Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2012, 21:14   #11
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Trzeba było przyznać, że przyjaciele Petrosa Lorrimor mieli wygadane. Podniosła przemowa Ivora na początku zdawała się odnieść skutek. Przyłączyli się do niego jeszcze Azubuike, Amaliari Thardahar.

Test wsparcia dyplomacji: Azubuike: 14 + 9 = 21 vs 10! Sukces!
Amaliar: 9 + 5 = 14 vs 10! Sukces!
Thardahar: 16 + 5 = 21 vs 10! Sukces!
Łączna premia = +6
Wynik końcowy: 16 vs 20! Porażka!

- Bah, patrzcie! Wiedźma znalazła wygadanych sojuszników! Ale jak mówią święte księgi, diabeł zwodzi często w postaci zacnego rycerza! Nie dajcie się zwieść, ludzie! Poplecznicy nekromanty, żadni paladyni, mówię wam! – krzyknął przywódca wściekłego tłumu.

- Rzeczywiście… miałam wrażenie, że świeciły mu się oczy gdy mówił… pewnie jakiś urok na nas rzucał! – krzyknęła jakaś kobieta.

- A ten święty symbol… jakiś taki ponury jakby… najwidoczniej nie ma łaski swojej patronki! – krzyknął ktoś inny.

Mitwicki test blefu: 18 + 6 = 24
Test wsparcia blefu: Vilgret: 13 + 6 = 19 vs 10! Sukces!
Wynik końcowy: 24 + 2 = 26 vs 25! Sukces!

- Ale to co powiedział ten gnom… moja mama chyba mi coś takiego mówiła…- ktoś się nagle wtrącił.

- Co? To jakieś głupoty! Zbezczeszczą nasz cmentarz! Zabiorą spokój naszym bliskim! – przywódca tłumu zaczął gniewnie wymachiwać rękoma.

- Bo ja wiem… ten tam – kobieta wskazała na Vilgreta- mówi z sensem. Nekromanci to śmierć, nie mogą więc życia tworzyć! – dodała pewnie.

Wkrótce niemal cały tłum podłapał kłamstewsko gnoma i diablęcia. Kendra tylko patrzyła zdziwiona i słuchała coraz to dziwniejszych tez. O tym, że nekromanta po śmierci zamienia się w kruki, o tym, że gdy nekromanta, nawet po śmierci, stanie na świętej ziemi to pozostawia za sobą zgniły szlak, o tym, że dzieci nekromantów mają kruczoczarne włosy i długie nosy, o tym, że w dzień po śmierci nekromanty wrony zaczynają śpiewać głosem ludzkim dopóki ktoś nie zniszczy plugawego ciała, i tak dalej i tak dalej.

Cała ta zbieranina różnych przesądów i absurdalnych tez prowadziła jednak to jednego, wspólnego wniosku: profesor nie mógł być nekromantą. Jedyną osobą, która w to nie wierzyła był przywódca tłumu, ale nawet on był bezradny wobec puszki pandory, którą otworzył gnom.

- Przykro nam, że przeszkodziliśmy w procesji, Kendro. Już sobie pójdziemy. – z tłumu wyszła kobieta w średnim wieku, nieco przy tuszy. Eks-przywódca tłumu tylko prychnął, ale nie sprawiał więcej kłopotów i poszedł za resztą.

- Przykro mi, że musieliście widzieć to akurat dzisiaj…- zaczęła Kendra.

- Nie tłumacz się, Kendro. To nie twoja wina. – przerwał jej jeden z mężczyzn w procesji.

- Dziękuję za wsparcie, Radny Gharen, Radny Hearthmount, Zokarze, Pevrinie i Jomindo, bardzo wiele dla mnie znaczy. I oczywiście wam...przyjaciele - wskazała na was. Radny Gharen kiwnął głową.

- Gdyby nie wy… nie wiem czy dalibyśmy radę ich powstrzymać… co prawda byli to tylko okoliczni wieśniacy, ale żaden z nich nie ma zbyt dobrej reputacji w Ravengro. Nie wiem czy by nas posłuchali, ani czy dalibyśmy radę ich obezwładnić. Szczególnie Gibbsa, był chyba kiedyś żołnierzem. To ten co przewodził tłumowi. – wyjaśnił radny.

Nagroda: 1200 xp dla drużyny, +1 punkt zaufania

Dalsza część procesji przeszła bez problemów. Grupa dotarła do grobu wykopanego w wilgotnej ziemi gdzie czekał na nich Ojciec Grimburrow.


Grimburrow był mężczyzną w podeszłym wieku, naznaczonym troskami, których los mu nie oszczędzał. Twarz kapłana wyglądała jak obraz malarza, który cały czas nanosi kolejne warstwy farby na płótno z każdym kolejnym rokiem: liczne zmarszczki, zapadnięte oczy, duży nos, szerokie brwi i łysa czaszka - wszystko to sprawiało, że jego twarz była jedną wielką mieszaniną rowów i wzniesień. Niebieskie oczy kapłana skrywały jednocześnie smutek jak i srogość, którymi częstował zgromadzonych w różnym stopniu. Srogość zachowywał głównie jednak dla was. Miał na sobie prostą czarną szatę z wyszywanym świętym symbolem Pharasmy na klatce piersiowej, w jednej dłoni trzymał święty symbol bogini, w drugiej opasłą księgę.

Mgła zaczęła już powoli ustępować i opadać kiedy trumna z ciałem Petrosa została opuszczona do grobu za pomocą grubej konopnej liny a Ojciec Grimburrow rozpoczął krótkie kazanie. Opowiadał on o ulotności życia, o Wielkim Cmentarzu gdzie po śmierci wędrują dusze zmarłych gdzie Pharasma je osądza a potem odsyła do odpowiedniego planu. Opowiadał o cierpieniu bliskich, które jest zupełnie nieuzasadnione, gdyż od dnia narodzin towarzyszy nam Pharasma, pani śmierci, narodzin i losu, i ocenia życie śmiertelnika.

-To nie więc śmierci, a życia powinniśmy się obawiać. Nie trwonić go na próżne rozrywki, a żyć w prawy sposób pomagając bliźnim.- stwierdził na koniec.

Kazaniu towarzyszył płacz, westchnięcia i kraczenie kruków. Najgorzej z grupy wyglądała jednak Kendra, która mimo wszystko starał się być silna.

Kapłan ustąpił miejsca Kendrze po zakończeniu kazania.

- Mój ojciec… – zaczęła ale jej głos nagle się urwał, łzy zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu.- Mój ojciec… – wzięła głęboki oddech i otarła łzy. - Mój ojciec był dobrym i prawym człowiekiem, zawsze miał na myśli dobro innych – stąd temat jego badań. Chciał aby wszystkim było lepiej… chciał… chciał… – po raz kolejny głos dziewczyny się urwał. Radny Gharen podał jej ramię, na którym się oparła i wróciła na swoje miejsce, ciągle ocierając łzy.

Potem były kolejne przemówienia, historie poważne i żartobliwe o Petrosie, historie jego przygód i dowody jego przyjaźni. Nie każdy się jednak wypowiadał. Radny Hearthmount i Jominda postanowili nie dawać przemowy, nie było takiego wymogu i nie każdy był w stanie na tyle opanować emocje aby cokolwiek powiedzieć.

Również wy zostaliście po proszeni o wypowiedzenie parę słów jeśli macie chęć.


~*~


Pogrzeb skończył się, a wraz z nim zniknęła mgła. Kendra podziękowała zebranym za przyjście i poprosiła was o powrót z nią do jej posiadłości. Wraz z wami udał się jeszcze Radny Vashian Hearthmount.

Z zewnątrz, dom rodziny Lorrimor nie wyglądał zbyt okazale. Była to niewielka posiadłość, o raczej skromnej prezencji. Szary budynek był zbudowany na planie prostokąta otoczonego niewielkim podwórkiem. Ci, którzy mieli ze sobą wierzchowce mogli je schować w niewielkiej stajni tuż przy domu. Było tam sześć boksów, ale ewentualnie można było przywiązać konia do jakiejś belki przy sianie.

Kiedy weszliście do środka od razu zauważyliście, że mieszkał tutaj Petros Lorrimor! Miejsce to było wręcz zawalone książkami. Większość z nich znajdowała się na regałach, które stały parami w każdym pokoju. Wiele z książek leżało również na stolikach, podłodze i w kątach pokoju. Miejsce to prędzej przypominało bibliotekę, choć nieco zaniedbaną, niż czyjeś mieszkanie.


- Proszę, usiądźcie w pokoju gościnnym, pierwsze drzwi na prawo. Zaraz do was przyjdę... tylko zaparzę herbatę… rozgrzeje was. – dodała Kendra uśmiechając się słabowicie.

Do pokoju zaprowadził was radny, który przyszedł z wami. Usiadł przy niewielkim stoliku, wyciągnął okulary i sięgnął do teczki, która leżała przy oknie. Musiał ją tu zostawić przed pójściem na pogrzeb.

Radny Hearthmount był mężczyzną na skraju wieku średniego i starości, o zgrabnie przyciętym wąsiku, pojedynczych siwych włosach i o grubej posturze. Mimo otyłości, jego ruchy były pewne i celowe zdradzając żołnierskie wyszkolenie. Miał na sobie czarny garnitur, ale kamizelkę odłożył na oparcie krzesła.


Po chwili Kendra wróciła z herbatą, choć musiała dwa razy się po nią przejść ze względu na ilość zebranych i pojemność srebrnej tacy.

-Dziękuję, moja droga. – grzecznie podziękował radny po czym zwrócił się w waszą stronę.

- Kendra i ja zaprosiliśmy tu was z jeszcze jednego powodu oprócz pogrzebu świętej pamięci PetrosaKendra spuściła lekko wzrok na dźwięk imienia ojca.- W ręku trzymam testament Petrosa Lorrimor, wasze godności również się w nim znajdują, a przynajmniej tak mi powiedziano. – dodał powoli i spojrzał krytycznie na was. Wyglądało na to, że przyjaźń z profesorem niewiele dawała wam w jego oczach. Co więcej, wyglądało na to, że był lekko zawiedziony waszymi osobami.

- Cóż, w każdym razie. Teraz gdy tu jesteście mogę odczytać ostatnią wolę Petrosa Lorrimor – dodał uroczyście i złamał czerwoną pieczęć na trzymanym w ręku dokumencie, otworzył zwój…

Metaliczny dźwięk nagle wypełnił salę. Ze zwoju wypadł niewielki żelazny kluczyk. Radny spojrzał na niego nieco zdziwiony, wziął do ręki i odłożył na stoliku. Wrócił do czytania zwoju jakby nie było to nic istotnego.

- Ekhem… „Ja, Petros Lorrimor, będąc zdrowym na ciele i na umyśle, niniejszym uznaję ten dokument za moja ostatnią wolę i testament. Niech będzie znane wszem i wobec, że zostawiam swój dom i wszelkie moje mienie mojej córce Kendrze. Używaj ich albo sprzedaj, jak ci wygodniej moje dziecko.

Dokument ten ma jednak jeszcze inną funkcję niż tylko zabezpieczenie moich spraw rodzinnych. Na moją prośbę czytanie tego dokumentu zostało opóźnione do czasu gdy zjawią się wszyscy interesanci, gdyż nie tylko spadek jest jego tematem. Mam też dwie ostatnie prośby.

Do moich starych przyjaciół, z ciężkim sercem proszę was o to, ale na tym świecie nie mogę zaufać zbyt wielu osobom poza wami. Osobom, które są w stanie sprostać i wziąć sobie tę sprawę do serca. Jak wiecie, przez wiele lat badałem wszelkiej maści zło - aby poznać swojego wroga i dostarczyć cenne informacji tym, którzy są w stanie z nim walczyć. Wiedza o swoim wrogu jest najpewniejszą ścieżką do pokrzyżowania jego planów.

Przez lata moich badań zdołałem zebrać kolekcję szczególnie drogocennych i niebezpiecznych ksiąg, które w niepowołanych rękach w niesprzyjających okolicznościach mogłyby doprowadzić do…”
– radny westchnął jakby właśnie powtarzał wiele razy swojemu przyjacielowi że nie powinien czegoś robić - prawnie skomplikowanych sytuacji. Większość tych ksiąg jest przechowywana w sejfie pod kluczem w Uniwersytecie w Lepidstadt, ale obawiam się, że parę z nich mogło zostać w skrzyni w moim domu w Ravengro. Choć były bezcenne podczas moich badań, wolałbym nie obciążać mojej córki niebezpieczeństwem ich posiadania. Tak więc, składam w wasze ręce bezpieczne dostarczenie tychże ksiąg do moich kolegów z Uniwersytetu w Lepidstadt, mając nadzieję, że przyczynią się do sukcesu naszej sprawy.

Zanim jednak opuścicie Ravengro, mam jeszcze jedną prośbę: zanim wyruszycie w podróż, proszę zostańcie jeszcze miesiąc w Ravengro z moją córką, aby upewnić się że nic jej nie grozi i da sobie radę. Nie ma teraz na kogo liczyć, po tym jak ja odszedłem, a może potrzebować pomocy w pierwszym miesiącu mieszkania samej w domu. Jeśli się zgodzicie macie moją dozgonną wdzięczność, jak i również tą po zgonie. Z moich oszczędności chciałbym wam też przekazać każdemu z was sumę 100 sztuk platyny, które przechowuje moja zaufana przyjaciółka Embreth Daramid – została poinstruowana żeby przekazać wam należność po dostarczeniu wszystkich ksiąg i nie krócej niż po miesiącu od czytania tego testamentu.

Ja, Petros Lorrimor, niniejszym zaświadczam, że niniejsza wola została spisana w Ravengro pierwszego dnia Calistril, w roku 4694 AR.”


Radny wziął głęboki wdech. Całość była naprawdę długa i tylko raz zatrzymał się podczas czytania.

- To wszystko. Wybacz Kendro, ale muszę już wracać. Gharen będzie pewnie chciał porozmawiać na temat kary dla tych wieśniaków…- w głosie radnego wciąż kryło się oburzenie.

- Nie szkodzi, Radny Hearthmount. Dziękuję za pomoc. Dam sobie już sama radę z resztą. – uśmiechnęła się ocierając łzy.

- Wystarczy Vashian, dziecko. I czy jesteś pewna…? – spytał spoglądając z ukosa na was.

- Tak, dziękuję. – radny westchnął, jeszcze raz podziękował i wyszedł.

- Zaraz pójdę po skrzynię wspomnianą w… – zrobiła krótka pauzę - testamencie. Mamy wystarczająco dużo wolnych pokoi jeśli zechcecie zostać… na razie jednak chętnie posłuchałabym skąd znacie mojego ojca. Trochę mi o was opowiadał, ale nigdy nie wchodził w szczegóły. Starał się mnie nie obciążać swoją pracą… – dodała cicho ostatnie zdanie.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 11-11-2012 o 23:47.
Qumi jest offline