Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2012, 11:37   #30
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kesy nie interesował złodziej biegający po osadzie. Przyklękła na powrót przy chłopcu. Dotknęła nogi, sprawdzając, jak podziałała jej wczorajsza interwencja i szukając miejsc innych wylewów.

Gorączka zdawało się, rzeczywiście lekko zelżała. Skoncentrowała się i powoli weszła umysłem w ciało chłopca. Krążyła niespiesznie, szacując obrażenia. Kość była złożona bardzo dobrze i zaczęła się już zrastać. Za jakiś czas nie będzie śladu. Weszła dalej i z niepokojem odkryła przerwane naczynie, skąd krew sączyła się do wnętrza nogi. A potem jeszcze kolejne. I następne. W sumie trzy.

Nie było dobrze... Obrażenia były cięższe, niż można się było spodziewać. Zdarzało się jej zaleczać magią niewielkie obrażenia tego typu, ale tak poważnych wylewów dotychczas nie leczyła. Jeśli nawet uda się jej zamknąć naczynia, nie da sobie rady z usunięciem nadmiaru krwi z jamy nogi.

Musiała by przeciąć skórę i mięśnie, oczyścić nogę od środka, a potem na nowo ją zszywać… Było to możliwe – i pewnie dałaby radę – ale istniało ryzyko zakażenia. I chłopiec długo dochodziłby do siebie. Postanowiła, że najpierw da zadziałać naturze. Przy odrobinie szczęścia – i pomocy złoziemnego korzenia – wylew miał szansę wchłonąć się sam.

Wycofała się z ciała chłopca. Znaczyła prześcieradło w wodzie i okryła nim całą postać chłopca. To powinno zbić gorączkę.
Przysiadła i zaczęła jeść, powoli, namyślając się. Wilki.. na ich wspomnienie coś ściskało ją w środku. Strach. Ledwie im się udało.. choć z drugiej strony.. wilki nie będą zapędzać się na trzęsawisko. Poza wszystkim – był jasny dzień.
Postanowiła poczekać na powrót Mateusza.

Wrócił akurat w momencie gdy opróżniła miskę.

- Smakowało? O czym to ja... A no tak. W okolicy zrobiło się niebezpiecznie. Odradzam oddalanie się od osady. Jeśli jednak...



Do chaty wszedł nieznajomy mężczyzna z długim łukiem w mocarnej dłoni i kołczanem pełnym strzał przewieszonym przez plecy. Z oczu bila mu buta i przekonanie o własnej sile. Obrzucił postać kobiety dość niechętnym spojrzeniem.

Za nim wkroczył Bućko.

- Gustaw, poznaj... - zawiesił głos.

- Kesa z Imari, medyczka. Potrzebuję złoziemny korzeń z bagien, żeby uratować nogę dzieciaka. Pójdziecie ze mną?

Łucznik spojrzał na kapłana.

- Pójdę - burknął. - Pewnie, że pójdę. Chociaż to głupota. Wilków w lesie pełno. Dziwnie agresywne. Niebezpieczna wyprawa.

- Pójdę z wami
- rzekł Bućko.

- Ciebie jeszcze nam trzeba - warknął znowu myśliwy. - Dwie baby na głowie. Jeszcze co.

- Bzdury – ucięła krótko Kesa. Ufała umiejętnościom Bućka, a co najważniejsze – jemu najbardziej zależało na dzieciaku. A więc i na powodzeniu wyprawy. Oraz na życiu Kesy, jako takim. - Przeprowadził mnie przez mokradła – powiedziała - i uchronił przed wilkami, choć nie spał dwie noce. Idzie z nami. Kiedy ruszamy?

Bućko wyprężył pierś i spojrzał butnie.

- Skoro mamy iść. Chodźmy - burknął łucznik.

- Niech Shallya ma was w opiece
- kapłan wyciągnął nad nich dłonie, błogosławiąc. - Wracajcie bezpiecznie.

Kesa skinęła głową – Umyje się, wy zjedzcie i możemy iść.

Po chwili była gotowa – sztylet przytłoczyła do uda, a swój łuk przewiesiła ukośnie przez plecy. Uzbroiła się tez w długi, mocny kij, który miał jej pomóc w przedzieraniu się przez mokradła.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline