- Patrz, Ralfi, jacy sieriozni. - Markus nadal miał do ryja przyklejony szyderczy uśmieszek. - Zaraz gębami zaczną srać, bo tak mają dupska ściśnięte, hehe. - zarechotał z własego dowcipu. - Ten zwłaszcza. Kuszą nas straszy, co ją naciągnął w chuj godzin temu. Teraz, synek, to jako snopowiązałki se najwyżej cięciwy użyjesz. Widzicie, tak to jest, jak dasz dziecku broń. - pouczył kompanów, przybierając profesorską pozę i ton.
W nagabywaniu szypra udziału nie brał, skoro zajęli się tym już jego kamraci.
Oparł się plecami o burtę i obserwował pozostałych pasażerów, zwłaszcza pasażerki, jak kręcą się niczym gówno w przerębli, coś tam pierdolą do siebie albo między sobą i w ogóle zachowują się jak kury z ujebanymi łbami.
I wtedy, ni z tego, ni z owego, zaczęła się jatka.
W pierwszym odruchu, właściwie nawet bez udziału myśli, padł na płask na pokład krypy, chowając się za jakimiś bambetlami.
Uniósł nieco głowę, by zobaczyć, skąd z wyspy strzelają. - W dupę jebane klechy! - zaczął od ataku psychologicznego - Chuj wam aż po gardła, chciwe pierdolce w sukienkach! Dzieciojebcy chędożeni! - chociaż miał jeszcze kilka pomysłów na inwektywy, zdawał sobie sprawę, że są w mniejszości, warto by zatem wynieść się stąd w cholerę.
Wypełzł więc zza swojej osłony i poczołgał się w kierunku drugiej z lin wiążących prom do przystani, zobaczywszy, iż Brent radzi sobie już z drugim.
Wyciągnął jeden z noży z bandoletu na piersi i zaczął szybko piłować sznur. - Do tyczek! - ryknął na szypra i jego synów. - Brać się do tyczek, kurwa wasza mać! Spierdalamy!
Strzelanie do mnichów zostawił sobie na później, gdy będą już płynąć, zgodnie z zasadą, ze najpierw obowiązek, a dopiero potem przyjemność.
_________________
19, 2, 5, 7, 2
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |