Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2012, 08:40   #17
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
- Pewnyś wieści? – jedzący postny, czerstwy chleb mąż wyglądał bardziej na zaprawionego w bojach weterana niźli na klechę. Tym bardziej dziwić mogła czarna sutanna i zdobiący ją prosty, srebrny miecz szyty na wysokości serca. I tonsura, która z całą pewnością nie pasowała do znaczonego bliznami oblicza. Jedyną rzeczą na miejscu był złoty pierścień, który pysznił się na dłoni mężczyzny, ale i on znaczył coś innego. Można by rzec wojownik, któren się przebrał dla hecy.

- Tak Ojcze. – starszy mężczyzna siedzący naprzeciwko zajadającego suchy chleb mężczyzny, mógłby być jego ojcem sam, bądź nawet dziadkiem. Mimo to w jego głosie pobrzmiewała nuta nabożnej czci i uległości kiedy odpowiedział swemu o kilka dekad młodszemu rozmówcy. Co w kornym skłonieniu głowy czyniło z opata wielce zdumiewającą figurę w jego własnym klasztorze.

- Skąd je masz? – pytanie było retoryczne. Trzymający ułomek czerstwego chleba przy ustach wojownik nie spodziewał się, by dane mu było usłyszeć odpowiedź. Mimo to świdrował swoimi niebieskimi oczyma starszego opata, ale tamten nie uległ.

- Wiesz Ojcze, że nie odpowiem, ale wieść to pewna. Nie jesteś już tu bezpieczny, bo miejsce Twego pobytu zostało odkryte a ta żmija uczyni wszystko, by się Ciebie pozbyć. Ci, których nasłał teraz to zwykłe płotki, bo nie miał czasu na lepszy dobór ludzi. Źródło to jednak koniec świata. Ale z każdym dniem może być gorzej…

- Ile mam czasu?


Opat zawahał się nim odpowiedział. Nawet lekko, niemal niezauważalnie wzruszył ramionami. Jego rozmówca dostrzegł ten wyraz bezradności, z tym że on do bezradności nie nawykł. – Nie wiem, ale pierwsi mogą tu przybyć w każdej chwili. Opłaciłem ludzi, którzy mogą nam pomóc, ale tu na wyspie mamy za mało ludzi. Musisz stąd Ojcze uchodzić.

- Czekam tu na ważne wieści i wiesz, że nie odpłynę stąd bez nich. Skoro więc nie ma się ku temu, bym rychle odpływał, musimy przygotować się na przybycie … gości. Myślisz, że damy radę poznać którzy to?
– teraz natura wzięła górę nad wyuczoną pokorą i pobożnością. Człowiek, którego wojna wychowała, stawał do kolejnego starcia i był na nie gotów.

- Tak. Tego jestem pewien. – w głosie opata Źródła nie pobrzmiało nawet śladem wątpliwości.

- Zatem przygotujmy się na ich przybycie… - odparł wojownik w sutannie. A w jego głosie zabrzmiała cechująca go od lat nieugiętość.


***


Co do planowanego wykonania zadania zleconego przez kurduplowatego budynia zdania były podzielone. To było pewne. Byli tacy, którzy chcieli jedynie wziąć łatwo wpadającą kasę, byli i drudzy, którzy pragnęli choć dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Zlecenia wykonać nie chciał nikt. Pomimo tego przybicie do przystani klasztoru w Źródle wzbudziło niejakie emocje a podróżni podzielili się wyraźnie na tych, którzy chcieli zejść z pokładu i skorzystać z zaproszenia mnicha i tych drugich, którzy mieli klasztor i jego okolicę w dupie. Indagowany kolejnymi pytaniami szyper najwyraźniej również je miał w dupie, bo w milczeniu nawijał liny na kołki mocując prom coraz bardziej. Jego syn zaś z tyłu promu mocował się z kotwicą. Przynajmniej oni swą robotę traktowali poważnie.

- Jest u nas skromny refektarz dla gości, gdzie zawsze dostać możecie ciepłą strawę i korzenne wino. O i do zmierzchu blisko, więc na nieszporne nabożeństwo zdążycie po posiłku. - Zakonnik z uśmiechem zbliżył się do białogłów, które najwidoczniej śmielsze od mężów, bądź bardziej świata ciekawe, pierwsze zeszły z pokładu promu. Idący ich śladem dwaj mężowie sprawiali bardziej wrażenie sług. Jeden dźwigał pokaźnych rozmiarów kufer a drugi dreptał za nim próbując nadążyć za niewiastami. Fretka puszczona samopas nie pomknęła daleko przed siebie wydeptaną ścieżką niknącą w gęstwinie łoziny. Stanęła na skraju gąszczu wyraźnie nasłuchując i węsząc. Nowe miejsce, nowe zapachy. - Nade zaś wszystko pokłonić się będziecie mogli przed świętą figurą Błogosławionego Porfiriona, któren przecie Źródłem jest wiary prawdziwej w Nilandzie i stąd nasz klasztor pobłogosławiony onegdaj jego obecnością i dobroczynnością nosi swe miano. Musicie…

- O zmroku woda w Parzycach ma najwyższy stan i jeno w ten czas dopłyniemy tam o tej porze roku. Zdążycie… - szyper w końcu odpowiedział pytającym go podróżnym. Synowie Brecka zostali z tyłu mocując po raz diabli wiedzą który skrzynie do pokładu promu. Można by Se pomyśleć, że starają się trzymać z dala od psiska, które na przedzie promu się uwaliło obok swego pana, który najwyraźniej nigdzie się nie ruszał. Spięcie na początku podróży nie pozostało bez echa. Szyper psów musiał bać się mniej. I ludzi też. – Zdążycie…

Z czym zdążą, szyper nie dokończył. Nikt jakoś spośród podróżnych nie pomyślał jednak chyba, że chodzi mu o zwiedzanie…


***


- To oni? – pytanie zadane wprost do ucha skrytego w krzakach nie mogło być słyszane dalej, niźli na ćwierć kroku, ale i tak kudłate psisko na pokładzie promu uniosło łeb strzygąc uszami. Mnich wycelował w prom swą kuszę i powoli pokiwał głową. Widok pozorującej spokój na pokładzie bandy nie budził jego wątpliwości. Pewnie w miejscu trzymała ich jedynie obecność mnicha, który ich przywitał. Przez ułamek chwili brat Grzegorz myślał nawet czy nie wstrzymać akcji, ale rozkaz otrzymał prosty a Niland był czerstwą ziemią nie szczędzącą tych, którzy mieli wątpliwości. Zaś pies i tresowany szczurek mogły popsuć na prędce zgotowaną zasadzkę – jedyną przewagę jaką dwunastu zakonników miało. Pozostało dziękować Niezwyciężonemu, że mieli choć dość kusz…

Mnich powoli skinął głową mierząc do stojącego kosmatego mężczyzny. W pierwszej kolejności należało zlikwidować najgroźniejszych przeciwników a ten na takiego pasował, jak ulał…


***


- … Musicie Panie iść dalej ścieżką … - głuchy warkot wydobywający się z gardzieli kosmatego psiska, który już nie leżał obok swego pana a siedział jeżąc sierść na karku i obnażając kły usłyszeli wszyscy, ale zareagowali nieliczni. Brent, któremu czworonóg nie raz uratował życie, pierwszy sięgnął po broń szukając możliwie najlepszej osłony. „Rzeźbiarz” już nie silił się na pozorny spokój i skrytą obserwację przybrzeżnych łozin zastąpiła otwarta. Pewnie dla tego dostrzegł kątem oka leżącą pośród liści sylwetkę i wymierzoną w prom kuszę. Hrabia dźwigający na plecach potężny kufer pierwszy spośród schodzących z promu dostrzegł błysk żelaza w rękawie mnicha, ale wiedział że nie zdąży już w tej samej chwili. „Mnich” już wysuwał ostrze doskakując w pół kroku do jego pani. Tyle, że nie przewidział tego, jak szybki był drugi z mężczyzn który również zorientował się w czym rzecz. Coldwell w walkach ulicznych brał udział nie raz i nóż nie stanowił dlań tajemnicy. Wiedział co „mnich” zdoła zrobić w tej pozycji i dla tego zdążył w półskoku kopnąć go w ramię które wystrzeliło do przodu. Na wiele więcej nie pozostało miejsca i czasu. Nóż rozdarł jedynie suknię a przestrzeń wyspy wypełnił niewieści krzyk oraz trzask upadającej skrzyni.

I jeszcze jeden krzyk, który rozległ się spośród łoziny.

- BIJ!!!

A w chwilę po nim zagrała muzyka bełtów…

.


============================

[Uprasza się Graczy by pod treścią swoich postów zamieścili wyniki 5 rzutów k20. Bądź, jeśli to nadmierny kłopot, by spuścili się na swego MG ]
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline