Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2012, 00:41   #98
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Zobaczyła Świt z daleka. Odetchnęła z ulgą, jakby w fakcie jego przypłynięcia upatrywała dowodu na to, że nie zwariowała. A przynajmniej nie do końca. Siedziała tu już wiele godzin, zrobiło jej się trochę chłodno, ale trawa pachniała, ptaki śpiewały, nawet głód jej nie dokuczał, choć podejrzewała, że nic nie jadła od czasów pobudki u boku Franza. O ile wtedy to też była ona.

Mam siedem żyć i właśnie zaczynam trzecie. Może w tym życiu nie muszę jeść. Przyleciałam tu na wielkim czarnym koniu. Już w to nie wierzę, ale zapamiętam, że tak było naprawdę. Że piękny rycerz Walery van Eymmerich wbił mi miecz w brzuch i umarłam w świątyni Shalyi.

Zobaczyła barkę i odetchnęła z ulgą, bo choć dobrze było siedzieć na wilgotnej młodej trawie, patrzeć na rzekę i na niebo, to za dużo myśli przychodziło wtedy do głowy. I choć wszystkie były ciche i proste, to wiało od nich grozą i może to do tej grozy marzła.

Mam siedem żyć. Pierwsze trwało 24 lata. Drugie zużyłam w dwa. Teraz zaczynam trzecie.

***

W uścisku Gomrunda z miejsca zachciało jej się płakać. Rozryczała się więc w dwie sekundy bez pardonu traktując krasnoludzką pierś jak chusteczkę. Łkała rozdzierająco i przez jakiś czas nic nie mogło tego powstrzymać. A że jednocześnie usiłowała się uśmiechać, w chwilach, gdy odrywała głowę od klaty Gomrunda oczom krasnoluda ukazywała się kobieca twarz wykrzywiona w przedziwnym grymasie.
- Wcaaale nieeee płaaaczę – twarz mówiła wtedy niewyraźnie, lecz z pełnym przekonaniem, zaprzeczając rzeczywistości i mając nadzieje, że wyjaśnia krótko, ale zrozumiale, że nie płacze tylko właśnie w ten sposób się cieszy.
– Jak jeszcze raz wkręcisz mi taki numer i znikniesz bez pożegnania albo słowa wyjaśnienia to cię znajdę, ściągnę portki i wystrzelam po gołym zadku pasem jak jakiego smarka… a na koniec posolę i wetrę to tak dokładnie, że szczypać cię siedzenie do końca świata.
Obiecanki krasnoluda sprawiły dodatkowo, że się zesmarkała z radości.

Kilkanaście godzin później, już wyspana, zmieniając Gomrundowi opatrunki i wypytując o ostatnie wydarzenia, z promiennym u śmiechem zapytała, czy on wtedy tak serio i że nigdy nie posądzała, że tak dobrze świntuszy. Dostałaby przez łeb jakby nie miała tak dobrego refleksu, albo Gomrund był mniej poharatany.

Jakiś czas nie rozumiała niechęci Julity. Po prawdzie jej zdolność obserwacji jeszcze szwankowała. Potrafiła stanąć pośrodku pokładu zamyślić się nad czymś i potem nie pamiętać, co miała zrobić. Nie afiszowała się z tą całkiem dla niej nową bezradnością i zbywała śmiechem wszelkie uwagi, ale w końcu, gdy Julita któryś raz jej odburknęła na próbę zagadania do drugiej kobiety na pokładzie, Sylwia uciekła się do pomocy wyrostka.
Aż spłonęła rumieńcem, gdy usłyszała, że Julita i Gomrund …
A potem we dwoje chichotali.

Trzecie życie, a człowiek ani trochę nie zmądrzał.


***

Ericha rozpoznała. Ogolony wyglądał bardzo dobrze. Nie wiedziała, że jest taki przystojny. Przyłapała się na tym, że czasem zerka na niego ukradkiem. Wyglądał jakby był przynajmniej jakimś żakiem, albo nawet młodym szlachcicem. Niestety jego ręka niepokoiła dużo bardziej.
Sylwia dwa razy robiła podchody do wozaka. Raz stchórzyła, raz w momencie, gdy miała zadać kluczowe pytanie wszedł Konrad.
Pamiętała majaki chłopaka. I była pewna, że nie były przypadkowe. Ona zmartwychwstała. A Erich przynajmniej przez jakiś czas nie był sobą tylko tamtym zabitym na trakcie facetem, o którym słyszała opowieści. Teraz były chwile, w których nie ufała wozakowi. Erich był … No właśnie jaki? Konrad miał zakuty łeb i braki w wyobraźni, ale mniej więcej wiedziała jak postrzega dobro i zło i jakich głupot można się po nim spodziewać, a Erich zawsze sprawiał wrażenie jakby nie odróżniał i nie wartościował, jakby był tylko on.

Gdyby to ona była bogiem chaosu, i miała jakiś interes na tym głupim świecie, wybrałaby Ericha.

Ale i tak w końcu, za trzecim razem, palnęła prosto z mostu,
-Erich, wiesz, który z nich ci to zrobił? – zapytała pokazując na czerwoną rękę.

***

Myślała, że Dietrich jej unika. Możliwe, że to ona unikała jego. Przywitali się zdawkowo, uśmiechami, potem nie rozmawiali, dopiero po kilku godzinach, gdy wysiedli na brzeg w Kemperbadzie, Dietrich do niej podszedł.
Królicza łapka rzecz jasna wyglądała identycznie jak w momencie, gdy ją oddawała. I Dietriech też. Erich odmieniony, Konrad przemieniony w ważnego kapitana, Gomrund poharatany, tylko ochroniarz dokładnie taki sam, jak dziesięć dni temu.
Nie wzięła łapki z otwartej dłoni. Poczekała aż Dietrich ją jej poda. A potem zupełnie niepotrzebnie wspięła się na palce i jakby zaskoczona faktami zaraz opadła na całe stopy, bo szeroki w ramionach ochroniarz prawie nie był wyższy od niej. A potem pocałowała Dietricha w usta. Chyba chciała nieśmiało, trochę, może bardziej dla żartu, niż naprawdę. Ale jej nie wyszło.

Trzecie życie to za mało, żeby całować na niby.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline