Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2012, 12:51   #18
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Pasażerowie dumnie sunącego wśród grążeli i żabich skrzeków promu byli pasażerami najgorszego sortu. Turystami mianowicie. Nie umieli usiedzieć na dupie i cierpliwie wyczekać kresu podróży. Zamiast tego rozłazili się na wszystkie strony oglądając i przeglądając, przepatrując i oceniając, wślizgując wszędzie jak oślizgłe robactwo. Akurat nadarzyła się po drodze jakaś capiąca moczem wyspa, gdzie miały zaraz zarzynać się jakieś stada rozbójników i właśnie tutaj – niepomni na zdrowy rozsądek – rzeczni turyści postanowili urządzić sobie zwiedzanie. Tournée z przewodnikiem, obiadokolacją, noclegiem, a może i z zakupem szeregu suwenirów, kto wie. Inaczej niż na pamiątkowy szaber na chuj taszczono by na brzeg te kufry?

Ślamazarno-ciekawski koktajl, jaki stanowiła lądowa ekspedycja nie trafiał w brentowe gusta. No owszem, dziewczęta były dobrze skomponowane, ale romantyzm podpowiadał – jeśli tak nazywał się ten głos dochodzący z zarośniętej, skrytej w gaciach strefy – że w Parzycach dziury też będą, a mniej kłopotliwe w obejściu to będą bankowo. Tedy nie było nic, co skłaniałoby Harta do tracenia czasu pośród czapli i piżmaków na władowanej w przybrzeżny muł łodzi.

He, panie szyper... Co to kurwa za porządki? Fajrant robicie? – Brent podniósł się z pokładu, zrzucił kaptur i przeczesał włosy palcami. - Płyniemy dalej. Chcą tu różańce klepać i zostać na roraty, niech zostają. Chuj im, i to nie chuj za przeproszeniem, ale chuj jak najbardziej zwykły, w dupę. Płyńmy.

Flisak odpowiedzieć, nie odpowiedział. Przestraszył się widać warczenia czarnego ogara, który wyniuchał coś paskudnego.

Kurwać... – charknął łowca dopadając zamarłego na rufie młokosa – Ciąć liny, odpływamy!

Grad bełtów zaświstał w powietrzu, groty zastukały o burty, ozdobiły pokład promu kolczastą mozaiką. Brent błyskiem odciął sznur z kotwicą i skokiem dopadł linek, którymi synkowie przewoźnika mocowali łajbę do pomostu. Szybko ciąć, do kurwy. Teraz muszą przeładować, pędem! – wrzasnął, sieknął po sznurze i czując, że zbliża się kolejna salwa kicnął za któryś z ciężkich, obitych skórą kufrów. Warczący dziko zwierz warował obok. A reszta? Resztę miał w dupie.


(6, 17, 16, 10, 17)
 
Panicz jest offline