Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2012, 23:51   #11
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
"Nuda dopada tylko ludzi ograniczonych!"- jak powiadała jego matuchna, nim inkwizycja pozbawiła ją języka... A szkoda to była wielka, bowiem pół wsi prawiło jakie to nim cuda potrafi zdziałać. Może to był powód jej "upadku"? Jaka gospodyni, co to jej pospolita kurwa "chopa bałamuci" sama chciałaby ufajdać sobie łapki, skoro łatwiej plotki rozpuścić o wiedźmie, czarach i grzechu w jej życiu tak pospolitym! A to przecie jedynie kobieta pracująca była, co to by inaczej zupę na zardzewiałych gwoździach ich chałupę trzymających gotowała.

Przez życie zwykł podążać wedle przykazań swej rodzicielki - oczywiście kiedy było to na rękę bądź zwyczajnie wyjaśnieniu jego dziwactw pasowało- toteż długie godziny podróży przez śmierdzące mokradła spędził na skrupulatnym, seryjnym odliczaniu bełtów w kołczanie... A że wiele ich nie było, średnio cztery razy na godzinę z zadowoleniem kiwał jakby do samego siebie głową, natychmiast rachowanie rozpoczynając od początku. " Kurwa mac, cały czas brakuje jednego!"- irytował się ilekroć końcowy wynik okazywał się niezgodny z wcześniejszą inwentaryzacją. Chyba tylko by ciągnąc jedynie jemu zrozumiałą "igraszkę z samym sobą", bowiem szybko popadał w chichot z myślą:"No tak! Naciągnięty na cięciwę!". Poklepywał wtedy dłonią ułożoną przy nodze kuszę niczym wiernego psiaka. Chuj wi z kim przyszło mu dzielić pokład tej krypy-po zapachu to niechybnie z mieszkańcami rynsztoków! Nie to żeby jemu się nie zdarzało w tym przecudnym miejscu zalegnąć swym niedocenianym ryjem, jednak po bimberku to nie grzech!
Liczenie w końcu i jego, lubując się w zagadkach (jednak, o ironio, jedynie takich które dostatecznie szybko potrafił rozwikłać) człeka, zwyczajnie znudziło... Wtedy też postanowił skupić swą uwagę na samicach, niespodziewanie licznych w tym osobliwym stadzie. Ciało ich, od szyi w dół, pokąsać musiały dotkliwe komary. Poznał po bąblach, tworzących pod ich strojami pewne wypukłości. Daleko było temu widokowi do "cyców", których to pieszczeniem się lubował w chwilach wolnych od pracy.
"- Psia mac, Savoya! I na chuj...cyc... bąbel, przepraszam! Się gapisz?!"- zganił się w myślach, potrząsając głową. Rozmyślania egzystencjalne, nad cycem niepospolitym, szybko kierowały go ku wspomnieniom niezwykle przykrym... Czysty brak profesjonalizmu! Bo któż by pomyślał, że ten przydupas! Alfons! Wszelkiego kurewstwa duszpasterz, psia pyta by go chędożyła, tak szybko zaniepokoi się absencją Brungildy, wśród klienteli dojarką nazywaną?! Już kurwiszcze pod niebiosa wyniósł, przy użyciu kuśki małej jednak po języku matki obrotnej jak mróweczka, i jedynie na pamiątkę... Delikatnie, bo przecież nie mocno! Sutki chciał sobie przy pomocy kozika zachować, kiedy ten z pałąkiem w ręku wparował do jego skromnego domostwa. A później to już los go niemal identyczny do matki spotkał... Zakazany ryj wyrysowany jakimś rysikiem wisiał na każdym płocie, w zaledwie dwie noce po tym jak spierdalać przez własne okno musiał, coby go przydupas palą drewnianą o rozkosz podobną tej co sprawił Brungildzie nie przyprawił. Teraz tutaj na wygnaniu, przez jedną kurewkę skazany, musiał wąchać smrody bagien i oglądać tak ubogie, kobiece wdzięki. "Nigdy nie zapraszać kurew co to pisać potrafią"- zapamięta na całe życie...


Ze wspomnień tych, jakże dołujących, głos szpetnego ryja go wyrwał. Jegomość unosił się na wodzie w przerośniętym "patyku" o wyżłobionym wnętrzu-"Czółno, chyba tak to prostaki nazywają"- i pierdolił coś trzy po trzy.
-To żeś się wjebał bratku...- już chciał rzec, gdyż oczywistym się pomyłka biednego zasrańca wydawała, kiedy pośród kilku duszyczek na łajbie zebranych rozszedł się przyjemny, niczym anielska trąba, przytłumiony materiałem brzęk monet.
-Idź pan z Bogiem...- wykrzywił ryj w uśmiechu do odpływającego półgłówka.-Najlepiej na samo dno...- dodał nieco ciszej.
I nim zdążył paszczę otworzyć we wszystkich niemal na równi odezwał się instynkt, tak obcy nawet najstraszniejszym stworą tego świata... Cóż poradzić, sam też kochał monety, a szczególnie rzeczy na które można było je zamienić. Szybko pochwycił w dłoń odpowiednią ilość, nie zbyt wiele, nie za mało. To i tak wystarczy na dobre jadło, cycatą do snu i beczkę piwa! A może jeśli będzie oszczędny nawet na kilka takich podejść?!
Z tych wspaniałości, teraz jego czaszkę wypełniających, wyrwały go słowa jednego z kundli gdzieś na boku. W takich chwilach człowiek nie myśli długo, jakoś tak samo wychodzi... Naładowana kusza jakby sama wymierzyła w gębę, tak dobrze dopasowaną do krajobrazu zapyziałych mokradeł.
- Wyciągnij skurwysynu dłoń w kierunku moich monet a dorobię Ci dodatkowy otwór na tym parszywym ryju...- Ha! Bez zająknięcia!- pochwalił się w myślach, bowiem był to nie lada wyczyn. Wszak mowy, przez większośc życia uczyła go matka-niemowa.
Zasraniec nie zdążył się odszczeknąć, a Savoya był pewien takiej reakcji jak tego, że miedzy nogi panny po przeciwnej stronie jeszcze nikt nie zaglądał, to już kolejny z "chojraków" wymierzył w ich kierunku z łuku. Tę zaczepkę postanowił ostatecznie całkowicie zignorować - gołym okiem było bowiem widać, że brakowało mu zawartości w najcenniejszych z męskich sakiewek.
Ucieszony ze zdobyczy powrócił na swoje miejsce, wciskając złote kociaczki do kieszeni. Tym razem kusza nie warowała przy jego nodze a spoczywała bezpiecznie w dłoniach... Na wszelki wypadek, coby nie okazało się, że robi ze swojej gęby cholewę.


-P...Panien...Ka lepiej t..ttt...to przemyśli.- wydukał, kiedy cnotka opuściła pokład.- T..ttam...Ci w...W końcu się połap...ią. Że zło...ttt...to w złej dłoni leży. A..A...A wtedy niec... Kurwa mac!... Niechybnie przybędą tutaj dokończyć swoje interesy i nas.
Szkoda mu się zrobiło białogłowej... Niewinne to dziewczę i choć uroku nie ma w nim za nic, po co marnować się ma jako ofiara gwałtu jakiej innej, obcej bandy? Skoro bowiem nie oni mieli to miejsce wyludnić, ktoś taki na pewno tutaj przybędzie. Czy w takiej sytuacji nie zostać z nim? Z nimi? Przecież istniała szansa, że po rozdziewiczeniu dziewki oszczędzą jej życie.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline