary kapłan, ani nikt z pozostałych członków orszaków nie zwrócił na nich uwagi. Najwyraźniej ignorowali ich nie bojąc się, że mogli by zakłócić przebieg obrzędu.

Gdy cała procesja zanurzyła się w lesie Atuara i Chui ogarnął dziwny niepokój. Puszcza ta emanowała dziwną energią która była wręcz namacalna. Kapłan miał nieustanne wrażenie, że ktoś ich obserwuje spośród drzew. Rozglądał się uważnie kilkakrotnie na boki, ale nikogo nie dostrzegł. Chui szybko zwróciła uwagę na ciszę panującą w tym lesie. Nie było tutaj żadnych ptasich śpiewów, czy też odgłosów innych zwierząt. Jedynie delikatny wiatr szeleścił pośród koron drzew.
Szli dalej w głąb puszczy i choć nie było żadnej ścieżki, zdawało się, że kapłan podąża doskonale znanym sobie szlakiem.
Z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz ciemniej, gdyż drzewa rosły coraz bliżej siebie i ich korony zaczynały tworzyć szczelny dach. Po dwudziestu minutach marszu już tylko nieliczne promienie słoneczne przebijały się przez gęste listowie.
Ku wielkiemu zdumieniu elfki, Papusza zachowywała się nad wyraz spokojnie. Wodziła tylko co kilka chwil wzrokiem, gdzieś w bok jakby się czemuś przyglądała.

W końcu zbliżali się do celu podróży, którym okazała się niewielka polanka. Ziemia tutaj była wypalona i pokryta szarym popiołem. Wokół polany w równych odstępach ułożono sporej wielkości kamienie, które tworzyły krąg.
Atuar wyczuwał wielką magiczną moc bijącą od tego miejsca. Magiczna esencja wręcz unosiła się w powietrzu niczym babie lato. Dodatkowo tajemniczości temu miejscu dodawała unosząca się wokół mgła, która nadawała wszystkiemu wokół szarych barw.
- Wejdźcie na polanę - rzekł kapłan wskazując dłonią środek kręgu - Zaczekajcie tam, aż przybędzie ten, który was osądzi. Nie próbujcie opuszczać kręgu, bo skażecie się na wieczne męki. Dopiero, gdy zapadnie wyrok w waszej sprawie będziecie mogli odejść.

Atuar, Chui i Papusza ostrożnie weszli na polanę, czujnie rozglądając się wokół.
Gdy już się na niej znaleźli, Isztvan podszedł do jednego z kamieni i dotknął go dłońmi. Wypowiedział szeptem formułę zaklęcia i kamień rozjarzył się błękitnym światłem. Po chwili inne kamienie też zaczęły emanować podobnym blaskiem. Zniknął on jednak, gdy tylko kapłan boga Wilka zabrał dłonie z kamienia.
Po tym rytuale Isztvan i cała procesja odeszli w kierunku wioski, pozostawiając trójkę bohaterów samych sobie.

Yagar, Noa, Bahadur
Wbrew obawą najemników, nikt z uczestników procesji nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi. Ignorowali ich kompletnie, w ogóle nie zwracając uwagi na ich postępowanie. Byli najemnicy kapitana Lanthisa postanowili, więc iść śladem procesji.
Ledwo zanurzyli się w gęstwinę drzew odczuli niepokojącą aurę tego miejsca. W tym lesie było coś, co budziło ich instynktowny lęk i obawę. Cisza i mgła otaczająca ich szczelnie niczym niewidoczny woal, potęgowały tylko to uczucie.
Noa szła na przodzie grupy, gdyż najlepiej poruszała się i ukrywała w tego typu terenie. Yagar i Bahadur szli z tyły w znacznym oddaleniu za procesją.
Idąc przez las Yagar nie mógł pozbyć się uczucia, że ktoś go cały czas obserwuje. Ile razy się jednak nie obejrzał, nigdy nikogo nie zauważył. Zdawało mu jednak, że gdzieś w oddali słyszy wycie wilków. A może mu się tylko zdawało. Może to tylko wiatr szumiał pośród koron drzew.

Noa
Tropicielka szła na przodzie grupy najemników prawie, że równo z starym kapłanem. Ona także odczuwała dziwną atmosferę tego miejsca. Drzewa tutaj były niezwykle stare i nigdzie nie słychać i nie widać żadnych zwierząt. Noa jednak nie czuła, żeby ten las był martwy. Wręcz przeciwnie, gdzieś pod skórą czuła kryjące się tutaj życie.
Poruszała się praktycznie bezszelestnie, a mimo to ciągle czuła, że ktoś ją obserwuje.
Dopiero po jakimś czasie, tuż na skraju widoczności dostrzegła, że za procesją podążą nie duża wataha wilków. Co jakiś czas pośród gęstwiny drzew dostrzegła jedynie przemykający cień lub sylwetkę. Nie potrafiła powiedzieć, ile dokładnie osobników liczyła wataha, ale było ich na pewno kilka. Wilki podobnie, jak Noa poruszały się na granicy cienia i światła. Same nie były widoczne, ale wszystko dokładnie widziały.

Yagar, Noa, Bahadur
Gdy procesja doszła w końcu do celu swej wędrówki, grupa najemników obserwowała uważnie ich poczynania ze znacznej odległości. Woleli na razie nie ryzykować otwartego starcia. Ukryci obserwowali przebieg zdarzeń.
Gdy trójka ich znajomych weszła na polankę, a po chwili dołączył do nich kapłan las wypełniła jasnoniebieska poświata. Yagar odczuł potężną moc przepływającą tuż obok niego. Magiczna esencja, aż elektryzowała włosy na jego ciele.
Po krótkiej chwili poświata zniknęła, a tubylcy zaczęli wracać w kierunku wioski.

WSZYSCY
Czas jakby się zatrzymał.
Wiatr ucichł kompletnie. Najemnicy słyszeli dokładnie swoje oddechy i bicie własnych serc. Otulająca ich mgła ocierała się o nich i przenikała ich ubrania i ciała. Wszystko dosłownie w momencie stało się zimne i wilgotne.
Kolejne sekundy, kolejne uderzenia serca i ciągle nic. Nikt nie śmiał się odezwać, czy też poruszyć. Każdy czuł, że zbliża się coś. Coś, co emanowało wielką energią, potężną siłą drzemiącą, gdzieś w sercu tego lasu.
Noa zauważył jak wilki zataczają coraz ciaśniejsze kręgi wokół polanki. Pomału, ale sukcesywnie zbliżają się do niej. Teraz już mogła je dokładnie policzyć. Było ich siedem. Siedem potężnych basiorów, znacznie większych od typowych wilków.
Siedem?
Nie! Osiem!
Osmy stał na niewielkim pagórku jakieś sto metrów od polanki i obserwował okolicę.

Wilki w końcu zatrzymały się w pobliżu kamiennego kręgu. Żaden z nich jednak nie wszedł na polanę. Otoczyły ją jedynie i obserwowały stojących pośrodku ludzi.
Papusza wtuliła się w elfkę i dygotała ze strachu. Atuar rozglądał się uważnie gotowy w każdej chwili bronić siebie i kobiet będących pod jego opieką.
Nagle rozległo się przeciągłe wycie basiora siedzącego na pagórku. Długie i niskie zawodzenie przywodziło na myśl płacz dziecka. Po chwili do przywódcy dołączyły inne wilki.
Wilcza pieśń wypełniła cały las i niosła się echem w dal.
Wszystkie wilki zamilkły w tym samym momencie. Ich zawodzenie skończyło się błyskawicznie, dokładnie w momencie, gdy na środku polanki z oparów snującej się mgły zaczęła formować się jakaś sylwetka.
W pierwszej chwili sylwetka była niewyraźna i przeźroczysta niczym duch. Z każdą jednak upływającą chwilą stawała się coraz bardziej materialna. Z oparów mgły zaczął powoli wynurzać się potężny, ponad dwu i półmetrowy mężczyzna z wilczą głową i ogromnymi pazurami. Jego ślepia błyszczały w panującym półmroku i przenikały na wskroś stojących pośrodku trójkę ludzi.,
Ledwo wzrok mężczyzny spoczął na Papuszy, ta niczym szmaciana lalka osunęła się na ziemię. Tylko czujność elfki ustrzegła ją przed bolesnym uderzeniem.
Chui nachyliła się nad dziewczynką i wtedy usłyszała jej cichy głos.
- Uciekajcie stąd. Nie słuchajcie jego słów. Uciekajcie.
I choć głos bezwzględnie należał do Papuszy, to Chui wyczuła w nim jakąś obcą i groźną nutę. Nie potrafiła określić, co to było ale instynktownie się tego bała.
- Nahznachzył was - wycharczał mężczyzna - Nahznachzył. Jednak oto terahz stoicie przede mną. Oddajcie mi pokhłon i przysięghnijcie wierhność. Tylko tak ocalicie życie.
Atuar stał lekko z przodu i tylko kątem oka widział, co się dzieje z Papuszą. Jednak i tak wystarczyło mu to, by ocenić, że zbliżają się poważne kłopoty.
Ciałem dziewczynki zaczęły targać silne konwulsje. Z jej ust wyciekła gęsta piana, a oczy zaszły krwią.
- Ucieeeee.... kaaajcieeee - wybełkotała dziewczynka.
- Wilkołak czekał wpatrywał się to w kapłana, to w dygoczącą dziewczynkę. Jego czerwone ślepia pełne były nienawiści i żądzy krwi.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 08-11-2012 o 20:53.
Pinhead jest offline  
Stary 15-11-2012, 09:35   #18
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Yagar wzdrygnął się lekko, gdy w pobliżu przemknęła potężna magiczna moc.
Gdyby nie obszerna szata można by było zauważyć u niego gęsią skórkę.
Nie podobało mu się to uczucie. Ani to, że ktoś go obserwuje. Cała sprawa zaczęła się komplikować, szczególnie że kapłan wraz z koleżkami postanowili się zwinąć, a w pobliżu grasowała wataha wilków.
- Poczułem coś - oznajmił cicho towarzyszom. Nie żeby się bał czy coś takiego, lecz ten las miał w sobie coś ... Co sprawiało, że nawet on, potężny czerwony mag z Thay, wolał nie podnosić głosu. - Jakąś magiczną moc. Nic wielkiego, pewnie jakiś demon... albo wilkołak, który potrafi się teleportować. - Stwierdził jakby nic się nie działo i tenże demon-wilkołak nie próbował zjeść dwójki jego niedawnych towarzyszy (no i jednego irytującego dzieciaka).
Postanowił dogłębniej zbadać sprawę i rzucić “wykrycie magii”, by dowiedzieć się nieco więcej o tych wilkach, wilkołaku i naturze tego przedziwnego miejsca.
- Taaaak... Wszystko jasne - odezwał się po chwili wypełnionej mamrotaniem pod nosem dziwnych słów, machaniem rękami, czyli wszystkim tym czym cechowało się rzucanie zaklęć. - Ten wilkołak jest potężną istotą, wezwaną dzięki kamiennemu kręgowi, przez wyznającego go głupca. - Jakoś nigdy nie potrafił zrozumieć fascynacji i chęci służenia silniejszym istotom przez śmiertelników. Oczywiście, gdyby to jego wyznawali to pewnie nie miałby nic przeciwko. - Ciekawym wydaje się być fakt, iż bardzo prawdopodobnym jest, że potrafi kreować świat wokół siebie. Ten las jest jego domem i ma tu ogromną władzę. A te wilki to jego przydupasy, ale to już pewnie sami zauważyliście.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 15-11-2012, 09:44   #19
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ponury pochód doprowadził w końcu “skazanych” na właściwe miejsce. Tak przynajmniej wyglądało, bowiem tu właśnie zostali zostawieni samym sobie. Prawie, jako że wokół polanki zaczęły się gromadzić jakieś przerośniete wilki. Przynajmniej według znajomości rzeczy Atuara; może akurat w tej krainie wilki miały nieco inne rozmiary, niż te, które dotychczas miał przyjemność spotkać.
Nawet gdyby nie było tu wilków, to i tak całe to miejsce już na pierwszy rzut oka wydało się Atuarowi niezbyt przyjemne.

Nie musieli długo czekać, gdy wycie wilków sprowadziło tego, co niby miał na nich wydać wyrok. Gdy na polance zaczęła się kłębić mgła Atuar dotknął swego medalionu
- Kulit kortikal - powiedział. Natychmiast poczuł, jak jego skóra twardnieje.
Bogowie, jak powiadają niektórzy, wolą pomagać rozsądnym, a nie głupcom, a tylko głupiec zaufałby bezkrytycznie wilkom i czemuś, co przybywa nie wiadomo skąd.
Wyłaniająca się z mgły sylwetka zdecydowanie nie wywoływała pozytywnych skojarzeń.
- Mengesan jahat - powiedział cicho Atuar, rzucając czar, który miał pozwolić wykryć w otoczeniu zło.
Informacje, jakie napłynęły do kapłana, z optymizmem nie miały nic wspólnego. Wprost przeciwnie. Rzucony czar wykrył zło nie tylko na osobie wilkołaka, ale także na siedzących wokół kręgu wilkach. Wyglądało na to, że otaczające polankę wilki są krewniakami wilkołaka z kręgu. Dodatkowo złą aurą emanuje cały las.
Gdyby Atuar miał więcej czasu, zapewne zdobyłby więcej informacji, ale trzeba było się skupić na tym, co mówi “gospodarz”. A oferta była... jednoznaczna.
Najchętniej Atuar odpowiedziałby “Gryźnij się!”, ale to zapewne spotkałoby się z mało przyjemnymi przyjęciem nie tylko wilkołaka, ale i Chui, która zapewne uznałaby to za stworzenie zagrożenia dla jej podopiecznej.
- A jakie będą warunki kontraktu? - spytał Atuar, gdy padła propozycja “wstąpienia na służbę”.
Wilkołak zwrócił pysk w stronę kapłana, ignorując na chwilę to co działo się z dziewczynką.
- Chcesz się targować? - warknął - Służba dla mnie na pewno ocali wasze nędzne żywoty - dodał.
- Są rzeczy gorsze od śmierci - odparł Atuar. - Na czym ma polegać ta służba i jak długo ma trwać?
- Hrrr... mądrze prawisz - potaknął mężczyzna - To jak długo potrwa zależeć będzie od was i waszych starań. Jeżeli będę z was zadowolony, to kto wie może puszczę, któregoś pięknego dnia puszczę was wolno. Na pewno domyślasz się, że skoro naznaczył was mój brat, to będziecie moimi szpiegami. To na początek. A co później... czas pokaże.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-11-2012, 15:49   #20
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Zaprowadzeni przez kapłana najemnicy trafili do tajemnicze, kamiennego kręgu, ułożonego gdzieś w głębi lasu.
To właśnie tam miał odbyć się nad nimi sąd. Ani Atuar, ani Chui nie wiedzieli, jak ów proces ma wyglądać, ale oboje mieli złe przeczucia.

Wydarzenia te z bezpiecznej odległości obserwowali pozostali trzej najemnicy. Ukryci pośród drzew czekali na właściwy moment, by zareagować.

Kapłan wprowadził trójkę więźniów na środek kręgu i wypowiedział formułę zaklęcia. W jednej chwili krąg otoczyła magiczna poświata. Isztvan wraz z pozostałymi mieszkańcami wioski pozostawił najemników na łaskę boga Wilka, udając się na powrót do wioski.

Mgła podniosła się gęsta i bardzo wilgotna. Otuliła wszystko szarym płaszczem, znacznie ograniczając widoczność.
Pośrodku kręgu począł się materializować, jakiś dziwny kształt. Najemnicy instynktownie zbliżyli się do siebie i przygotowali do obrony.
Gdyby jednak doszło do walki, na nic zdały by się i ich czar i umiejętności. Przed nimi bowiem stanął potężnie umięśniony, ponad dwumetrowy wilkołak.
Zamiast jednak rzucić się na elfkę i kapłana przemówił on do nich ludzkim głosem.
Zdziwienie najemników było tym większe, że żądał on złożenia przysięgi na wierność i posłuszeństwo.
Atuar szybciej doszedł do siebie i począł wypytywać i targować się z mężczyzną. Ewidentnie grał na czas i być może jego plan powiódłby się, gdyby nie gwałtowna i nie przemyślana reakcja Chui.
Elfka w pewnym momencie rzucił w kierunku wilkołaka sztylet, a sama z Papuszą na rękach ruszyła do ucieczki. Nie zdołała jednak przekroczyć granicy kręgu, gdyż zderzyła się z magiczną barierą. W skutek czego padła zemdlona na ziemię.
Wilkołak, jak i pozostali jego kompanii będący poza kręgiem zniknęli. ‘
Atuar został sam i natychmiast ruszył do pomocy.
Dość szybko udało mu się przywrócić do żywych elfkę, ale z Papuszą nie poszło mu juz tak łatwo. Dziewczynka mimo rzucanych na nią zaklęć pozostała nieprzytomna.

Dokładnie w tym momencie z krzaków wybiegła Noa z okrzykiem, że trzeba jak najszybciej uratować Papuszę, gdyż jest ona Vistani i tylko ona może ich wyprowadzić z tej przeklętej krainy.
Początkowo elfka i kapłan byli zdumieni nagłą zmianą, jaka zaszła w tropicielce.
Po krótkiej jednak rozmowie wszystko zostało wyjaśnione. Noa, Bahadur i Yagar dowiedzieli się kilku jakże cennych rzecz w czasie odwiedzin drugiej wioski.
Opowiedziano im między innymi o istnieniu pewnej ludzkiej rasy, zwanej Vistani. Był to ponoć wędrowny lud, zajmujący się głównie handlem, który posiadł jakże użyteczną umiejętność wędrowania poprzez magiczną mgłę.

Najemnicy postanowili omówić wszystko na spokojnie i przede wszystkim z dala od magicznego kręgu. Ruszyli, więc przez las chcąc się czym prędzej z niego wydostać.
Niestety mgła, jaka unosiła się w powietrzu sprawiała, że każde drzewo i krzak wyglądały tak samo. Wszystko skąpane było w szaroburej poświacie i zlewało się w jedno monotonne tło. Nawet Noa nie potrafiła znaleźć drogi i wyjścia z lasu. Wszystkie jej znane metody zawodziły i nie potrafiła nawet określić, gdzie jest północ. Przez jakiś czas najemnicy maszerowali poprzez zamglony las, starając się oddalić od magicznego kręgu.

W końcu jednak postanowili zatrzymać się poczekać, aż mgła opadnie. Rozbili prowizoryczny obóz i posili się zapasami, jaki Yagar, Noa i Bahadur otrzymali w Kleimgard.
Mijały godziny, a mgła nie ustąpiła ani na jotę. Na domiar złego zapadł zmrok i otaczający ich las stał się jeszcze bardziej nieprzystępny i przerażający. Yagar i Chui kilkakrotnie podnosili alarm twierdząc, że widzieli kogoś zbliżającego się do obozu. Za każdy razem okazywało się, że były to tylko przewidzenia.
Trzeba było jednak cały czas uważać. Elfka Islwyn twierdziła przecież, że z mgły przychodzą różne istoty i potwory.

Małe ognisko, jakie udało się w końcu rozpalić było lich i dawało mało ciepła. Dodatkowo ciągle ktoś musiał dokładać do ognia, by ten nie zgasł.
Papusza nadal była nieprzytomna i leżała spokojnie na kolanach Chui.
Drużyna postanowił wystawić warty i troszkę odpocząć.

Noc była niezmiernie długa i zdawała się nie mieć końca. Mgła zamiast opadać, gęstniała z każdą chwilą. Otulała najemników nieprzeniknionym, szarym płaszczem. Widoczność spadła praktycznie do zera i tylko blask ognia dawał jakieś rozeznanie w terenie.
Warta Chui, Noi i Yagara minęła spokojnie i bez większych ekscesów. Najemnicy nauczyli się już ignorować pojawiające się czasami we mgle dziwne kształty i sylwetki i jakoś w spokoju przeczekali swoją kolej.

Nadeszła warta Atuara. Kapłan zajął miejsce przy ogniu i rozglądając się co jakiś czas, dokładał drwa do paleniska.
Czas mu się dłużył i ciągnął niemiłosiernie. Wszechobecna szarość i monotonia sprawiały, że kapłan był ciągle senny.

I sen go zmorzył. Atuar obudził się zziębnięty z głową opartą na kolanach. Ognisko zgasło i wszędzie panowały nieprzeniknione ciemności. Las żył swoim życiem i co kilka chwil z oddali dobiegały różne odgłosy. Żadne z nich jednak nie przypomniały żadnych zwierząt, które znał Atuar. Były to dziwne jęki i postękiwania, warczenia i buczenia.
Kapłan wstał, by rozprostować kości i właśnie wtedy usłyszał cichy głos Papuszy.
- Oni już tu idą. Trzeba ich przywitać.
Atuar ze zdziwienie stwierdził, że dziewczynka jest już przytomna i szeroko otwartymi oczami wpatruje się w dal.
Kapłan ledwo zdążył się obrócić, a tuż koło niego stał jakiś mężczyzna ubrany w długi, wełniany płaszcz. W dłoni ściskał mała oliwną lampę, która wydobywała z mroku jego okrutnie zniekształconą twarz.
- Ktoś thy? - warknął mężczyzna.
Atuar dostrzegł wokół ich obozu kilkanaście innych sylwetek
Chrapliwy głos mężczyzny obudził pozostałych najemników.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172