Zagryziona konina nie zrobiła na nim wrażenia, za to jeździec w podobnym stanie, no prawie, już większe. Ot tyle, by dało się dostrzec podniesioną prawą brew grubasa.
Z obowiązku zapuścił żurawia w rulon oglądany przez Nugana. Tamten obracał go w każdą stronę - widać nijak nie mógł wykoncypować, o co w tym biega. Niekumaty jakiś.
Cóż, można przy tym dodać, że Detlefowi również nie bardzo szło. Bardzo nie bardzo. Nie miał zdrowia, żeby ślęczeć nad tymi robaczkami. Od tego oczy bolą i w ogóle.
Za to dokładnie ujrzał, jak właściciel nietoperza bez krępacji chowa w kieszeń pięć krąglutkich karli. Aż zatrząsł się z oburzenia na tak jawną niesprawiedliwość. "O żeby cię..." - wyobraził sobie Nugana w wychodku wysrywającego wnętrzności po nazbyt obfitym posiłku kupionym za te zagrabione karle.
Tamten jednak ani myślał się podzielić.
Zawinął jeszcze posrebrzane kołki, zostawiwszy w zamian jedną monetę. - Co za marnotrawstwo... Przecież denatowi się już nie przyda... - mamrocząc pod nosem tłumaczył sobie Detlef sięgając po złocisza. Do kompletu wziął też sygnet i wisior, a po namyśle także zdobione sztylety i miecz. Chwytając ten ostatni spojrzał pytająco na elfiaka, ale tamten był jakiś niezdecydowany, więc wzruszył ramionami i zatrzymał go dla siebie.
Już miał zostawić nieboszczyka, gdy przypomniał sobie jego ostatnie słowa i obracając trupa zdjął z niego płaszcz. - Przecież mówił, coby wziąć... - mruczał, tym razem tak, żeby reszta słyszała. W płaszcz zawinął broń dziwnego ludzia i pakunek wsunął do plecaka. Wisior i sygnet powędrowały do sakiewki wraz ze złotą koroną.
Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na denata podniósł się i poprawił sprzączki plecaka i mocowanie tarczy. Był gotów na ciąg dalszy polowania. Tylko zwierzyny jakoś mało.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |