Shifter został pochłonięty przez puszystą, trochę lepką powłokę zielonego kokonu. Nie wiedział co się wokół niego dzieje. Dźwięki były przyjemnie przytłumione, prawie nie czuł ciążenia, a w jego nosie wiercił się przyjemny zapach. Szybko zorientował się, że to nie jest zwykły stan umysłu tylko efekt jakiejś substancji, jednak nie miał co z tym fantem zrobić, a nawet gdyby mógł nie był pewien, czy by chciał. To było dobre … I wtedy słońce wybuchło mu za powiekami i wylądował z powrotem na ziemi. W innym miejscu niż zaczął. Powoli opadająca mgła otumanienia odkryła przed nim sylwetki trojga ludzi.
Była tam dojrzała kobieta, której nogi oplatały delikatne, kwitnące czerwienią pnąca. Był biały chłopak z nieco zaniepokojonym wyrazem twarzy i był inny białas z kapturem zaciągniętym aż po sam nos i szerokim uśmiechem na gębie, jakby Święta przyszły wcześniej. A za nimi, tuż za nimi stał najwyższy obecnie w Detroit budynek Davida Stotta - czerwone, ceglane gówno, w którego pozbawionych szyb oknach błyskały wizjery hełmów i celowniki snajperek.
The Guardian Building
Budynek Stotta był obecnie bazą wypadową wojska i oddziałów specjalnych F.B.I. W środku siedziało dowództwo, dookoła w kordonie porozstawiane były wozy pancerne, posterunki i kontenery z zaopatrzeniem.
Evolve, George i Finna patrzyli na to wszystko z ruin One Woodward.
- Mają budynek szczelnie otoczony - mruknęła Finna - Ale z drugiej strony jest Skwer Woodwarda, jeżeli ich tam zwabicie będę mogła im zrobić piekło. O - odwróciła się akurat gdy za nimi wyrastała powoli, przypominająca purchawkę, jasnozielona bańka. Gdy pękła, wraz z zawieruchą przezroczystych zarodników wypadł z nich czarnoskóy mężczyzna o zamglonym spojrzeniu - Pomoc zawsze się przyda.