Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2012, 15:10   #14
Wnerwik
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Nie podobało mu się, że kot i księga kompletnie go zignorowali. Ale przecież nie będzie się kłócił ze zwierzęciem i gadającym przedmiotem, prawda? To byłoby poniżej jego godności.
Mimo tego, poważnie potraktował swoją rolę ochroniarza. Szedł z boku kolumny, uważnie przyglądając się otoczeniu, gotów w każdej chwili dobyć swojego dwuręcznego miecza i posiekać zagrożenie na kawałki. Profilaktycznie rzucał złowrogie spojrzenia na prawo i lewo, odstraszając potencjalnych bandytów i kieszonkowców.
- Słyszałem o nich - rzekł, na wzmiankę o "Zaborcach". - Dużo ich w Ysgardzie - dodał lakonicznie. Gdyby interesowały go takie rzeczy jak filozofia mógłby uznać, że program "Przeznaczonych" niezwykle mu odpowiada. Właściwie to zachowywał się jak jeden z nich. Tak jak oni, uważał, że najlepszym sposobem na uniknięcie porażki, jest bycie dostatecznie silnym, by odeprzeć atak - Niebezpieczna banda.

Podczas podróży miał przez Sigil miał nieco czasu, by przyjrzeć się swym towarzyszom. Naprawdę, pierwszy raz podróżował z tak dziwną kompanią! Kot, księga, modliszka, elfka, niebieskoskóry, przedziwny kolos i człek. W dziwacznych szatach, więc zapewne parał się magią.
Na razie zbyt krótko podróżowali, by mógł wyrobić sobie o nich jakieś zdanie. Nieważny był wygląd, ważne były czyny. Mimo tego uważnie przyglądał się Pik-ik-cha, niebieskoskóremu i tej przedziwnej istocie. Może to był olbrzym? Chyba jednak nie, wyglądał zbyt dziwnie. Magowi również zbytnio nie ufał, lecz przynajmniej wyglądał jak człowiek. Natomiast elfkę uznał za najmniejsze niebezpieczeństwo - Liosafar byli przychylni ludziom, chyba że ktoś ich zdenerwował.

Wzdrygnął się na widok portalu. Odkąd trafił do sfer zdarzało mu się już kilka razy przechodzić przez portale (w końcu musiał jakoś trafić do Sigil, prawda?), lecz nie oznaczało to, że je lubił. To było strasznie dziwne... w jednej chwili znajdowało się w jednym miejscu, a krok później można było być już setki kilometrów dalej. Ba! Można się było znaleźć w innym świecie!

Blondwłosy wojownik przeszedł przez portal jako pierwszy, gotów bronić "oddziału" przed czającymi się tam niebezpieczeństwami. Ku swojemu niezadowoleniu (a zapewne ku uciesze reszty), nie było tam nic z czym mógłby walczyć. Znalazł jedynie kolejne miasto, pełne tak samo wyglądających ulic i budynków. Całe szczęście, że chociaż niebo było normalne.
W przeciwieństwie do przybyszów odwiedzających to miejsce. Wieloświat nie przestawał go zadziwiać. Widział już dzisiaj gadającego kota, gadającą księgę, gadającego robala, a teraz miał przyjemność ujrzeć człowieka z głową psa. Pewnie też gadał.
- Czym jest ta Wojna Krwi? - Zapytał, nagle zainteresowawszy się rozmową. Wojna... tak, to było coś ciekawego. Na wojnie przydałaby się jego siła i miecz.
- Wojną totalną. Baatezu i Tanar’ri toczą ją od wielu wieków wybijając się na dziesiątkach planów po których przebiega front. To konflikt którego skali nie da się objąć rozumem i jedna z najgorszych możliwych wojen. Ale tylko trep dobrowolnie się w nią pcha. Tam łatwo zginąć i to w nieprzyjemny sposób. I więcej można stracić nic zyskać. Nie wierz naganiaczom, których czasem można spotkać w Sigil. Od Wojny Krwi... najlepiej trzymać z dala. To nie jest konflikt przynoszący chwałę i zysk, tylko ból i śmierć.-odparł smętnie kot rozglądając się bacznie. -Nigdy nie zawieraj umów z czartami, to jak zakładanie sobie kajdan na ręce. Ale ja ci tego nie mówiłem.
- Nie słyszałem o Baatezu i Tanar’ri. Co to za ludy?
- Czarty, biesy, piekielniki... stwory z niższych planów. Demony i diabły, no i yugolothy. Różnie je zwą, ale demony i diabły dzieli spór ideologiczny. I nienawiść. Gdyby nie mieli siebie nawzajem, pewnie by bili się z kim popadnie. Yugolothy z nich są najgorsze, walczą po obu stronach zarabiając na tej wojnie...i... -kot ucichł na moment. Znów rozejrzał się nerwowo. - Pewnie dbają o to, by się nie zakończyła zwycięstwem jednej ze stron. Wojna Krwi ma swój filozoficzny powód, ale kto by się tam przejmował ideologiami. Po prostu obie strony się nienawidzą i starając się nawzajem zmieść siebie z Wielkiego Koła. I nie walczą czysto...o nie... To naprawdę krwawa i brutalna wojna, gdzie każdy chwyt jest dozwolony. Zwłasza ten poniżej pasa.
Mężczyzna przez chwilę nic nie mówił, zajęty “przetrawianiem” zdobytych informacji. Trochę za dużo było tego na raz, musiał to sobie poukładać.
- A nie macie tu innych wojen? - Zapytał po chwili namysłu. - Takich, w których można zdobyć łupy i chwałę?
- Nie. Za to sporo w takich, w których można postradać życie, zdrowie, a czasem i rozum...O.. Piekielne Pola Bitewne Acheronu są właśnie takie. Tam każdy bije się z każdym. Z wyjątkiem goblinów i orków, te piorą się między sobą. - rzekł w odpowiedzi Jysson.- Ogólnie niewiele planów zewnętrznych jest bezpiecznych.
- W Ysgardzie wygląda to podobnie. Wieczna walka. Podobało mi się tam, przynajmniej na początku. Potem się znudziłem. Ileż razy można pokonywać tych samych przeciwników? - Wiking roześmiał się głośno, szczerząc białe zęby.
- Nie.. to nie ma nic wspólnego z Ysgardem. W Acheronie się i ginie lub wariuje. Prędzej czy później. To walka bez przerwy, bez odpoczynku... - Kot miał najwyraźniej inne zdanie. - Obłęd to ostateczny koniec na tym planie...i dla śmiertelników i oczekujących.
- Skąd kot wie takie rzeczy?
-Pani kotów obdarzyła mnie pewną wiedzą, abym dobrze mógł wykonać jej zadanie. W ten sposób wiem co nieco o planach, by nie poleźć tam gdzie nie powinienem. Acheron to miejsce które powinienem omijać z daleka..
- Wydajesz się być przydatny. Gdy już dostarczymy Księgę wezmę cię na swoją wyprawę - oznajmił zwierzakowi, nie przestając się uśmiechać. Najwidoczniej miał dobry humor... Ktoś uważny mógł zauważyć, że wiking szybko zmieniał nastroje.
- Gdy skończymy tę misję, wracam na Ziemie Bestii. I tak już długo odwlekam powrót. Pani Kotów może być z tego powodu niezadowolona. - odpowiedział Jysson.
- Pewnie nawet tego nie zauważyła. Mogę się założyć, że ma całą bandę gadających kotów. A ja nie mam ani jednego... - Wiking zrobił minę, która chyba miała być smutna. Niezbyt mu to wyszło - trudno udawać smutek z twarzą zawodowego zabijaki.
- Nie jestem kotem. Bardziej... tym z kim walczyłeś w Ysgardzie.- odparł zwierzak po chwili namysłu. - Kiedyś.. miałem dwie chwytne łapy, ale z czasem... Jeśli nie pojawiasz się w odpowiedniej postaci na danym planie, to z czasem ją zyskujesz. A tracisz umiejętności, wiedzę, wspomnienia. Tak to jest z oczekującymi.
- Zdążyłem zauważyć. Mój najlepszy przyjaciel rzucił się na mnie gdy walkiria sprowadziła nas do Ysgardu. W głowie była mu tylko walka. Ja po śmierci pewnie też tam trafię... Ale jakoś zbytnio mi się nie śpieszy...
 
Wnerwik jest offline