Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2012, 11:19   #114
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Najszybciej zareagował Franc, gdy tylko Wampir podnosił noworodka, jego uszu dochodził już chrzęst wykręcanego karku. Oj jak on uwielbiał ten dźwięk, wprost muzyka dla uszu tego żołdaka. Nie miał czasu jednak, by się nim delektować, od razu chwycił garłacz i wypalił w kierunku postaci, mającej właśnie zamiar wbić rytualny krzyż w ciało noworodka. ~ Cel uświęca środki ~ jak zwykł mawiać i przestrzegać tej zasady. Pewnie zabije noworodka, ale według jego opini i tak by zginął. Franc za to wierzył, że poświęcając ciało, ocali mu duszę. Strzelił! Morderczy grad opuścił lufę garłacza. Jednak w momencie wystrzału, stało się coś niespodziewanego. Czarna mgła spowiła wszystko w promieniu paru metrów od wampira.

Franc zrozumiał, że jego plan się nie powiódł. Zawiódł! Demon z pewnością właśnie wychodził na powierzchnię. Maurer, a ni nikt inny, już nie widział demonicznej sylwetki, która górowała nad postacią. Teraz wszystko skłębiło się w wielki, gęsty dym. Coś przybywało…

***

W tym samym czasie pierwsze promienie wpadły już na plac. Część z obserwujących rytuał nagle stanęła w ogniu. Najwyraźniej ulegli samospaleniu, gdy tylko pierwsze promienie słońca na nich padły. Wąpierze. Wąpierzy rytuał nie uratował ich, zapewne wbrew obietnicom. Został jeden… ten spowity w mroku. Jeden, ale z pewnością dużo groźniejszy, niż pozostali wzięci razem.

Na placu jednak nie znajdowały się same wampiry, byli i ludzie im służący. Poza przeznaczonymi na stracenie, zostało jeszcze kilka osób. Między innymi ten z medalami, czy Allan który sprowadził tu Detlefa. Z przerażeniem złapali za broń, wpatrzeni to na Franca, to na płonące wampiry, to na wielkiego demona.

Za Francem na plac boju wbiegł Durin, gotowy by wybijać to co zostało, gotowy by stoczyć kolejną walkę z demonem. Na plac wpadł i jeszcze jeden czarnowłosy krasnolud, a za nim kolejna postać, co musiało zdziwić ich wszystkich. Wyglądał na szczurołapa, był wściekły, był jakiś taki… dziwny...
- Nieeenaaawidzęęę!!! – z takim krzykiem wpadł na plac. Imrak jak się, co miało się okazać, zwał, nienawidził ludzi to fakt. Mimo to, on pierwszy podbiegł do Detlefa i pozostałych uwięzionych zwalniając ich więzy. Bo mimo tego iż ich nienawidził, to bardziej od nich nienawidził wapmiprów i tych wszystkich tu obecnych, którzy pozbawili życia to miasto. Obecnie jego miasto, którego w gruncie rzeczy nienawidził. Choć w sumie szczury, które najmniej nienawidził, zostały. Ale co mu z samych szczurów? Nienawidził i z tej nienawiści, aż kipiał. Uwolni tych, pomogą mu w walce z demonem i będzie na powrót mógł ich nienawidzić, jak i nienawidził wcześniej.
- Skurwiel, bierz ich – krzyknął, po czym zaraz przy khazadzie zjawił się niewielki pchlarz.

Spojrzał na plac. Parę kroków przed klęczącymi, byłymi więźniami, był komendant straży, fircyk z medalami. Jakże już nienawidzony przez Detlefa. Obok szlachcica był jeden ze spalonych wampirów, a przy nim leżał bezpański miecz. Około pięciu metrów na prawo od Imraka był jeden z sługusów wampira, który sięgał już po swoją broń. Po lewej stronie podobnie. Franc również na oku miał dwóch, stojących zaraz przy mgle i przy postumencie. Durin kolejnego.

Elf, nie doświadczony w takich bojach, zajmował jeszcze swoją pozycję rozważając i zastanawiając się jak wkroczyć do walki. Pierw pewnie chciał zobaczyć z czym przyjdzie mu się mierzyć. Co to włąśnie przybywa do tego świata...

Po paru sekundach i Lienz wyszedł. Zebedeusz wyszedł spokojnie z ukrycia podążając za Francem. Uśmiechnął się szyderczo i gdy zobaczył jak mrok pochłania postument, rzekł spokojnie:
- Wybaczcie ale nie chciałem by dziecko oglądało mordę Detlefa.
Żak szedł dalej spokojnie i mamrotał coś pod nosem. Jego oczy nie wyrażały absolutnie niczego. Kroki stawiane przez Zebedeusza już nie były niepewne jak wiele razy wcześniej, na twarzy nie malowało się zdenerwowanie. Zebedeusz wyglądał tak jakby demony, wampiry to był chleb powszedni dla niego.

Wszystko trwało bardzo szybko. Po chwili usłyszeli wielki ryk, przeraźliwy wrzask. Wampir musiał się łączyć z demonem. ~Może lepiej uciekać, miast z nim walczyć? ~instynktownie przeszło im przez myśl. Nagle zobaczyli, jak rzucone przezeń dziecko opuściło strefę mroku. Leciało zakrwawione, martwe, upadając niedaleko od Franca. W nkolejnej sekundzie mrok zanikł. To koniec!

***

To co się jednak stało zaskoczyło wszystkich. Demona nie było, stał tylko mężczyzna w płaszczu. A gdy spadły na niego promienie słoneczne, z przerażeniem spojrzał na słońce, ryknął jeszcze raz, ostatni raz, po czym stanął w płomieniach… Nie tego się pewnie spodziewał. Powstrzymali go… Franc go powstrzymał…
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 09-11-2012 o 13:18.
AJT jest offline