| Widok, a przede wszystkim smród martwych, zgniłych ciał prawie zwalił Marco na kolana. Latające wszędzie dookoła muchy irytowały go i przeszkadzały jeszcze bardziej, przymrużył więc oczy i zasłonił usta chustą. Nie mógł uwierzyć, że pośród murmurowych murów Atlas City istnieje taki skraj ubóstwa. Tutaj nie było nawet chodników, domki budowano z gliny i tego, co udało się znaleźć. Chłopak z wyższych sfer nie potrafił odnaleźć się w nowo odkrytej rzeczywistości. - Siostry szukam, jakiś czas temu uciekła do Atlas City i po blisko roku pisania sobie listów nawzajem, kontakt się z nią urwał. Od razu przyjechałem tutaj i dowiaduję się, że z ulic znikają ludzie... Dlatego też szukam informacji, muszę sprawdzić każde źródło - odpowiedział, ciągnąc już wcześniej rozpoczęte kłamstwo. - No powiem szczerze, dziwne żeś se pan źródło znalazł, bo my z naszymi “klientami” nie mamy okazji za dużo sobie porozmawiać. - uśmiechnął się krzywo, ukazując żółte zęby. - Ale prawda, żebracy, nędzarze a nawet ci co biedniejsi mieszkańcy czynszówek... Mniej ostatnio trupów mamy na wózku, a to może i lepiej. Grzbiet mniej boli od ciągnięcia i pchania tego draństwa... - Ciebie nie ma co boleć! - drugi z trupiarzy spojrzał wrogo na kolegę, oparty o koło wozu. Wydawał się nie przejmować kilkoma ciałami leżącymi na wózku. - To ja pcham i zbieram ciała. Ty tylko liczysz i po nasze wypłaty chodzisz... - Jakbyś umiał czytać i pisać, to byś chodził. Ciesz się że cię do wózka wziąłem.
Robol prychnął niechętnie i machnął ręką na wymądrzającego się kolegę. Pierwszy z trupiarzy zaś wrócił do swojego rozmówcy. - Tak więc jeśli o pana siostrę idzie, jeśli nie była nędzarką, żebraczką czy też najpodlejszą nierządnicą, wątpię żeby leżała na naszym wózku. - Hm... W takim razie może wy mi powiecie, kto naprowadzi mnie na jej trop tutaj? Macie jakiegoś lokalnego kogoś, kto nie pozwala, by ludzie od tak sobie znikali bez jego wiedzy? - Zapytał Marco. - Panie, my tu tylko trupy zbieramy.- mężczyzna zaśmiał się, klepiąc dłonią o udo. - Od nas nic nie zależy. Są trupy to bierzemy, nie ma to nie bierzemy. A co do pozwalania by ludzie nie znikali... Panie, życie ludzi tu żyjących jest gówno warte. Kto chce wychodzi... No, prawie kto chce. Z piwnicznej można łatwo dostać się tylko do Doków lub za mury miejskie. A że za murami miejskimi nic nie ma...
Wzruszył ramionami. Jego trzymający wózek kolega przewrócił oczami. -Jeśli kto chce przejść do Doków do “bogatszych i porządnych” części miasta musi mieć pozwolenie strażników przy bramach dzielnic. - Kto w takim razie wydaje pozwolenia? Bo zakładam, że strażnicy nie przepuszczają na podstawie czystości ubioru?
Dalsza rozmowa nie miała raczej większego sensu, mężczyzna widocznie nie orientował się w niuansach dotyczących tak delikatnych spraw jak emigracja do doków. Gdzie mu się z resztą dziwić? Robił swoje, widocznie nie powodziło mu się całkiem najgorzej, skoro nie myślał o przeprowadzce. Marco podziękował za rozmowę i udał się w stronę wyższych rejonów dzielnicy piwniczej. Bieda i ubóstwo raz za razem uderzały w jego świadomość sprawiając, że zaczynał wątpić w system Atlas City. Jak to możliwe, że taki przepych i bogactwo aż tak kolidowały z biedą, śmiercią i wykluczeniem ze społeczeństwa? Przez moment mężczyzna zastanawiał się, co też porabiał jego towarzysz oprócz oczywistej przepychanki z mieszkańcami tego miejsca.
Wejście do doków nie było problemem, on sam nie był ubrany w łachmany, zaś zdecydowanie z twarzy na biedaka nie wyglądał. Inna sprawa, że w przypadku jakichkolwiek wątpliwości jego nazwisko mogło mu otworzyć naprawdę wiele drzwi w mieście. Mimo początkowych chęci, zdecydował się nie wypytywać strażników, ci mogli nabrać podejrzeń, teoretycznie jako inkwizytor mógł zwyczajnie zażądać odpowiedzi od niższych rangą gwardzistów, jednak zasadniczy problem zaczynał się w miejscu, w którym stwierdzał że ciągle jest tylko adeptem, a nie wielkim inkwizytorem. Doki całe szczęście nie były aż takim skrajem nędzy i ubóstwa jak dzielnica piwnicza, po chwili namysłu, nie mając żadnych tropów postawił na dwa miejsca. Nie znał się na tym, ale podobno zawsze dokładnie tak to działa. Najpierw najgorsza speluna w mieście, gdzie zbiera się banda największych zabijaków, dopiero potem coś wyższych sfer.
Skierował swe kroki na nabrzeże, gdzie też można było znaleźć najwięcej przybytków i wątpliwej reputacji, szukał... Właściwie kogo? Najpierw zacznie od wypytania karczmarza, ewentualnie przekupienia go. W razie niepowodzenia spróbuje wyciągnąć od niego namiar na lokalnego informatora albo innego bossa przestępczego półświatka, kogoś kto trzyma w ryzach całą dzielnicę i zdecydowanie nie jest inkwizytorem.
__________________ - Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3! |