Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2012, 17:45   #61
Someirhle
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Skończywszy zabawę z wiecznym ogniem, Garkthakk kiwnął głową w stronę drzwi - Chodźmy już. - rzucił i dodał z błyskiem w oczach spoglądając na Shana - Uważaj, to może nie być jedyna magia w okolicy.
Ruszyli powoli po wytartych, wydeptanych przez tysiące stóp schodach. Schody były w świetnym stanie, zważywszy na to, jak często musiały być używane, jednak coraz bardziej spowalniał ich Shan, który z każdym stopniem wyraźnie tracił nerwy, bowiem wbrew prawdopodobieństwu nie mógł znaleźć żadnych śladów pułapek, czy to magicznych, czy też mechanicznych. Gdy dotarli do samych drzwi, łotrzyk rzucił nerwowo - Nic, szlag by to... - i spojrzał z obawą na wielkie dwuskrzydłowe odrzwia.
O ile złodziej nie mógł znaleźć nic ciekawego, o tyle Garkthakk coś dostrzegł - znajomy symbol na framudze... Spojrzawszy wstecz, ujrzał identyczny znak na kamieniach umieszczonych przy schodach. Zamyślił się krótko, próbując sobie przypomnieć znaczenie znajomego symbolu... Ach tak, "Kompendyjum Kultów Minionych" pióra... Zresztą, srał pies autora ważne było że...
- ...to znaczy "droga pielgrzymów" - wskazał palcem wyryty w kamieniu piktogram - Kult Pana Poranka. Drzwi może otworzyć swoim dotykiem ten, który wyznaje wiarę w Płomienistego Pana... Albo zna się na zamkach. - uśmiechnął się do Shana - Zamknięta, opuszczona świątynia. Dobre miejsce do szukania skarbów.
Shan odpowiedział mu uśmiechem i wydobywszy ukryte pod skórznią narzędzia - młotki, dłutka, wytrychy, jednym słowem pełen złodziejski arsenał - z nowym zapałem przystąpił do pracy, na wszelki wypadek jednak opukawszy próg i zbadawszy podłogę nim zajął się samym zamkiem - ostatecznie są tylko dwa rodzaje łotrzyków: ostrożni i martwi. Niemniej jednak humor wyraźnie mu się poprawił, tak więc nucił coś cicho sprawdzając kolejne ustawienia narzędzi, podczas gdy Thrain oparł się na młocie, rozglądając się, niezainteresowany tą całą dłubaniną.
- Niezła musiała być to burza. - mruknął krasnolud. - Normalnie takie jaskinie powstają przez tysiące lat, a to co powstało tutaj to jakby skorupa... Zupełnie jakby ktoś w pewnym momencie częściowo stopił otaczający miasto piach...
Gark nie zdążył odpowiedzieć, gdy gdzieś za swoimi plecami usłyszał szum przesypującego się piasku. Na tle ciszy, jaka zaległa w jaskini, był on aż nazbyt słyszalny. Obracając się, półork od razu chwycił za broń - i słusznie. Stwór którego łeb powoli wyłonił się z piasku był znany Garkthakk'owi aż za dobrze. Olbrzymi, składający się z wielu segmentów korpus z którego wyrastały liczne odnóża zakończone ostrymi pazurami. Owad wydał z siebie dziwny klekot, kiedy jego nogogłaszczki otarły się o siebie energicznie, a on sam wydobył całe cielsko z dziury.
- Ankheg. -
Thrain zaklął siarczyście, zobaczywszy to co półork.
-O w dupę...



- Shan, jak Ci idzie? Bo lepiej żebyś się pospieszył. Tylko nie oglądaj się za siebie. - Gark wysunął się nieco do przodu, by nadchodząca walka nie przeszkadzała przy otwieraniu drzwi.
- Czyli rozumiem że znowu mamy zombie na karku?- wymamrotał Ela-i, w zębach trzymając dwa haczyki.
Thrain przełknął ślinę, idąc powoli w bok i starając się okrążyć potwora.
- Powiedzmy... - Ankheg zasyczał, uniósł odwłok i w tej bojowej pozycji zasyczał po raz kolejny. Jego paciorkowate oczy skupiły się na półorku. Krasnolud wykonał młotem krótki młyniec.- Shan! -
- Spokojnie, spokojnie, zaraz będzie otwarte... - Mniej więcej ten moment wielki owad wybrał sobie do ataku. Trąc o siebie szczękami ruszył w kierunku Garkthakka. Ten ostatni szybko zdecydował si sięgnąć po coś więcej niż sam tasak - w nadziei że zniechęci to insektopodobną bestię, sięgnął do zamkniętej w jego umyśle magii. Szybkim gestem wyrysował w powietrzu symbol ognia i gdy moc popłynęła do jego dłoni, uwolnił ją w fali płomienia która wybiegła na spotkanie potwora. - Dahaba ‘il-taqā`ud! -



Oparzony magicznym ogniem insektopodobny ankheg syknął przeciągle w bólu, a wokół rozszedł się swąd palonego mięsa... Bestyjka jednak ani myślała wrócić i gdy tylko fala ognia ustała, ponownie ruszyła ku pół orkowi, tylko po to by sekundę później znów sie zatrzymać, gdy w pełnym pędzie wpadł na nią krasnoludzki wojownik, potężnym uderzeniem młota miażdżąc chitynowy pancerz stwora, który ponownie zasyczawszy przeszywająco, odchylił nagłym szarpnięciem głowę i plunął w stronę krasnala jakąś substancją...
- Kwas! - wrzasnął Gark, wiedząc jednak, że ostrzeżenie przyjdzie zbyt późno - Thrain jednak najwidoczniej równie dobrze wiedział, czym grozi mu to splunięcie, bowiem rzucił się rozpaczliwie na bok, by uniknąć śmiercionośnej strugi żrącego płynu. Niestety jednak nie udało mu się w peł uciec poza zasięg ataku i z bolesnym okrzykiem zatoczył się do tyłu, starając się oczyścić jakoś z kwasu, nim ten wyżre w jego pancerzu i ciele głębokie dziury.
- Drakh! - półork warknąwszy zamierzył się tasakiem na ankhega, korzystając z tego że ten zajął się krasnoludem - dobrze wymierzone pchnięcie wbiło się głęboko w korpus potwora, zaś Gark przekręcił ostrze, chcąc poszerzyć ranę - był to jednak błąd, gdyż stwór mimo ran okazał się piekielnie szybki i nim zielonoskóry zdołał wyrwać ostrze, zdołał sięgnąć go szponiastymi, ostrymi odnóżami. Kolcza koszulka zdołała zneutralizować jedno uderzenie, jednak drugie przeorało bok Garkthakka, rozcinając głęboko skórę i mięśnie. Zraniony półork zrozumiał, że samotna walka z ankhegiem może się dla niego źle skończyć, więc skoncentrował się na parowaniu kolejnych uderzeń szerokim ostrzem w nadziei, że powróci Thrain - lub też Shan, który właśnie jednak rzucił okiem na sytuację i ze zdwojoną szybkością zaczął gorączkowo manipulować narzędziami, otworzy w końcu te piekielne drzwi. Kolejne uderzenia potwora przemykały ze świstem w powietrzu gdy zwijał się w unikach, zaś wielkie, ociekające resztkami kwasu szczęki zatrzymały się na błyszczącej klindze, jednak ile jeszcze mógł tak wytrzymać?
Na szczęście już po chwili krasnoludzki młot znów uderzył w ankhega, a stwór zachwiawszy się niemal upadł. Gark zerknął na dymiącego z lekka, ale gotowego do dalszej walki krasnoluda, po czym ruszył ostrożnie na pokaleczonego, ale wciąż jeszcze żywego potwora. Wyprowadzone przezeń cięcie ześlizgnęło się jednak po pancerzu bestii, z drugiej strony napierał Thrain, jednak gdy unosił ramię do ataku, ostre odnóże przedarło się przez jego obronę i przebiwszy jego bark, przyszpiliło go do ziemi.
- Kurwa, weź się przyłóż do tego rąbania! - wrzasnął wojownik, jednocześnie wyrywając zza pasa krzywy nóż i żgnąwszy na oślep po podbrzusze potwora.
Następny cios Garka, zrodzony tyle z narastającej wściekłości co desperacji okazał się bardziej skuteczny - bułat z chrzęstem wbił się między oczy robaka, rozrąbując jego czaszkę, krusząc chitynowe płyty i rozbryzgując dookoła gąbczastą substancję wypełniająca jego łeb.
Thrain wstał z trudem, dociskając dłoń do dziury w ramieniu.
- Niezłe bydlę... -
Zamarł, kiedy po lewej stronie, z perspektywy Garkthakka zaczęły pojawiać się dwa następne leje piaskowe.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline