Pogrzeb skończony, smutek mnie tknął nawet lekkawo. Potem dom profesora, jego po-umarłe prośby, testamenta. Słuszna to rzecz ich wysłuchać, choć ten radny jegomość gruby jakoś mnie do smaku nie przypadł. Knigi dostarczyć rzecz prosta, wszak w drodze kocham być. Jednako to drugie proszenie mnie troszki zraziło na umyślę, aż się mocno po łbie podrapałem. Księżyc cały cykl mieć miał a ja w miejscu znajdować się miałem, jako nic w alkohol wpadnę po moje lekko szpiczaste uszy; Na moją matkę wiedźmę, taki mam wybór!
Panienka Kendra wypytuje, a widocznie strapiona, małom gadał to się teraz pierwszy odzywam.
-Ja Dorthul Ghan panienko najdroższa!...- skłoniłem siem jako cham nie byłem- Ojca twego poznałem w drodze. Rzadko podążam gościncami, ale los tako zdziałał. Na skale stoję i patrzam , mężczyzna jedzie, twój ojciec znaczy. Jako jedzie, tako dobrze. Ale to okolica banitów była, a ja ich widzieć po troszki już widziałem. Z ciekawości z wzniesień schodzę, jeszczem w krzakach, a tu! Na koniach galopują bandyty. Ja tam nie wiem czemu, z mym mieczem drogim ruszam- aż jeno wskazałem moją cenność co mi plecy stroiła- i tnem z zaskoczenie. Koń i człek przecięty, drugi szarżuje , łapę całą traci i pada w czerwoności. Trzeci tylko pies chędożony, kuszą się sługuje i mnie trąca ... o tu- odsłaniam trochę zbroi i bliznę blisko prawej łopatki pokazuje, tyle , że z przodu- a ja psowi! Dumą mą rzucam, trochę z ukosa i jak mu flaki nie wylatują , jak wnętrzności nie padają na ubitą ziemię! - panienka lekko się krzywi, chyba robię coś źle.
-W każdym razie Pan Petros mnie uleczył, sam zrobić tom umiał , ale medykamenta miał, bowiem uczony i mądry człowiek to był- pokiwałem z przekonaniem łepetyną- i tako z dwa miesiące podróżowaliśmy, bo to długa podróż była, a ja jak zawsze tylko włóczyć się potrafię. Ano zwykła historya. Panienko Kendro, a niżeli jakiegoś mocniejszego trunku piwniczki nie posiadają? Te smutki chowania mom duszę trapią. |