Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2012, 01:01   #63
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Gregor Eversor

Łomot pięści uderzającej w drzwi przetoczył się po pustym, zimnym korytarzu. Potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Finalnie, między cieniami przeszła zwalista postać, mamrocząc zbliżając się do drzwi. Po kilkunastu sekundach stojący pod nimi mag bojowy usłyszał chrobot szczebla a okienko w na wysokości oczu otworzyło się, ukazując duży, płaski nos.

-Czego?

-Mam odebrać ciała…

-Jakie ciała, cholera? Przecież grabarza zwolnili a po trupy zgłasza się taki jednej wykształciuch…

-No ja właśnie od niego.


Gregor westchnął cicho, czekając aż jego rozmówca skojarzy fakty. Po dłuższej chwili strażnik zamrugał szybko, w okienku pojawiła się dwójka świńskich oczu które wytrzeszczone zostały na młodego adepta magii.

-To wyście od tego Plicka?

-Flicka. Mistrza Katedry Komunikacji…

-Ja wiem, ja wiem! Za głupiego mnie ma?!-
Gregor wolał nie odpowiadać na to pytanie, bo odpowiedź była raczej oczywista. Strażnik który pilnował bramy nie wydawał się szczególnie lotny umysłowo i Eversor szczerze zastanawiał się jakim cudem dostał tak „wymagające” zadanie jak sterczenie pod wejściem do więzienia. Z jego inteligencją wpuściłby pewnie rewolucyjny motłoch, jeśli powołaliby się na komendanta a może nawet i na króla.

Ale tak czy inaczej Gregor odczekał aż odźwierny otworzy bramę i wpuści go do środka. Uniósł z pewnym zaskoczeniem brwi, gdy dostrzegł że za uchylającymi się wrotami nikogo już niema.

-Em… Przepraszam?!

-Niech wchodzi! I drzwi zamknie za sobą, bo wieje
!

Kiedy Gregor przekroczył próg a jego oczy przyzwyczaiły się do panującego wewnątrz półmroku, od razu dostrzegł strażnika. W ciągu kilku sekund, które minęły od chwili otworzenia wrót a wejściem mężczyzny do środka, zdążył rozsiąść się już przy niskim stoliku zastawionym kubkami oraz mięsiwem. Jedyny biesiadnik przy tej małej uczcie był raczej… owalny.




Niechętnie spojrzał na Gregora, który zamknął za sobą drzwi i stanął przy nich, czekając.

-No czego znowu?- zapytał, łamiącym się z rozpaczy głosem.- Buciki umyć?! Ja tu obowiązki mam!

Mówiąc to chwycił jeden ze swoich „obowiązków” wgryzł się w niego i zapił piwem. Ten konkretny miał kształt kurzej nóżki.

-Chciałem odebrać zwłoki. Mam zapłacić komendantowi…

-To nie wie gdzie iść?! Do diabła, ten cholerny nekrofil…

-Nekromanta.

-Psu na budę, cholera! Mógłby przysłać tego poprzedniego, co tu chodził. Gówniarz od razu wiedział gdzie iść, komu dać złoto i gdzie odebrać wózek… Ech…-
grubas pokręcił głową.- Prosto cały czas, a potem schodami na górę. Komendant jest na placu ćwiczebnym

Gregor ściągnął wargi w wąską linię, uśmiechnął się z trudem i skinął strażnikowi głową. Statystycznie, Hightower było jednym z najlepszych więzień w królestwie. Dobrze strzeżone, o grubych murach i licznych celach. Nie zmieniało to jednak faktu, że nawet w tak elitarnych formacjach jak strażnicy z Wysokiej Wieży, mogły trafić się czarne owce.

Młody mag przyśpieszył kroku, minął korytarz z celami gdzie siedzieli drobni przestępcy i prawie wbiegł po schodach prowadzących na górę. Zmarnował już dość czasu przy samym progu.

Na placu ćwiczebnym, wyłożonym kostkom brukową układającą się w nakładające się na siebie kręgi, było głośno i tłoczno. Młodzi strażnicy, ci starsi, a także weterani swojego fachu ćwiczyli zaciekle, jakby byli nie w służbach więziennych, ale w prawdziwym wojsku. Gregor uniósł lekko brew, widząc jak olbrzym z wygoloną głową z rozpędu wpada na dwóch młodzików i powala ich gołymi rękoma, trzeciego zbijając z nóg ciosem głowy w pierś.

Kiedy olbrzym wstał w końcu, strzepując kurz ze spodni, podeszła do niego para strażników i spokojnie założyła kajdany na ręce. Stojący nieco z boku sędziwy mężczyzna w purpurowym płaszczu z zadowoleniem skinął głową.

-Odprowadźcie Charlesa do jego celi.- rzucił, odchodzącej trójce i samemu stanął na środku placu.- Jak sami widzicie, nie będziecie mieć tu do czynienia ze zwykłymi przestępcami. Prawda, w Hightower są też rzezimieszkowi, złodzieje i bandyci, ale w Kazamatach i Niskich Celach siedzą ludzie, których nigdy nie chcielibyście spotkać, nawet będąc w uzbrojonej grupie. Charles, który pokazał wam jak niewiele potraficie nie był nawet jednym z nich

Mężczyzna pozwolił żeby ten fakt uderzył w rekrutów po czym uśmiechnął się, przygładzając dłonią białe wąsy.

-No dobrze… A teraz do ćwiczeń!


Tsuki


„Witajcie w Pełnej Sakwie! Najniższe ceny! Świetne towary! Nigdy nie wiesz, na co uda ci się trafić!”



Samurajka krytycznie spojrzała za równo na szyld gdzie złote litery lśniły w słońcu, jak i na wystawę gdzie leżało i wisiało niemal wszystko. Sztylety, miecze, elementy pancerza płytowego, różnorodne ubrania, artykuły spożywcze i skóry zwierząt. Brakowało jeszcze tylko plakietki z napisem „Wszystko za pięć srebrników”.

Tsuki, wychowana na Jadeitowych Wyspach, przywykła do tego, że każdy w życiu uczył się i doskonalił w jednej, dokładnej dziedzinie. Katanawazi nie mógł nagle uznać „Przebranżowię się i zacznę robić ciżemki”. Nadworny, cesarski medyk nie mógł z dnia na dzień leczyć także wierzchowca swojego monarchy a stolarz nie przerzucał się nagle na kuśnierstwo. Nawet sprzedawca, który nagle do artykułów spożywczych w swoim sklepie zaczynał nagle dorzucać drobne przedmioty codziennego użytku musiał brać pod uwagę nagły spadek zaufania ze strony klienteli. A tutaj… ? Tsuki już dawno przywykła do tego, że jeden właściciel wyszynku lub straganu handlował wieloma rodzajami dóbr. Ale nawet według Skuldowskich praw o wolnym handlu, Pełna Sakwa wydawała się aż zbyt elastyczna w swoim asortymencie.

Dziewczyna westchnęła, poprawiła miecz przy boku i spokojnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Zamarła, kiedy wejście do sklepu otworzyło się i ze środka wypadł niski mężczyzna o łasicowatym obliczu, poganiany przez pucułowatego półelfa uzbrojonego w ciężką pałkę z czarnodrzewu.

-I żebym cię tu więcej nie widział, palikocie w mordę chędożony!- Lancel, bo tak nazywał się właściciel Pełnej Sakwy, nie wyróżniał się zbyt elfickimi cechami urody. Był niewysoki, grubawy i tylko uszy sterczały mu spod jasnych, sięgających ramion włosów.

-Spokojnie, spokojnie!- wyrzucony mężczyzna zatoczył się, niezgrabnie skacząc po schodkach prowadzących do drzwi.

-Spokojnie?! To obraza w biały dzień! Jak ci zaraz nie…

-Ratunku, mordują!


„Palikot w mordę chędożony” w panice padł na chodnik, kiedy luźne trzewiki zsunęły mu się nieco ze stóp i czubkami zahaczyły o stopnie. Mężczyzna wyłożył się jak długi, zaskomlał i przepełznął kilka kroków, po to by zatrzymać się u stóp Tsuki. Niepewnie podniósł oczy na dziewczynę, wymamrotał jakieś przeprosiny i wstał, by wyminąć ją i zniknąć za drzwiami pobliskiej tawerny.

Lancel zaś gotów był ruszyć za mężczyzną, czegokolwiek by się nie dopuścił, z pałką w dłoni, ale najpierw spojrzał na stojącą przed jego sklepem elfkę, potem na sporą ilość ludzi kręcących się po ulicy i finalnie na trzymaną w ręku broń. Oj tak, pałki kupieckie, pierwotnie miały służyć za obciążone laski umożliwiające sprzedawcom obronę przed złodziejami. Z czasem jednak ozdobne przyrządy do samoobrony zmieniły się w rozpoznawalny, niebezpieczny oręż. Ta, którą trzymał w dłoni sklepikarz była wykonana z pierwszorzędnego czarnodrzewu, a jakby tego było mało rączka ozdobiona była groźnie wyglądającymi, wypolerowanymi kamieniami.

Półelf prychnął, poprawił zagniecenia na jedwabnej tunice i wrócił do sklepu, wkładając pałkę za pas.


Buttal


-Dogania nas!

-Widzę przecież! Pośpiesz się!


Biegnący nieco z tyłu Torgga spojrzał wściekle na biegnącego przed nim kuriera i nabrał powietrza, by głośno i wyraźnie wygłosić swoją opinię na temat tego typu uwag. Nie zdążył jednak, bo akurat tą chwilę wybrał Rozrywacz, by naprężyć mięśnie nóg i skoczyć do przodu z wysuniętymi ku krasnoludom pazurami. Marudny wojownik krzyknął, zatoczył się na bok i o włos uniknął masywnego, włochatego pocisku. Buttal zaś, słysząc ostrzeżenie ze strony towarzysza, pochylił się i rzucił do przodu. Rozpędzony potwór ryknął gniewnie, z całym impetem uderzył w ścianę i zwalił się pod nią.

-Myślisz, że stracił przytomność?- Torgga podbiegł do leżącego Buttala i pomógł mu wstać. Młody kurier przyjął wyciągniętą dłoń i spojrzał nad ramieniem brodatego zabijaki. Rozrywacz właśnie podnosił się na przednich łapach, energicznie potrząsając łeb.

-Nie sądzę. Biegiem!- wysapał, obracając się w stronę gdzie według jego mniemania był posterunek rozładunkowy i znów zaczął wyciągać pałąkowate nogi ile fabryka dała.

Po kilkunastu sekundach za plecami uciekających krasnoludów rozległ się rozwścieczony ryk.

-Chyba się obudził.- Torgga uśmiechnął się blado.

Buttal zaryzykował spojrzenie przez ramię i od razu tego pożałował. Przerośnięty szczur pędził za nimi, przebierając za równo przednimi jak i zadnimi łapami. Poruszał się długimi susami, równie często biegnąc po ścianach jak i podłodze.

Kurier zmęł w ustach przekleństwo.

-Już niedaleko

Faktycznie, tunel powoli rozjaśniał się, by finalnie ukazać świetlisty portal na jego końcu. Torgga zaśmiał się niczym ktoś, kto nie ma nic do stracenia.

-Wiesz… Podobno pesymista widzi ciemny tunel!

-Co?!

-Optymista widzi światełko w tunelu. Realista widzi światła kolejki…

-A maszynista widzi trzech debili na torach.-
Buttal dokończył złotą myśl towarzysza, którą to wiele lat wcześniej sprzedał mu dziadek.

Torgga spojrzał na kuriera, po czym zaśmiał się tubalnie, kiedy oba krasnoludy wpadły do jaskini, w której mieściła się stacja rozładunkowa. Stojący przy kolejce Fungi Loudgren zagryzł ustnik fajki i uniósł w górę garłacz. Za jego plecami stała piątka uzbrojonych i gotowych do walki krasnoludów.

-Na bok, chłopaki!- krzyknął, widząc wybiegającą z tunelu dwójkę.

Buttal niewiele myśląc ugiął nogi i rzucił się na bok, lądując pod stertą skrzynek. Torrga miał mniej refleksu, przez co nim zdążył uskoczyć, w jego bok uderzył bark wybiegającego z ciemności potwora. Wojownik zaklął tylko, przeleciał kilka metrów w powietrzu i z trzaskiem wylądował na stosie drewnianych skrzyń.

Rozrywacz zaś potrząsnął zalanym krwią pyskiem i zamrugał lśniącymi ślepiami. Jego uwagę zwróciła dopiero chmura śrutu kalecząca mu korpus oraz krzyk głównego operatora kolejki.

-Hej! Tutaj, pieprzony pomiocie! Głodny?! Mało ci było do tej pory?!

Stojące za nim krasnoludy spięły się, widząc szarżującego potwora. Fungi zaś uniósł tylko dłoń.

-Spokojnie…

Rozrywacz rozwarł szczęki i wydał z siebie przeciągły ryk, w biegu rozpryskując ślinę i krew. Laudgren przełknął ślinę.

-Spokojnie…

Potwór przyśpieszył, kłapiąc szczękami.

-Spokojnie!

W końcu bestia skoczyła, podkulając pod siebie zadnie łapy i wyciągając pazury w kierunku oczekujący brodaczy.

-Teraz!

Fungi krzyknął ile sił w płucach, padając na ziemię. Stojący za nim brodacze uczynili to samo, odsłaniając wagonik kolejki z zamontowanym na nim działkiem. Klęczący przy armatce górnik zaklął i z całej siły pociągnął za sznurek, pozwalając zapadce opaść na zapalnik.

Leżący kilkanaście metrów dalej Buttal odruchowo pochylił się i ukrył głowę pod rękami, kiedy eksplozja wstrząsnęła grotą. Chmura kartaczu, gwoździ, tłuczonego szkła oraz kamieni przetoczyła się przez lufę broni i szatkując ciało stojącego na linii strzału potwora.

Kiedy po kilkunastu sekundach kurier podniósł głowę, w uszach dzwoniło mu potężnie. Zamrugał i zakasłał, by finalnie dostrzec leżący na podłodze, rozerwany korpus bestii.

-I o co tyle hałasu… ?- Fungi Laudgrrn podniósł się powoli z ziemi i otrzepał dłonie, patrząc krytycznie na krwawy ochłap którym stał się Rozrywacz.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline