Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2012, 20:53   #198
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
okolice Silverymoon
5 Ches(Marzec)
2-gi dzień wyprawy
popołudnie


Grupa śmiałków z Silverymoon znalazła się w dosyć dziwacznej sytuacji. A to paru z nich dziwnie osłabło, czy też i dostało pokręconych depresji, nie mając ochoty absolutnie na nic, a jakby tego było mało, to samo dotyczyło rumaków paru z nich. Z całą pewnością wszystko to było zaś sprawką cholernego nekromanty, z którym mieli wcześniej do czynienia.

I wiele osób wprost marzyło, by dopaść go w swoje łapy, i skopać mu blade dupsko za to, co im uczynił.

Wszystko to pozostawało jednak w strefie owych marzeń, po typku bowiem nie było ani śladu, podobnie zresztą, jak i po Lordzie Vanrirze, Carterze, oraz trzem tuzinom zbrojnych. Odjechali oni w swoją stronę, jak najszybciej zostawiając awanturników ich własnemu losowi, będąc zaniepokojonymi zachowaniem owych osób z "Klejnotu Północy". Bo kto w końcu wiedział, czy to, co im dolegało, nie było czasem zaraźliwe?

Grupa została więc pozostawiona samej sobie, a efekty przebywania w paskudnej chmurze zaczęły ujawniać się w pełnej okazałości. Osłabła Vestigia, Saebrineth, Aislin, Yenic, Illisdur i Meggy. Do tego jeszcze u Kapłanki, Elfa, Zaklinaczki, i jasnowłosej Łotrzycy pojawił się iście wisielczy humor i podejście do świata. Z kolei koń Tarina, Daritosa i Elfiego Maga również był osłabiony, a rumak Saebrineth, także i Tarina, oraz dopasowujący się chyba do właściciela - Aislin - nie chciał ruszyć się ani o krok w przód.


Nie wyglądało to wszystko za pięknie. W grupie rozszalały się osłabienia i deprechy, dotyczące zarówno śmiałków, jak i ich rumaków. Nie pozostało więc nic innego, jak przeczekać ten stan, o ile oczywiście mogło to cokolwiek dać. Udali się więc ledwie sto kroków od miejsca, gdzie spotkali jeźdźców, po czym Daritos ponownie wyczarował chatki, by spocząć w nich na noc.

Ta z kolei była często męcząca, wziąwszy pod uwagę pieprzenie od rzeczy co niektórych osóbek.

Przebywanie Aislin w pobliżu Raetara usunęło z niej "humorki", jednak Kapłanka nie posiadała odpowiednich zaklęć, by zaradzić zaistniałej sytuacji aż do następnego dnia... podobnie mało efektywnie miała się sprawa z zaklęciem Zaklinacza. Nic bowiem konkretnego - magicznego - nie wykrył.





okolice Silverymoon
6 Ches(Marzec)
3-ci dzień wyprawy
ranek


Następnego dnia porankiem, sytuacja uległa pewnej zmianie... choć ponownie nie było zbyt kolorowo. Po przespaniu się, uległy bowiem pewne zmiany w stanie zdrowotnym, choć czy wychodziło to na dobre, było zdecydowanie kwestią sporną. Bowiem, jednym się polepszyło, innym z kolei wyskoczyła całkiem świeża chandra, czy i osłabienie.

A niech to szlag...

Osłabiony Paladyn i Łotrzyca, koń Wulframa, Daritosa, Aislin i Arasaadi.

No i marudzący na świat, i właściwie to nawet nie ruszający się z miejsca Wojenny Mag, Paladyn, Łotrzyca i Zaklinaczka. Ponownie zaś protestujący rumak siwowłosej Elfki, Tarina, i wyczarowany magicznie dla Foraghora.

Stetryczała i zawodząca banda, a nie godni uwagi awanturnicy!

~

Ale za to Kapłance Aislin już przeszło, i można było z nią całkiem normalnie pogadać, a co za tym szło, istniała szansa na zakończenie(choć chwilowe?) tego całego pieprzonego cyrku. Po dosyć burzliwej naradzie z nadającymi się do tego awanturnikami, ustalono pewną taktykę, po czym Aislin udała się wymodlić odpowiednie czary, a następnie zaczęto magiczne "eksperymenty". "Usunięcie choroby" i "Usunięcie klątwy" stało się tego poranka ciągle i ciągle powtarzanym rytuałem, trwającym ładny kawał czasu, wspieranym monotonnie przez "Mniejsze odnowienia", "Uzdrowienia", "Przełamania klątwy" i co tylko kto miał, i czym dysponował. Pomagano sobie wzajemnie, przywracano siły i pozbywano pierniczonych dołków, przez co nie tyle, co zacisnęły się odrobinkę bardziej relacje między całym towarzystwem, co zrozumiano, iż w końcu wszyscy jadą na jednym koniu...a propo koni, niestety, ale z rumakiem Saebrineth, Tarina i Foraghora nikt nic uczynić już nie potrafił, pozostawiono więc zwierzęta samopas. W końcu, skoro rumak nie chciał uczynić ani kroku więcej, jaki był z niego pożytek?

Tu jednak i ponownie pomógł Daritos, przywołując dla potrzebujących konieczny do dalszej podróży transport.

Koniec końców, wszyscy wyleczeni i w pełni zdrowia, oraz wigoru psychicznego udali się w dalszą podróż, bogatsi chyba o kolejną życiową nauczkę, by nie zaczepiać być może każdego napotkanego na drodze jegomościa, choćby nawet nie wiadomo jak niezdrowo pokręcone miał zainteresowania...


***


Dokładnie w południe natrafiono na rozgałęzienie traktu. Z map, jakie posiadali, wynikało zaś, iż obie drogi prowadziły do rzeki Rauvin, i do mostów pozwalających na jej przebycie, kwestią zaś ogólnie pojętego poczucia obowiązku, i może nieco własnego nosa, okazało się wybranie właściwej drogi? W końcu bowiem obie i tak prowadziły nadal do celu ich wyprawy, jakim był "Grzbiet Świata"... nie do końca jednak. Bowiem zarówno Raetar, jak i już Wulfram, posiadali odpowiednie informacje, i obaj zdecydowali się na trakt i most położony bardziej w północnym kierunku.

Po wielce zadufanym Lordzie i jego ludziach nie było z kolei ani śladu, najprawdopodobniej udali się więc oni właśnie tą drugą drogą...




~


Godzinkę później, oczom podróżujących ukazał się dziwny widok. Całkiem przypadkiem - choć o najbystrzejszym wzroku - Vestigia zauważyła to pojawiające się, to znikające po krótkim momencie zabudowania, wyglądające jak karczma? Kierunek jej spojrzenia podłapała szybko Saebrineth, następnie zaś Daritos, ktoś się w końcu odezwał, i wszyscy już po chwili wpatrywali się w owe dziwadło.

Całkiem niedaleko drogi, będąca już z całą pewnością rozbudowana karczma z dymiącymi kominami, położona przy wartkim, szerokim strumieniu, posiadająca nawet młyńskie koło, wyglądała dosyć obiecująco. To mogła jednak równie dobrze być ułuda, jakaś pułapka zwabiająca w to miejsce nieostrożne osoby... możliwości było naprawdę wiele. Był jednak i szyld na drodze, przedstawiający kłos zboża i napis głoszący "Stary Kłos", był i głód jaki awanturnikom odrobinę dokuczał, fakt nie brania kąpieli już od dwóch dni, była i ciekawość.


Szpica w składzie osobowym Vestigia, Saebrineth i cholerny Foraghor, podkradła się nieco, sprawdzając owe fatum. Mostek był najprawdziwszy w dotyku, i słup z szyldem na drodze tuż przed karczmą, i zapach dymu z kominków... i cholerny rumak Aislin zarżał, zdradzając ich obecność blisko zabudowań. Uchyliła się po chwili okiennica, a ktoś powiedział kobiecym głosem "O bogowie", równie szybko ją zamykając.

Nie było więc chyba sensu już się ukrywać i podkradać, a skoro grupka z Silverymoon nie miała wrogich zamiarów, mogli spokojnie podjechać? W końcu to była już z całą pewnością jedna z przydrożnych karczm, jakich to pełno jak świat długi i szeroki, a ostała się cała mimo Orczej armii grasującej na Północy ponieważ...?

~

Gdy kulturalnie zawalono w drzwi wejściowe, oznajmiając wszem i wobec pojawienie się gości, te uchyliły się ze skrzypnięciem, i męskimi słowami, potwierdzającymi, iż są otwarte. A gdy grupka znalazła się w środku, ujrzała przerażone pół tuzina kobiet i mężczyzn w różnym wieku, chowających się za ladą przed właśnie nimi. W drżących dłoniach dzierżyli mizernie wyglądający oręż.


Mężczyzna z kuszą i kobieta z mieczem w dłoniach.



Jakiś młodzian z włócznią.



Dwie młódki z...kuchennymi nożami.



Para Elfów z łukami.


Stadko to, wpatrywało się w grupę awanturników pakujących się do karczmy, niemal robiąc pod siebie ze strachu... choć Długousi trzymali się bardziej, dzielnie celując z łuków.
- Cze...czego chcecie? - Odezwał się niepewnym głosem ludzki mężczyzna mierzący z kuszy.










.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline