Wojtek rozejrzał się po wnętrzu, potem spojrzał na swoje ręce... Krew...? Ale osso tu chodzi...? Rozespanym wzrokiem powiódł po pozostałych, nic jednak nie powiedział, tylko zwlekł się z legowiska i niepewnie ruszył gdzieś... na zewnątrz... Potrzebował powietrza. Po drodze zdrapywał z siebie strupy, niejasno zaniepokojony, ale nie miał na razie siły się bać - za dużo energii wymagał od niego kac i jakiś nieokreślony, przejmujący smutek.
__________________ Cogito ergo argh...! |