Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2012, 08:32   #23
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Z każdą chwilą zwłoki w umyśle Cathil rosły wątpliwości. Ciepłe, suche miejsce było miłym marzeniem, ale do tej pory ludzie w życiu łowczyni zawsze wszystko psuli. Gdy usłyszała więc nieprzyjazną odpowiedź, miała ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić do lasu. Tam przynajmniej wilki wyglądały jak wilki i wiedziała jak z nimi postępować.



- Czego tam znowu, hę? - odpowiedział jej głos zza bramy.
- Jestem Cathil, zabłądziłam na bagnach, szukam schronienia na noc - wszystkie niezbędne informacje. Miała skromną nadzieję, że wpuszczą ją do środka. Oczywiście mogła spędzić kolejną noc gdzieś na drzewie, ale ciepły posiłek i suche posłanie wciąż kusiły wygodą i bezpieczeństwem.
- Hę? Że kto? Kafil? - głos wyraźnie się zastanawiał a chyba nie szło mu to wprawnie. - Nie znam! Rano przyjdzie...
- Chciałam tylko przenocować gdzieś za palisadą - powiedziała nieco błagalnym tonem. Nie udawała, potrzebowała odrobiny odpoczynku - Tu są wilki! Nie sprawię kłopotu, proszę! Tylko jedną noc!
- Każdy by chciał. Kiej brama zawarta na noc ma być i już. Rano przyjdzie to rozewrzę. I nie skomli mi tu, bo pospać chcę!
- Hmpf - Cathil prychnęła, sfrustrowana i więcej nie mówiła.

Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu dobrego miejsca na ognisko. Przynajmniej blisko ludzkiej siedziby nie musiała się bardzo obawiać ataku zwierząt.

Spod bramy prosta ubita droga prowadziła na drewnianą przystań nad jeziorem. Do pomostu przymocowana konopną liną stała stara, prosta łódka. Na brzeg jezioro wyrzuciło wystarczająco dużo gałęzi by rozpalić ognisko. Zastanawiała się przez chwilę, wpatrując się tępo w drewnianą łupinę. W końcu podjęła decyzję, spróbuje dostać się do osady podstępem, nie zaszkodzi spróbować. Wzruszyła ramionami, wytarła nos w rękaw i podjęła się swojej misji z odnowionym wigorem. Ludzie, nie można z nimi żyć, kropka, ale zawsze można ich wykorzystać.

Cathil ruszyła wzdłuż ogrodzenia, szukając miejsca nadającego się do przeskoczenia przez palisadę. Osadę otaczał las. To się do niej przybliżał, to znów oddalał. Drewniana ściana była gładka i nie sposób było się czegokolwiek chwycić aby spróbować wspinaczki. Dodatkowo sprawę utrudniał niski ostrokół z zaostrzonych pali postawiony wokół całego grodu. Upadek podczas wspinaczki na taką przeszkodę mógł skończyć się tylko w jeden, bardzo niemiły sposób. Odeszła dość spory kawałek od bramy i nic nie wskazywało na to, że znajdzie dogodniejsze miejsce.

Pomyślała o drzewach, drzewa były jej najlepszymi przyjaciółmi. Wreszcie znalazła jedno, zgrabnie rozgałezione bardzo blisko palisady. Wspięła się na nie z łatwością. Trochę trudniejsze okazało się dojście do końca najdalej wysuniętego w stronę osady konaru. Rozłożyła się na gałezi jak jaszczurka i przesuwała powoli nasłuchując wszelkich złowieszczych trzasków.

- Nghr - parsknęła wściekle gdy drewno zaczęło skrzeczeć i giąć się pod jej ciężarem. Powoli, nie chcąc ryzykować gwałtownymi ruchami, przywiązała koniec liny zmyślnym węzłem w solidnym miejscu, a drugi, obciążony kamieniem zaczęła powoli kołysać. Wszystko to było ryzykowne i Cathil z każdą sekundą poważnie rozważała zrezygnowanie z tego przedsięwzięcia. Gdy kamień był wystarczająco rozkołysany poluźniła chwyt dając więcej liny, i jeszcze trochę, i jeszcze i wreszcie kamień poszybował i z głuchym łupnięciem zaklinował linę między balami palisady.

Łatwą część miała za sobą, teraz pora na trochę śmiertelnego niebezpieczeństwa. Przełknęła ślinę, zimny pot spływał jej po plecach, czole i brzuchu. Wytarła ręce o ubranie i chwyciła linę.

Ruszyła, powoli, mozolnie, spokojnie, nie chcąc zakłocić równowagi między drzewem a palisadą. ręka za ręką, noga za nogą, jak kurczak na ruszcie. Gdy znalazła się w połowie drogi poczuła wiatr i uświadomiła sobie, że znajduje się właśnie nad pasem ostrych narzędzi, które, w razie gdyby spadła, zrobiłyby z niej szaszłyk. Uspokoiła skołatane nerwy i chciała ruszyć dalej, ale spocone dłonie odmówiły posłuszeństwa. Z przerażeniem stwierdziła, że zdrętwiałe od strachu palce nie utrzymają jej dłużej. Najpierw jedna, potem druga, dłonie dały za wygraną, uda ścisnęły się w żelazne kleszcze. Zawisła głową w dół i miała naprawdę piękny widok na wycelowane w nią ostre końce drewnianych pali.

- Hrngh - nie przeklinała często, głównie dlatego, że tam gdzie żyła słowa były zbędnym balastem, obciążającym jedynie myśli i emocje. Lina drgała i z każdym poruszeniem, Cathil słyszała dźwięki męczonego drzewa. Nie miała wiele czasu, jeżeli chciala przeżyć, jednak pośpiech oznaczał pewną śmierć. Zacisnęła pięści, raz za razem, próbując odzyskać krążenie. Wreszcie, boleśnie wolno spięła mięsnie brzucha, zgięła kręgosłup i ucapiła jedną ręką liny. Po straszliwe długiej sekundzie, do pierwszej dołączyła druga. Oddech wrócił do zmęczony płuc i w głowie zaszumiała krew, jednak Cathil nie mogła dłużej czekać, wznowiła swój mozolny marsz. jedna ręka, druga ręka, jedna noga, druga noga.

Gdy stanęła na parapecie palisady, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Spędziła chwilę dziękując losowi za marne życie. Potem chwyciła kamień i rozbujawszy go na linie, rzuciła jak najdalej mogła, by lina nie był widoczna z osady, zabierze ją następnego dnia.

Z szerokiej na jakiś metr palisady Cathil zobaczyła rozciągającą się pod nią osadę, tonącą już w mroku. Rzędy, długich budynków oraz większy plac na którym stały wyróżniające się wielkością bryły domów. Z palisady co kilkanaście metrów schodziła do wnętrza wioski drabina. Kilkaset metrów przed sobą, widziała wieżę strażniczą nad bramą, wyrastającą nad palisadę.
Zeszła na dół i trzymając się cieni ruszyła w poszukiwaniu jakiejś zdatnej stodoły, w której mogła przenocować. Miękkie, suche siano nawoływało ją iście syrenią pieśnią.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 06-11-2012 o 09:02.
F.leja jest offline