Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2012, 19:58   #19
Pietro
 
Pietro's Avatar
 
Reputacja: 1 Pietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodze
Błękit nieba dawno już ustąpił czerwieni, gdzieniegdzie poprzecinanej smugami żółci, kiedy parkował swój samochód przy jednym z domów znajdujących się na Diamondhead Road. Umysł niemal momentalnie zalała fala wspomnień dotyczących dziwnego hologramu, na który natknął się w gabinecie doktora Kaewe. Wyłączył silnik i wysiadł. Wieczorne powietrze było na szczęście wszystkim czego potrzebował, by odpędzić wciąż dręczące go myśli. Ledwie chwilę później stał już przed drzwiami. Zapukał kilkukrotnie licząc, że udało mu się trafić na Noheę. Niestety odpowiedziała mu tylko cisza. Wciągnął potężny haust powietrza, jakby chcąc wyłapać zapach starca, a kiedy nawet to nie przyniosło żadnych rezultatów, postanowił pogodzić się z nieprzyjemną prawdą. Już miał odejść gdy drzwi otworzyły się.

- Samuel? - Stary wilkołak zmrużył nieco oczy, by lepiej przyjrzeć się swojemu gościowi. - Wejdź proszę - odsunął się, by zrobić miejsce. - Co cię do mnie sprowadza?

Zaprowadził swojego gościa do salonu. Ruchem ręki wskazał na jeden z foteli. Sam zaś zamknął drzwi prowadzące do ogrodu.


W domu panował idealny porządek. Nie uświadczyłoby się nawet najdrobniejszego pyłku kurzu. Zupełnie jakby przed chwilą wyszła sprzątaczka. Filodoks zajął wskazane miejsce. Już chyba tylko z zawodowego przyzwyczajenia zaczął wodzić wzrokiem po mieszkaniu. Zabawne jak różne było to miejsce od znanych z legend szamańskich chat, jakie kojarzyły mu się z postacią teurga, przynajmniej kiedy jeszcze był młodszy. Nawet teraz spodziewał się jednak wiszących tu i ówdzie fetyszy, dziwnych symboli oraz innych okultystycznych akcentów.

- To skomplikowane - zaczął w chyba najbardziej idiotyczny sposób, na szczęście szybko zdołał się opamiętać. Potarł dłonią kark i porzucił całe to pozbawione sensu owijanie w bawełnę. - Myślę, że znalazłem syna Sony’ego. Nie, nie myślę, jestem tego pewien. Nazywa się Akamu i aktualnie znajduje się w klinice odwykowej. Przedawkował ledwie kilka dni temu … a to tylko początek moich problemów.
- Sony? - Zająknął się teurg. - Sony Hokorii?
- Tak - pokiwał lekko głową. - To jeszcze dzieciak, ale wszystko się zgadza. Jego matka to Leilani Kamano, jak się dziś okazało kelnerka z sześciocyfrowym kontem bankowym. Ojciec nieobecny od kilku dobrych lat. Osobiście nie wierzę w aż tak duże przypadki.
- Mówiłeś komuś o tym? - Spytał Kahalewai przyglądając się uważnie rozmówcy.
- Gdybym to zrobił, Iakona już dawno rozerwałby go na strzępy. Nie, oczywiście że nie powiedziałem nikomu. Nie naciskałem nawet matki, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
- To dobrze. Liczy się tylko Sony Hokorii. Jego trzeba znaleźć. Myślisz, że ta kobieta mogłaby nas do niego doprowadzić?
- To konto o którym wspomniałem. Sony jest jego współwłaścicielem, a to w tych czasach trop równie dobry jak każdy inny, jeśli nie lepszy. Szczególnie, że co miesiąc ktoś dokonuje nowych wpłat - podniósł wzrok i przyjrzał się doświadczonemu Garou jakby chcąc odczytać cokolwiek z jego twarzy. - Jeśli chcemy zrobić z tego jakikolwiek użytek, musimy jednak działać ostrożnie. Nie bez powodu nadal pozostaje nieuchwytny.
- Nieuchwytny? - Starszy mężczyzna uśmiechnął się ironicznie. - Większość łowców wróciła... w plastikowych workach. Hokuao wysłał wielu. To była może i jego obsesja, by pomścić syna. Sony Hokorii jest bardzo niebezpieczny. Posłuchaj, masz racje, że Iakona mógłby zrobić wiele głupich rzeczy, gdyby teraz dowiedział się o tym. Ale trzeba będzie mu powiedzieć. - Oparł brodę o złożone ręce i westchnął głęboko. - Będziesz śledził tę kobietę, aż doprowadzi cię do mordercy Akamu. Jeżeli będzie trzeba, to ją przyciśniesz.
- Niestety to nie takie proste - Samuel poderwał się z fotela, zdecydowanie nie prowadził właśnie rozmowy, przy której łatwo było mu usiedzieć na miejscu. - Dojdę prawdy, tego możesz być pewien. Przyszedłem do ciebie, żebyś chociaż spróbował utrzymać Iakonę na dystans. Ta kobieta i jej syn są częścią dochodzenia, które właśnie prowadzę. Media już teraz nie dają mi spokoju, a rodzina i bez rzucania się na samotną matkę z dzieckiem przed obiektywami kamer, nie może narzekać na zbyt dobrą opinię. Już nawet nie będę wspominał jak niewiele trzeba, by ostrzegła Hokoriiego.

Stary tylko pokiwał głową. W zasadzie cóż więcej mógł dodać. On wiedział, chyba nawet lepiej niż Kahua, jak się sprawy mają.

- Iakoną możesz się na razie nie martwić. Ma teraz dość na głowie. I`ahu Makena leży nieprzytomny w szpitalu. Ktoś go pobił w “Japońskim Mieczu”.

Sprawa wymuszenia, nazwisko Makena, widok Aoatei na posterunku i twarz Tani. Szybko połączył fakty, ale wolał nie wchodzić w szczegóły. W myślach zanotował tylko by jutro sprawdzić w jakim punkcie stoi śledztwo. Jeśli miał możliwość pomóc rodzinie, nawet fakt że świat aktualnie zdawał się walić mu na głowę, jakoś tracił na znaczeniu. Samuel skierował swe kroki w kierunku okna. Doskonale widoczna o tej porze tarcza księżyca skutecznie łagodziła jego nerwy, właśnie tego teraz potrzebował.

- Jest jeszcze jedna rzecz. Mogę przyrzec, że od kiedy tylko spotkałem tego chłopaka, każdej nocy śnię ten sam sen. To ciągnie się już zbyt długo i jest zbyt rzeczywiste, bym miał nadal wierzyć, że to nie jakiś znak - obrócił głowę i spojrzał na Noheę. - Po części również dlatego postanowiłem cię dzisiaj odwiedzić.
- Sny powiadasz? - Teurg pogładził się po ogolonym policzku. - Opowiedz mi o nich - ponownie zaprosił swojego gościa, by ten usiadł w fotelu. - Cóż ze mnie za gospodarz - uśmiechnął się przepraszająco. - Nawet nie zaproponowałem ci nic do picia. Czego się napijesz?
- Woda w zupełności wystarczy - odezwał się po dłuższym namyśle. W gruncie rzeczy nie był zbyt spragniony, ale w złym guście byłoby odmawiać. - Odnośnie tego snu. Jak mówiłem, wszystko zaczęło się, kiedy zupełnie przypadkiem zostałem wezwany do byle rozboju. Wtedy pierwszy raz trafiłem na tego chłopaka. Od tego dnia podczas każdej nocy zmuszony jestem wędrować przez opustoszałe miasto w poszukiwaniu źródła szczenięcego skowytu. Jestem jednym jedynym wilkiem uwięzionym w betonowej pustyni - Samuel wrócił na swój fotel i wziął kilka wdechów. - A raczej byłem. Zeszłej nocy pojawił się ktoś inny. Tylko na pozór podobny do nas. Nim zawył, nie mogłem go usłyszeć, nawet wyłapać jego woni. Po prostu zmaterializował się na chwilę przed tym jak usłyszałem sygnał budzika.

Ledwie skończył, a kątem oka dostrzegł dłonie, które splotły się przed nim nie wiedzieć kiedy. Końcówki palców były białe jak śnieg, co tworzyło bardzo wyraźny kontrast w zestawieniu z ciemną karnacją. Ilekroć wspominał te wizje, jego umysł zalewała tak oszałamiająca ilość impulsów, że mógł tylko marzyć o kontrolowaniu choćby ich połowy. Teraz, kiedy wreszcie mówił o tym głośno, sytuacja tylko się pogarszała.

- Raz już niemal znalazłem szczenię w zachodniej części miasta, ale kiedy byłem o krok, to raz jeszcze rozpłynęło się w powietrzu - pozwolił sobie na kolejną dłuższą przerwę. - Dziś wydarzyła się jeszcze jedna dziwna rzecz. Będąc na uniwersytecie trafiłem na jakieś zepsute urządzenie, w którym ukazał mi się wilk walczący z jakimś morskim potworem. Zdążyłem rozpoznać tylko zatokę Maunalua i dosłyszeć nawoływanie o pomoc.


Stary wilkołak postawił przed swoim gościem szklankę z wodą, sam przyniósł sobie herbatę. Usiadł na przeciwko i uważnie wysłuchał tego, co miał do powiedzenia jego młodszy krewniak.

- Czyli zakładasz, że spotkanie z tym chłopcem, synem Sonny'ego Hokorii, spowodowało, że zacząłeś miewać te sny?
- W tej sytuacji nie zakładam niczego. Może poza faktem, że zbyt duża ilość zbiegów okoliczności wskazuje na jakiś wzór w całym tym szaleństwie - sięgnął po szklankę i wziął kilka łyków, od tego gadania jego gardło zaczynało robić się drażniąco suche. - Potrzebna mi tylko osoba zdolna rzucić na wszystko choć trochę światła.
- Nie będzie to chyba nic odkrywczego, jeżeli powiem że duchy chcą ci coś przekazać, prawda? - Nohea odstawił swoją filiżankę. - Zastanów się co? Szukasz szczenięcia. Twoje? - Zapytał zupełnie niespodziewanie stary.
- Byłem już niemal pewien, że ta sytuacja nie może stać się jeszcze dziwniejsza - w jego myślach przewinęły się twarze chyba wszystkich kobiet, które w trakcie swojego życia przyszło mu poznać nieco bliżej. - Nie wiem, może. Szanse na posiadanie dziecka o jakim nie miałbym żadnego pojęcia, mam niewiększe niż 90% osób w moim wieku.

W spojrzeniu starszego mężczyzny dało się zauważyć dezaprobatę.

- Za dużo szczeniąt rodzi się po za stadem. Za dużo ich nigdy nie dowiaduje się o swoim dziedzictwie. Tracimy ich bezpowrotnie, a przecież mogliby nas wspomóc.
- Dlatego chcę żebyś pomógł mi znaleźć to jedno, które jakimś cudem zdołało wedrzeć się do moich snów, o ile jakieś w ogóle istnieje. Ojcem będę ja, Iakona czy przeklęty Sony Hokorii, to problem do rozwiązania na później - jego dłonie zagłębiły się w bujne włosy. - Duchy potrafię zrozumieć, przynajmniej częściowo, ale sny?
- W brew pozorom duchy i sny mają wiele wspólnego - odparł cicho stary mężczyzna. - Co to za potwór morski, o którym wcześniej wspomniałeś? - Zmienił nagle temat.
- Przytrafiło mi się to dzisiaj, podczas załatwiania spraw na uniwersytecie. Kiedy tylko wszedłem do pokoju jednego z profesorów, jakiś dziwny hologram uruchomił się ukazując obraz zatoki. W pewnym momencie na plaży pojawił się wilk, a chwilę po nim gigantyczna kałamarnica. Natychmiast doszło do walki, a obraz zniknął. Dwukrotnie usłyszałem też jak ktoś prosi mnie o pomoc. Rzecz jasna spytałem wykładowce co to za przedmiot. Odpowiedział mi tylko, że jest zepsuty, a nawet gdyby wciąż działał, nie wyświetlałby niczego oprócz chińskich waz - zamilkł i raz jeszcze skierował wzrok ku migoczącej na zewnątrz tarczy księżyca. - Jak już wspomniałem wszystko działo się nad zatoką Maunalua.
- Gigantyczna kałamarnica? - Zapytał bardziej sam siebie. - Wiesz, że Kanaloa tak się manifestuje?

Zaciśnięte zęby, zmrużone oczy, spłycony oddech. Samo wspomnienie tej nazwy wystarczyło by rozbudzić drzemiącą w nim bestię.

- Znam legendy Nohea - wycedził. - Nie można przejść przez posterunek nie słysząc tych wszystkich historii. Ludzie naprawdę uwielbiają dorabiać ideologię do każdej katastrofy. To z czym miałem jak na razie do czynienia było jednak wytworem nauki. Jeśli to jakaś metafora, trudno odmówić jej trafności. Nie sądzisz jednak chyba by mogła być czymś więcej?
- Chciałeś podpowiedzi - zaczął Teurg. - Ja znam legendy naszego ludu. Ale może to chodzi o drugą część twojego dziedzictwa? Wtedy ci nie pomogę. Znasz legendy z ziem swojej matki?
- Co takiego? - Samuel przyglądał się rozmówcy jakby na moment opuściły go zdrowe zmysły. - Jedyne co opowiadała mi o Rosji to historie o biedzie i prześladowaniach. Komunizm i jakiekolwiek wierzenia nie do końca idą w parze, więc znawcy legend nie byli częstym widokiem - wziął niewielki łyk wody i kwaśno uśmiechnął. - Widać mam sporo do nadrobienia.
- Znajdź zatem kogoś kto mógłby znać te legendy - poradził Nohea. - A co do twoich snów. Czy ten obcy wilk coś chciał od ciebie?
- Nie mogę być pewien, widziałem go tylko przez chwilę. Wydawało mi się jednak, że chciał bym mu towarzyszył.
- Coś jeszcze było? Coś szczególnego?
- Błądziłem po opuszczonym mieście, zdając sobie sprawę z tego, że księżyc przykrywają jakieś gęste chmury zacząłem wyć, wtedy odpowiedział mi nieznajomy. To wszystko co pamiętam.
- Wiesz co to za miasto?
- To samo w którym znajdujemy się w tym momencie, Honolulu.

Stary zamyślił się.

- Kto wie, dokąd wiedzie urwany trop, zagubiony ślad... ani ty tego nie wiesz, ani ja, ani najpotężniejsi z naszych przodków. Musisz wyśnić swój sen do końca.

Detektyw dopił swoją wodę i raz jeszcze przyjrzał teurgowi. Pozwolił sobie nawet na lekki uśmiech. W gruncie rzeczy nie dowiedział się niczego nowego, ale już zwykła rozmowa pozwoliła mu poukładać sobie wszystko w głowie.

- Chyba tylko to mi pozostało - zrobił krótką przerwę i raz jeszcze wyjrzał na zewnątrz. - Tymczasem zrobiło się późno, zbyt późno na zamęczanie cię moimi pytaniami.
- Wiesz, że można sobie pomóc śnić?
- Pierwsze słyszę - twarz Samuela przykrył wyraz szczerego zdziwienia.
- Ho'omoe wai kahi ke kao'o. Moe Uhane. Hawajska tradycja śnienia. Pytanie czy chcesz sobie pomóc? - Starszy mężczyzna wziął jakąś kartkę i coś na niej napisał. Podał ją swojemu rozmówcy.



"Panaeolus cyanescens, Argyreia nervosa"

- Poczytaj o tym. Zdecyduj.

Studiowanie ledwie kilku słów wypisanych na kawałku papieru zajęło mu kilka dobrych chwil. Spodziewał się z czym miał do czynienia, ale sprawa była zbyt poważna. W tym momencie był Garou ponad detektywem.

- Dziękuję Olohe - powoli złożył kartkę i wsunął do kieszeni. - Wiedziałem, że postępuję właściwie przychodząc do ciebie.
- Mogę na ciebie liczyć w sprawie Hokorii i jego, hmmm..., rodziny?

Odpowiedział mu oszczędnym skinieniem.

- Oczywiście. W miarę możliwości będę informował cię na bieżąco.
- Uważaj na siebie. I pozdrów matkę. Jak ona się czuje? - Kahalewai zmienił temat na bardziej neutralny.
- Jak się czuje? - Już samo wspomnienie matki wystarczyło by wywołać uśmiech na jego twarzy. - Bez zmian, nadal w dużo lepszym zdrowiu niż jej młodszy o ponad dwie dekady syn i nie martw się, na pewno przekaże pozdrowienia.

Nim ostatecznie się pożegnali, padło jeszcze kilka pytań, życzeń pozostania w dobrym zdrowiu i innych mniej istotnych zdań. Samuel miał o czym rozmyślać w drodze powrotnej do domu. Szczególnie zaś o kartce papieru nadal tkwiącej w jego kieszeni. Prawdopodobnie dlatego pierwszą rzeczą jaką zrobił po powrocie do domu było uruchomienie komputera. Poszukiwania nie zajęły długo. Grzybki i zioła o działaniu halucynogennym, oczywiście figurujące na liście prawnie zakazanych substancji. Nie mógł powiedzieć, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nawet złe przeczucie nie zdołało odciągnąć go jednak od skorzystania z oferty teurga, teraz kiedy zyskał pewność nie uległo to zmianie. Miał tylko nadzieję, że podczas losowania funkcjonariuszy poddawanych testom antynarkotykowym, nie padnie na niego. Pozostawała też kwestia zdobycia obu składników. Detektyw, którego twarz miała w zwyczaju gościć w mediach przy kilku okazjach, nie jest bynajmniej idealnym klientem dla jakiegokolwiek dilera.

Wyłączył komputer i przeciągnął się. Nie miał zamiaru pozwolić zmartwieniom dnia jutrzejszego dopaść go już dziś. Pomimo późnej godziny nie czuł się jednak zbyt zmęczony. Z braku lepszej perspektywy postanowił więc trochę poćwiczyć. Solidny wysiłek fizyczny i zimny prysznic, którym miał w zwyczaju kończyć trening doskonale oczyszczały jego umysł. Niespełna dwie godziny później trafił do swojego łóżka, nie martwiąc się problemami oraz kolejnym prawdopodobnie wyczekującym go spotkaniem z opustoszałym miastem, niknącym w jego zakamarkach skomleniem i być może tajemniczym wilkiem. Pierwszy raz od bardzo dawna w chwili kiedy przyłożył głowę do poduszki po prostu odpłynął.
 
Pietro jest offline