WÄ…tek: :faja: Hero Complex
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2012, 19:47   #39
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nowy Jork

Chłopak nazywał się Jack i w ułamku sekundy zdecydował się przewieźć Inkfizina karetką. Dookoła nie było bezpiecznie, a Jackie-boy nie należał do najodważniejszych, złapał więc pierwszą okazję jaka mu się trafiła by usprawiedliwić swój błyskawiczny odwrót.
Jechali dość długo, nie niepokojeni. W obecnych okolicznościach przyrody karetka stawała się niemal nietykalna. Zaczynało się ściemniać kiedy wyjechali poza miasto na jedno z opuszczonych, niedokończonych osiedli podmiejskich. Krach zniszczył wielu deweloperów i do tej pory nie było komu zadbać o rozgrzebane budowy. Gołę fundamenty zaczęła porastać trawa i młode drzewka. Jackie zatrzymał się pośród krzaków jałowca.
- No, miejsce na spalenie lepsze niż gorsze, moim zdaniem - dookoła było rzeczywiście dość malowniczo - Mam koce, które się spalą i sporo papieru.
Chłopak widocznie był entuzjastycznie nastawiony do pomysłu Inka. Już miał wyciągać nosze ze skorupą, w której do niedawna tliło się jeszcze życie, gdy spod koca wystrzeliła ręka i chwyciła go za gardło. Ręka była niebieska i towarzyszyło jej ciche syczenie.
- Co, co - głos był kobiecy, ale dziwnie zmieniony, towarzyszył mu niepokojący pogłos, jak echo grobu.

~"~

Matti pracował ciężko, nad świadomością chłopaka, już go miał, już sprawił, że w jego spojrzenie wkradło się wahanie, już opuszczał broń, gdy nadbiegło dwóch policjantów. Nie, to nie byli nawet policjanci, tylko dworcowa ochrona z paralizatorami.
- Stać! - nerwowy głos weterana z brzuszkiem, który dorabiał do groszowej emerytury - Co tu się wyprawia?!
- O cholera - piskliwy głos niewysokiego chudzielca, który nie zdał do akademii policyjnej pięć razy - Broń!
A terrorysta drgnął i ponownie zawładnął nim strach, ręka zacisnęła się na kolbie pistoletu, mięśnie zaczęły spinać i podnosić broń do góry.

Chicago

Ciarra, Loinnir i Klavdra, Pan Ściana miał wrażenie, że zaraz zacznie topić się w estrogenie. I żeby to chociaż były dorosłe, dojrzałe, ukształtowane kobiety, ale nie! Trafiły mu się akurat trzy nastolatki. Dlatego nigdy nie miał dzieci, ani nawet nastoletnich pomocników. Hormony i zawyżone poczucie własnej wartości emanowały wręcz z tej trójki.
Ściana pochylił głowę i zaczął mamrotać z irytacją pod nosem. Dziewczyny, z nimi źłe, bez nich da się przeżyć.
Szli jakiś czas kanałami, krążąc i lawirując najwęższymi z możliwych przejść, jakimiś zapomnianymi i zawalonymi odnogami, aż wreszcie dotarli do wyłomu w murze - szpara była niewielka - Pan Ściana musiał bardzo mocno wciągnąć brzuch, a i tak niewiele to pomogło, ledwo się przecisnął. Oczywiście słodkie dziewczątka nie miały tego problemu. Nawet się nie ubrudziły, a w każdym razie nie bardziej niż były.
Za szczeliną znajdowała się piwnica, ale nie dane im było iść jeszcze na świeże powietrze. Ściana podszedł do zastawionego pancernymi szafami muru i odciągnął jeden segment, za nim znajdowały się drzwi, które nijak nie pasowały do smętnego, zatęchłego i pełnego zarodników pleśni otoczenia - nierdzewna stal lśniła nowością i nowoczesnością, cyfrowy zamek oczekiwał kodu i odciska palca, szum rozszczelniania przypominał stare seriale sci-fi.
Za drzwiami nie było lepiej. Więcej stali, lśniących diodek, wyświetlaczy i innych fikuśnych fiu-bździu. Ściana nie znosił tego typu miejsc, za bardzo mu przypominały krótką rządową fuchę, na którą dał się za młodu namówić. Wciąż robiło mu się niedobrze na samą myśl, o rzeczach, które wtedy zobaczył.
Kolejne drzwi, tym razem na czujnik ruchu, a za nimi ziemia obiecana.
- Ściana! Stary druhu - klepnięcie pokurcza było niemal jak trzepnięcie skrzydeł motyla. Jego siła nie była mu jednak potrzebna. Chłopak miał mózg i to nie byle jaki.
- To Ciarra, Loinnir i Klavdra, szukają Jerusalema - właściwie na tym kończyła się tu jego rola, przysiadł więc na jednym z wymyślnych, twardych krzesełek i odetchnął filtrowanym powietrzem.
- Jestem Lloyd Lowery, profesor, tego i owego. Z kim mam do czynienia? - omiótł dziewczęta spojrzeniem od stóp do głów - Ekhm, to znaczy, dlaczego miałbym im pomóc, poza oczywistymi aspektami estetycznymi?
Ściana wzruszył ramionami, to już nie była jego sprawa.



~"~

Helena Kyle wciąż dopinała swoją ucieczkę na ostatni guzik. Ze skupienia wyrwało ją pukanie do drzwi i dźwięk otwieranych zamków, a potem odgłos ciężkich butów stukających na starej drewnianej podłodze. Chciała rzucić się do okna i skorzystać ze schodów przeciwpożarowych, ale powstrzymał ją najstraszniejszy dźwięk świata i ciche odchrząknięcie.
- Przykro mi, ale nie możemy pani pozwolić na kolejną relokację - uśmiech mężczyzny przywodził na myśl rekina. Towarzyszyło mu dwóch uzbrojonych po zęby Specjalnych z literkami FBI zgrabnie wyszytymi na kieszonkach czarnych kamizelek - Pozwoli pani z nami?
- Już pora, kocie - uśmiechnięta Lizzie w puchatych skarpetach i z mysimi włosami zwiniętymi w zgrabny kok była tu zupłnie nie na miejscu, a jednak jej obecność sprawiała, że wszystko stało się jasne.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 07-11-2012 o 00:57.
F.leja jest offline