Ivor z pustym, nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w filiżankę, kurczowo ściskaną w twardych, szorstkich dłoniach. Pocięte kawałki liści opieszale opadały na dno, ustępując miejsca gęstej, smętnej cieczy.
Herbata. Woda ze smakiem. Ambicje aspirowania do bycia czymś lepszym, aniżeli jest się w rzeczywistości.
Jednak czy aby na pewno warto?
Kosztem przejrzystości i krystaliczności otrzymujemy egzotyczny aromat, gorzki posmak, ciemną barwę i syf na dnie.
Zupełnie jak w życiu...
Wydarzenia na cmentarzu dały do myślenia paladynowi. Sprzeciw wieśniaków powinien wywołać nagłą falę gniewu, lecz zamiast tego młody Firefist czuł tylko lekkie ukłucie żalu. Wieśniacy otwarcie kwestionowali jego rycerskość i wierność wobec bogini. Gdyby nie łgarstwa, którymi "przyjaciele" Petrosa tak rozrzutnie szastali na prawo i lewo to z całą pewnością incydent ze zwłokami profesora mógł przybrać niekorzystny obrót... Cóż to za świat w którym kłamstwo triumfuje nad prawdą, a honor miesza się z błotem?
Im bardziej stara się być kimś lepszym, zrobić coś dobrego dla świata, tym coraz głębiej zanurza się w tym aromatycznym szambie. Czy misja ludzi takich jak on, ma jakikolwiek sens? Czy paladyni są w ogóle potrzebni? Czy to nie relikt przeszłości?
Herbata...
Ze smutkiem spojrzał na Kendrę, uważnie przysłuchującej się opowieści orka.
Skąd Lorrimor wytrzasnął te zakazane gęby? Po burdelach stary pryk nie hulał, w kasynach nie grywał... Może zoo?
Widok diablęcia zdawał się tylko umacniać rycerza w tym przeświadczeniu.
Cóż... Najwidoczniej będzie musiał sobie pogadać z kuzynką na osobności. O ile nie widzi problemu w przetransportowaniu ksiąg, o tyle miesięczna gościna tych zakazanych buziek... Na spokój zmarłych! To nie może się dobrze skończyć.
Z jeszcze większą rezygnacją powrócił do kontempletowania herbaty... |