Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2012, 15:55   #66
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Posiadłość zaprojektowano tak by olśniewała przepychem. I olśniewała.
Tyle że tym i niczym więcej. Pałacyk Amandy Wilhelminy de Periquex był pozbawiony fantazji, animuszu, ekstrawagancji. Był klasyczny aż do bólu.
I olbrzymi... Jean zastanawiał się po co hrabinie aż tak wielka posiadłość. Przecież nie płynęła w niej krew ogra albo giganta.
Odpowiedź na to pytanie padła szybko. Wystarczyło spojrzeć do sali balowej.
Amanda musiała spędzić na to przyjęcie chyba pół miasta. Aż dziw, że mogli się jeszcze poruszać w tym tłoku.
Najlepsi w mieście muzycy próbowali się zmierzyć z tym natłokiem hałasu grając najpiękniejsze utwory na specjalnie zbudowanym podwyższeniu.


W których w dźwiękach skąpane pary odbywały rytuał taneczny, wysoce sformalizowany.


Każdy krok, każdy gest musiał być wykonany z matematyczną niemalże dokładną i precyzją godną jubilera.
Tu nie było miejsca na spontaniczność. Krok w przód, skłon, krok w tył, obrót...
Niczym na tokowisku bojowników batalionów. Nawet cel był ten sam. Oczarować samiczki. Wszak najlepsi tancerze przyciągali wzrok zgromadzonych dam.

Ale parkiet nie był miejscem dla Jeana. Gnom był co prawda bardzo charyzmatyczny i umiał czarować damy, ale nie tańcem... tylko słowami. Dlatego odsunął się od parkietu i wirujących. I przysiadł się do stolika.
A Olidammara musiał mu sprzyjać, skoro akurat trafił na ten stolik. Bo czyż Roześmiany Łotr nie też władcą kapryśnego losu?

Dźwięczny głos towarzyszył pięknemu licu i ekstrawaganckiemu podejściu do ubioru kobiety. Ale mimo tej ekscentryczności ubioru nie można było odmówić Seravine Savoy dobrego gustu.

Gnom więc przyglądając się kobiecie, uśmiechnął się i podkręcił wąsa.- Z tych trzech zbrodni o które jestem oskarżony, jedynie ostatnia jest zbrodnią śmiertelną. Nie przedstawienie się tak uroczej rozmówczyni to niewybaczalny błąd. Cieszy mnie więc, że mogę ów błąd naprawić. Jestem Jean Battiste Le Courbeu.
Na kolana gnoma wskoczył kocur.- A to jest Sargas, mój wspólnik.
Seravine uśmiechnęła się leciutko, trzymając kielich w dłoni. Nie skomentowała rybiego ogona zwisającemu kotu z pyska.

-Miło mi pana poznać.- odpowiedziała, rozglądając się po sali.- Mam nadzieję że będzie pan interesującym rozmówcą, w przeciwieństwie do półgłówków którzy próbowali mnie zagadywać do tej pory.
Westchnęła ostentacyjnie by rozciągnąć wargi w uśmiechu.
-Czy wszyscy arystokraci z Periguex to nudziarze?
-Czy wszyscy w mieście to nie wiem. Na pewno wszyscy w tej sali. Większość wszak to pieczeniarze uchwyceni naszej gospodyni w nadziei, że wślizgną się do jej serduszka, łoża i do jej skarbca. Niekoniecznie w tej kolejności.-
odparł ironicznie gnom.- Jeśli szukasz pani rozrywki to... nie wiem czy tu ją znajdziesz. Przyznaję że spodziewałem się czegoś bardziej widowiskowego niż... stosy tańczącej krynoliny.
-Och.-
Seravine przewróciła oczami, pogardliwie machając ręką na cały zebrany w sali tłum.- Prawdziwe widowisko, zabawa oraz najważniejsza część tego bankietu odbywają się na tarasie.

Przymknęła oko i wycelowała palcem w schody, uwieńczone portalem prowadzącym na zewnątrz. Jean od razu dostrzegł trzech stojących tam stróżów oraz kamerdynera, którego spotkał przed kilkunastoma minutami. No tak.. zabawa dla wybranych. Dla bogatych, wpływowych i znaczących coś w stolicy.-To właśnie tam goście właściwi bawią się w towarzystwie naszej gospodyni. A pan? Pan nie wygląda mi na "pieczeniarza" uchwyconego kiecki naszej dobrodziejki.
-Oczywiście że nie...
- rzekł żartobliwym tonem Jean.- Z moim wzrostem łatwiej się wślizgnąć pod suknię niż się jej uchwycić. Łatwiej, ciekawiej i przyjemniej.
O dziwo, to wślizgnięcie pasowało bowiem do metod działania Jeana. Czyż nie tak wślizgnął się w posiadanie pewnej koperty? Jean upił nieco trunku z kielicha.-Jeśli przez zabawę na tarasie mam rozumieć korowód pochlebców do naszej gospodyni, to... raczej zostanę przy tym stoliku.
Znów podkręciwszy wąsa rzekł.- Mnie sprowadziła tu ciekawość, a ciebie milady?
-Powiedzmy że miałam powody podobne do pana. I żadna ze mnie lady.-
przewróciła oczami.- Tatko miał śladowe ilości ziem na granicy Wielkiego Mokradła a po jego śmierci mój kochany braciszek wszystko roztrwonił. Tytuł mam tylko symbolicznie, i szczerze myślę czy go nie sprzedać.
Poirytowana upiła łyk rumu, nawet się nie krzywiąc.
-A taras... Nie. To zupełnie inna sprawa. Ludzie tam co prawda liczą na rozmowę z hrabiną, ale i tak głównym punktem zabawy tam są nowe znajomości. No i dochodzi do tego pokaz sztucznych ogni, muzycy pierwszego sortu oraz potrawy przy których widoczne tutaj frykasy to ledwie przystawki.
-Szkoda by tracić tytuł, zwłaszcza że zawsze można nim machnąć przed czyimś nosem w razie potrzeby. Może to niedyskretne pytanie z mej strony, ale... czy w takim razie trudnisz się czymś panno Savoy?-
spytał Jean z zainteresowaniem drapiąc się po brodzie.- Przyznaję, że poczułem coś słysząc panny głos... adeptka sztuki magicznej?
-Och, niestety nie mam aż tak dystyngowanej profesji.-
zaśmiała się cicho, kręcąc głową. Palcem odgarnęła lok czarnych włosów który opadł jej na policzek.- Doglądam resztek majątku, przypisanych mi przez ojca. Niewielkie udziały w kilku kompaniach kupieckich, mała winnica... Nic wielkiego, ale pozwala na słodkie nieróbstwo i udawanie szlachcianki...

I z zadowoleniem rozparła się na fotelu, zarzucając nogę na nogę. Była ubrana niezwykle ekstrawagancko. Oczywistym zadarciem z modą był jej żabocik, kapelusz oraz naszyjnik, ale biała koszula oraz dość obcisłe spodnie i skórzane buty były szczytem ekstrawagancji. Kilka stojących niedaleko kobiet o twarzach białych od pudru spojrzało na rozmówczynię gnoma i zaczęło pełną oburzenia dyskusję.
Panna Savoy uśmiechnęła się tylko.-Nie mówię jednak że to udawanie mi szczególnie wychodzi.

-Jestem pewien, że posiada pani wiele ukrytych talentów. Ten nos.
- tu gnom pstryknął się w czubek swego nochala.- Zwykł się nie mylić w takich sprawach. Czuję potencjał.
Zaśmiał się głośno, po czym rzekł z uśmiechem.- Ja ze swej strony jestem co prawda tylko potomkiem ogniomistrzów, ale i czarownikiem. Całkiem zdolnym... No... może bez przesady.
Żeby udowodnić swój talent, le Courbeu wykonał kilka gestów, wypowiedział kilka słów machając dłonią nad stołem. I tworząc nimi niewielką iluzję dwóch upudrowanych babsztyli w perukach z wyższych sfer, bez całego tego rusztowania i strojów, za to splecionych w lubieżnej pozie.

Seravine wytrzeszczyła oczy i zaśmiała się w sposób do damy nie przystojny. Dłonią biła o oparcie fotela, pochyliła się do przodu a jej śmiech był otwarty i szczery, jak to się mówi, pełną gębą. Ale określenie to nie pasowało do ślicznego lica oraz do tego że owy śmiech był jednocześnie bardzo dla ucha przyjemny.

Podobnie zareagowało kilkunastu mężczyzn w towarzystwie, a kobiety, jak wymagała tego etykieta, zaczęły mdleć lub udawać napady duszności.

Po kilkunastu sekundach Seravine uspokoiła się, palcem pozbywając się łez perlących się w kącikach jej oczu.
-Cóż, właśnie zdobyłeś sobie moją sympatię, panie Jean.
-Skarb zatem zdobyłem nieoceniony. Ale nie tylko iluzje są moim talentem. Czasem potrafię stworzyć coś bardziej... materialnego.-
rzekł tajemniczo Jean i wyciągnął kopertę Obadiacha zza pazuchy.- Sprawdzimy może jak daleko zajdziemy dzięki niej?
Seravine uniosła brew i uśmiechnęła się, dopijając swój kielich rumu i bez oporów łapiąc butelkę.
-Jest pan pełen niespodzianek, panie Jean. Z przyjemnością sprawdzę jak daleko zajdziemy na pana złotoustych talentach.- mówiąc to, zaczekała na Jeana i podała mu łokieć. Była dość niska, więc Jean nie wyglądał z nią bardziej komicznie niż powiedzmy, stary hrabia z młodą kochanką.

I tak też gnom z nową towarzyszką ruszył przez salę, tym razem nie musząc się przeciskać. W końcu ludzka kobieta i ktoś z "niskich" ras idący pod rękę, byli zjawiskiem na tyle egzotycznym że aż strach było doń podchodzić.
Sargas kroczył tuż za ową parką niczym ochroniarz. Podniesiony ogon kota machał na boki, a sam Jean zabawiał towarzyszkę słowami.- Nie wyglądasz milady na kobietę, która gustuje tylko w nic nie robieniu. Czy podobnie jak nasza gospodyni uprawiasz, szermierkę łucznictwo? Bo na pewno hippikę.
Ponieważ zbliżali się do ochroniarzy pilnujących tarasu, gnom machał kopertą wachlując oblicze. By od razu wiedzieli, że nie powinni zaczepiać specjalnych gości hrabiny.

I tak też się stało. Ochroniarz pokłonił się i przepuścił dwójkę na schody, kamerdyner puścił gnomowi oko i otworzył drzwi, dla czystej zasady odbierając zaproszenie i wkładając je za pazuchę.
-Czy mam państwa zapowiedzieć?- zapytał poważnym tonem, zadzierając w górę swój orli nos.
Seravine zakręciła lok na palec i spojrzała pytająco na gnoma.
-Czy chcemy by nas zapowiedziano, panie Jean?- zapytała, z dużym zadowoleniem przedrzeźniając starego kamerdynera.
-Nie wypada chyba odbierać gospodyni jej chwały. W końcu to jej przyjęcie.- rzekł z uśmiechem Jean.- Ale... jeśli masz taki kaprys, to możemy zabłysnąć.
-Niee...-
dziewczyna pokręciła głową.- Wolałabym nie zostać arcywrogiem naszej drogiej gospodyni, odbierając jej przywilej bycia jedyną skandalistką na jej własnym bankiecie.
Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na kamerdynera, który już zaczął nabierać powietrza by zaprotestować. Finalnie jednak odchrząknął tylko, poprawiając zmarszczki na szacie.
-Tak... W takim razie życzę owocnego wieczoru...- wymamrotał, przekręcając klucz w zamku i otwierając oszklone drzwi na taras.
-No to sprawdźmy jakie to skandaliczne widoki ujrzą nasze oczy. -rzekł gnom do swej towarzyszki rozglądając się ciekawsko.- Bo opowieści o przepychu jakie krążą po mieście...
Nagle zatrzymał się i spytał.- Swoją drogą, nie powiedziałaś mi jeszcze jakie to rozrywki zajmują ci czas, kiedy nie musisz udawać szlachcianki.
Nagle gnom sobie o czymś przypomniał.- A i kota też wpuście.
-Rozrywki? Łażę po karczmach, wkurzam zarządców gildii kupieckich, gram na wyścigach konnych... Wiesz, bogate życie na które powinno mnie nie stać.- wzruszyła ramionami, z uśmiechem obserwując jak kamerdyner czerwienieje i przez zęby cedzi "Oczywiściemójpanie...".

Sargas zaś zadarł ogon i dumnie wkroczył na taras, który faktycznie zapierał dech w piersiach. Oszklone zadaszenie przepuszczało światło gwiazd i księżyca. Magicznie stworzone, fosforyzujące motyle krążyły chmurami nad głowami dość nielicznych biesiadników a wzdłuż skraju tarasu były małe oczka wodne, przechodzące w bajecznie lśniące wodospady.
Do tego wszystkiego należało dodać stoły z czarnodrzewu, uginające się od egzotycznych potraw, pawie krążące pomiędzy gośćmi oraz duże podium dla orkiestry u szczytu tarasu.

Przepych, przepych i...tandetny gust. Widząc atrakcje tarasu przypominały się Jeanowi rodzinne przyjęcia. Oczywiście nie tak bogate i robione z mniejszym rozmachem, ale poza tym... podobne. Po bogatej krewnej Obadiacha... może się spodziewał zbyt wiele? Wszak bibliotekarz był uczonym nudziarzem.
-Aż kusi zapytać, więc jakim cudem stać na nie.- rzekł Jean Battiste rozglądając się po tarasie bardziej ciekawy przebywających na nim osobników, niż samym przepychem.- Mógłbym więc zaprosić cię na rajd po karczmach, niestety przybytki w których bywam nie zawsze są bezpieczne. Portowe knajpy pełne są nieokrzesanych marynarzy.
-Wiem, wiem, wiem.
- Seravine przewróciła oczami.- Jestem kobietą, mogą mnie skrzywdzić, to nie dla mnie. Gadanie!

Spokojnie podeszła wraz z gnomem do najbliższego stołu, by z pewnym krytycyzmem spojrzeć na łososia kłykciowego, przysmak z Baledor, o oczodołach i pysku wypchanymi kawiorem.
-Od trzeciego roku życia, praktycznie pod groźba noża, byłam zmuszana do lekcji baletu. Zapewniam cię, panie Le Courbeu, kopię niczym muł. A to...- uniosła lekko nogę, a Jean dopiero po chwili spojrzał na to co chciała zaprezentować, czyli buty.- A to są czterocalowe obcasy "Pięknej Lukrecji" ze sklepu panny Melaque, najgroźniejsze obuwie świata...
Ze stukotem postawiła stopę na podłodze.
-Umiem o siebie zadbać.- uśmiechnęła się czarująco.
-A jednak... umie milady czarować. Ta zgrabna nóżka mnie... zahipnotyzowała.- rzekł żartobliwym tonem gnom.- Tu jednak nie chodzi o płeć, a ogólnie o męską bandę dziką i wyposzczoną. Niemniej skoro milady podjęła wyzwanie to z przyjemnością będę przewodnikiem pani po świecie równie barwnym jak ten, choć nie tak ładnie pachnącym niestety.
Nalał sobie drogiego trunku i rzekł ze śmiechem.-Acz jednego można być pewnym. Nikt tak nie zmyśla, jak marynarze.
-Domyślam się. Świętej pamięci dziadek był żeglarzem bagiennym. A podobno im większa woda po której ktoś pływa, tym większe bajki przezeń opowiadane. A wierz mi, Jean, mój dziadek potrafił czarować mową nie mniej od ciebie.

Sama także porwała kieliszek i stuknęła nim o kielich gnoma, w nieformalnym toaście.
-Twoje zdrowie.
Stuknęły o siebie kielichy. Wino rozgrzało żołądek. Spoglądając na Seravine, gnom uznał, że nie ma znaczenia jak nudne i wtórne może się okazać to przyjęcie, on zapewne będzie się dobrze bawił w towarzystwie tej kobiety.

Sam gnom dostrzegł jednak coś, co w pewnym stopniu odciągnęło jego uwagę od towarzyszki. A dokładniej postawny jegomość o blond włosach, wbity w uniform floty Conlimote.
Gwiazda dzisiejszego wieczoru i gość honorowy hrabiny. Jack Aubrey.
Mężczyzna stał przy jednym ze stołów i z lekkim uśmiechem konwersował z grupką zebranych dookoła mężczyzn i kobiet.


- A skoro o blagierach mowa. Posłuchamy co też opowiada swym wielbicielom bohater wojenny?- rzekł gnom wskazując ambasador Conlimote.- Przyznaję bowiem, że choć taras cieszy oko, to jedyne co ratuje to przyjęcie w mych oczach to twoje urocze towarzystwo.
Seravine oparła wierzch dłoni na czole, parodiując omdlenie.
-Och tak, wspaniałe opowieści i smrodzie, morzu i rumie.- zaśmiała się perliście, poważniejąc po chwili. Poklepała gnoma po dłoni.- "Ale jeśli ma pan taki kaprys... ?"
Puściła Jeanowi oczko i razem z nim ruszyła w stronę bohatera Mórz Granicznych.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-11-2012 o 15:59. Powód: poprawki
abishai jest offline