Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2012, 11:27   #46
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
A wychodząc z wozu nawet odetchnął z ulgą, że to już koniec problemów...
Choć zdziwiony był niewiele mniej niż Jack, refleks miał nieludzki. To zresztą była oczywiste, z racji wiadomo czego. Natychmiast spróbował rozluźnić palce zaciśnięte na szyi medyka i odrzucić go gdzieś w bok, dla jego bezpieczeństwa, oczywiście.
Niebieska ręka poddała się z łatwością, palce były sztywne i drgały, gdy je rozchylał. Jackie padł na tyłek, gdy tylko się uwolnił i odpełzł jak najdalej był w stanie nim panika pozbawiła go sił.
- Jezu, co to do cholery?! - zaskrzeczał z przerażenia.
Dziewczyna, która zgodnie z wszelkimi ocenami powinna leżeć martwa i zimna ściągnęła koc z głowy i usiadła. Jej skóra zmieniła częściowo barwę na błeiktną, a oczy kryły nieludzki chłód.
- Co się stało? - głos zza grobu przeszywał duszę. Jack pisnął gdzieś zza pleców Inka.
- Okej... - mruknął Ink odsuwając się dwa kroki od dziewczyny, a w sumie jej zwłok. - To trochę dziwne, ale myślę, że jesteś martwa, okej? - Rozłożył ręce, w spokojnym, pokojowym geście.
- Ja - jęknęła cicho - Ona, nie - pokręciła głową przez chwilę i harmionijnym szeptem rzekła - My jesteśmy żywi.
- Aha! Otóż nie. Serio. Twoje ciało jest w stanie rozkładu, znacznie przyspieszonego, co jest dziwne, ale wciąż. Oczywiście, jeśli przedstawisz swoje stanowisko jaśniej... jestem gotowy wziąć pod uwagę wszystkie opcje. - Odparł zmieszanie, równie zmieszany Inkfizin. Czy to, że dziewczyna jako-tako żyła, było jego sprawką?
Twarz dziewczyny wykrzywił gniewny grymas.
- Głupcze - ryknęła zupełnie nieswoim głosem i zaraz zasłoniła usta dłonią, przerażona - Nie jestem martwa - rzekła uparcie i opuściła nogi na ziemię. Stawała o własnych siłach, wyglądało jednak, jakby miała pewne problemy z koordynacją.
- Ale żywa też nie. A? - Uśmiechnął się zadziornie. - Aczkolwiek miło by było wiedzieć z kim mam przyjemność? - Spojrzał na nią spode łba.
- Najpierw nazywałam się Alice Witt, teraz jesteśmy Alice i Kyr’Wein. Kyr’Wein nie czuje się najlepiej.
No ładnie. W dziewczynę która umarła przez Inka wlazł coś co imię miało iśćie demoniczne. Ciekawe czy Alice dalej miała swoją świadomość? Niepewność istoty i to, że mówiła w liczbie mnogiej, na to wskazywało. A skoro dzięki temu Kyr’Weinowi Alice ma jakby... drugą szansę, należało mu pomóc.
- Okej. A nie czujesz się najlepiej w sensie gorączka, przeziębienie? Bo Jack tutaj - wskazał na chłopaka - jest medykiem. Może będzie w stanie pomóc. - Spróbował zażartować.
Alice i Kyr’Wein spojrzeli na Jacka, który z rozdziawioną gębą siedział na dupie w piachu.
- On nie jest nam w stanie pomóc - powiedziała ponuro Alice - Nikt nie jest nam w stanie pomóc. Kyr’Wein stracił część siebie, dlatego jest miejsce i dla Alice. Kyr’Wein nie wie do końca kim jest.
- Amnezja, co? - Ink podrapał się po głowie. - Słuchaj... osobiście nie mam pojęcia jak ci pomóc, ale jest taki pan, który zbiera wokół siebie różne indywidualne, specjalne, nadzwyczajne jednostki, takie jak ty, czy ja. Spider Jerusalem, mogę ci pomóc go znaleźć. Lepsze to niż pałętanie się w Nowym Jorku podczas tych rozrób. Sama dobrze wiesz... - W zasadzie Ink liczył, że to Kyr pomoże jemu znaleźć Pająka, samemu się troszkę bał. Ziemia coraz bardziej go zaskakiwała.
Niebieskie oczy zmrużyły się w zamyśleniu.
- Kyr’Wein zna Jerusalema. Wie o nim. Zaprowadzi nas, nie - zawahała się - Tak, pojedziemy do Detroit, ale tam jest niebezpiecznie.
- Tutaj przed chwilą umarłaś... w pewnym sensie. Także to czy tu czy tam będzie niebezpiecznie... mi to jajko. - Wzruszył ramionami, skrywając radość. Osobiście nie miał jeszcze okazji rozeznać się nawet gdzie mniej-więcej jest Detroit.
- A - Jack wydobył z siebie dziwny dźwięk, odchrząknął i brnął dalej nie zważając na mrożące krew w żyłach spojrzenie Alice i Kyr’Weina - A, mogę jechać z wami? - zwrócił się do Inka, którego uważał za przywódcę tej małej, niespotykanej grupy.
- Wolna wola. Zapraszam. - Rozłożył ręce w gościnnym geście.

Ot ekipę sobie zebrał. Opętana martwa dziewczyna i ludzki medyk. Westchnął ciężko. Jakim cudem tak szybko narobił sobie kłopotów? Było zostać w Australii.
- To możemy użyć karetki jako środku transportu. Nie ma co tu dłużej stać, nieprawdaż?

W końcu miał chwilę spokoju. Spostrzegł się, że w sumie dalej ma gołą klatę, po tym jak bezsensownie próbował zrobić z koszuli opatrunek. Przynajmniej został mu dół tuniki. W własnoręcznie zrobionej kieszeni trzymał fajki i zapalniczkę Gdy już siedzieli, jeden z papierosów lawirował chwilę w powietrzu, potem trafił do ust Inka, a zapalniczka zgrabnie go zapaliła.
Palenie w karetce, było wyjątkowo przyjemne.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 11-11-2012 o 11:35.
Fearqin jest offline