Pasażerowie dumnie sunącego wśród grążeli i żabich skrzeków promu byli pasażerami najgorszego sortu. Turystami mianowicie. Nie umieli usiedzieć na dupie i cierpliwie wyczekać kresu podróży. Zamiast tego rozłazili się na wszystkie strony oglądając i przeglądając, przepatrując i oceniając, wślizgując wszędzie jak oślizgłe robactwo. Akurat nadarzyła się po drodze jakaś capiąca moczem wyspa, gdzie miały zaraz zarzynać się jakieś stada rozbójników i właśnie tutaj – niepomni na zdrowy rozsądek – rzeczni turyści postanowili urządzić sobie zwiedzanie. Tournée z przewodnikiem, obiadokolacją, noclegiem, a może i z zakupem szeregu suwenirów, kto wie. Inaczej niż na pamiątkowy szaber na chuj taszczono by na brzeg te kufry?
Ślamazarno-ciekawski koktajl, jaki stanowiła lądowa ekspedycja nie trafiał w brentowe gusta. No owszem, dziewczęta były dobrze skomponowane, ale romantyzm podpowiadał – jeśli tak nazywał się ten głos dochodzący z zarośniętej, skrytej w gaciach strefy – że w Parzycach dziury też będą, a mniej kłopotliwe w obejściu to będą bankowo. Tedy nie było nic, co skłaniałoby Harta do tracenia czasu pośród czapli i piżmaków na władowanej w przybrzeżny muł łodzi. He, panie szyper... Co to kurwa za porządki? Fajrant robicie? – Brent podniósł się z pokładu, zrzucił kaptur i przeczesał włosy palcami. - Płyniemy dalej. Chcą tu różańce klepać i zostać na roraty, niech zostają. Chuj im, i to nie chuj za przeproszeniem, ale chuj jak najbardziej zwykły, w dupę. Płyńmy.
Flisak odpowiedzieć, nie odpowiedział. Przestraszył się widać warczenia czarnego ogara, który wyniuchał coś paskudnego. Kurwać... – charknął łowca dopadając zamarłego na rufie młokosa – Ciąć liny, odpływamy!
Grad bełtów zaświstał w powietrzu, groty zastukały o burty, ozdobiły pokład promu kolczastą mozaiką. Brent błyskiem odciął sznur z kotwicą i skokiem dopadł linek, którymi synkowie przewoźnika mocowali łajbę do pomostu. Szybko ciąć, do kurwy. Teraz muszą przeładować, pędem! – wrzasnął, sieknął po sznurze i czując, że zbliża się kolejna salwa kicnął za któryś z ciężkich, obitych skórą kufrów. Warczący dziko zwierz warował obok. A reszta? Resztę miał w dupie.
(6, 17, 16, 10, 17) |