Być może są tacy, co lubią być budzeni, gdy smacznie drzemią. Alex do tej grupy nie należał. Mimo tego zwlókł się z łóżka, ciesząc się, że nie nie tylko on będzie miał przyjemność bycia wyrwanym ze snu.
- Bernardo. Bierzemy dziesięciu ludzi, uzbrojonych po zęby.
Zastępca zniknął jak zdmuchnięty. W strażnicy było tylko pięć osób, pozostałych trzeba było ściągnąć i to jak najszybciej.
- Ilu ich było i w jaką stronę poszli? - zwrócił się do Adolfa, strażnika, który przybiegł z informacją. - Mniej więcej.
W międzyczasie ubierał buty i zakładał kurtkę.
- Ich troje było. A poszli w stronę morza se - wydukał Adolf.
- Dobra robota - pochwalił go Alex. - Spisaliście się. Biegnij teraz do magazynu i poczekaj tam najpierw na Grega, a potem, razem, poczekajcie na nas.
Jak tylko Alex polecił, tak i Adolf zrobił. Już po chwili drzwi za młodym, nie do końca rozgarniętym strażnikiem, powrotnie się zamykały. Po kilkunastu minutach w budynku, wraz z dodatkowo zmobilizowanymi ludźmi, pojawił się Bernard. Teraz było ich dziesięciu, gotowych by wyruszyć, gotowych też do walki.
- No to idziemy do magazynu - powiedział Alex - a potem w stronę morza. Przygotujcie się na ewentualne kłopoty - uprzedził. - Ale nie strzelać bez rozkazu, chyba ze zostaniemy zaatakowani.
Ruszyli. Na posterunku pozostał jeden dyżurny strażnik, Paul. |