Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2012, 21:43   #167
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Samkha

- Erlene, zaczekaj. Proszę, porozmawiajmy przez chwilę spokojnie... - błagała idąc krok w krok za dziewczyną. - Możesz mnie wysłuchać? Przynajmniej spróbuj. - Starała się zachować panowanie nad sobą, choć powoli wzbierał w niej gniew...
- Słucham - odparła szybko Wiedźma, ale się nie zatrzymała.
- Nie rozumiem co się stało. - Samkha starała się opanować głos, by nie zabrzmiał w stosunku do Erlene, jak wyrzut. - Proszę, wyjaśnij mi o co chodzi.
- Nic. - Odparła Erlene. - Nic się przecież nie stało. Muszę jeszcze zajrzeć do Drewa. Zobaczyć czy wszystko z nim w porządku.
- Pozwól, że pójdę z tobą - poprosiła wojowniczka.
Skoro Erlene nie chciała mówić z nią o tym, co ją dręczyło, nie zamierzała zbytnio naciskać.
Młoda kobieta nie oponowała. Razem podążyły zatem do komnaty gdzie leżał ranny. Drew nadal nie odzyskał przytomności. Wiedźma sprawdziła opatrunek. Był lekko tylko przesięknięty krwią, a to był dobry znak.
Samkhce tym trudniej było zrozumieć dlaczego wciąż pozostawał w tak złym stanie.
- Nie wydaje ci się to dziwne, że ciągle jest nieprzytomny? - zastanawiała się na głos. - To silny, młody mężczyzna, a rana nie jest chyba aż tak poważna. Mogę obejrzeć ją z bliska?
Opatrunek i tak trzeba było zmienić, więc od razu zabrała się do ostrożnego zdejmowania bandaży. Odsłoniła ramię i uniosła je delikatnie. Drew jęknął cicho.
Groty strzał Hirvio bywały bardzo toporne. Przebiwszy rękę na wylot mogły mocno porozrywać mięśnie. Dobrze znała także efekty postrzałów z krigarskich łuków. Dokładnie przyjrzała się wlotowi i wylotowi rany. Nawet strzały Krigar nie zadawały takich ran.
- Musiał stracić dużo krwi - zawyrokowała Erlene. - Rana jest naprawdę dziwna.
- Spójrz - Samkha kontynuowała myśl młodej Wiedźmy, wodząc opuszkami palców wokół rany. - Z tej strony otwór jest naprawdę niewielki i w dodatku idealnie okrągły. Nigdzie nie widzę śladu po grocie. Całkiem, jakby ktoś wbił tu ostry pręt. Druga strona też jest dziwna. Jakby rozerwana. Mniej regularna i trochę większa, ale też prawie okrągła - mruczała z cicha, jak gdyby mówiła do siebie.
- Widziałaś wcześniej coś takiego??
Wojowniczka spojrzała wymownie w twarz Erlene.
- Widziałam. Po raz pierwszy w dniu kiedy znaleźliśmy z Deorem Alanę i Ymmę z dziećmi. Takie rany widziałam u zabitych przez Obcych Hirvio.
- Co?? Jak?? Jesteś pewna??
- O jednym jestem całkowicie przekonana - potwierdziła z pełnym przeświadczeniem wojowniczka. - To nie jest rana od strzały.
- Hmmm... - Zamyśliła się głośno Erlene. - Ale niestety jest nieprzytomny i nic nam nie powie. A jego brat twierdzi, że to była strzała. Więc twoje słowo przeciw jego.
- Słowa nic tu nie znaczą. Rozumiem to równie dobrze jak ty - potwierdziła Samkha.
- Ale przydałoby się wiedzieć. Prawda??
- Znasz jakiś sposób żeby wydobyć z niego prawdę?
- Znam. Ale to trochę potrwa.
- Jak długo? - z ożywieniem zainteresowała się wojowniczka. - Jestem pewna, że Earm nie pozwoli nam kręcić się przy swoim bracie zbyt długo. Jeśli uciszył swoją siostrę, może także zadbać o zamknięcie ust Drewowi.
- I dlatego ty powinnaś mi nie przeszkadzać.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. Chcesz to zrobić teraz? - zapytała rzeczowo Samkha. - Mam wyjść? Czy po prostu stać z boku i nie odzywać się?
- Teraz nie. Muszę się przygotować. Powiadomię cię gdy będzie już po wszystkim.
- Będzie, jak zechcesz. - Skinęła głową. - Choć wolałabym wiedzieć, co się dzieje i planować wspólnie to, co powinniśmy uczynić. Nie pragnę cię zrażać ani do siebie, ani do naszego towarzysza - mówiła półgłosem. - Chciałabym więc wiedzieć jeśli coś będzie cię drażnić w moim, albo jego zachowaniu. Nie możemy za każdym razem kończyć rozmowy rozstając się w gniewie, lub żalu. Wiedz, że jeśli zajdzie taka potrzeba i jeśli mi na to pozwolisz, będę stać przy tobie. Twoje i jego życie jest mi droższe od własnego.
Erlene popatrzyła z lekkim zdziwieniem na Samkhę, ale nic jej nie odpowiedziała. Dokończyła tylko oględziny rannego. Poprawiła bandaż na ramieniu.
- Wybacz, ale muszę się przygotować.
Samkha niewiele już więcej miała w tej chwili do powiedzenia. Z szacunkiem skłoniła głowę przed młodą Noituus i wycofała się dając Erlene miejsce przy rannym.

Wiedźma skończyła po jakimś czasie.
- Musze się przygotować. - Oznajmiła udając się w kierunku drzwi. Samkha też nie miała więcej do roboty przy nieprzytomnym Drewie. Poszła do siebie.

Gdy zamnkęła za sobą drzwi poczuła straszny ciężar na szyi.Rozsznurowała szybko kaftan i wyjęła zza koszuli mały flakonik. Wzięła go do ręki. Zaczęła mu się dokładnie przyglądać.
- Jego pragnienia?? Twoje pragnienia?? - Usłyszała ponownie zachrypinięty głos starej Noituus. - Nie chcesz dziecka, wypij.
Mogła wypić. Mogła. Jeżeli nosiła dziecko Oslufa mogła się go pozbyć. Teraz już go nie potrzebowała. Wszak chciała być wolna. Zaraz jednak przyszły inne obrazy. Jako świeżo upieczona żona i pani na włościach widziała kobietę, której nie dane było donosić ciąży. Widziała w jakich męczarniach owa służka wiła się przez kilka dni na posłaniu. Omal nie umarła z utraty krwi. Czy tak samo zadziałaby zawartość flakonika na nią?? Kilka dni gorączki. Kilka dni bólu. Kilak dni zdana na łaskę innych. Nie koniecznie przyjaźnie do niej nastawionych.

Chris

Kanadyjczykowi nie dane było chwili spokoju po wyjściu wojowniczki i wiedźmy. Zapewne Samkha, pomyślał Obcy gdy drzwi otworzyły się.
- Tak szybko roz... - Urwał z pół słowa gdy zobaczył kto go odwiedził. Alana.
- Ciiii... - Przyłożyła palce do ust. Chwilę nasłuchiwała przy drzwiach. - Nie mam za dużo czasu. - Powiedziała. - Posłuchaj uważnie. Earm pójdzie do mojej macochy. Będzie chciał oczyścić się. Oskarżyłeś go przy świadkach o straszną zbrodnię. Mildrith rzuci cie z pewnością mu na pożarcie. Ona potrzebuje teraz sojuszników. więc każdy sposób jest dobry. Nawet jeżeli jakimś cudem pokonasz go, nie żebym wątpiła w twoje umiejętności, ale mizernej jesteś postury. Nawet jeżeli go pokonasz, to długo żyć nie będziesz. - Cały czas mówiła szeptem. Co chwilę nasłuchiwała też czy ktoś nie idzie. - Chcę wam pomóc. Dziś w nocy, przy bramie będą czekały na was konie i prowiant. Tyle mogę dla was zrobić. Zależy mi na tym by róg ojca wrócił. Jestem bardziej niż pewna, ze moja macocha nie cofnie się przed niczym by was powstrzymać. Oczywiście nie zrobi tego oficjalnie. Będzie udawała, że was wspiera. - Naprawdę się przejęła tym co mówi. - Mogę wam pomóc, ale tylko dziś. Jeżeli nie skorzystacie, to już wasza sprawa. Dlatego zaklinam was. Ucieknijcie dziś. - Ponownie przyłożyła palce do ust. Na korytarzu dało się słyszeć odgłosy kroków. - Dziś. - Powtórzyła. Ponownie słychać było czyjeś kroki, ale tym razem były one szybsze i było ich więcej. - Muszę już iść. Pamiętaj dziś. - I wyszła.
Po chwili rozległo się walenie do drzwi.
- Otwieraj w imieniu królowej. - Zaryczał ktoś na zewnątrz.
Kanadyjczyk nie miał co ukrywać, toteż otworzył. Zbrojny zajrzał do środka. Omiótł spojrzeniem całą komnatę i bez słowa oddalił się.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline