Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2012, 16:11   #128
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
- Witajcie w Światłości, o nieznajomi. Czy mogę poznać cel waszej wizyty?

Prychnął rozbawiony wyglądem młodzika. Dopiero potem zastanowił się jak to możliwe, iż takie odzienie pozwala my wytrzymać w tym mrozie. Jeszcze później stwierdził, że w sumie nie powinno go to obchodzić. Nie jego sprawa.

- Wracaj do chałupy chłystku nim ci tyłek obmarznie. - Zadrwił bezczelnie, nie pierwszy i nie ostatni raz.

- Nie mogę. - Chłopak zdawał się nie dostrzegać drwiny. - Dokąd zmierzacie?

- Zamiast oczekiwać odpowiedzi, może byś najpierw powiedział kim jesteś? - odezwał się Ankarian. - I co do cholery robisz sam w takim miejscu i w takim stroju? - na samą myśl, że mógłby mieć na sobie tylko spodnie, zrobiło mu się zimniej.

- Panowie uspokójcie się nieco.- Powiedział Gelid spokojnie.- Jedynym celem naszej wizyty jest spokojnie przejście dalej młodzieńcze.

- Tyle pytań. Nie wiem, na które odpowiedzieć jako pierwsze. Jestem nikim. To moje imię - Nikt. W naszej wiosce wszyscy się tak nazywają, żeby przypominać nam, czym jesteśmy w spojrzeniu Jedynego. Niewielu z nas nosi prawdziwe imię - żeby je zdobyć, trzeba na nie zasłużyć. Spytałem się tylko z ciekawości, nie miałem zamiaru nikogo zdenerwować. Przepraszam. Jestem tutaj sam i w takim stroju, gdyż jest to moja kara za obrazę Jedynego.

Wioska wydawała się opuszczona, wprawdzie trudno się było dziwić mieszkańcom że nie mają ochoty wychodzić na ziąb kiedy mogą siedzieć w ciepłych domach, ale i tak miejsce wywoływało w Arabelli jakiś wewnętrzny niepokój. Niemal podskoczyła słysząc głos, a kiedy zobaczyła kto przemówił wzdrygnęła się i pod ubraniem cała pokryła gęsią skórką, bynajmniej nie ze strachu. Chłopak albo miał jakiś dar podobny do tego którym obdarował ją demon, albo zupełnie zwariował. Po wymianie zdań jaka wywiązała się pomiędzy nim, a członkami drużyny była skłonna przychylić się do drugiej wersji. Kolejni ludzie oddani czemuś tak, że wyrzekli się własnych imion? Jakby mało było jednego “ambasadora”. Jakaś sekta? Wzdrygnęła się po raz kolejny tym razem już nie z zimna. Doprawdy dziwni są mieszkańcy Północy. Współczuła młodzieńcowi, ale nie wiedziała jak miałaby mu pomóc, nie odda mu przecież swoich rzeczy, a pukając by porozmawiać z mieszkańcami chaty mogła by mu narobić tylko większych kłopotów. Coś zaświtało jej w głowie, wysłała myśl do swojego ognistego towarzysza, pytała czy nie mógłby podzielić się ciepłem z chłopakiem tak jak zrobił to wczoraj z nią.

Kontakt z demonem ostatnio nie był najlepszy. Najwyraźniej aby móc się z nim porozumieć, Arabelli potrzebna była silna determinacja. W związku z tym, nie była w stanie powiedzieć, czy demon spełnił jej prośbę, dopóki nie zauważyła, że chłopiec zachowuje się, jakby było mu nieco cieplej.

- Hm... Jeżeli to możliwe, mam do was prośbę, o nieznajomi. Chciałbym z wami podróżować.

- Rzecz to jasna, że i owszem. Śmiało - sparodiował ton miły i radosny z pozyskania nowego kompana. - Co ty sobie gówniarzu myślisz? Więcej dziwolągów nie trza mi do kompanii. Won bo... Chyba, że i złoto masz? - zaryzykował pytanie.

Arabella widząc, że chłopiec jakby mniej się trzęsie podziękowała w myślach swojemu demonowi, nie wyczuwała co prawda w żaden sposób jego obecności, ale była pewna że ją słyszy inaczej nie mógłby spełnić prośby. Miała nadzieję, że kara nie potrwa już długo i młody „nikt” się nie pochoruje.

Biedaczek chyba nie miał w wiosce lekko skoro był gotów iść z nieznajomymi byle się stąd wydostać. Alnin jak zwykle miał to wszystko gdzieś. Mogła przywyknąć do tego że ma ją za potworzycę, ignorować jego idiotyczne uwagi, ale wszystko ma swoje granice.

- Zamknij się wreszcie! Jakim prawem chcesz decydować o tym kto jest w „kompani” a kto nie? Po jaką cholerę wszystkich obrażasz? Jak śmiesz mu grozić, albo żądać czegokolwiek? Jeszcze jedno takie zagranie i spalę ci gacie do gołej dupy!- wycedziła do najemnika trzęsąc się z gniewu. W jej oczach płonęła furia, wiedziała że jest słabsza od człowieka z bliznami, ale w tej chwili była absolutnie pewna że jeśli tamten spróbuje znowu ironizować, albo uśmiechnie się głupio to go zdzieli z pięści przez łeb i da demonowi wolną rękę w urzeczywistnianiu groźby.

- A któż będzie decydował? Ledwo poznany najmita? Małomówny jegomość, który przy każdej możliwej sytuacji znika bez wieści? Zdesperowany zabójca? - to powiedział nieco ciszej. - A może i owy ktoś, kto nawet nie jest człekiem? - Zaśmiał się typowo jak dla niego, czyli z odrobiną pogardy i bezprzyczynowego zadowolenia. - Jak śmiesz mi grozić? - odrzekł o dziwo spokojnie. - Pewnikiem wiesz, iż nim zdążysz jakkolwiek rozżarzyć mi gacie zalejesz się szkarłatem. - Wzruszył, jak gdyby bezradnie, ramionami. - Ja nie miewam skrupułów i nie zawaham się. Cholera - westchnął.- Począłem gadać z tobą. Do czego to doszło. - Pokręcił głową.

Gregorius westchnął delikatnie, potrząsając z rezygnacją głową. Wskazał palcem na Arabellę.

- Ty. Staraj się w miarę możliwości nie prowokować ludzi silniejszych i głupszych od siebie. - przeniósł swój palec na Alnina - Ty. Wbij sobie do głowy choć odrobinę sensu, i zacznij rozumować. O, i naucz się respektu wobec płomieni. Zwłaszcza na północy. - ponownie poruszył dłonią, by zatrzymać ją wskazującą w kierunku chłopaka. - Ty. Ta grupa podąża z niebezpieczną misją. Jeśli z nami pójdziesz nie tylko będziesz nas opóźniać, niemal na pewno zginiesz. Zostajesz. Bez dyskusji. - Opuścił rękę, i odezwał się do całości grupy. - I tak, skoro wszyscy macie zamiar zachowywać się jak banda kretynów, i grozić sobie przemocą bez powodu, ja będę podejmować decyzje. Bo ktoś musi. A wy najwyraźniej jesteście do tego niezdatni. Jakiś sprzeciw?

No i stało się, przepełniła się czara goryczy, kiedy tylko na twarzy najemnika wykwitł uśmiech Arabella starciła nad sobą panowanie, nie słyszała już dalszych słów, bliznowaty mógł sobie mówić co tylko chciał i tak było już za późno. Rzuciła się na niego wyprowadzając cios pięścią prosto w jego szpetną gębę i jednocześnie siłą swego gniewu zachęcając demona do natychmiastowego podjęcia działania. Gregorius chyba nie spodziewał się że sprawy przybiorą taki obrót, ale Alnin w jednym miał rację, Arabella nie była w pełni człowiekiem jej orcza natura właśnie doszła do głosu i wzięła nad nią górę. Nie tylko najemnik miał w sobie coś z bestii.

- A ciebie ktoś pytał o zdanie? - warknął Ankarian, patrząc na Gregoriusa. Przywódca się znalazł. Zaraz może jeszcze będzie chciał, aby mu oddawać pokłony, bo podjął decyzję. - Dopiero do nas dołączyłeś, więc masz najmniej do gadania i to zrozum. Jak ci to nie odpowiada, to możesz wracać, albo samemu podróżować do celu - ta całą sytuacja powoli zaczęła mu działać na nerwy. Wskazał ręką na chłopaka. - Skoro tak ci zależy. Idź z nami. Tylko nie myśl, że ktoś się będzie tobą opiekował. A wy... - miał zamiar coś powiedzieć do Alnina i Arabelli. Jednak zobaczył, że nie ma to sensu. - Najlepiej się pozabijajcie - pokręcił głową z rezygnacją.

Jak tylko Alnin zaczął się śmiać, Arabella zaatakowała.

Cios z zaskoczenia sięgnął celu. Alnin zatoczył się do tyłu, ale nie odniósł większych obrażeń i szybko odzyskał zdolność do obrony.

Arabella wcześniej poprosiła demona o interwencję. Pomoc nadeszła, lecz najwyraźniej demon nie poradził sobie z odpowiednim umiejscowieniem swoich akcji w czasie i przestrzeni drugiego świata, gdyż ogień pojawił się w miejscu, w którym Alnin stał, ale zanim Arabella zaatakowała. Chmura ognia objęła na chwilę obydwojga walczących - szczęśliwie bądź nieszczęśliwie, nie miała dużego natężenia i dzięki grubym warstwom odzieży noszonym ze względu na mróz nie spowodowała żadnych obrażeń.

Mimo to, zarówno na ubraniu Arabelli jak i Alnina pojawiły się języki ognia.

Chłopiec przez chwilę patrzył oniemiały. Potem zaczął mówić z przejęciem, ale cicho, tak jakby bał się, że ktoś go usłyszy.

- Nie możecie tu walczyć! Przelanie krwi w Światłości to obraza Jedynego! Przestańcie! Poza tym, nie chcecie chyba, żeby mieszkańcy uznali, że zakłócacie ich... naszą uroczystość!

- Ty suko... - wycharczał przez zaciśnięte zęby. Splunął mieszanką gęstej śliny i ciemnej krwi. Mimo chęci nie zrewanżował się, choć miał na to ochotę. Nie zrobił tego z przyczyn czysto teoretycznych - gdyby dopuścił przy wszystkich zgromadzonych aktu przemocy wobec kobiety rychło każdy skoczyłby w jej obronie, nie patrząc nawet na to, iż nie jest ona człowiekiem. Takim sposobem musiałby sprostać conajmniej piątce.

Świdrował ją przerażającym spojrzeniem. Można by przypuszczać, że lada chwila uśmiechnie się, aczkolwiek nie zrobił tego.

- Bacz byś nie przebudziła się pewnego ranka z nożem w plecach. - Dodał spokojniej, o wiele spokojniej. - Ty zaś brudny najmito bacz również. Jeszcze raz poczniesz wskazywać i pouczać, a będziesz szukał swego palca na ziemi. Herszt się kurwa znalazł.

Nie do końca tak to miało wyglądać, jednak mimo niecelnego ataku demona Arabella była zadowolona. Starcie szyderczego uśmiechu z twarzy najemnika własną pięścią przyniosło jej znacznie więcej satysfakcji niż mógłby najbardziej nawet spektakularny wybuch płomieni.

Z zadowoleniem stwierdziła, że Alnin nie odważy się jej zaatakować, tym razem to jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.

-I ty się pilnuj, inaczej wilki zakosztują pieczonego ludzkiego mięsa.- odpowiedziała własną groźbą i równie twardym spojrzeniem, dogaszając płomyki tlące się jeszcze gdzie nie gdzie na jej odzieniu. Podziękowała też w myślach demonowi za próbę wsparcia.

- Nie służymy w wojsku! Nikt z nas nie ma żadnej władzy nad pozostałymi, przestańcie ją więc sobie uzurpować. Każdy decyduje za siebie.- przemówiła jeszcze by uciąć w zarodku kolejną dyskusję mogącą doprowadzić do konfliktu.

Potem zwróciła się łagodnie do chłopca:

-Nie chciałam zakłócać uroczystości ani obrażać nikogo...-tu ponownie zwróciła się w stronę Alnina- poza tym gburem, który nazywa innych dziwolągami sam wyglądając jakby ktoś pomylił jego twarz z pieńkiem do rąbania drew.

- Jeśli jesteś pewien że właśnie tego chcesz, choć z nami. Jednak Ankarian i Gregorius mają rację, nie możemy się tobą opiekować, podróż nie będzie bezpieczna i nie wiemy co czeka nas na miejscu.- zamilkła czekając jaką też młodzieniec podejmie decyzję. Gdyby zdecydował się iść, zamierzała poczekać, aż zabierze swoje rzeczy i przygotuje się do drogi.

- Obaczymy kogo wpierw zjedzą. - Ruszył by gdzieś dalej na uboczu poczekać na kompanię i ochłonąć przy okazji. - Choć pewnikiem i one brzydzić się będą takim plugawym potworem.
 
Issander jest offline