Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2012, 19:27   #20
dzemeuksis
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Wrzask umilkł nagle, jak ucięty nożem. Shannon poderwała się z ziemi spoglądając w kierunku, gdzie, jak jej się wydawało, widziała przed chwilą Arivalda buszującego w chaszczach. Nie dostrzegła go nigdzie.
- Jasny szlag! Co tam się stało?
Kevin uniósł głowę, spoglądając w tę samą stronę co Shane.
- Trzeba sprawdzić - powiedział, podnosząc się z kolan. Ruszył szybko w kierunku krzyku, na wszelki wypadek zabierając ze sobą pałkę.
Shane, nie mając pojęcia w co się pchają, nie miała zamiaru ruszać w ślad za przyjacielem nieodpowiednio uzbrojona. Szkoda było zostawiać zgrabnego toporka, a potem żałować, że się go nie wzięło. Chwyciła go więc niemal odruchowo, już w biegu.
- Gdzie on się podział? - zapytała zdezorientowana nieco dziewczyna.
- Ari? - zgoła niepotrzebnie spytał Kevin. Krzyk był przeraźliwy, ale głos dało się rozpoznać.
- Mam nadzieję, że go nic nie zeżarło. - W jej głosie zabrzmiał szczery niepokój. - Poczekaj. Ostrożnie.

W końcu nie wiedzieli, co tam mogą zastać. Albo kogo? Lepiej by było, gdyby jednak sprawcami wrzasków Ariego nie byli jacyś miejscowi. Pewniej chwyciła stylisko toporka ważąc go w dłoni. Nie powinni byli się rozdzielać. Oby Ari, ani żadne z nich, nie musiało odpokutować tego błędu. Martwiła ją długa cisza, która zapadła po urwanym krzyku. Wtedy jednak usłyszeli kolejny niemal histeryczny, choć dziwnie stłumiony wrzask.
- Jakby spod ziemi - stwierdziła ze zdumieniem Shane i niemal natychmiast zreflektowała się o co w tym może chodzić.
- Gazu Kev! Chyba wiem gdzie jest. - Tym razem, to ona ruszyła biegiem w stronę starej studni, słysząc jęki dochodzące ich gdzieś z głębi i bojąc się czy aby zdążą na czas.
- Tam! - Wskazała Kevinowi zarośniętą bluszczem okrągłą dziurę w ziemi okoloną pozostałościami cembrowiny.
Dopadli jej razem. Od razu zdarła z otworu zasłaniającą niemal prześwit warstwę splątanych pnączy i powojów.
- Ari?! Jesteś cały? - rzuciła wgłąb pytanie, które wydało jej się priorytetem.
Światło padło na dno studni i na twarz starającego wydostać się z niej mężczyzny. Twarz tak zabawnie przerażoną, że Shan nie była w stanie powstrzymać się od uśmiechu.
- Co ty tam robisz na miłość boską? - Usiłowała zachować powagę.
Kevin szturchnął Shane pod żebro. Sytuacja, z tej strony przynajmniej, wyglądała na zabawną, ale Ari mógł mieć do tego inne podejście. Jak wiadomo, wszystko zależy od punktu widzenia.
- Jak tam już jesteś, to może się dokładniej rozejrzysz? - zaproponował. - Ja w tym czasie wrócę po linę. Będzie łatwiej cię wyciągnąć.

Gdy Kevin wrócił, trzymając w dłoni zwiniętą linę, Shane klęczała tuż obok krawędzi studni i konferowała z Arim.
Jakoś udało jej się uspokoić go na tyle, że był w stanie odstąpić od upartego zdzierania paznokci o kamienną cembrowinę przy akompaniamencie lamentowania o natychmiastowe wyciągnięcie go z tego dołu pełnego plugastwa wszelkiego. Jednak nie dał się namówić na przeszukanie studni.
- Nie dotknę tego. Nie ma mowy - zapierał się. - Wyciągnijcie mnie! Przyjaciele... - dodał z pretensjami.
- Nie bądź... - Shane nie dokończyła. - To dobry, porządny nóż. Przecież nie możemy go nie zabrać. Zdajesz sobie chyba sprawę, że on nam może jeszcze życie uratować? - starała się nie wrzasnąć. - Bierz go w tej chwili!
- No dobra, dobra...
Ari wziął nóż, jakby ten był kolejnym, tyle że większym i bardziej obrzydliwym robalem.
- Łap!
Nóż poszybował w górę. Na szczęście nie trafił tych, co stali przy studni, ani też nie wrócił na dół.
- Tu już nic nie ma! - stwierdził autorytatywnie Ari. - Dawaj tę linę!
- Rozejrzyj się. Jeśli są resztki łuku, to musiał mieć też strzały. Groty by się musiały zachować. - powiedziała nad wyraz opanowanym tonem. - Chyba nie boisz się paru kości? - spytała.
- Chcesz wiedzieć, co tu jest, to sama zejdź, miłośniczko starych gnatów - burknął Ari. - Tu się wszystko rusza od robactwa. Ohyda - wzdrygnął się z odrazą.
- Przecież cię nie zjedzą - warknęła w odpowiedzi.
- Jemu to powiedz - odpowiedział z pretensją mierząc upapranym palcem w doczesne szczątki lokatora studni.
Shane wzniosła na moment oczy ku coraz ciemniejszemu niebu.
- To wyłaź - warknęła - zanim zacznie padać i się nam utopisz.
- No przecież od pół godziny o niczym innym nie marzę! - kwiknął rozpaczliwie.

Kevin opuścił linę. Po chwili Ari był na powierzchni i gwałtownie otrzepywał się ze wszystkich śmieci i nieproszonych lokatorów, którzy uczepili się go podczas niepodzianej wizyty.
- Poczekaj jeszcze chwilę z tą liną - Shan poprosiła Kevina, który już zabierał się do zwijania sznura. - Może spróbuję przeszukać tego pana. A nuż ma jeszcze coś ciekawego.
- Jak sobie życzysz - odparł Kevin. - Tylko sobie nie upapraj sukienki - dodał.
W kilka chwil zsunęła się po linie. Przeszukiwanie resztek zmurszałej odzieży i sprzętu umarlaka dało jednak mizerne efekty - zaledwie kilka nadgryzionych rdzą grotów.
- Rzuć naszą skarbonkę - poprosiła. - Albo nie! Nie potrzeba - zmieniła zdanie i wrzuciła zdobycz za dekolt. Zaciśnięty mocniej pas z nożem, wspaniałomyślnie podarowanym jej do kompletu przez Kevina zatrzymał ją na właściwym miejscu. Po kilku kolejnych chwilach była na powierzchni, wytrząsając żelastwo spod rozluźnionego pasa.
- Skąd macie te wdzianka? - spytał Ari, który od dłuższej chwili przyglądał się Kevinowi, a potem i Shannon.
- Okradliśmy stracha na wróble - mruknął Kevin. - Znaleźliśmy skrytkę - powiedział.
- A dla mnie? - spytał Ari.
- Nie starczyło - odparł Kev, nieco mijając się z prawdą. Został jeszcze płaszcz, ale dla dwóch osób - Ariego i Ronda - było tego za mało.
- Przestańcie gadać o modzie - wtrąciła się, dość gwałtownie, Shannon - tylko bierzcie się do roboty. Zaraz lunie. Znieście jakieś liście, paprocie, póki są suche. Schowamy się pod jakąś niską a rozłożystą jodełką. Zbudujmy coś w rodzaju ścianki od nawietrznej, żeby się osłonić od wiatru i zacinającego deszczu. A Kev nam pokaże, jak się za pomocą krzesiwa rozpala ognisko. Tylko przynieś tutaj to wszystko, co znaleźliśmy - dodała.
- Tak jest, pani dyrektor! - odparł Kevin, zastanawiając się, skąd wytrzasnął to określenie.
 
dzemeuksis jest offline