Coś najwyraźniej nie wyszło.
Bez względu na to, jak rytuał miał wyglądać, to z pewnością nie przewidywał unicestwienia kilkunastu wampirów, które wrzeszcząc z bólu rozpłynęły się w promieniach słońca.
Ci, któzy zostali, z zaskoczeniem wpatrywali się w ogrom zniszczenia... i w parę osób, które pojawiły się nie wiadomo skąd, rozrabiając przy okazji za trzydziestu.
Nim ludzcy sojusznicy wampira zdołali się otrząsnąć z zaskoczenia, Detlef miał już wolne ręce.
- Dzięki - rzucił w stronę szczurołapa, który już rozcinał więzy Konrada.
Sam Detlef miał w tej chwili nieco inne plany. Na placu stale znajdował się jeszcze sam dowódca straży, Mirco. Ten sam drań, który udawał, że o niczym nie wie. Szlachcic schylił się po leżący na ziemi miecz.
Opodal rozległ się wrzask. To Konrad dopadł Allana i nie zważając na stawiany przez tamtego opór przymierzał się do powolnego skręcenia mu karku. Zapewne chciał przedłużyć przyjemność.
Krzyk Allana wyrwał Mirco z zaskoczenia, ale dla dowódcy straży było już za późno na ucieczkę. Jednak Mirco nie zamierzał się poddawać bez walki - sięgnął po miecz i uderzył pierwszy. Detlef uchylił się, a miecz wroga przeciął powietrze. Przeciwnik zachwiał się, co wykorzystał Detlef by wyprowadzić szybki cios, które zmusił jego wroga do cofnięcia się.
Mirco zrewanżował się wypadem z prostym pchnięciem na korpus. Detlef obrócił się nieco usuwając tułów z linii pchnięcia. W tej samej chwili wykonał cięcie, które jednocześnie sparowało pchnięcie wroga oraz trafiło go w udo. Niestety cios był troszkę za słaby. Trafiony zaklął głośno i cofnął się o krok, sięgając równocześnie po długi sztylet. Było to wykonane szybko i sprawnie i świadczyło o dużej wprawie.
Detlef zaatakował z góry tnąc na skos na wysokości lewego obojczyka. Klinga miecza trafiła na ostrze sztyletu. Ruch krótkiego ostrza miał wytrącić miecz Detlefa z linii ataku, ale plan ten powiódł się tylko częściowo. Kolejna krwawa plama pojawiła się na stroju Mirco, tym razem na lewym ramieniu. Dowódca straży zachwiał sztylet, jednak nie rezygnował z walki. Zadał kolejny cios. Uderzenie z góry, które Detlef sparował. A potem przeciwnik wyprowadził następne uderzenie. Proste pchnięcie, które miało umieścić ostrze miecza w brzuchu Detlefa. Ten odchylił się nieco w bok i przechwycił cios.
Kontruderzenia Mirco nie zdołał obronić.
Z malującym się na twarzy wyrazem zdziwienia padł na ziemię. Detlef na wszelki wypadek sprawdził, że Mirco nie żyje, a potem wytarł ostrze miecza w kaftan leżącego.
Teraz trzeba było przywitać się z kompanami i spróbować odzyskać swój ekwipunek, co należało zacząć od przeszukania najpierw kieszeni dowódcy straży, a potem jego biura. |