Wątek: Upadek
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2012, 08:07   #8
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Cz. 1 Trochę o świecie no i spotkanie w Karczmie

//Post zbiorczy, zadanie ma opanować ten mały chaos, jaki powstał

/ Krótki wtręt sytuacyjny

W czasach, gdy wszystko było dostępne za pomocą „Dżina”, bardzo, bardzo mało ludzi chciało robić cokolwiek produktywnego. Dla większej części populacji życie było zredukowane do niekończącego się pasma zabaw, imprez, eventów i nieustanego chillu. Oczywiście zdarzały się jednostki, które działały dla dobra publicznego. Dajmy na to lekarze, psycholodzy czy naukowcy wysokich energii. Pamiętajmy ze w tym wypadku motorem ich działań było dobro innych.
Byli jeszcze i tacy, dla których katalizatorem działań była władza. I to przez duże „W”. Do tego grona można zaliczać wszystkich posiadaczy „Kluczy”. Jako Klucze rozumiemy, że byli umocowani do wydawania rozkazów „Matce” – niemożliwie wielkiej Si, która sterowała zużyciem energii w 40 wieku? Matka dbała by każda miał zapewnione możliwości bezstresowego życia. Była również na tyle silna by przy pomocy Nanitów terraformować ziemię na nowo. Tu sztandarowym projektem było stworzenie Mahakamu na życzenie grupy krasnoludów. Spory czas temu grupa zapaleńców, która za dużo czytała o Gotreku Gurninsonie postanowiła zmienić się dwarfy i zamieszkać w swojej krainie… Matka oczywiście zrobiła to.
No i pozostają jeszcze Rekreacjoniści. Dla nich liczyło się odgrywania czy raczej przeżywanie swego nieokreślonego życia według zasad epoki. Od wczesnego Egiptu aż do Europy przed-przemysłowej. Mieszanka stylów wykreowała się dzięki temu, kto potrafił do poszczególnej ery przyciągnąć więcej nowych ludzi. A takie miejsca jak ten Jarmark propagowały taki styl życia. Dzięki obostrzeniom protokołów Matki, wszyscy mogli osiągnąć ten sam rozwój cywilizacyjny. Ponieważ, SI sterowała redystrybucją energii oraz miała wbudowane odpowiednie protokoły anty-wojenne miała do dyspozycji masę nanitów potrafiących wyssać każdą skoncentrowaną energię powyżej pewnego poziomu. Nie było mowy o broni palnej, silniach spalinowych czy parowych o dużej sprawności. Odpadały materiały wybuchowe własnej roboty. Odpalenie takiego ładunku powodowało małe puff oraz duże komplikacje ze strony protokołów Matki. Kara była szybka..
Było jeszcze królestwo Anarchii miejsce, gdzie nadal obowiązywały protokoły Matki, ale poza tym nie obowiązywały zwykłe prawa śmiertelników. Miejsce upodobnione do zwichrowanych snów fanatyków Światów Fantasy. Tu skupiały się jednostki, które chciały poczuć dreszczyk emocji w prawdziwych walkach na broń biało i gdzie można było zginąć. Lub kogoś zabić… Dla większości zwykłych userów to miejsce było owiane legendą, może wcale go nie było. Natomiast dla sporej części rekreacjonistów było to miejsce, w którym zdobywali doświadczenie, blizny, przyjaciół lub wrogów. Niektórzy również musieli uciekać przed tym, co tam zrobili. Łatwo było ich poznać po tym jak zachowywali się w normalnym świecie. Zawsze czujni, zawsze ubezpieczający się. Oni wiedzieli, że życie można naprawdę stracić. Natomiast dla wszystkich było to nie do pomyślenia. Każdy miał w sobie tyle nanitów, że mógł palić popularne, popijać ropę, smarować się najgorszym samoopalaczem i zagryzać to wszystko czystą słoniną. I tak dożyje 500-tki.

/ No dobra powrót do normalnego świata
Jarmark był rozrzucony pośród budynków, które większość czasu były puste. W tej osadzie stałe były w zasadzie karczma, kowal, wiatrak oraz kilka farm nie daleko od zabudowań. Reszta była wznoszona czy też odbudowywana na czas większych spędów. Teraz był taki czas. Wszędzie kręciły się tłumy ludzi, quasi elfów, dwarfów ale nie tylko można było zobaczyć przeróżne mutacje znane z powieści Sci-fi oraz fantasy. Nie wątpliwą atrakcją był całkiem spory Chubacca.
Ragnar po przybyciu na jarmark, doszedł do wniosku, że musi się napić. W końcu wiking nie wielbłąd pić musi…
Ragnar siedział przed oberża i popijał sobie ciężkie Ale. Acarkan chwilo się ulotnił, więc nie mając do kodu mordy otworzyć obcinał ludzi na ulicy przed nim. W sumie zawsze był z przyjacielskiego usposobienia a pogadać czy wypić też lubił, więc szukał barana jakiegoś (tfu chciałem powiedzieć że kompana nowego) do inteligentnej dysputy. Jego zaciekawienie wzbudził Anioł? Niechybnie właściciel za dużo swym czasie musiał się naczytać o tym i tamtym, bo teraz szedł/ leciał poprzez lekko błotne ulice.

Większość userów teraz szeptałaby by “MATKO” a cóż to za świr. Ragnar w dużym poważaniu miał MATKĘ jak i całą resztę sieci, przeto zakrzyknął jeno.
- Kolego ty to na proszek do prania do tych skrzydeł to musisz fortunę wydawać! Zrobił to z uśmiechem szerokim wzmocnionym jeszcze pianą z piwa jaka została na jego brodzie i wąsach. I wiecie co, pasowało tu jemu!

Skrzydlaty zatrzymał się w miejscu. Posłyszane słowa wyrwały go z zamyślenia. Nie był pewien kto do niego przemawiał i czy na pewno do niego. W tym miejscu było sporo osobliwych typków, ale jak szybko stwierdził chyba tylko on miał tu skrzydła, o których była mowa. Rzucił okiem w stronę, skąd dobiegło go wołanie. Była tam tawerna. Strasznie zatłoczona, co dało się zauważyć przez otwarte na oścież drzwi. Na ganku też przebywało sporo osób, jednak tylko jedna z nich uśmiechała się jak jakiś kretyn. Nie miał jednak pewności czy to na pewno on przemówił, bo wiele par oczu patrzyło się w jego stronę. Zakrzyknął więc, niby w niebiosa, niby do niego:
- Panie, czy to ty mnie wołasz?- właściwie nie miał ochoty z nikim rozmawiać, szukał kowala imieniem Termen Azadil czy jakoś tak, ale nie bardzo wiedział gdzie może go znaleźć. Skoro więc i tak miał się kogoś o to spytać to mógł też zapytać się o to i brodatego obdartusa.

Widząc jak brodacz przytakuje głową i zaprasza go szerokim łukiem, rozlewając przy tym hektolitry piwa, "anioł" podszedł bliżej i uśmiechnął się ledwie zauważalnie, poznał, bowiem, że ten obdartus to najwyraźniej jakiś nordycki przebieraniec-barbarzyńca. Zaraz potem odrzekł na wcześniejsze zapytanie:
- Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie. Deus te benedicat. Witaj
Nie przestawał się uśmiechać, Skrzydlaty wyjechał z grubej rury… Łaciną. Choć może nie miał złych zamiarów, po prostu tak mówił, na co dzień, więc nie było, co się wściekać…
- ad mensam invito – a szczerze mówiąc wołał już dziewkę karczemną. Gdzież jej tam było do Brunhildy, ale cóż piwo mogło przynieść. Do tego się pewnie nadawały.
- Już dawno nie słyszałem łaciny, ty tak na co dzień? Bo jak widzę kryjesz w sobie same talenty, prócz zaawansowanego prania jeszcze i poliglota. Się napijesz mam nadzieję, bo właśnie zamawiam małe co nieco…?
- Zaprawdę nie ważne kto ile ma talentów, lecz to czy je pomnaża.
- Gościu albo był nienormalny albo w jakiś pokrętny sposób dobrze się przy takim gadaniu bawił, czyli... był nienormalny- Owszem, napiję się... - Tak, to co powiedział dalej było pewne, wisiało w powietrzu od samego początku, dokładnie kondensowało się, aż wreszcie trafiło na chłodniejsze miejsce i zrobiło "kap!"- Znajdzie się czerwone wino? - Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Powiedział to wszystko tonem, jakim posługują się osoby pytające: “co u ciebie?”. Gdy jednak zobaczył minę Regnara jego oczy w końcu zdradziły pewne rozbawienie, a policzki napięły się od powstrzymywania śmiechu. - Spokojnie, heh, piwem nie pogardzę, a tak przy okazji...-zrobił krótką przerwę by przysiąść nieopodal Ragnara- Znasz może nijakiego Termena Azadila? Podobno kowal niezrównany.

- I owszem, choć raczej z opowiadań…, Nie wiem gdzie mieszka, ale możemy zajść do tutejszego kocmołucha może coś podpowie. Tam jest jego Chata – wskazał palcem spore zbiorowisko ludzi, wozów, koni i innych różnych ras. Wszyscy oni stali w mniej więcej w drodze do kuźni, której zabudowania było można się domyślać po słupie dymu, jaki szedł w powietrze oraz zabudowaniach rozrzuconych pośród drzew jakieś paręset metrów stąd.
- Ja też czekam, ale postanowiłem, że przeczekam trochę tłum. Jakoś mi nie po drodze z tłuszczą. Jeszcze ktoś się skaleczy… po czym wskazał księżycówe rozmiarów japońskiej gejszy. Obydwa ostrza połyskiwały srebrnym blaskiem, takim tępym blaskiem.
- Póki, co to przepijmy to, co mamy a potem pójdziemy do Kowala. Wzniósł swój kufel w górę, cofnął go gwałtownie odlał trochę i pod nosem burknął coś dużą ilość spółgłosek oraz umlałtów a następnie w stronę skrzydlatego wykonał salut.
- Ragnar Johannson, UlfBjork dla znajomych. Miło Cię poznać!
- Nuid Grodski. -Anioł stuknął z głuchym łoskotem otrzymanym wcześniej drewnianym kuflem w kufel UlfBjork’a- Musimy kiedyś spróbować się w walce. - wziął kilka porządnych łyków ale i po klasycznym odsapnięciu zapytał: - Co cię sprowadza do kowala? [...]

Gdy obaj mężczyźni kończyli piwo koło nich rozsiadł się trzeci. Postawił na stole dzban z piwem i kufel, którego opróżnił do połowy jednym łykiem.
- Hej Ragnar! Potrzebujesz pierzu do poduszki?
Wyszczerzył się do anioła ukazując drobne braki w uzębieniu. Uśmiech trochę łagodził zaczepny charakter słów. Trochę...

- Ciebie też miło widzieć, już myślałem, że tutejsze burdele zwiedzasz. Chyba, że już byłeś, ale tak szybko skończyłeś! W sumie dopił już to co miał a nie za bardzo chciał urżnąć przed 13-tą. No i jeszcze mieli skoczyć do kowala.
– Swoją drogą, Acarkan to jest Nuid. Nuid to jest Acarkan.- Nuid pomachał na boki prawym skrzydłem w geście pozdrowienia- A teraz jeżeli nie macie w planie urżnąć się przed południem to chodźmy może do kowala. Zobaczymy co ma tam ciekawego…
‘Przed wyjściem Ragnar skombinował jeszcze ze dwa antałki z mocną przepalanką, a do torby wpakował chleb, ser, mięso i jakieś słoiki z chrzanem. Słowem wyglądał jak okrutny Wiking z Wielkim Toporem, który idzie na targ sprzedać to i owo..
- Ej! Chciałem urżnąć się, potem przerżnąć jakąś dziwkę a na koniec kogoś zarżnąć... Ale na to zawsze znajdzie się czas.
W sumie patrząc na śniadego nie było wiadomo czy żartuje czy nie. Chociaż morderstwa czy nawet śmierć na skutek przypadku praktycznie się nie zdarzały... Tak czy siak wojownik podniósł prostą, ale solidną tarczę a w drugą rękę chwycił dzban z piwem nie przejmując się kuflem.
- Prowadźcie. Nuid... Twoje imię coś oznacza?
- Co? A tak... Znaczy nie...- Nuid został właśnie wyrwany z fascynujących, zainspirowanych wypowiedzią Acarkana rozmyślań nad mnogością znaczeń słów nazwijmy to ”z rodziny rżnących”. Zastanawiał się też, patrząc na miecz Acarkana, w jakie towarzystwo się wplątał- ...Nuid to zwykły zlepek liter. Chodźmy, faktycznie kolejka już nie taka straszna -wstał od stołu, ruszyli zgodnie w kierunku kuźni.
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline