Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2012, 20:33   #13
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
po gwiazdkach c.d. części wspólnej :)

Korzystając z faktu, że niosła w ramionach jedyne dostępne jej źródło wiedzy o tym dziwnym świecie, w którym się znalazła, półelfka postanowiła dowiedzieć się - i zrozumieć jak najwięcej.
Zaczęła od wyjaśnienia kwestii podstawowej...
[i]- Co to jest Wieloświat?
- Wieloświat to określenie miejsc takich jak to Koło Planów. Składa się on na plany Zewnętrzne i plany Żywiołów... i inne plany i półplany. Każdy wieloświat tak naprawdę jest wielkim skupiskiem różnych światów powiązanych z jednym lub wieloma planami materialnymi i... ogólnie mówiąc tu lądują wszelkie istoty myślące po śmierci. To miejsce gdzie przybywają zmarli. Ale nie tylko... stąd pochodzą żywioły i zwykle tu jest też kolebka światów i dusz. Koło Planów nie jest jedynym Wieloświatem, ponieważ istnieją i inne połączone z tym poprzez plany przechodnie i chyba... Limbo. - zaczął wyjaśniać Ydemi, choć jego słowa jedynie gmatwały zrozumienie sytuacji, więc dziewczyna spróbowała od drugiej strony.
- Jak się można tu dostać i czy można się dostać przez przypadek? Jak mogę wrócić z powrotem do domu? Do Haven... to na Krynnie...
- Przez przypadek i poprzez portale, no i za pomocą potężnych zaklęć. -
zaczął wyliczać kot. - I interwencji bogów... tak, to są najczęstsze sposoby.
Jakim cudem ona się tu znalazła? Przypadkowe otwarcie portalu stworzonego przez tego podskakującego starca w kapeluszu? Tylko po co miałby ją tu wysyłać? To nie miało sensu... Faerith zastanawiała się przez dłuższą chwilę próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. Przypomniało jej się, że w rozmowie z tym dziwnym robalem kot wspomniał o jakichś dziwnych istotach... chyba Czuciowcach, cokolwiek to znaczyło.
[i]- Kto to są ci Czuciowcy i gdzie można ich znaleźć? Oni będą w stanie mi pomóc?
- Stronnictwo Doznań, to jedna z Frakcji z Sigil. Trochę bractwo filozoficzne, trochę siła polityczna miasta. Nie bardzo pamiętam ich życiowej drogi i przesłania. Ale to akurat ma małe znaczenie. Członkowie tej Frakcji przemierzają całe multiuniwersum w poszukiwaniu nowych silnych doznań i doświadczeń. – rzekł Jysson pomrukując od czasu do czasu. - Jeśli ktoś mógł dotrzeć do twego świata i wróciwszy zostawić tego świadectwo, to właśnie jeden z nich.

Dziewczyna westchnęła i w zamyśleniu podrapała kota za uchem, na co odpowiedział mruczeniem i wysunięciem pazurów. Dobrze się czuła w jego towarzystwie... ale nadal niewiele wiedziała.
- Co zamierzasz zrobić po oddaniu Księgi stwórcy? - zapytała po kolejnej długiej przerwie.
-Wrócić na Ziemie Bestii. Tam teraz należę. Oranci tacy jak ja nie mogą w nieskończoność przebywać poza swym planem.- rzekł kot w odpowiedzi.
- Oranci?
- Oranci, oczekujący... to zmarli, tacy jak ja. Czasami zachowują swą pierwotną postać. Czasami... cóż... ich postać diametralnie się zmienia. Tak jak w moim przypadku.
- rzekł w odpowiedzi kot. - Wszystko zależy od tego, gdzie trafią po śmierci.

Półelfka westchnęła i zdecydowała, że nie będzie zadawać kolejnych pytań. Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiała. Znajdowała się w świecie, do którego niemal niemożliwym jest się dostać a jeszcze mniej możliwym wrócić tam, skąd się przybyło, z kotem, który jest zmarłym z jeszcze innego świata. Mają dostarczyć gadającą księgę do jej stwórcy, żeby kot mógł wrócić i spokojnie umrzeć. W zamian za to dostaną pieniądze i - jeśli się uda, może znajdą kogoś, kto pomoże jej wrócić do domu. Jej... i tej gadającej modliszce. Bo reszta wydawała się wiedzieć, co mają ze sobą później zrobić...

Faerith nie czuła się tu dobrze. W tym dziwnym świecie, wśród dziwnych, obcych istot. Marzyła o powrocie do domu. Do przytulnej dziupli w lesie pełnym znajomych zapachów i odgłosów. Brakowało jej tu przestrzeni, czuła się osaczona przez Zasady i Reguły, gubiła się wśród światów i pojęć, których nie rozumiała. O których istnieniu do tej pory nie wiedziała i była pewna, że większość mieszkańców jej świata nigdy się nie dowie. Nikt mi nie uwierzy - przemknęło jej przez myśl - jeśli w ogóle uda mi się wrócić. Ta druga myśl została natychmiast przegnana, ale gdy raz już się pojawiła, przyczaiła się gdzieś na dnie swiadomości, czekając na kolejną okazję...

***

Dość szybko i bez przeszkód dotarli do miejsca, w którym powinni spotkać Heirona. Powinni... ale nie spotkali. Cóż, jednak są podobieństwa między światami. W żadnym nic nie może pójść zgodnie z planem - pomyślała z przekąsem. Sklep znajdujący się w miejscu byłej pracowni maga był oczywistym źródłem informacji... a tymczasem dwóch z towarzyszących jej osobników kłóciło się o cenę mięsa. Wspaniale, na pewno w ten sposób szybko się wszystkiego dowiedzą...

Półelfka obrzuciła tylko zdegustowanym spojrzeniem kłócących się... samców. Zasady, to zasady - aż zbyt jasno wytłumaczono jej to w dzieciństwie. Dość brutalnie. Elfy z Qualinostu nie znosiły łamania zasad, a ona niestety była takim przypadkiem - owocem złamania zasad przez jej matkę... Przez lata spędzone na ulicach Haven doskonaliła umiejętność oceny, co i przy kim można a czego nie. To miejsce okazało się bardzo specyficzne. Jeśli faktycznie zasady były tak szczegółowe, jak to przedstawił sprzedawca, to lepiej było się do nich dostosować. Ostatecznie nie szukali tu kłopotów.
Faerith przyjrzała się wystawionym kawałkom mięsa i z niepokojem stwierdziła, że w większości nie potrafi powiedzieć, z jakich zwierząt mogłyby pochodzić. Stwierdziła więc, że najbezpieczniej będzie zdać się na handlarza.
- Dla mnie będzie wędzony królik, Thandolu - powiedziała głośno, po czym zwróciła się do rudzielca - a dla Ciebie, Ydemi?
-Królik brzmi smacznie.- stwierdził po krótkim namyśle kot.
Kiedy zapłaciła, rozejrzała się jeszcze raz po wnętrzu sklepu, szukając ewentualnych śladów po poprzednim lokatorze. Wyglądało na to, że na facetów po prostu nie można liczyć - żaden nawet się nie zainteresował brakiem maga (poza stwierdzeniem oczywistego faktu), za to kłótnią jak najbardziej...
- Nie wiesz przypadkiem, gdzie możemy znaleźć Heirona? Powiedziano nam, - tu dziewczyna zerknęła z widocznym przekąsem na Księgę - że mieszka tutaj, ale najwyraźniej tak nie jest... długo masz tu swój sklep?
-Och, szukacie Heirona?- sprzedawca zamarł na moment i kiwając na boki głową mówił.- [i]On tu już nie pracuje od jakiegoś czasu.[/II]
Przygotowawszy dwa kawałki wędzonego mięsa rzekł.- Sztukę srebra za każde pół kilo królika, daje dwie sztuki.
Po czym wrócił do tematu.-Niecały miesiąc temu spakował swoje rzeczy i sprzedał mi ten lokal.
- A nie wiesz może dokąd poszedł lub kto mógłby to wiedzieć? - zapowiadało się na dłuższe poszukiwania zamiast szybkiej misji kurierskiej...
-Cóż... Nie wiem. Chyba nie opuścił miasta.-odparł Thandol, drapiąć się po karku.-Może odwiedza jeszcze swoje ulubione miejsca. Kto wie...
Wzmianka o czarodzieju zwróciła uwagę genasiego na toczącą się rozmowę (temat mięsa niezbyt go interesował, chociaż zapach jałowca był nowy i przyjemny). Może czas było dorzucić swoje trzy miedziaki.
-Skoro w Automacie wszystko jest odnotowywane to pewno jakiś... urząd może nam powiedzieć czy Heiron jest w mieście i gdzie mieszka. Nie powinniśmy odwiedzić jakiegoś.. yy.. ratusza? Na pewno mamy tam coś do załatwienia. - Thaeir miał nadzieję, że ktoś podchwyci jego pomysł poszukiwań maga oraz odczyta aluzję do rejestrowania pobytu. Nie podobała mu się biurokracja ale wyobrażał sobie, że jej lekceważenie tutaj może mieć nieprzyjemne następstwa.
-Oficjalnie to mieszkał... tu.- rzekła księga odzywając się po chwili.-Acz pomysł by zajrzeć do rejestrów wydaje się interesujący i warty wzięcia pod uwagę.
- Ja bym poszedł do jakieś tawerny - stwierdził po chwili namysłu wiking. Nie podobała mu się perspektywa grzebania w jakiś papierach. Najchętniej napiłby się piwa! - Żeby popytać o tego gościa, którego szukamy - dodał, widząc spojrzenia towarzyszy.
-Mial jedną, taką ulubioną.- stwierdził nagle sprzedawca, coś sobie przypominając.-”Boska Maszyna”, karczma prowadzona przez niziołka o imieniu.. imieniu... imieniu. Nie pamiętam. Ja tam rzadko zachodzę, ale Heiron tam się stołował, a może i stołuje nadal.
Półelfka spojrzała na blondyna z niedowierzaniem w oczach.
- Może jednak pójdziemy zapytać oficjalnie? - mówiła cicho, żeby sprzedawca nie słyszał jej słów - Jeśli mamy tu pobyć dłużej, a na to się właśnie zanosi, to lepiej przestrzegać lokalnych praw. Takich jak wypełnienie papierów wjazdowych w lokalnym urzędzie... Zgodzisz się ze mną Ydemi...? Jeśli wszystko jest tu tak uregulowane to gdzieś powinna być informacja, kiedy i dokąd przeprowadził się Heiron. Czy został tu - w Automacie, czy może wypełnił papiery wyjazdowe, które zapewne trzeba wypełniać przy wyjeździe, z których dowiemy się, dokąd się udał.
-Automata to miasto pełne praw. Co jednak nie oznacza, że wszystkie te prawa są przestrzegane przez wszystkich. - rzucił enigmatycznie w odpowiedzi kot.
- Kogo obchodzą jakieś papiery? Mam dość ksiąg - tu rzucił jednoznacznym spojrzeniem na Księgę - idę do karczmy. Kto chce niech idzie ze mną. Poczekamy tam na was.

Faerith kiwnęła tylko głową w odpowiedzi i powiodła wzrokiem po pozostałych, czekając na ich deklaracje. Doskonale zdawała sobie sprawę, że powinni sprawdzić wszystkie miejsca, gdzie mogliby się czegoś dowiedzieć a w mniejszych grupach zrobią to szybciej. Gdyby tylko nie czuła się tu tak zagubiona...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline