Ciemno, zimno, nudno, samotnie. Czas płynął powoli, jakby naigrywając się z ich marnego losu. Chui zazdrościła Papuszy, której w końcu udało się zasnąć. Dla niej sen nie nadchodził. Podobnie jak dla Atuara. A gdy ten objął ją ramieniem, nie protestowała. Resztę nocy spędziła w stanie między marą a jawą, co i raz budząc się i rozglądając z niepokojem po pomieszczeniu.
***
-
Atuar ma rację. To był tylko zły sen – odparła uspokajająco kobieta. –
Tylko zły sen.
A przynajmniej taką miała nadzieję. Już raz dziewczynka miała proroczy sen. A ten w szczególności jej się nie podobał. Jednak nie mogła po sobie pokazać, że się boi. Nie, gdy musiała wypaść przekonująco przed małą. Teraz jej odczucia się nie liczyły. Żeby odciągnąć Papuszę od ponurych myśli i choć trochę ja rozgrzać, zaczęły towarzyszyć kapłanowi w ćwiczeniach.
***
Bóg Wilk. Czyli jednak. Nagła bladość na jej twarzy świadczyć mogła o tym, co Chui przeżywała. Tylko dlaczego ten cały bóg miałby karać ich za coś, czego nie zrobili? Długoucha chwyciła się tej myśli. Nie miała innego wyboru. Musiała być silna dla niej. Dla dziewczynki.
***
Widok pozostałej trójki zaniepokoił kobietę.
-
Oby – odmruknęła Atuarowi. –
Jeśli tu podejdą, to ich też złapią.
Nie mogła jednak niezauważenie dać im znaku, by się nie zbliżali. Byli zbyt daleko…