Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2012, 17:31   #64
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Hana
Rzeka Krwi

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cY2SS0u_cSU&feature=related[/MEDIA]

Ludzkie ciała padały jedno po drugim na trybunach cyrkowej areny. Uśmiechnięci wieśniacy nie zwracali uwagi na swych dawnych znajomych którzy z wariackim uśmiechem leżeli w kałużach krwi, jedynie patrzyli pustym wzrokiem na arenę, na której leżało ciało akrobatki. Hana zaś nie miała litości dla nikogo, kobiety, mężczyźni, oraz nieliczne dzieci które znajdowały się na arenie- metalowy pręt uderzał i wbijał się w ciała każdego bez wyjątku. Był to cichy marsz śmierci, nikt nie krzyczał z przerażenia, tylko jęki bólu, oraz charczenie konających a z czasem chlupot krwi pod butami przedzierał się przez ciszę.
Aż do pewnej chwili…
Zawiał lekki wietrzyk, po czym po całej arenie rozległ się dźwięk cyrkowej trąby, głośny i wdzierający się w najdalsze zakamarki umysłu. Hana poczuła przez chwilę jak serpentyny dźwięku starają się zacisnąć dookoła jej umysłu, ale otrząsnęła się z tego, zwracając ponownie wzrok na swoją ofiarę, którą tym razem była dziewczynka nabita na pręt.
Tylko że dziecko zamiast się uśmiechać, drżało lekko, desperacko ściskając kawałek metalu, jej oczy gasły powoli, zaś usta szeptały bezgłośnie o pomoc.
Ludzie w Sali odżywali powoli, by po chwili wrzeszczeć z przerażenia i wymiotować od zapachu krwi jak i obecności ciał ich bliskich. Wybuchnął chaos, wszyscy podrywali się z miejsc, krzyczeli w niebogłosy ściskali martwe ciała swych rodzin. W środku tego zamieszania stała natomiast Hana, zszokowana tym co działo się przed jej oczyma. Czyżby pomyliła się w swojej ocenie, czyżby zabiła dziesiątki osób które jednak miały prawo do życia?
- I jak Ci się to podoba Pani-zabójczynio? –rozległ się donośny głos, ale nikt nie zareagował na jego pojawienia się.. a może tylko czarnowłosa mogła go słyszeć? Słowa wypowiadała wielka lewitująca nad środkiem areny głowa grubasa.



Szczerząca białe zębiska w demonicznym uśmiechu.
- Jakie to uczucie przynieść ze sobą tylko śmierć i obłęd? –zapytała głowa krążąc nad wrzeszczącym tłumem.
Kim była cyrkowa grupa… i czy dziewczyna na pewno chciała się tego dowiedzieć?

John i Max
Zakładnik


Max wyszedł z garderoby w której znajdowała się klatka z dzieciakami, oraz trup martwej wiedźmy, trafiając tym samym do obszernego pomieszczenia, zawalonego różnymi gratami. Leżały tutaj stare płachty, trampoliny, puste baseny, jak i klatki na zwierzęta te mniejsze jak i więzienia prawdziwych drapieżców. Mężczyzna ruszył rozglądając się czujnie, podrzucając swój nóż motylkowy w dłoniach gotowy zabić każdego napotkanego cyrkowca. Jednak zamiast artystów pojawił się dźwięk. Powietrze przeszył odgłos cyrkowej tuby, zaś Max poczuł jak kręci mu się w głowie, jak coś wdziera się do jego umysłu, jak coś pragnie go omamić. Chciał z tym walczyć, ale to było takie kuszące, oddać się w ręce uśmiechu, po prostu się bawić, oglądać przedstawienie które wkrótce miało się zacząć…
- Hej wszystko w porządku? –zapytał John, klepiąc swojego brata w ramię.
- O już jesteś… myślałem że dłużej będziesz się chować. –prychnął widocznie niezadowolony z pojawienia się krewniaka Max.
- Ten dźwięk mnie tu przyciągnął… widzę że ty jesteś na niego mniej odporny, więc może lepiej teraz ty pozostań w cieniu? I lepiej oddaj mi nóż.
Max uśmiechnął się kwaśno, ale nie minęła chwila a broń jak i łeb wiedźmy znalazły się w dłoniach przedstawiciela handlowego, zaś jego brat skrył się w mroku, by w razie potrzeby pomóc z ukrycia.

John rozejrzał się po magazynie, był o wiele bardziej spostrzegawczy niż jego braciszek, szybko dostrzegł pewne nieprawidłowości. Większość magazynu była w nieładzie, jednak kilka przedmiotów wyraźnie niedawno ruszano, wskazywały na to ślady odznaczone w kurzu. Wyglądało na to że ktoś pospiesznie tędy przechodził zmierzając w konkretnym kierunku, sądząc zaś po szerokości stworzonego przejścia był on dość postawnym osobnikiem.
Doe ruszył cicho odnalezionym tropem, zaś Max nie ustępował go na krok. Nie wiele czasu zabrało mu odnalezienie kolejnych drzwi, ukrytych za stertami śmieci. Były one lekko uchylone, co pozwalało zajrzeć bez problemu.
Pomieszczenie było malutkie, znajdowało się w nim krzesło, aktualnie zajęte przez grubasa, który zrzucił jednego z braci w objęcia wiedźmy. Lustro ,do którego grubas mówił przyciszonym głosem, a co dziwne nie było w nim odbicia, falowało jedynie delikatnie niczym tafla wody. W kącie pomieszczenia leżał związany stary człowiek, z kneblem w ustach i opaską na oczach, najwyraźniej nieprzytomny.
W dłoni grubasa zaś spoczywała złota trąbka, biło od niej magia na kilometr, John nauczył się wyczuwać magiczne przedmioty, praca w firmie jego ojca dawała w tym względzie efekty.
Tylko gdzie była Hana? Czyżby dziewczyna poległa?

Gort, Faust, Madred i Fateus.
Czysty ogień i czarna woda


Płomienie rozświetliły nocne niebo gdy jeden z dwóch budynków stanął w płomieniach. Magiczne karty sztukmistrza okazały się idealne do tej roboty, ogień buchał aż miło, pochłaniając w swych objęciach wszystkie tajemnice burdelu.
Goście (w tym bohaterowie tej opowieści) jak i dziwki wylali się z karczmy i niemal wszyscy rzucili się by ratować przybytek. Prawie bowiem znaczące spojrzenie Fausta posłane reszcie wesołej kompani, dało jasno do zrozumienia że należy brać przykład z Fateusa i zmywać się póki nie maja na karku bandy żądnych zemsty rzezimieszków i ladacznic.
Tak więc bohaterska banda wraz z nowymi członkami Gortowej załogi szybko zniknęła w lesie zostawiając płomienie za sobą.
Czy pożar udało się ugasić i czy strawił on wszelakie zło drzemiące w budynku? Kto został nowym właścicielem przybytku i czy Blizna wykorzystał śmierć strzygi? Cóż to już część innej opowieści, którą może kiedyś przyjdzie wam usłyszeć…

Drużyna dokończyła swój odpoczynek w lesie, nie kłopotano się nawet z rozbijaniem namiotów, wystawiono warty i oparzywszy się o drzewa pozwolono organizmom odpocząć po męczącym dniu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=94HYEe1bOFU[/MEDIA]

Kolejny dzień nie przyniosły o dziwo nic ciekawego. Drużyna parła przed siebie, zatrzymując się co jakiś czas by odpocząć czy coś zjeść, bowiem teren stawał się coraz bardziej nieprzyjazny. Ziemia była mokra, powoli robiło się bagniście zaś rośliny rosły coraz gęściej. Nie było wątpliwości iż Czarna woda się zbliża.

Nie ma co mówić o podróży przez zarośla, to nie należy do opowieści o prawdziwych herosach którzy ruszyli na ratunek światu, wiedzcie tylko że w głowie technokraty powoli powstawał projekt jakiejś potężnej maszyny do przebijania się przez lasy. Bowiem to jemu najciężej szło się przez podmokły teren, w który niemal zapadał się po kolana (Gort również brodził niemal po pas w błocie, ale mówiąc krótko –miał to gdzieś) .


Czarna woda, rozpościerała się przed oczami grupy bohaterów, było to spore jezioro porośnięte rzęsą wodną, a na jego powierzchni unosiło się kilka sporych gałęzi które dryfowały powoli po czarnej niczym noc wodzie. W miejscu tym było dziwnie cicho i ciemniej niż powinno. Nie słychać było ptaków, czy owadów, martwa cisza, idealna oddająca nastrój tego miejsca który opiewały legendy. Jezioro wydawało się spokojne, aczkolwiek obejście go by dalej ruszać w stronę Witlover trwać będzie pewnie z pół dnia jak nie więcej, kto wie co wtedy mogło by się zdarzyć.

Faust zaś zamyślił się wpatrzony w resztki wystającego z wody pomostu. Po jego głowie wciąż chodziła, opowieść o podwodnych tunelach, którymi to rzekomo dawno temu naukowcy chcieli połączyć Witlower ze stolicą, by przy pomocy jakiejś maszyny skrócić podróż do zaledwie kilku dni. Gdyby to było prawdą, mogli by dopłynąć do wejścia do tych tuneli… a Madred może dałby radę odpalić urządzenie. O ile w ogóle naukowcy nie zabrali go wraz ze swoim odejściem.

Tylko czy warto było się tym dzielić z resztą drużyny?

Calamity i Shiba
Reunion


Podróż, podróż i jeszcze raz podróż. Nie można powiedzieć by droga do czarnej wody należała do najbardziej bohaterskich, bowiem jedynym zagrożeniem na jakie po drodze się natknęli był jakiś przerośnięty niedźwiedź, którego Calamity powalił jednym ciosem. Misiek zaś nie zdążył zjeść elfiego barda, więc Shiba zmuszony był do wysłuchiwania szczebiotania grajka, który widocznie upodobał sobie osobę kucharza.

Tak więc i tutaj pomińmy wywody na temat niewygody siodła, czy też nie rozdrabniajmy się nad niewygodami spania pod gołym niebem, wszak to nie o tym jest ta opowieść. ]


Czarna woda, rozpościerała się przed oczami grupy bohaterów, było to spore jezioro porośnięte rzęsą wodną, a na jego powierzchni unosiło się kilka sporych gałęzi które dryfowały powoli po czarnej niczym noc wodzie. W miejscu tym było dziwnie cicho i ciemniej niż powinno. Nie słychać było ptaków, czy owadów, martwa cisza, idealna oddająca nastrój tego miejsca który opiewały legendy. Jezioro wydawało się spokojne, aczkolwiek obejście go by dalej ruszać w stronę Witlover trwać będzie pewnie z pół dnia jak nie więcej, kto wie co wtedy mogło by się zdarzyć.

Czteroosobowa grupa dotarła nad Czarną wodę, niedługo po swych towarzyszach, którzy odłączyli się w celu walki z bandytami Blizny. Dwie grupki dostrzegły się bez problemu nad brzegami jeziora, gdzie połączyły się na nowo, odkrywając przy okazji, że każda z nich zdobyła nowych towarzyszy.
Faust poznał też w elfim bardzie osobnika o którym informacje zyskał od Madam Roset – był to artysta który ofiarował jej kiedyś obraz Czarnej wody. Podejrzany zbieg okoliczności, a może po prostu zwykły przypadek?
Shiba natomiast zdążył wszystkim opowiedzieć o tym czemu nie ma z nimi Hanny i Johna, plusem było to że Madred dalej posiadał kontakt telepatyczny z przedstawicielem handlowym tak więc mogli się z nimi skontaktować.
Kucharz mógł też podzielić się ze wszystkimi legendą o której powiedział mu bard, która potwierdzała tylko informacje Fausta.

No więc co teraz robić? Czy warto nurkować w czarnych odmętach by skrócić sobie drogę?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline