Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2012, 18:35   #17
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Chui, Atuar
Procesja podążała w milczeniu. Obecność pozostałych członków ekipy wcale nie dodawała elfce i kapłanowi otuchy. Wręcz przeciwnie, byli pewni, że ich pojawienie się wróży kolejne kłopoty.
O dziwo, jednak ani stary kapłan, ani nikt z pozostałych członków orszaków nie zwrócił na nich uwagi. Najwyraźniej ignorowali ich nie bojąc się, że mogli by zakłócić przebieg obrzędu.

Gdy cała procesja zanurzyła się w lesie Atuara i Chui ogarnął dziwny niepokój. Puszcza ta emanowała dziwną energią która była wręcz namacalna. Kapłan miał nieustanne wrażenie, że ktoś ich obserwuje spośród drzew. Rozglądał się uważnie kilkakrotnie na boki, ale nikogo nie dostrzegł. Chui szybko zwróciła uwagę na ciszę panującą w tym lesie. Nie było tutaj żadnych ptasich śpiewów, czy też odgłosów innych zwierząt. Jedynie delikatny wiatr szeleścił pośród koron drzew.
Szli dalej w głąb puszczy i choć nie było żadnej ścieżki, zdawało się, że kapłan podąża doskonale znanym sobie szlakiem.
Z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz ciemniej, gdyż drzewa rosły coraz bliżej siebie i ich korony zaczynały tworzyć szczelny dach. Po dwudziestu minutach marszu już tylko nieliczne promienie słoneczne przebijały się przez gęste listowie.
Ku wielkiemu zdumieniu elfki, Papusza zachowywała się nad wyraz spokojnie. Wodziła tylko co kilka chwil wzrokiem, gdzieś w bok jakby się czemuś przyglądała.

W końcu zbliżali się do celu podróży, którym okazała się niewielka polanka. Ziemia tutaj była wypalona i pokryta szarym popiołem. Wokół polany w równych odstępach ułożono sporej wielkości kamienie, które tworzyły krąg.
Atuar wyczuwał wielką magiczną moc bijącą od tego miejsca. Magiczna esencja wręcz unosiła się w powietrzu niczym babie lato. Dodatkowo tajemniczości temu miejscu dodawała unosząca się wokół mgła, która nadawała wszystkiemu wokół szarych barw.
- Wejdźcie na polanę - rzekł kapłan wskazując dłonią środek kręgu - Zaczekajcie tam, aż przybędzie ten, który was osądzi. Nie próbujcie opuszczać kręgu, bo skażecie się na wieczne męki. Dopiero, gdy zapadnie wyrok w waszej sprawie będziecie mogli odejść.

Atuar, Chui i Papusza ostrożnie weszli na polanę, czujnie rozglądając się wokół.
Gdy już się na niej znaleźli, Isztvan podszedł do jednego z kamieni i dotknął go dłońmi. Wypowiedział szeptem formułę zaklęcia i kamień rozjarzył się błękitnym światłem. Po chwili inne kamienie też zaczęły emanować podobnym blaskiem. Zniknął on jednak, gdy tylko kapłan boga Wilka zabrał dłonie z kamienia.
Po tym rytuale Isztvan i cała procesja odeszli w kierunku wioski, pozostawiając trójkę bohaterów samych sobie.

Yagar, Noa, Bahadur
Wbrew obawą najemników, nikt z uczestników procesji nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi. Ignorowali ich kompletnie, w ogóle nie zwracając uwagi na ich postępowanie. Byli najemnicy kapitana Lanthisa postanowili, więc iść śladem procesji.
Ledwo zanurzyli się w gęstwinę drzew odczuli niepokojącą aurę tego miejsca. W tym lesie było coś, co budziło ich instynktowny lęk i obawę. Cisza i mgła otaczająca ich szczelnie niczym niewidoczny woal, potęgowały tylko to uczucie.
Noa szła na przodzie grupy, gdyż najlepiej poruszała się i ukrywała w tego typu terenie. Yagar i Bahadur szli z tyły w znacznym oddaleniu za procesją.
Idąc przez las Yagar nie mógł pozbyć się uczucia, że ktoś go cały czas obserwuje. Ile razy się jednak nie obejrzał, nigdy nikogo nie zauważył. Zdawało mu jednak, że gdzieś w oddali słyszy wycie wilków. A może mu się tylko zdawało. Może to tylko wiatr szumiał pośród koron drzew.

Noa
Tropicielka szła na przodzie grupy najemników prawie, że równo z starym kapłanem. Ona także odczuwała dziwną atmosferę tego miejsca. Drzewa tutaj były niezwykle stare i nigdzie nie słychać i nie widać żadnych zwierząt. Noa jednak nie czuła, żeby ten las był martwy. Wręcz przeciwnie, gdzieś pod skórą czuła kryjące się tutaj życie.
Poruszała się praktycznie bezszelestnie, a mimo to ciągle czuła, że ktoś ją obserwuje.
Dopiero po jakimś czasie, tuż na skraju widoczności dostrzegła, że za procesją podążą nie duża wataha wilków. Co jakiś czas pośród gęstwiny drzew dostrzegła jedynie przemykający cień lub sylwetkę. Nie potrafiła powiedzieć, ile dokładnie osobników liczyła wataha, ale było ich na pewno kilka. Wilki podobnie, jak Noa poruszały się na granicy cienia i światła. Same nie były widoczne, ale wszystko dokładnie widziały.

Yagar, Noa, Bahadur
Gdy procesja doszła w końcu do celu swej wędrówki, grupa najemników obserwowała uważnie ich poczynania ze znacznej odległości. Woleli na razie nie ryzykować otwartego starcia. Ukryci obserwowali przebieg zdarzeń.
Gdy trójka ich znajomych weszła na polankę, a po chwili dołączył do nich kapłan las wypełniła jasnoniebieska poświata. Yagar odczuł potężną moc przepływającą tuż obok niego. Magiczna esencja, aż elektryzowała włosy na jego ciele.
Po krótkiej chwili poświata zniknęła, a tubylcy zaczęli wracać w kierunku wioski.

WSZYSCY
Czas jakby się zatrzymał.
Wiatr ucichł kompletnie. Najemnicy słyszeli dokładnie swoje oddechy i bicie własnych serc. Otulająca ich mgła ocierała się o nich i przenikała ich ubrania i ciała. Wszystko dosłownie w momencie stało się zimne i wilgotne.
Kolejne sekundy, kolejne uderzenia serca i ciągle nic. Nikt nie śmiał się odezwać, czy też poruszyć. Każdy czuł, że zbliża się coś. Coś, co emanowało wielką energią, potężną siłą drzemiącą, gdzieś w sercu tego lasu.
Noa zauważył jak wilki zataczają coraz ciaśniejsze kręgi wokół polanki. Pomału, ale sukcesywnie zbliżają się do niej. Teraz już mogła je dokładnie policzyć. Było ich siedem. Siedem potężnych basiorów, znacznie większych od typowych wilków.
Siedem?
Nie! Osiem!
Osmy stał na niewielkim pagórku jakieś sto metrów od polanki i obserwował okolicę.

Wilki w końcu zatrzymały się w pobliżu kamiennego kręgu. Żaden z nich jednak nie wszedł na polanę. Otoczyły ją jedynie i obserwowały stojących pośrodku ludzi.
Papusza wtuliła się w elfkę i dygotała ze strachu. Atuar rozglądał się uważnie gotowy w każdej chwili bronić siebie i kobiet będących pod jego opieką.
Nagle rozległo się przeciągłe wycie basiora siedzącego na pagórku. Długie i niskie zawodzenie przywodziło na myśl płacz dziecka. Po chwili do przywódcy dołączyły inne wilki.
Wilcza pieśń wypełniła cały las i niosła się echem w dal.
Wszystkie wilki zamilkły w tym samym momencie. Ich zawodzenie skończyło się błyskawicznie, dokładnie w momencie, gdy na środku polanki z oparów snującej się mgły zaczęła formować się jakaś sylwetka.
W pierwszej chwili sylwetka była niewyraźna i przeźroczysta niczym duch. Z każdą jednak upływającą chwilą stawała się coraz bardziej materialna. Z oparów mgły zaczął powoli wynurzać się potężny, ponad dwu i półmetrowy mężczyzna z wilczą głową i ogromnymi pazurami. Jego ślepia błyszczały w panującym półmroku i przenikały na wskroś stojących pośrodku trójkę ludzi.,
Ledwo wzrok mężczyzny spoczął na Papuszy, ta niczym szmaciana lalka osunęła się na ziemię. Tylko czujność elfki ustrzegła ją przed bolesnym uderzeniem.
Chui nachyliła się nad dziewczynką i wtedy usłyszała jej cichy głos.
- Uciekajcie stąd. Nie słuchajcie jego słów. Uciekajcie.
I choć głos bezwzględnie należał do Papuszy, to Chui wyczuła w nim jakąś obcą i groźną nutę. Nie potrafiła określić, co to było ale instynktownie się tego bała.
- Nahznachzył was - wycharczał mężczyzna - Nahznachzył. Jednak oto terahz stoicie przede mną. Oddajcie mi pokhłon i przysięghnijcie wierhność. Tylko tak ocalicie życie.
Atuar stał lekko z przodu i tylko kątem oka widział, co się dzieje z Papuszą. Jednak i tak wystarczyło mu to, by ocenić, że zbliżają się poważne kłopoty.
Ciałem dziewczynki zaczęły targać silne konwulsje. Z jej ust wyciekła gęsta piana, a oczy zaszły krwią.
- Ucieeeee.... kaaajcieeee - wybełkotała dziewczynka.
- Wilkołak czekał wpatrywał się to w kapłana, to w dygoczącą dziewczynkę. Jego czerwone ślepia pełne były nienawiści i żądzy krwi.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 08-11-2012 o 20:53.
Pinhead jest offline